Mój tata, choć dobiega już osiemdziesiątki, wciąż cieszy się dobrym zdrowiem; jest samodzielny, sprawny fizycznie i umysłowo, i jak dotąd na nic się nie uskarżał. Mieszka sam, w starym rodzinnym mieszkaniu, w którym, jak mawiał, chciałby dożyć kresu swoich dni. Wpadam do niego przynajmniej raz w tygodniu, żeby zrobić mu zakupy, podrzucić domowe jedzenie i trochę posprzątać.
Najechał na niego narciarz?
Sąsiedzi go lubią, toteż na brak towarzystwa nie może się uskarżać. Często ucina sobie partyjkę szachów z panem Adamem zza ściany, a pan Jacek, makler giełdowy mieszkający na ostatnim piętrze lubi z moim ojcem dyskutować o gospodarce, bessach i hossach – zwykle przy kieliszeczku koniaku, którego jest wielkim amatorem. Mój tata nie używał alkoholu, jednak dla gości zawsze się w jego barku coś znalazło. To właśnie sąsiad zza ściany zadzwonił do mnie tamtej nocy, informując, że tata miał jakiś wypadek i karetka zabrała go do szpitala.
– Jaki wypadek, gdzie, kiedy, teraz? – zdenerwowany spojrzałem na zegar. – Przecież już północ jest prawie.
– Ja tam nic nie wiem – odparł sąsiad. – Tylko mówię panu, że go zabrali.
– Dziękuję, panie Adamie! Zaraz tam pojadę! – krzyknąłem.
Już miałem dzwonić na informację, aby dowiedzieć się, gdzie tatę zawiozła karetka, gdy zatelefonowano ze szpitala klinicznego. Lekarz dyżurny powiedział, że starszy pan jest w stanie stabilnym, chociaż przy upadku doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu i jest trochę potłuczony.
– Będę u państwa w ciągu godziny – obiecałem szybko.
– Nie ma takiej potrzeby – powstrzymał mnie doktor. – Chory dostał leki, śpi, proszę jutro rano przyjechać.
A potem usłyszałem pytanie, czy mój ojciec cierpi na jakieś schorzenie psychiczne, na przykład fobię.
– Ależ skąd – wyjąkałem zdumiony.
„Co ten mój staruszek nawywijał, gdzie on chodził po nocy, co mu się przytrafiło, że wstrząsu mózgu dostał? – zastanawiałem się później. – No i skąd to przypuszczenie lekarza, że cierpi na chorobę psychiczną? A może tylko majaczył, w końcu na jakiś czas utracił przytomność…”.
Jednak nazajutrz w szpitalu okazało się, że sprawa jest poważna.
– Wiemy z wywiadu lekarza z pogotowia, że pański ojciec upadł na schodach, w swojej kamienicy – wyjaśnił mi lekarz opiekujący się tatą. – Pan Anzelm stracił przytomność, doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu.
– Ale co tata o północy robił na schodach? – spytałem.
– Tego to my nie wiemy… – zawahał się. – Chory udzielił nam co prawda wyjaśnień, jednak brzmią one nieprawdopodobnie – popatrzył na mnie z uwagą. – Czy ojciec cierpi na jakieś urojenia, fobie?
– Ja nic nie wiem na ten temat – pokręciłem głową. – Jak dotąd był zupełnie normalny, zdrowy, nawet demencji starczej nie miał, sklerozy też nie.
– Ale zapytany, dlaczego upadł na schodach, twierdzi, że najechał na niego narciarz – oznajmił lekarz.
Usłyszał hałas na schodach…
Zaniemówiłem w tym momencie. Jaki narciarz, gdzie, w kamienicy na schodach, w środku nocy? Wyglądało na to, że z moim staruszkiem nie było dobrze. Ale dlaczego ja wcześniej niczego nie zauważyłem, nie zorientowałem się, że ma urojenia? Gdy wszedłem do jego sali, tata rozmawiał z sąsiadem. Nie wyglądał wcale na chorego.
– Dobrze, że jesteś – ucieszył się na mój widok. – Pogadaj z tym lekarzem, żeby mnie puścili do domu, nic mi już nie jest, tylko głowa trochę boli, ale mnie tu wcale nie chcą słuchać…
– Czekaj, tato – przerwałem mu. – Najpierw mi powiedz dokładnie, co się stało, co robiłeś w nocy na schodach, zamiast leżeć w łóżku – o narciarzu na razie nic nie wspominałem.
– No przecież byłem już w łóżku – popatrzył na mnie z wyrzutem. – Ale za dużo tej twojej sałatki zjadłem na kolację, spać nie mogłem i w pewnej chwili usłyszałem jakiś hałas na klatce schodowej – mówił podekscytowany. – A przecież u nas zawsze spokój był, lokatorzy porządni, więc pomyślałem, że może kto obcy, jaki złodziej. No to włożyłem szlafrok i wyszedłem.
– Tato, zapomniałeś, że masz prawie osiemdziesiąt lat? – jęknąłem przerażony. – Ty sam chciałeś po nocy złodziei łapać? Nic dziwnego, że dostałeś od nich czymś po głowie!
– Wcale nie dostałem po głowie, to nie tak było – machnął ręką. – Jak już wyszedłem na schody, to wtedy nagle z góry, ze strychu, najechał na mnie narciarz!
I znowu zaniemówiłem, po raz drugi tego dnia. Pomyślałem, że ojciec naprawdę jest chory, w końcu miał swoje lata, mogło mu się w głowie pomieszać, wciąż czytał kryminały, książki sensacyjne.
– Tato, jaki narciarz? – spytałem łagodnie. – Na schodach?!
– Normalny, w kasku i goglach, taki miał ładny, czerwony kombinezon – wyjaśnił ze spokojem ojciec.
– Zlituj się, co ty mówisz? – zdenerwowałem się. – Zastanów się tylko, skąd narciarz w kamienicy, w nocy, zwidziało ci się pewnie tylko.
– Nic mi się nie zwidziało – warknął tata. – Jak mówię, że na mnie najechał narciarz, to najechał. Przewróciłem się, rąbnąłem głową o stopień, a dalej to już nic nie pamiętam – uparcie obstawał przy swoim. – A ty mnie stąd zabierz albo piżamę mi przywieź, ręcznik i takie tam, sam wiesz, bo przecież niczego ze sobą nie mam.
Nie wyglądało to wszystko dobrze
Od lekarza dowiedziałem się, że zatrzymają jeszcze tatę na obserwacji, więc pojechałem do jego mieszkania, zabrać potrzebne mu rzeczy. Ciężko mi było uwierzyć w to, że na starość dopadła go taka przypadłość, przecież zawsze miał sprawny umysł, każdą krzyżówkę, nawet najtrudniejszą, rozwiązywał do końca.
Pakowałem akurat przybory toaletowe, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Na progu stał sąsiad ojca, ten makler giełdowy. Miał trochę dziwną minę, a pod pachą wąskie pudełko, którego zawartości łatwo się było domyślić.
– Widziałem, jak pan parkował – powiedział. – No i przyszedłem z koniaczkiem, przeprosić – wyciągnął w moją stronę pudełko.
– Ale dlaczego? – spytałem zdziwiony. – Śpieszę się trochę, mam kłopoty z ojcem, jest w szpitalu…
– Dlatego przyszedłem, bo to moja wina – uśmiechnął się niepewnie.
Teraz to już zupełnie nic nie rozumiałem. Zaprosiłem go jednak do środka, myśląc, że może od niego dowiem się czegoś bardziej sensownego o wypadku taty. I rzeczywiście… Pan Jacek zaczął opowiadać o tym, jak wczorajszego wieczoru urządzili sobie z dwoma kumplami męski wieczór, jako że to piątek był, rano do pracy wstawać nie musieli. A że on jest wielkim amatorem sportów zimowych, od lat jeździ na nartach, na desce, to w tym sezonie zamierzał się wybrać w Alpy włoskie.
Znienacka zjechał na niego narciarz
Skompletował już sobie nowy sprzęt, razem z oprzyrządowaniem. I nagle, w połowie miłego wieczoru, zapragnął się nim pochwalić przed kumplami. Chyba jednak wypili trochę za dużo, bo namówili go, żeby wypróbował nowe narty, a i on sam chciał się im zaprezentować w nowym kombinezonie.
– No więc wypróbowałem – popatrzył na mnie z miną zbitego psa.
– Gdzie? Co pan wypróbował? – wytrzeszczyłem na maklera oczy.
– No, chciałem zjechać na nartach ze schodów, nawet mi jedno piętro dobrze poszło – odparł. – Ale pański tata wyszedł nagle, ja go nie zauważyłem, wie pan, gogle mi się trochę przekręciły, no i najechałem na niego, nie zdążyłem wyhamować…
– O Boże – tylko tyle udało mi się wydusić z siebie.
Wyobraziłem sobie swojego biednego ojca w mrocznym korytarzu, bez okularów pewnie, i spadającego na niego narciarza w pełnym rynsztunku, w goglach. No cud prawdziwy, że tata nie zwariował od samego tego widoku – miał prawo, ja sam bym pewnie porządnie zgłupiał.
Ojciec nie zwariował?
– Ale zaraz zadzwoniłem po pogotowie, udzieliłem panu Anzelmowi pierwszej pomocy! – zastrzegł makler. – Zanim przyjechała karetka, zdążyłem się przebrać… I naprawdę jeszcze raz bardzo przepraszam.
Gdy opowiadałem potem lekarzowi, co naprawdę stało się tamtej nocy na schodach, jakoś tak dziwnie mi się przyglądał. Jakbym i ja był nie w pełni władz umysłowych.
– Osobliwych ma sąsiadów pański ojciec – pokręcił głową. – Ale skoro tak sprawa wygląda, to pojutrze wypiszemy chorego, jest w całkiem dobrym stanie – stwierdził, wciąż przyglądając mi się podejrzliwie.
Najważniejsze jednak było, że mój ojciec okazał się całkiem zdrowy i nie miał żadnych urojeń ani fobii. Ale pomyślałem, że może jednak powinien ograniczyć kontakt z maklerem, za dużo tego koniaku było, no i nie wiadomo, do czego jeszcze ten człowiek potrafi być zdolny. A ja bardzo bym chciał, żeby mój ojciec jednak w spokoju dożywał swoich lat.
Czytaj także:
„Mój tata miał sklep z gadżetami dla dorosłych. Bałem się, że dziewczyna z oazy ucieknie przede mną, gdy się o tym dowie”
„Mój tata po wylewie stracił kontakt z rzeczywistością. Jego wnuk bardzo to przeżył, ze strachu zaczął unikać dziadka”
„Mój tata wyparł, że mama nie żyje. Dzień po jej pogrzebie rzucał żartami i flirtował z samotnymi kobietami w sklepach”