Mieszkamy w niedużej miejscowości pod Warszawą. Matka, ojciec, mój brat Norbert, no i ja. Norbert jest starszy ode mnie o dwa lata. Trochę niepełnosprawny. To znaczy, jak znajomi pytają, to mówię, że trochę niepełnosprawny. Bo tak naprawdę, to trochę bardziej niż trochę. Ciężko kapujący jest. Chodzi do szkoły specjalnej dla takich jak on, opóźnionych w rozwoju. Kiedyś mówiło się, że są niedorozwinięci umysłowo. Dziś mówi się, że są niepełnosprawni intelektualnie. Tak brzmi lepiej.
Ma dwadzieścia lat, a czasami zachowuje się, jakby miał siedem. Ma takie jakieś zdziwienie na twarzy. Ale bokserzy też takie zdziwienie mają. Tak, trochę wygląda jak bokser z tą swoją półotwartą buzią. I też jest wielki. Kłopotu z nim raczej nie ma. Tyle tylko, że trzy razy trzeba mu pewne rzeczy tłumaczyć. No ale kto ma dzisiaj normalnego brata?
Mariusz, brat mojego przyjaciela z klasy, Arka, diluje, to znaczy sprzedaje amfetaminę. Ma 22 lata ten jego brat i skończył tylko szkołę podstawową! Teraz chodzi tylko na treningi karate, a potem na Arku się wyżywa. Co rusz mój przyjaciel ma siniaka pod okiem lub rozcięty łuk brwiowy…
Norbert uwielbia powieści przygodowe. Takie stare. Juliusza Verne’a, Alfreda Szklarskiego. Mama przynosi mu z biblioteki. Czasami są tak stare, że aż pożółkłe. I mają bardzo małe litery. Ale Norbertowi to nie przeszkadza. Siedzi nad nimi, wodzi placem po stronach, tak jakby każdą literę dotykał, i półgłosem czyta. Zawsze duka te powieści półgłosem.
Czasami mnie to wkurza. Zwłaszcza jak siedzi w kuchni i coś w tych książkach zaczyna się dziać, i ja chciałbym już wiedzieć, jak się potoczy akcja. A jak Norbert czyta, to ona nie toczy się wcale, lezie ledwo, i zanim coś się stanie, to można umrzeć z nudów.
Mariusz, brat Arka, nie czyta natomiast w ogóle. Ponoć ani jednej książki w życiu nie przeczytał, nawet lektur w szkole. Norberta się nie wstydzę, bo chociaż niepełnosprawny, to się stara, jak może, natomiast takiego brata jak Mariusz tobym się wstydził, bo nie dość, że głupi i leniwy, to jeszcze handluje narkotykami.
Na szczęście mało mam z Mariuszem do czynienia. Przyjaźnię się z Arkiem, a jego brat mnie nie obchodzi. Ważne, że rodzice Arka mnie lubią.
Przyszedł nieproszony i zażądał wódki
Dlatego gdy w styczniu, kiedy kończę osiemnaście lat, okazało się, że nie mam gdzie zrobić imprezy, od razu się zgodzili oddać nam do dyspozycji swoją daczę. Mają ładną działkę nad zalewem, dziesięć kilometrów od naszego domu, w zeszłym roku postawili na niej murowany domek. Bardzo ładny, z bali drewnianych.
Przez pół dnia goście zjeżdżali z prowiantem. Ktoś przywiózł soki, ktoś słodycze, moja matka barszcz z krokietami, a ojciec Arka ugotował bigos. Matka pozwoliła mi kupić pięć butelek wina, ale i tak każdy coś ze sobą jeszcze przyniósł. W sumie mieliśmy dziesięć butelek wina i dwadzieścia puszek piwa. Matka nalegała, żebym zaprosił też Norberta.
Wprawdzie żaden z niego kompan do zabawy, ale zgodziłem się, zwłaszcza że obiecaliśmy zostawić po sobie porządek, a Norbert jak sprząta, to jeden talerzyk myje trzy razy. Poza tym i tak wszyscy go znają i lubią. Nadzwyczaj spokojnie zapowiadała się ta impreza, aż już zacząłem się niepokoić. Burd i awantur nie lubię, ale jak jest za spokojnie to też źle, bo nie ma potem o czym opowiadać.
No i w pewnym momencie drzwi zaskrzypiały i stanął w nich Mariusz.
– A ty tu co robisz? – zapytał zdumiony Arek.
– To tak brata witasz? – zaśmiał się Mariusz. – Wódki się przyszłem napić z solenizantem.
– Przyszedłem – poprawił go Arek.
– No widzę, że też przyszłeś. Ty przyszłeś i ja przyszłem. Dajcie wódki.
– Mamy tylko piwo i wino – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Coś znajdziemy w barku starych – zarechotał Mariusz i po chwili wyciągnął pełną butelkę wódki.
Arek wzruszył bezradnie ramionami. Mariusz wziął szklaneczkę i nalał sobie do połowy. Wypił haustem. Otrząsnął się. Nalał drugą.
– Sam mam pić? – rzucił. – Nikt się ze mną nie napije?
Chłopaki spojrzeli po sobie niezdecydowani. Dziewczyny w ogóle nie zwracały na niego uwagi.
– Te, Norbert, ty się ze mną napijesz! – zwrócił się do mojego brata.
Ten nie zareagował. Rzadko reagował za pierwszym razem. Tak jakby słowa dochodziły do niego z opóźnieniem.
– Głuchy jesteś? Napij się ze mną, to może staniesz się normalny! – Mariusz wyciągnął do niego szklankę.
– Zostaw go, on nie może pić! – wstawiłem się za bratem.
– To ty wypij za niego!
Nie było wyjścia. Wypiłem. Ostra, przeraźliwie ostra ciecz rozlała mi się po podniebieniu. Paliło! Okropne, jak ludzie mogą to dobrowolnie pić? Mariusz nalał mi następną. Pokręciłem przecząco głową. Wtedy on podszedł do mnie, złapał mnie od tyłu za szyję i przystawił butelkę do ust.
– Zostaw go! – zawołał Arek.
Mariusz zarechotał. Przechylił butelkę. Znów poczułem ten palący smak, zupełnie jakby wrzątek lał mi ktoś do gardła po zdartej skórze. Oczy zaszły mi łzami, zrobiło mi się niedobrze.
Byłem z niego naprawdę dumny
Jak przez mgłę widziałem Norberta. Zbliżał się z tym swoim wiecznie zdziwionym wyrazem twarzy. Podszedł, stanął koło nas i zaczął odpychać Mariusza. Wtedy ten przestał się nade mną znęcać, i z półobrotu uderzył Norberta pięścią w brzuch. Ten jęknął i siadł na podłodze. Poczułem wściekłość. Nikt nie będzie bił mojego brata!
Porwałem ze stołu butelkę po winie i rzuciłem się na Mariusza. Zamachnąłem się, uderzyłem z całej siły. Widziałem tylko, jak Mariusz odskakuje, potem poczułem, że podcina mi nogi i wylądowałem na ziemi. Jednym skokiem znalazł się przy mnie, usiadł mi na klatce piersiowej, przydusił. Sięgnął po butelkę, uderzył o kant krzesła.
Posypało się szkło, denko odpadło, a Mariusz przyłożył mi do twarzy resztki stłuczonej butelki. Zamarłem, widząc ostre krawędzie centymetr od oka… Arek stał jak oniemiały, dziewczyny piszczały przerażone. Zobaczyłem, jak Norbert wstaje z ziemi. Podchodzi. Wyciąga dłoń i wsuwa ją między moją twarz a stłuczoną butelkę. Poczułem na policzku ciepłe krople jego krwi. Potem zobaczyłem jego wykrzywioną bólem twarz.
Widok krwi obudził pozostałych. Arek skoczył na brata od tyłu, chwycił go za szyję. Dziewczyny ruszyły z pomocą. Jedna złapała Mariusza za włosy, druga wbiła mu pazury w twarz, dwie kolejne rzuciły się do gryzienia. Mariusz zawył. Wreszcie wyrwał się i na czworakach zaczął uciekać do drzwi. Aśka dopadła go jeszcze w progu i rzuciła mu na głowę całą zawartość garnka z gorącym bigosem…
Podszedłem do Norberta. Jego dłoń wyglądała fatalnie. Arek zadzwonił po pogotowie, a dziewczyny próbowały zatamować krew. Po dwóch godzinach było po wszystkim. Wracaliśmy do domu. Norbert liczył szwy na swojej dłoni. Raz wychodziło mu osiemnaście, a raz dziewiętnaście… Patrzyłem na niego i nie potrafiłem powstrzymać łez.
I powiem wam jedno. Jestem cholernie dumny ze swojego brata. I nigdy już nie powiem, że w głowie to on za wiele nie ma, bo za to w sercu ma więcej niż niejeden z nas.
Czytaj także:
„Szukałam idealnej synowej, ale każda bała się gospodarki jak ognia. Marzył im się wielki świat, a nie dojenie krów”
„Mam tylko mamę, bo poświęciłem życie dla kariery. Musiałem otrzeć się o śmierć, żeby przejrzeć na oczy, że pragnę rodziny”
„Zięć traktował moją córkę jak maszynę do rodzenia dzieci. Po trzeciej wymuszonej ciąży musiałam interweniować”