„Mój brat przeistoczył się w zamroczonego alkoholem potwora. Nikt oprócz mnie nie chciał podać mu ręki”

Mój brat wpadł w alkohol i narkotyki fot. Adobe Stock, Srdjan
„Moi rodzice pomagali Adamowi przez długi czas, aż wreszcie okazało się, że wszyscy w rodzinie jesteśmy współuzależnieni i powinniśmy pozwolić mojemu bratu odejść. Obiecałam rodzicom, że nie będę mu pomagać, ale w tajemnicy nadal płaciłam jego rachunki i zaopatrywałam w jedzenie".
/ 17.10.2022 08:45
Mój brat wpadł w alkohol i narkotyki fot. Adobe Stock, Srdjan

Jak co tydzień w środę weszłam do osiedlowego sklepu i sięgnęłam po koszyk. Wrzuciłam do niego sok z aronii, wodę, chleb i paczkę wędlin. Przy stoisku z warzywami wybrałam kilka pomidorów. Zastanawiałam się chwilę nad jogurtami.

Wzięłam też dwie paczki pierogów z mięsem. Idąc w stronę kasy, zatrzymałam się obok regałów z alkoholem.

Jeśli nie kupię tego teraz, będzie jak zawsze

Adam nie da mi spokoju, będzie błagał i prosił. Znałam go aż za dobrze. Zawsze było tak samo. Czasami przychodziliśmy tutaj razem; wtedy pozwalałam mu wybrać to, na czym najbardziej mu zależało. Patrzyłam na stojące równo w rzędzie butelki wódki. Chwyciłam pierwszą z brzegu i ułożyłam ją na zmrożonych paczkach z pierogami.

Zimna jest przecież najlepsza. Obsługująca mnie kasjerka doskonale wiedziała, kim jestem i dla kogo robię zakupy. Uśmiechnęła się do mnie jakoś tak dziwnie, jakby ze współczuciem. Uchwyty siatek wrzynały mi się w dłonie.

Mimo to szłam wolno, jakbym chciała odwlec w czasie ten przykry moment, gdy dotrę na miejsce. Za każdym razem bowiem, gdy tutaj przychodziłam, cierpiałam. Blok był strasznie zaniedbany, a winda nie działała od marca. Musiałam wspinać się mozolnie na ósme piętro, taszcząc ze sobą truciznę w butelce.

Zastanawiałam się, w jakim Adam będzie dzisiaj stanie. Stałam przez chwilę pod jego drzwiami, nasłuchując dźwięków z wewnątrz mieszkania.

Modliłam się, żeby mi otworzył, kiedy zapukam

Najbardziej się bałam, że zastanę zamknięte drzwi i po godzinie oczekiwania będę musiała zadzwonić na policję. Funkcjonariusze wezwą straż, a później przyjdzie pora na lekarza potwierdzającego zgon. Otworzył mi po kilku chwilach i uśmiechnął się.

– Cześć siostra – powiedział i od razu sięgnął po torbę z zakupami.

Chociaż wydawało się to niemożliwe, mój młodszy brat był jeszcze chudszy niż tydzień temu. Patrzyłam, jak ciągnie za sobą ciężką od zakupów torbę, a na jego przedramieniu uwypuklają się słabe ścięgna. Był szary, kruchy i słaby, jakby wycięty ze starej kartki papieru. Jeszcze trochę i obróci się w proch…

– Kupiłaś pierogi. Bomba – ucieszył się.

Weszłam za nim do brudnej kuchni i otworzyłam na oścież okno. Miałam wrażenie, że za chwilę zadławię się od panującego tu smrodu.

– Zimno będzie – zauważył.

– Chcę z tobą porozmawiać – powiedziałam. – Musisz z tym skończyć.

– Z czym?

Z alkoholem. Z narkotykami. Z takim życiem.

Roześmiał się. Zawsze tak robił, kiedy się bał.

– Jeśli czegoś ze sobą nie zrobisz, przestanę tu przychodzić. Nie mam już siły. Nie mam!

– Matka i ojciec przekabacili cię w końcu na swoją stronę, co? – wykrzywił usta.

Nie odpowiedziałam. Moi rodzice pomagali Adamowi przez długi czas, aż wreszcie okazało się, że wszyscy w rodzinie jesteśmy współuzależnieni i powinniśmy pozwolić mojemu bratu odejść. Obiecałam rodzicom, że nie będę mu pomagać, ale w tajemnicy nadal płaciłam jego rachunki i zaopatrywałam w jedzenie.

– Adam. Błagam cię. Nie dam rady dłużej… – byłam bliska płaczu.

Mój brat wyciągnął z torby butelkę wódki.

Nie tak wyobrażałam sobie życie mojego brata

Wciąż widziałam w nim dziecko. Pamiętam dzień, kiedy ujrzałam go po raz pierwszy. Małe grubiutkie paluszki objęły mój palec i ścisnęły go zadziwiająco mocno. Pomyślałam wtedy, że ta niewinna i bezbronna istota to cud, a moim obowiązkiem jest chronić go i opiekować się nim do końca mojego życia.

Mój cud przeistoczył się w zamroczonego alkoholem potwora. Teraz jego palce w zaborczym geście ściskały butelkę alkoholu. To w niej szukał oparcia i pocieszenia. Dla mnie nie było już miejsca w jego świecie.

– Ok, spróbuję – powiedział nagle.

Serce zabiło mi mocniej. Adam wyciągnął w moją stronę butelkę.

– Weź ją. Nic nie wypiję – jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia.

