„Mój brat to kanalia. Jestem samotną matką, a on moim kosztem zbił majątek. Znów dałam się oszukać, naiwniaczka”

Kobieta, którą oszukał brat fot. Adobe Stock, Catalin Alexa
„Romek powiedział, że działka to zwykły ugór i jest niewiele warta. Pokazał mi nawet wycenę i rzeczywiście, wszystko się zgadzało - mogłam spokojnie zrzec się spadku. Braciszek zapomniał mi jednak wspomnieć o pewnym istotnym szczególe…”.
/ 30.01.2022 11:38
Kobieta, którą oszukał brat fot. Adobe Stock, Catalin Alexa

Starszy brat powinien być opiekunem i przyjacielem swojej siostry. Mój zawsze wydawał mi się potworem. Głupia mała dziewczynka – tak zawsze o mnie mówił, choć nie byłam wcale dużo młodsza od niego. Romek jednak nigdy nie traktował mnie poważnie. Raczej odnosił się do mnie jak do jakiegoś zwierzątka. Może i miłego, ale niezbyt rozgarniętego.

Kiedy byłam całkiem mała, wydawał mi się niedostępny. Czasem nawet się go bałam. Nigdy nie miałam w nim wsparcia. Ludziom się wydaje, że jak dziewczynka ma starszego brata, to z pewnością jest przez niego rozpieszczana i noszona na rękach. Z nami tak nie było…

Brat lubił mi rozkazywać. Często mnie strofował i mówił, co powinnam robić i jak się zachowywać. Rodzice nie mieli pojęcia o tym, jak mnie traktuje. Myśleli, że się mną opiekuje i kiedy idą do pracy, jestem w dobrych rękach. Tymczasem Romek wyznaczał mi na przykład grafik prac porządkowych, według którego w każdy piątek miałam sprzątać jego pokój, w czwartki łazienkę i tak dalej. Mamie do głowy by nie przyszło, że to wszystko robię, a ja się bałam jej pożalić.

Przecież ona najczęściej była w biurze, a ja zostawałam w domu sama z Romkiem. Dopiero by mi dał, gdyby uznał mnie za skarżypytę! Bałam się nawet pomyśleć, jak by mnie ukarał.

Zostawił mnie na pastwę kumpla

Kiedy zaczęłam dorastać, moje stosunki z bratem stały się jeszcze gorsze. On był już dorosły i wydawałoby się, że powinien zająć się swoimi sprawami, ale nie! Bez przerwy szpiegował, czy mam już jakiegoś chłopaka, czy z którymś się spotykam.

– Jak tylko zobaczę, że się z kimś całujesz, to mu nogi z dupy powyrywam! I tobie też! – słyszałam.

Wciąż mnie kontrolował, przeglądał moją szkolną torbę, otwierał pocztę i grzebał w szufladach. Nie miałam żadnego prywatnego życia i w tych warunkach nie w głowie mi były jakiekolwiek bliższe znajomości. Nawet kiedy zdałam już maturę, Romek wciąż dopytywał się, czy kogoś już mam. A ja nadal nie szukałam bliskości żadnego mężczyzny... Wszyscy wydawali mi się podobni do brata.

Stroniłam od kolegów. Nawet jeśli któryś chciał mnie zaprosić do kina, z punktu odmawiałam, czując, że więcej będzie z tego komplikacji niż przyjemności.

W końcu Romek zmienił front i zaczął się naśmiewać, że żaden facet mnie nie chce.

– Nie martw się, znajdę ci męża – oznajmił mi pewnego dnia.

Romek miał bliskiego kumpla. To właśnie jego upatrzył sobie na mojego partnera. Irek, podpuszczany przez Romka, szybko zrobił się naprawdę namolny. Nie znosiłam go i unikałam, jak tylko mogłam. Kiedy do nas przychodził, natychmiast uciekałam do swojego pokoju.

Pewnego dnia Romek przyprowadził Irka, kiedy akurat brałam prysznic, i zostawił nas samych w mieszkaniu. Nie wiem, na co mu dał przyzwolenie, ale kiedy niczego nie podejrzewając, wyszłam z łazienki w samym ręczniku, nagle poczułam ręce Irka na swoich gołych ramionach... Wpatrzony we mnie zamglonymi oczami bełkotał coś o tym, że zrobi ze mnie kobietę.

