– Dlaczego go tutaj przyprowadziłaś? – spytałem zaraz po tym, jak żona zamknęła za nami kuchenne drzwi.
– Cicho! – upominała mnie. – Nie zachowuj się jak dziecko! W końcu kim miałby być nasz pomocnik, jeżeli nie twoim bratem? Siadaj – rozkazała, gdy zauważyła, że chcę wstać. – Zrelaksuj się, a kiedy wyjdziesz, zachowuj się jak dorosły i weź od niego tę kasę, bo jeśli nie...
– Co wtedy? – zmrużyłem oczy.
Wyglądała na zdołowaną i wycieńczoną. Zrobiło mi się jej szkoda. Od kilku miesięcy żyła w stanie niepewności, obawiając się, że straci dom i wszystko, na co ciężko pracowaliśmy.
– Bo odejdę od ciebie – westchnęła, starała się ukryć przed moim wzrokiem łzy.
Ucałowałem ją na pożegnanie i poszedłem się do salonu, gdzie na mnie czekał Błażej.
– Zgadzasz się na to? – zapytał mnie, podsuwając mi do podpisania papiery.
– Tak, zgadzam się – odparłem z westchnieniem.
– To napisz, bracie: ja, niżej podpisany, urodzony dnia..., w miejscowości..., wyraźnie. Wiesz, to jest na wszelki wypadek, żebym nie został z pustymi rękami – mrugnął do mnie okiem.
Zaciskałem dłoń na piórze, ostatkiem sił powstrzymując się przed wbiciem mu go w oko. "To jest dla niej. Dla niej, ostatni raz" – przemknęło mi przez myśl, kiedy podpisywałem się zdecydowanym gestem.
– Pięknie – skwitował zadowolony, składając dokument i wsuwając go do kieszeni swojej marynarki. – Cóż, bracie? Czy będziemy się teraz częściej spotykać? – wystawił dłoń na pożegnanie, lecz szybko ją wycofał, dostrzegając na mojej twarzy wyraz wstrętu. – Pamiętaj, jestem gorszy niż komornik... – wyszeptał na pożegnanie.
Byłem tego świadom. Błażej od najmłodszych lat często chorował, czym przyciągał uwagę całej rodziny. Nawet moje narodziny nie wprowadziły dużych zmian w tej sytuacji.
Priorytetem zawsze były jego potrzeby
Zawsze uśmiecham się pod nosem, gdy słyszę teorie dotyczące młodszego, rozpieszczanego rodzeństwa, ponieważ nigdy nie zdarzyło mi się zyskać wyłącznej uwagi dorosłych. To mój starszy brat był dla nich priorytetem. Jego sercowe dolegliwości, jego nastroje i zachcianki były na czele. Od jego decyzji zależało, czy w weekend wybierzemy się na przechadzkę, do kina, czy też pozostaniemy w domu, ograniczeni do siebie nawzajem i telewizji.
Nikt poza szkołą nie zwracał uwagi na to, co chciałem przekazać.
– Emil, Błażej ma dzisiaj naprawdę zły dzień, odłożymy więc naszą wizytę u babci – wyjaśniała moja matka.–Dobrze by było, gdybyś też zrezygnował z gry w piłkę z kolegami i nie robił nic, co sprawia bratu przykrość. Smutno mu, kiedy ty bawisz się na zewnątrz z innymi chłopcami, a on musi siedzieć w domu.
Nigdy nie pytano mnie o moje samopoczucie, kiedy musiałem zrezygnować z własnych przyjemności czy planów. Ja miałem się dostosować, zrozumieć i w imieniu braterskiej miłości zrezygnować z własnych potrzeb, a najlepiej zapomnieć o sobie.
Byłem jedynym uczniem w mojej klasie, który cieszył się z chodzenia do szkoły. Każdego dnia z niecierpliwością pakowałem moje rzeczy do plecaka i biegłem spotkać się ze znajomymi. Nawet znienawidzona matematyka dawała mi przyjemność, bo odciągała mnie od domowych problemów i braku zainteresowania ze strony dorosłych.
