„Szukałam idealnej synowej, ale każda bała się gospodarki jak ognia. Marzył im się wielki świat, a nie dojenie krów”

Kobieta na wsi fot. Adobe Stock, JackF
Postanowiłam pomóc losowi. A że były właśnie wakacje, spytałam jej rodziców, czy Ola nie pomogłaby mi przy produkcji serów, bo właśnie trafiło mi się większe zamówienie. Ja bym miała pomoc, ona zarobek, co dla dziecka z niezamożnej rodziny byłoby dobrą okazją.
/ 19.02.2022 08:50
Kobieta na wsi fot. Adobe Stock, JackF

Długo czekałam na synową. Na pomoc w gospodarstwie, na wnuki. Ale też i na to, żeby mój syn się ustatkował, by był szczęśliwy. Wreszcie postanowiłam pomóc losowi.

Jędrek przebierał w dziewczynach, przyglądał się, czasem próbował związków, ale zawsze coś było nie tak. Zawsze to on wycofywał się, aby wkrótce spojrzeć życzliwie na kolejną kandydatkę. Aż stuknęła mu trzydziestka. I wtedy właśnie „trafiła kosa na kamień”. Młodziutka, śliczna panna z wioski obok zawróciła w głowie memu Jędrkowi.

Obserwowaliśmy z mężem, czekaliśmy, pierwszy raz przekonani, że z tego może coś wyjść, bo i na weselach zaczął się z nią pokazywać, i w kościele. Ale panna wyjechała na staż zawodowy do miasta i przestała jej się podobać perspektywa pracy na gospodarstwie. Po roku okazało się, że z tego związku nici. Mój atrakcyjny syn po raz pierwszy został odtrącony. Zamknął się w sobie. Stał się gburowaty, nieprzyjemny, a w domu zrobiło się nerwowo…

I wtedy na jakiejś imprezie rodzinnej spostrzegłam, że Jędrek przychylnie przygląda się jednej z naszych dalekich kuzyneczek. Dziewiętnastoletnia raptem dziewczyna i nam z mężem wydała się urocza, a do tego była śliczna, zamarzyłam sobie, aby to ona została wybranką syna. Nabrałam przekonania, że to idealna kandydatka.

Postanowiłam pomóc losowi. A że były właśnie wakacje, spytałam jej rodziców, czy Ola nie pomogłaby mi przy produkcji serów, bo właśnie trafiło mi się większe zamówienie. Ja bym miała pomoc, ona zarobek, co dla dziecka z niezamożnej rodziny byłoby dobrą okazją.

Intryga się powiodła, dziewczyna zamieszkała u nas na miesiąc. Wszyscy od rana do wieczora ciężko pracowaliśmy, a potem siadaliśmy na ganku we czwórkę jak idealna rodzina. Młodzi zaś szybko zaczęli się tak do siebie odnosić, jakby pokonali już wszelkie bariery i bardzo się do siebie zbliżyli. Jędrek promieniał, złagodniał, widać było, jak bardzo jest szczęśliwy.

To wtargnięcie Oleńki w nasze życie było równie szybkie, jak szybkie było rozstanie. Dziewczyna równie przebojowa jak niegdyś nasz Jędrek, okręciła go sobie, a nas wraz z nim, dookoła palca, a potem czmychnęła. To nowoczesna dziewczyna, ani myślała doić krowy i niańczyć dzieci Jędrka…

Bałam się, że już nikomu nie zaufa

Druga już porażka kompletnie załamała syna. Co więcej, zdarzyła się na naszych oczach i za naszą sprawą. Świadomie lub nie, Jędrek mnie zaczął obarczać winą za ten gest naiwności, jakim było oczarowanie tą młodziutką uwodzicielką. Jakby się zawstydził, że dał się wmanewrować w mój plan.

Zaczął zaniedbywać swoje obowiązki, warczeć na nas lub uparcie milczeć. I coraz częściej znikał z domu. We wsi zaczęło się mówić, że się marnuje materiał na dobrego gospodarza, że coraz trudniej mu będzie znaleźć żonę, że to już stary kawaler. I ja bałam się, że żadnej kobiecie Jędrek już nie zaufa.

Aż któregoś dnia z pewnej podróży syn przywiózł jakąś skromnie wyglądającą dziewczynę, którą przedstawił jako swoją przyszłą żonę. I nie oglądając się na nic, nie pytając nas o zdanie, rozpoczął przygotowania, realizując wszystko w ekspresowym tempie.

– Szaleju się najadł – powtarzał mąż.

– Jędrek jest dorosły, może robić co chce – mówiłam zaś ja. – Tylko że on zainstaluje przecież tę pannę w naszym domu i w naszym życiu!

To był zwłaszcza mój problem. Bo żona Jędrka w jednej chwili stać się mogła gospodynią w moim domu… Potraktowałam ją więc jak konkurentkęOdnosiłam się do niej z nieskrywaną wrogością, a z Jędrkiem zaczęłam się kłócić. Ale on postawił na swoim.

„I tak ma wyglądać moja wytęskniona synowa?” – pytałam sama siebie. Kiedyś marzyłam o tym, jak to będę synową przyuczać do gospodarki, przekazywać jej swe doświadczenie, z radością niańczyć wnuki. Teraz warczałam na nią lub omijałam z daleka. I pewnie nadal bym ją tak traktowała, gdybym w porę nie dostrzegła, jak odnosi się do niej Jędrek.

Rychło miało się bowiem okazać, że ten po swych poprzednich porażkach wziął za żonę dziewczę potulne, podporządkowane jego woli, i zaczął – wierzę, że nieświadomie – odgrywać się na niej za swe niepowodzenia. Nie tylko nie zapewniał jej wsparcia w trudnej sytuacji, ale wręcz dodawał upokorzeń.

I wtedy zaczęłam się przyglądać Zosi baczniej. Cicha, skromniutka, działała bez zarzutu, wykonując narzucone jej powinności – niczym nie zasługiwała na tę surowość z naszej strony. Przypomniałam sobie, że i ja kiedyś przyszłam do domu teściów. Tyle że ja miałam dobrego męża…

Zaczęłam jej współczuć, ale też poczułam się winna. To, co działo się teraz, mogło być przecież ponurym skutkiem tamtej intrygi z Olą. Mój dumny i pewny siebie syn, który nigdy nie lubił poddawać się rodzicielskiej (a zwłaszcza matczynej) woli, dał się wtedy bez żadnego oporu wpisać w scenariusz przeze mnie napisany i zakochał się w podstawionej przeze mnie pannie.

Ola wróciła i mówiła, że żałuje

Gdy panna go porzuciła, jego męska duma ucierpiała, więc wziął sobie potem szybko kogokolwiek, i karał swą wybrankę za wcześniejsze upokorzenia, których doznał od innych. Zaczęłam wspierać Zosię i bronić jej przed Jędrkiem. Powoli zrodziła się między nami dwiema nić prawdziwej sympatii. Bo też to bardzo dobre dziecko, nic niewinne temu, że jej mąż nie kocha jakimś gorącym uczuciem.

Odmianę przyniosły dwa zdarzenia. Jednym było przyjście na świat dziecka. Jędrek dobrze poczuł się w roli ojca, tym bardziej że jest to syn. Ponadto dotarły do nas niewesołe wieści o Oli. Teraz to ona stała się ofiarą swego dobrego samopoczucia. Z miasta, do którego wyjechała, wróciła z dzieckiem bez ojca. Zbrzydła, widywano ją pijaną…

Ostatnio byłam świadkiem sceny, która mnie początkowo zaniepokoiła. Ola przyjechała na jakąś uroczystość rodzinną i postanowiła roztoczyć na nowo przez Jędrkiem swoje wdzięki. Słuchał jej, obserwował, rozmawiał, a w oczach Zosi dostrzegłam lęk. Ja też zamarłam. Ola podeszła także do mnie, mówiąc, że popełniła błąd i że żałuje.

– Ja też popełniłam błąd i też żałuję – powiedziałam twardo.

Gdybym mogła przewidzieć, jak wiele złych skutków może przynieść poczciwa intryga matki, która chce przyśpieszyć bieg rodzinnych wypadków…

Na szczęście Jędrek sam dokonał wyboru. Jedną ręką objął Zosię, druga podniósł synka, i razem wyszli z imprezy.

Czytaj także:
„Ukochany zostawił mnie tuż przed porodem. Teraz mieszkam kątem u rodziny i codziennie muszę znosić ich złośliwości”
„Z chciwości uwiodłam siostrze narzeczonego, a teraz od niej zależy moje życie. Wolę umrzeć, niż prosić ją o pomoc”
„Teściowa to wzór cnót i czystości. Suszy nam głowę za życie na kocią łapę, a sama biega do sex shopu po wyuzdane zabawki”

Redakcja poleca

REKLAMA