Przestraszona wyrwałam mu się, odpychając go na ścianę. Złapał mnie wtedy za ręcznik, który zsunął mi się z ciała, więc tak jak mnie pan Bóg stworzył uciekłam do kuchni. Irek pobiegł za mną. Na szczęście zdążyłam złapać to, co było pod ręką, czyli wielką patelnię i przyłożyłam mu nią w głowę. Osunął się na podłogę, a ja zarzuciłam na siebie płaszcz i wybiegłam z mieszkania.

W tamtej chwili nienawidziłam swojego brata bardziej niż kogokolwiek na świecie. Spotkałam go przed blokiem i wykrzyczałam mu na całe gardło, że jeśli nie zostawi mnie w spokoju, to go zabiję. Wtedy naprawdę miałam ochotę to zrobić...

Po tym incydencie brat jakby mi odpuścił i zajął się sobą. Zresztą wkrótce potem się ożenił i wyprowadził z domu. Dopiero wtedy trochę odetchnęłam. Zaczęłam wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi i otwierać na ludzi. W pracy poznałam Sławka i zakochałam się. Szybko wzięliśmy ślub.

Pierwsze miesiące były cudowne. Ale kiedy na świat przyszedł nasz synek, wszystko zaczęło się psuć. Mąż nie pomagał mi przy dziecku, przestał także cokolwiek robić w domu. Wolał wyjść na piwo z kolegami, a mnie traktował jak służącą. Godziłam się na to, bo przecież byłam przyzwyczajona do złego traktowania. Moje małżeństwo bardzo przypominało stosunki między mną a bratem. Wydawało mi się, że tak po prostu musi być, że taki już widać mój los...

Nikt z bliskich nie wiedział o moich małżeńskich kłopotach, ponieważ rodziców nie chciałam martwić, a bratu za nic bym się nie przyznała, że źle wybrałam sobie męża.

Po śmierci mamy coś we mnie pękło…

Bardzo przeżyłam jej odejście, bo uświadomiłam sobie, jak krótkie jest ludzkie życie. Miałam 32 lata i niewiele zaznałam szczęścia. Czy tak już będzie do samego końca?

Nie chciałam tego. Znalazłam w sobie siłę i odeszłam od męża. Zamieszkałam z synem u koleżanki. I tam, ku mojemu zdumieniu, odnalazł mnie mój brat, z którym od dawna prawie nie utrzymywałam kontaktów. Kiedy zobaczyłam go w drzwiach, od razu poczułam się nieswojo. Przecież z jego strony na pewno nie może mnie spotkać nic dobrego.

„Pewnie zacznie się ze mnie naigrawać, bo mi się nie powiodło i zostałam samotną matką” – pomyślałam ze strachem. Tymczasem, o dziwo, Romek wydawał się przejęty faktem, że moje małżeństwo się rozpadło i nie mam gdzie mieszkać. Zaproponował, bym przeprowadziła się do niego.

– Siostra, znajdziemy ci dobrą pracę, a z czasem pomyśli się o mieszkaniu – usłyszałam ku swojemu wielkiemu zdumieniu.

Widząc moją niewyraźną minę, uśmiechnął się i stwierdził:

– Przecież jesteśmy rodziną, a rodzina musi się trzymać razem.

Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę...

Zamieszkałam z bratem w jego dużym, wygodnym domu. Dostałam do dyspozycji całe poddasze – dwa pokoje z łazienką. Bratowa, którą słabo znałam, okazała się całkiem miłą osobą. Dotychczas wydawała mi się raczej oschła i wyniosłaa także władcza, zupełnie jak mój brat. Teraz było jednak widać, że bardzo się stara, abym w ich domu czuła się naprawdę dobrze.

Będę mieć własne mieszkanie?

Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie mogę mieszkać wiecznie z bratem i bratową. Mijały kolejne miesiące, a ja coraz częściej zastanawiałam się nad wyprowadzką. Tylko dokąd? Wprawdzie brat faktycznie pomógł mi znaleźć pracę, lecz nie zarabiałam w niej żadnych kokosów.

Ledwie wystarczyło na utrzymanie mnie i dziecka, a przecież nie płaciłam czynszu ani żadnych rachunków u brata. On zresztą nawet nie chciał o tym słyszeć. „Jak sobie poradzę, kiedy będę na swoim? Wynajęcie mieszkania tyle kosztuje!” – rozpaczałam.

Aż pewnego dnia brat wystąpił z propozycją, która zaparła mi dech w piersiach:

– Słuchaj, rozmawiałem ostatnio z żoną o twojej sytuacji i mamy pewien plan – powiedział. – Jak wiesz, po śmierci taty na spółkę odziedziczymy mieszkanie i działkę. Działka to zwyczajny ugór bez specjalnej wartości, a mieszkanie taty ma dwa pokoje, w sumie 50 metrów kwadratowych, i jest dzisiaj warte jakieś… – brat wymienił niezbyt wielką sumę. – Możesz, oczywiście, nadal mieszkać ze mną, możesz też wyprowadzić się do taty, ale najlepiej jednak żyje się na swoim, prawda?

Nie miałam pojęcia, do czego Romek zmierza. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad spadkiem... Poza tym tata przecież wciąż żył. I oby tak było jak najdłużej. Po co więc rozmawiać o takich rzeczach?

– Mamy z Lidką pewne oszczędności – ciągnął mój brat. – Nie są wielkie, ale wystarczy, żeby cię spłacić. Dostaniesz od nas pieniądze na dwupokojowe mieszkanie. Mogę nawet pomóc ci je kupić i załatwić wszelkie formalności. W zamian za to zrzekniesz się spadku po rodzicach. Co ty na to?

Odkryłam prawdę przypadkiem

Łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu, kiedy zrozumiałam, o czym mówi Romek. Miałabym mieć swoje własne mieszkanie. Tak po prostu, nie czekając na śmierć ojca i bez zbędnych sądowych korowodów i postępowań spadkowych... Od ręki.

To była bardzo korzystna propozycja. Spadek wedle słów Romka nie przedstawiał dużej wartości, więc nie miałam wiele do stracenia. Mieszkanie było nieduże. O działce, którą ojciec odziedziczył po swoim wuju, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, w ogóle nie pomyślałam. Była to bardzo licha ziemia, położona gdzieś pod lasem i od lat przez nikogo nieuprawiana.

Pojechaliśmy tam kiedyś razem z rodzicami, aby zobaczyć, jak wygląda. Z tej wyprawy pamiętam tylko jakiś smutny krajobraz i chaszcze.

Potem też nigdy specjalnie nie interesowałam się tą działką. Wiedziałam, że Romek sprawdzał całkiem niedawno, ile jest warta, i były to jakieś naprawdę śmieszne pieniądze. Zdecydowanie mniejsze niż cena pokoju z kuchnią. Zresztą sama widziałam tę wycenę.

Nie wierzyłam własnemu szczęściu, że brat chce mi podarować mieszkanie złożone aż z dwóch pokoi. I to naprawdę duże, 42 metry kwadratowe. Znalazł je dla mnie i kiedy mnie tam zabrał, pomyślałam, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Osiedle było stare i tonęło w zieleni. Blisko przychodnia, szkoła. Jasiek, mój synek, także był tym wszystkim zachwycony.

Ustaliliśmy we troje, że ojciec podaruje Romkowi swoje mieszkanie i działkę, z zaznaczeniem, że ma mnie spłacić. A ja za otrzymaną kwotę od razu kupię to wybrane mieszkanie.

Tak też się stało. Wszystko załatwiliśmy jednego dnia. Nawet kupno mojego mieszkania, gdyż Romek umówił jego właścicieli do notariusza na kolejną godzinę, po podpisaniu dokumentów o darowiźnie.

Byłam oszołomiona tym, jak sprawnie to poszło i szczęśliwa, że mam akt własności w ręce. Po raz pierwszy w życiu miałam coś własnego, czym mogłam dysponować i co należało tylko do mnie.

Kiedy już jako tako urządziłam się w nowym miejscu, postanowiłam wyprawić rodzinny obiad. Dzień przed umówioną datą zadzwoniła bratowa i powiedziała, że oboje źle się czują, chyba wzięła ich grypa, więc chcą w weekend podkurować się w domu i, niestety, nie przyjadą. Byłam zawiedziona, tym bardziej że moje późniejsze próby zaproszenia ich do mnie także spełzły na niczym. Zawsze wypadało im coś niespodziewanego.

Postanowiłam się jednak tym nie przejmować. W końcu miałam ukochanego syna, piękne mieszkanie i pracę. Czułam się bezpieczna i spokojna. Wiedziałam także, że jeśli by się coś działo, to mogę liczyć na brata. W końcu już raz mi pomógł…

Jaka to była tak naprawdę „pomoc”, przekonałam się kilka miesięcy później i to przypadkiem. Szef wysłał mnie w delegację razem z kolegą. Wlekliśmy się strasznie, bo wszędzie były budowy i objazdy.

– Na całym świecie potrafią błyskawicznie zbudować autostradę, a u nas sprawy ciągną się latami! – denerwował się Leszek. – Chociażby taki odcinek pod… – wymienił nazwę miejscowości. – Zastanawiali się przez lata, którędy tam puścić nitkę autostrady, aż w końcu zupełnie zmienili plany i pójdzie ona pod … – tym razem wymienił znane mi miasteczko.

– Gdzie? – spytałam, tknięta nagłym niepokojem.

Powtórzył nazwę. Tak, nie było już wątpliwości. W tej okolicy znajduje się działka po wuju…

– Masz pojęcie, jak tam poszły teraz w górę ceny działek? – ciągnął niczego nieświadomy Leszek. – Ci właściciele to prawdziwi szczęściarze. Mieli nic niewarte ugory, które teraz zamieniły się w żyłę złota.

Nic już nie mogę zrobić

O jaka byłam naiwna. Kiedy po powrocie z delegacji przejrzałam stare informacje w internecie, przekonałam się, że o zmianie trasy autostrady mówiło się już od dłuższego czasu. Ale ja przecież nie jestem kierowcą, więc nie interesowały mnie te tytuły i nagłówki. Mój brat doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będę o niczym wiedziała, i nawet przez chwilę nie pomyślę, że coś knuje.

I tym sposobem, kosztem naiwnej siostry, zrobił świetny interes. Kupił mieszkanie warte maksimum 300 tysięcy, a sam na tej transakcji zbił wielokrotnie większe pieniądze. Z marnych dziesięciu tysięcy metrów ugoru pod lasem zrobiła się bardzo atrakcyjna działka, położona tuż przy autostradzie.

W dodatku mniej więcej w tamtej okolicy planowana jest budowa zjazdu, więc ziemia nabierze jeszcze większej wartości… Jeśli Romek sprzeda ją pod jakiś motel, restaurację czy stację benzynową, będzie naprawdę bardzo bogatym człowiekiem.

Dziś nic już nie mogę zrobić w sprawie darowizny. Nie śmiem nawet powiedzieć ojcu, jak Romek mnie wykorzystał, bo wiem, że to by złamało mu serce. Niczego to nie zmieni, bo został spisany akt notarialny i klamka zapadła. Zresztą, mój brat będzie szedł w zaparte, że nic nie wiedział o zmianie planów przebiegu autostrady. Przecież robił wcześniej wycenę ziemi, którą widziałam na własne oczy.

Muszę spojrzeć prawdzie w oczy – nie mogę nawet powiedzieć, że mnie oszukał, bo właściwie nie zrobił tego. On po prostu po raz kolejny wykorzystał moją naiwność.

Czytaj także:
„Narzeczony porzucił mnie tuż po rozesłaniu ślubnych zaproszeń. Swoje łzy wylałam w rękaw jego najlepszego przyjaciela”
„Zajrzałam do pamiętnika córki. Napisała, że mnie nienawidzi i że planuje swój >>pierwszy raz<<. Nie miałam o tym pojęcia”
„Ojciec uknuł intrygę, żeby poznać mnie ze swoją kochanką. Postradał zmysły lub oszalał, musiałam zareagować”
 

Redakcja poleca

REKLAMA