Tylko w szkole doceniano moje słowa i słuchano ich z zainteresowaniem. Moje osiągnięcia sportowe były chwalone, a nauczyciele usiłowali przekonać moich rodziców, że powinni mnie zapisać do klubu sportowego.
– Ile to będzie nas kosztować? – zapytał mój tata.
– Absolutnie nic – odpowiedział nauczyciel wychowania fizycznego.
– Czy ten klub jest położony daleko? Ile czasu tygodniowo będą trwały treningi? Cztery godziny?! To sporo, a jeszcze trzeba go tam zawieźć. Musi pan wiedzieć, że mamy chorego syna, który często musi być hospitalizowany. Nie... Nie możemy sobie na to pozwolić. Musimy być zawsze dostępni telefonicznie – oznajmił na koniec.
Nauczyciel po naszej rozmowie, usiłował poprawić mi nastrój i usunąć nieprzyjemne wrażenia. Instruktor, który pojawił się na naszych zajęciach, aby obserwować mój styl gry, parokrotnie próbował przekonać moich rodziców do zapisania mnie do klubu. Oferował wsparcie we wszystkim, aż w końcu mój tata wyraźnie mu dał do zrozumienia, że powinien dać sobie spokój.
Podobno dawało się zauważyć, że mam predyspozycje do bycia dobrym napastnikiem. Jednakże, skoro rodzice nie okazywali zainteresowania moim talentem, jedynym co mi pozostało, było czerpać przyjemność z kopania piłki.
Czasami pozwalałem sobie na fantazje o innej rodzinie. Kiedyś nawet zadałem pytanie szkolnemu psychologowi, czy można jakoś sprawić, żebym trafił do rodziny, która będzie mną bardziej zainteresowana.
– Nie mam wielkich potrzeb, utrzymanie mnie nie jest kosztowne, chcę tylko grać – przyznałem się zdziwionej psycholożce.
Pamiętam ten dialog z łzami w oczach. Gdy opuszczałem gabinet, psycholog obiecała, że nie wezwie moich rodziców i nie będzie ich pouczać, jak ze mną postępować. Żal mi, że dotrzymała obietnicy. Wolałbym nawet nieziemską awanturę zamiast braku zainteresowania ze strony rodziców.
Podobało mi się to, jak rodzice mojego kolegi zawsze znajdowali czas dla swoich pociech. Z radością spędzałem u nich popołudnia, co rzecz jasna irytowało zazdrosnego Błażeja, a co za tym idzie, również moich rodziców. W końcu zabronili mi odwiedzać przyjaciela.
– Czemu koniecznie chcesz chodzić po obcych domach, przesiadywać tam aż do późnych godzin nocnych, masz własny pokój i miejsce przy rodzinnym stole. Czy myślałeś o tym, jakie wrażenie robimy na innych?! A co z twoim bratem? Czy zastanawiałeś się, jak on się czuje, zostawiony tutaj samemu sobie? – ojciec mówił głośno, nie zwracając uwagi na moje argumenty.
Rodzice zawsze pilnowali, aby wracałem ze szkoły o ustalonej porze. Każde nawet najdrobniejsze spóźnienie spotykało się z surową karą. Zabierano mi możliwość oglądania telewizji czy granie w piłkę.
Nasza sytuacja była coraz gorsza
W każdej chwili byłem do dyspozycji mojego brata, wykonywałem za niego wszystkie obowiązki domowe, poza korzystaniem z toalety. Byłem wdzięczny losowi, kiedy trafiał do szpitala, ponieważ tylko wtedy miałem chwilę spokoju. Ale jeśli jego pobyt tam się przedłużał, mama zwalniała mnie z obowiązku chodzenia na lekcje, aby pomóc jej zatroszczyć się o Błażeja.
– Musisz być przy nim. Jest słabszy od ciebie i sam sobie nie da rady – ciągle mi to powtarzała.
– Tak więc, podaj mi pantofle... Nie tak! Załóż mi na stopy! – korzystał z mojej pomocy w każdy możliwy sposób.
Nie byłem zaskoczony, kiedy po ukończeniu szkoły i osiągnięciu pełnoletności rodzice poinformowali mnie, że nie mają zamiaru dalej pokrywać kosztów mojej edukacji.
– Musisz zacząć sam się utrzymywać. Błażej już nas wystarczająco obciąża, żebyśmy jeszcze mieli opłacać jeszcze twoje koszty – oznajmił ojciec.
Nie miałem ambicji, by iść na studia, więc zdecydowałem się na szkołę policealną. Znalazłem pierwszą dostępną pracę dorywczą i opuściłem dom rodzinny. Szybko stałem się niezależny. Poznałem Asię, wzięliśmy ślub i polubiłem jej rodziców. Życie było skromne, ale szczęśliwe.
Po narodzinach naszej córeczki zdecydowaliśmy się na zakup małego mieszkania na kredyt. Odnalazłem w sobie nową energię, czując, że udało mi się zbudować coś własnego, coś co kochałem. Znalazłem obok siebie ludzi, na których mi zależało i którzy troszczyli się o mnie.
Nawet nie zdążyliśmy w pełni urządzić naszego mieszkania, kiedy dowiedzieliśmy się, że ponownie zostaniemy rodzicami. Czekaliśmy na drugą córeczkę. Byłem przepełniony radością!
Julia przyszła na świat silna i zdrowa. Przez pierwsze trzy lata życia rozwijała się prawidłowo, ale potem coś jakby w niej pękło. Zaczęła unikać kontaktu z nami, przestała mówić, jej wzrok błądził gdzieś w nicości i zaczęła krzyczeć, gdy próbowaliśmy ją dotknąć.
Po długich miesiącach szukania odpowiedzi na pytanie, co jest przyczyną takiego zachowania, dowiedzieliśmy się, że Julia jest autystyczna. Jej autyzm jest jednym z wielu typów tego zaburzenia. Nie jest to najbardziej niebezpieczna forma, ale wymaga ogromnej pracy, długotrwałej rehabilitacji i specjalistycznych zajęć w odpowiednich ośrodkach.
– Właśnie odczuwasz to, co ja przez te długie lata – powiedziała moja mama, komentując chorobę swojej wnuczki.
– Jak możesz tak mówić! – zaprotestowałem.
Złożyłem sobie głęboką obietnicę, że schorzenie Julki nie będzie powodem do sporów między moimi córkami. Brygida, starsza z nich, nigdy nie powinna cierpieć z powodu młodszej. Zawsze starałem się zrobić wszystko, aby dotrzymać tej obietnicy, wynagradzając Brygidzie każdą naszą nieobecność. Czuję, że udało mi się utrzymać z nią bliski kontakt, ale mimo że robiłem wszystko co możliwe, nasze zaległości rosły w alarmującym tempie.
Gdy Asia postanowiła porzucić pracę, aby poświęcić się opiece nad Julką, obowiązek utrzymania domu spadł na moje barki. Robiłem co mogłem, brałem dodatkową robotę i nieoficjalne prace w weekendy, jednak to nadal nie wystarczało, aby zapewnić moim najbliższym godne warunki życia i pokryć koszty terapii córki.
Pożyczka za pożyczką, nieuregulowane saldo na karcie kredytowej – nie potrafiłem poradzić sobie z rosnącym pasmem długów, ani spłacać zobowiązań związanych z mieszkaniem. Przepełniony rozpaczą, planowałem zwrócić się do jednej z instytucji pozabankowych, aby choć na chwilę poprawić stan naszych finansów, jednak Asia zdążyła mnie uprzedzić, prosząc o wsparcie Błażeja.
W nieoczekiwany sposób ten człowiek natychmiast na poratował i bez trudu zasypał nas walizką pieniędzy. To wystarczyło do uregulowania wszystkich naszych długów, ale zamiast cieszyć się, nie mogłem przestać myśleć o tym, jaki jest haczyk. Nie wierzyłem w szczerość mojego brata. Nie po wszystkim, co ze mną zrobił.
Ostatecznie zadzwonił i zapytał, czy posiadam fundusze na pierwszą ratę.
– Oczywiście! Czemu miałbym nie mieć? – powiedziałem pewnym siebie tonem, ponieważ przez ostatnie trzy miesiące oszczędzałem każdy grosz.
– Hmm... W takim razie, braciszku, przyjrzyj się temu dokumentowi, który podpisałem razem z tobą, zanim spotkamy się jutro – zaśmiał się, kończąc rozmowę.
Nie odbierze mi przecież rodziny...
Całą noc przekopywałem dom w poszukiwaniu tej przeklętej kartki, a kiedy w końcu wpadła mi w ręce, uświadomiłem sobie, że nigdy nie uda mi się spłacić zobowiązań. Brat z każdym dniem doliczał sobie dodatkowy procent od kwoty zadłużenia. Gdybym tylko zrozumiał, gdybym tylko dokładniej przeanalizował ten dokument... Nigdy bym nie zdecydował się na podpisanie czegoś takiego.
– Pozbądź się tego! Spal! – nakazała żona, a zanim zorientowałem się co się dzieje, zniszczyła dokument.
Jednak takie proste rozwiązanie nie leżało w stylu Błażeja. Oczywiście, że dokument został podpisany w dwóch egzemplarzach, a drugi z nich posiadał on.
– To nie jest cała kwota. Mam ci naliczyć karę umowną? – rzucił w moim kierunku mój brat, gdy przekazałem mu pierwszą spłatę długu.
– Nie mam takich pieniedzy. Czego oczekujesz w zamian? – zapytałem, próbując powstrzymać łzy.
– Wszystkiego – odpowiedział Błażej, nagle stając się poważny. – Chcę Twojego życia. Szczęścia, którego mi nie nie dane mi było zaznać, rodziny, domu, wolności… Nie masz pojęcia, co to znaczy być więźniem własnych rodziców, zależeć od ich dobrej i złej woli. Znęcanie się nad Tobą było moją jedyną formą rozrywki i nadal będzie. Teraz znikaj! I nie pojawiaj się tutaj bez odsetek. A jeśli nie…
– Co jeśli nie? – zapytałem, zaciskając pięści.
– Zabiorę ci dom, a następnie jedną po drugiej każdą z twoich córek i twoją żonę...
W odpowiedzi wybuchnąłem śmiechem. Przecież Asia była we mnie zakochana, a dziewczynki były moje, nie jego. Nie mógł mi ich zabrać. Ale go nie doceniałem...
Naturalnie nie przekazałem mu odsetek, no bo skąd? Po długich miesiącach przepychanek doprowadził do aukcji naszego domu i zajęcia mojego wynagrodzenia przez komornika. Wyrzucił nas na ulicę, po czym... skontaktował się z Asią i zaproponował, by wróciła z dziewczynkami i zamieszkała ponownie w naszym starym domu.
– Wiedz, że to on pokryje koszty leczenia Julki –wyjaśniała, oddalając się.
– Czemu! Dlaczego robisz mi coś takiego?! – zwróciłem się do brata.
– Bo mogę – odparł ze spokojem. – Zapamiętaj, jestem jak Kain.
– Jesteś bestią – odpowiedziałem, bo co więcej mogłem zrobić?
Czytaj także:
„Babcia przepisała dom na kościół. Ja się kiszę w wynajmowanej kawalerce, a ta emerytka rozdaje innym majątek”
„Siostra adoptowała Jasia, a potem go poślubiła. Po latach miłość matczyna ustąpiła miejsca tej romantycznej”
„Bratowa na swoich dzieciach nie oszczędza, ale mojemu synowi przynosi używane zabawki w prezencie. Co za tupet”