Chyba sam nie wierzył w to, co mówi.

– Nigdy więcej. Wczoraj był ostatni raz. Przysięgam.

Łzy napłynęły mi do oczu. Boże! Dziękuję Ci! Wreszcie nadszedł ten dzień. Wreszcie się doczekałam. Może nie jest jeszcze za późno? Może damy radę poskładać to potrzaskane życie w dawną całość?

– Weź prysznic i przebierz się. Pójdziemy na późny obiad i spacer – zaproponowałam.

Adam skinął głową jak pokorne dziecko i zrobił, o co poprosiłam. Zanim wysuszył włosy, zaproponowałam, że trochę mu je podetnę. Kiedy stanął przede mną w czystym ubraniu, ostrzyżony, czułam, że to przełom. Nadal nie przypominał dawnego siebie.

Był wychudzony i bez sił

Mimo to wierzyłam, że wszystko będzie dobrze.

– Porozmawiam z Maćkiem. Zamieszkasz u nas. Doprowadzimy do porządku twoje mieszkanie i je wynajmiemy. Dostaniesz pieniądze na start i nie będziesz musiał robić tego, co robisz teraz. Pójdziesz na terapię.

– Niczym już nie handluję – wyznał. – Od tygodnia nic nie sprzedaję.

Bez słowa podeszłam do niego i objęłam jego szczupłe ramiona.

– Wszystko będzie dobrze – powtórzyłam. – Uratujemy cię.

W odpowiedzi objął mnie, jakby znów chciał być częścią mojego życia. Wyszliśmy na spacer. Uśmiechnęłam się do brata, ale on z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzył w dal.

– Jak się czujesz? – zapytałam.

– Boję się – szepnął.

– Wszystko się uda. Poradzisz sobie. Jesteś w stanie to zrobić.

Nic nie odpowiedział… Zabrałam go do naszej ulubionej restauracji. Kiedyś, wieki temu, często odwiedzaliśmy to miejsce. Adam nie tknął jedzenia, ale z zainteresowaniem obserwował gości i obsługę. Może próbował przypomnieć sobie dawne życie i rozrywki. Miał kiedyś dużo przyjaciół. Był radosny i pełen optymizmu.

Obecnie po tamtym Adamie nie było już śladu

Ale może uda nam się go odzyskać?

– Pojedziemy na nasz plac zabaw? Ten, na którym spędzaliśmy każdy Dzień Dziecka? – zapytał nagle.

Trochę zdziwiła mnie jego prośba. Miejsce, o którym mówił, znajdowało się po drugiej stronie miasta. Mieszkaliśmy tam, zanim rodzice kupili dom jednorodzinny.

– Jeśli chcesz… – wzruszyłam ramionami.

Miałam czas. Mogłam spełnić jego życzenie, choć wydało mi się nieco dziwne. Niepokojące. Kiedy dotarliśmy na miejsce, była siódma wieczorem.

– Wszystko się zmieniło – stwierdził na widok kolorowych huśtawek.

– Wszystko oprócz tego – wskazałam palcem starą ławkę pod drzewem. – Siadaliśmy tutaj, pamiętasz?

Usiedliśmy i w milczeniu obserwowaliśmy cichnące osiedle. Przypomniały mi się chwile, które spędzaliśmy tutaj razem. Jako dzieci byliśmy nierozłączni. Może ta więź też wkrótce wróci…?

– Przyjadę po ciebie jutro. Musisz się spakować – powiedziałam.

Adam kiwnął głową.

– Zawsze mi pomagasz. Zawsze jesteś ze mną. Kocham cię.

Wzruszenie ścisnęło mi gardło.

– Ja też cię kocham. Wiedziałam, że kiedyś ten koszmar się skończy. Nie wiem, czy wytrzymałabym dłużej. Tak bardzo się o ciebie martwię.

– Skończy się. Obiecuję.

Odwiozłam go do jego mieszkania tuż przed dziewiątą. Na pożegnanie pocałował mnie w czoło. Nigdy wcześniej tego nie robił. Miał zimne dłonie.

Na pewno się bał

Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim Maćkowi. W przeciwieństwie do mnie, mąż nie wykazał entuzjazmu na wieść o tym, że mój brat skończył z piciem. Nie pierwszy raz to słyszał.

Zgodził się jednak, aby Adam u nas zamieszkał. Chciałam wierzyć, że podołamy. W nocy nie mogłam zasnąć. Coś nie dawało mi spokoju. Wymęczona wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Na stole stała butelka wódki, którą oddał mi Adam. Długo się w nią wpatrywałam, nim zrozumiałam. Nim ta straszna myśl do mnie dotarła…

Przerażona chwyciłam kluczyki od samochodu i wybiegłam z domu. Dotarcie w nocy na miejsce zajęło mi dziesięć minut. Biegłam w koszuli nocnej po zapuszczonej klatce schodowej, modląc się, aby moje obawy okazały się bezpodstawne. Zdyszana stanęłam pod drzwiami mieszkania Adama. Zapukałam. Cisza…

Zapukałam jeszcze raz, głośniej

Może śpi, może nie usłyszał! Nadal nic. Głucha cisza. Zaczęłam walić w drzwi pięściami. Na próżno. Osunęłam się na brudną wycieraczkę i zakryłam dłońmi twarz. Nie wiem, jak długo płakałam. Kiedy zadzwoniłam na policję z prośbą o interwencję, zaczynało już świtać. Adam miał rację. Jego koszmar się skończył. Teraz zaczął się mój.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA