„Mój brat na starość kompletnie zwariował. Wydał majątek swojego życia na dziewczynę, która nie wie o jego istnieniu”

Mój brat wyprzedał majątek życia dla kobiety fot. Adobe Stock, koldunova_anna
„– No tak – przerwała mi Marta. – To się nawet trzyma kupy! Samotny, bogaty emeryt, zakręciła się koło niego jakaś młoda laska, ciąga go po świecie, na Kanary, do Mediolanu na zakupy i gdzie jej tylko się zamarzy, a on nie potrafi odmówić – córka snuła kolejną opowieść, a mnie skóra cierpła na plecach”.
/ 08.07.2022 06:30
Mój brat wyprzedał majątek życia dla kobiety fot. Adobe Stock, koldunova_anna

Planowałem wspólną starość u boku ukochanego brata. Obaj zgromadziliśmy oszczędności, było nas stać na mieszkanie. Jestem fizykiem, emerytowanym nauczycielem akademickim.

Mam o 3 lata młodszego brata Romka

Poszedł w moje ślady. Skończyliśmy tę samą uczelnię, zainteresowania mieliśmy podobne, tyle że on miał zawsze większe aspiracje. Kiedy tylko po pierwszej odwilży w 1956 roku otworzyły się możliwości wymiany studenckiej, Romek wyjechał do Niemiec. Najpierw na praktyki, potem załatwił sobie stypendium, wreszcie został tam na stałe. Pracował w instytucie naukowym, wykładał. Robiliśmy właściwie podobne rzeczy, tylko że po dwóch stronach granicy. Może z tą różnicą, że ja z powodu brata trafiłem na listę „podejrzanych” i o awansie albo własnej katedrze mogłem zapomnieć. Ale nigdy nie miałem do Romka żalu, to była wina ustroju, nie jego. Gdy w Polsce nastąpiły zmiany, namówiłem go, żeby odwiedził naszą macierzystą uczelnię.

Po cichu liczyłem na to, że może będzie chciał wrócić. Ale nie chciał o tym słyszeć. W Niemczech dobrze zarabiał, miał mieszkanie, grono przyjaciół i swoje starokawalerskie przyzwyczajenia. Bo prywatnie mnie ułożyło się lepiej. Ożeniłem się, mam córkę Martę, która kontynuuje rodzinną tradycję; skończyła fizykę, ale pracuje jako informatyczka.

Niestety, rok przed emeryturą owdowiałem

Na brak zajęć jednak nie narzekam – nadrabiam zaległości w lekturach, czasem wychodzę na brydża albo do kina. Córka i zięć Jarek często mnie odwiedzają, zabierają ze sobą na wakacje. Nawet mnie ta ich ciągła troska trochę krępuje. Pomyślałem, że gdyby Romek też przeszedł na emeryturę, to za oszczędności, które obaj zgromadziliśmy, moglibyśmy kupić duże mieszkanie w nowym budynku z ochroną. Na parterze, dla nas dwóch.

Romek pomysł uznał za dobry, ale tematu nie rozwinął. 2 lata później i on był emerytem, więc teoretycznie nic go już w Berlinie nie trzymało. Teraz rozmawialiśmy głównie przez Skype’a, jednak, o dziwo, coraz trudniej mi go było zastać… Do tej pory nie mieliśmy przed sobą tajemnic, więc któregoś dnia zapytałem, czy myślał o mojej propozycji, i czy zastanawiał się nad powrotem do kraju.

No wiesz, Bronku, to nie jest takie proste… – brat miał niewyraźną minę.

– Przeciwnie. W Polsce jest wreszcie wolny rynek, mieszkań buduje się więcej, niż jest chętnych, na pewno znajdziemy coś odpowiedniego. Zlikwidujesz część lokat, prześlesz pieniądze mnie albo nawet bezpośrednio do dewelopera, ja dołożę resztę… – tłumaczyłem cierpliwie. – Sprzedasz mieszkanie w Berlinie i z powrotem założysz lokaty albo zainwestujesz w fundusze, czy co tam będziesz chciał.

– Tylko że ja właściwie nie mam już tak dużo na lokatach – Romek zawiesił głos.

– Co ty mówisz! – zdenerwowałem się. – Zostałeś okradziony, źle zainwestowałeś, czy zaufałeś komuś nieodpowiedniemu?

– Nie, ja po prostu dużo podróżuję, musiałem kupić samochód i… stroje. Zgłupiałem!

Skończyłem więc rozmowę, bo musiałem to przemyśleć. A jeszcze lepiej przegadać z Martą i Jarkiem.

Byli niedaleko, więc przyjechali natychmiast

Wyjąłem z lodówki, co tam miałem najlepszego, i zaczęliśmy się naradzać.

– Chrzestny zwariował – orzekła Marta. – Pamiętacie ten film „Piękny umysł” o zdolnym matematyku, który zachorował, i stworzył sobie w wyobraźni alternatywną rzeczywistość? Stryj też coś sobie ubzdurał, jakieś wyjazdy, spotkania, może spotyka się z Komisją Europejską albo na scenie występuje. Nonsensy jakieś, trzeba mu to wybić z głowy! – zawyrokowała moja córka, energicznie mieszając herbatę.

– A mnie to wygląda na uzależnienie od hazardu – odezwał się Jarek. – Podróżuje od kasyna do kasyna, tam, gdzie go jeszcze nie znają, bo nałogowców ochrona nie chce wpuszczać. Byle jak ubrany też nie wejdzie, no więc kupuje ciuchy, a forsy nie ma, bo przegrał. Wszystko się zgadza – podsumował ponurym tonem zięć.

– Nie, dzieci, to chyba niemożliwe, znam przecież mojego brata, z nas dwóch to mnie bliżej do lekkoducha i utracjusza niż jemu. Najbardziej się boję, że ktoś go wykorzystał. Kiedyś w młodości miał jakieś romanse, potem taką długoletnią przyjaciółkę, ale właściwie żył samotnie, nie znał kobiet, nie wiedział, do czego są zdolne dla byle błyskotki. I myślę, że…

– No tak – przerwała mi Marta. – To się nawet trzyma kupy! Samotny, bogaty emeryt, zakręciła się koło niego jakaś młoda laska, ciąga go po świecie, na Kanary, do Mediolanu na zakupy i gdzie jej tylko się zamarzy, a on nie potrafi odmówić – córka snuła kolejną opowieść, a mnie skóra cierpła na plecach.

Jako starszy brat ciągle czułem się za Romka odpowiedzialny. Poza tym miła mojemu sercu wizja spokojnej, wspólnej starości oddalała się niebezpiecznie.

Wiecie co, najlepiej będzie, jak do niego pojadę – zdecydowałem wreszcie. – Rozejrzę się, zobaczę na miejscu, jak to wygląda, porozmawiam z nim w cztery oczy. Trudniej mu będzie znaleźć wymówkę, a jeżeli rzeczywiście wpadł w tarapaty, to postaram się mu pomóc. Przecież nie ma sytuacji bez wyjścia.

Tym akcentem skończyliśmy rodzinną naradę

Postanowiliśmy też, że Marta pojedzie ze mną, bo jej jako kobiecie będzie zręczniej rozmawiać z ewentualną narzeczoną stryja. Następnego dnia kupiłem bilety na pociąg, wysłałem do Romana mejla z informacją, że przyjeżdżamy i 3 dni później ruszyliśmy do Berlina.

Roman przywitał nas na dworcu, a potem nowym BMW zawiózł do mieszkania. Ledwie przekroczyliśmy próg, Marta znacząco spojrzała na ścianę, potem na mnie, potem znów na ścianę. Cóż, moje dziecko jest bardzo spostrzegawcze, ale ja też przypomniałem sobie, że kiedyś przy oknie wisiał obraz Kossaka. Wprawdzie najmłodszego z klanu, Jerzego, ale i tak bardzo cenny. Był w rodzinie od dawna, a w przyszłości miał przypaść Marcie. Teraz w jego miejscu wisiał plakat z jakiejś opery. Śpiewaczka dumnie prężyła biust, jakby brała oddech przed kolejną arią. Roman najwyraźniej też zauważył nasze zdumione spojrzenia, bo zaraz pośpieszył z wyjaśnieniem:

– Tak, tak, córciu, wiem, że ty miałaś dostać ten obraz, ale przyszedł taki czas, że musiałem go sprzedać. Sama rozumiesz, emerytura, nawet niemiecka nie wystarcza na wszystko, a on się tylko kurzy…. Ja teraz mało bywam w domu.

– No właśnie, a gdzie stryj bywa i dlaczego nie chce stryj wrócić do Polski? – Marta bez wstępów przystąpiła do meritum.

– Zaraz wam wyjaśnię – uśmiechnął się Roman. – Usiądźmy, zrobię wam coś do jedzenia, tylko się nie denerwujcie… Bo widzicie, ja się pierwszy raz w życiu zakochałem! – tu wzrok mojego brata powędrował w kierunku plakatu.

Wszystko zrozumiałem

Rzeczywistość okazała się ciekawsza od naszych przypuszczeń. Otóż mój 66-letni brat zapałał wielkim uczuciem do pewnej śpiewaczki operowej. Bywał na wszystkich jej spektaklach, a że artystka często występowała gościnnie, jeździł za nią po całym świecie. Podróże, hotele i bilety do opery, garnitury, smokingi – to wszystko musiało kosztować. No i kwiaty – to był żelazny punkt programu. Ogromne bukiety róż we wszystkich dostępnych kolorach, żeby pięknie się prezentowały na scenie. Roman odczuwał wielką satysfakcję, kiedy Alicja uśmiechała się na ich widok. W niektórych teatrach był już znany. Panie w szatni i bileterki witały go przyjaźnie, czasem nawet proponowały, żeby sam zaniósł kwiaty do garderoby i wziął autograf gwiazdy.

Ale zawsze odmawiał. Obawiał się spotkania. Podziwiał ją i kochał na odległość. W skoroszytach z plastikowymi kieszonkami zbierał wycinki z prasy i zdjęcia. Miał już sporą kolekcję, podobnie jak płyt i programów operowych. Słuchaliśmy go z Martą jak urzeczeni. Zwłaszcza że mój dotąd racjonalny brat był podekscytowany i wyraźnie szczęśliwy.

– Jest taka piękna, szlachetna i sakramencko zdolna – powtarzał.

Było mi go żal, bo sytuacja wydawała się beznadziejna

Nie chciałem nawet pytać, jak widzi swoją przyszłość. Marta takich skrupułów nie miała.

– No a ona co na to? Podoba jej się stryj, dała się przynajmniej zaprosić na kawę?

– Dziecko! – Roman podniósł się z krzesła. – Ona nic nie wie. Do kwiatów specjalnie nie dołączam żadnych liścików. To jest miłość, słowa są niepotrzebne. Nie wiem, czy kogoś ma. Nie chcę jej stawiać w niezręcznej sytuacji!

Chociaż miotały mną sprzeczne uczucia, to jednak wściekłość na to, że dorobek życia trwoni dla nieznajomej artystki, powoli ustępowała zazdrości. Żeby w tym wieku zaznać tak wielkiej namiętności… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA