„Mój tata wyparł, że mama nie żyje. Dzień po jej pogrzebie rzucał żartami i flirtował z samotnymi kobietami w sklepach”

Ojciec wyparł śmierć mamy fot. Adobe Stock, DenisProduction.com
„Ten mężczyzna wczoraj pochował żonę, a właśnie zawarł nową znajomość męsko-damską i opowiadał o robieniu nalewek. Śmiał się w głos, rzucał żartami jak z rękawa! Czy to na pewno było normalne? Dotarło do mnie, że tata postanowił po prostu nie uznać faktu śmierci mamy”.
/ 25.09.2022 14:30
Ojciec wyparł śmierć mamy fot. Adobe Stock, DenisProduction.com

– Zaopiekuj się tatą, kiedy mnie zabraknie – szepnęła mama po raz kolejny. – On jest beze mnie taki bezradny…

Była wtedy już bardzo chora – nie pamiętała, że wcześniej mnie o to prosiła. Jakiś tuzin razy, niemal dokładnie tymi samymi słowami. Nie przypominałam jej o tym, tylko ze łzami w oczach przyrzekałam, że zajmę się ojcem. Telefon ze szpitala, że cierpienie mamy się zakończyło, był spodziewany, ale i tak wywołał szok. Niby wiedzieliśmy, tata, Marlena i ja, że dni mamy są policzone i w każdej chwili trzeba być gotowym na jej odejście, ale człowiek tak naprawdę nigdy nie jest przygotowany na taki moment. Marlena i jej mąż zajęli się organizacją pogrzebu, ja byłam przy tacie.

Obie z siostrą bałyśmy się, że ojciec się załamie

Przeżyli z mamą 40 lat, z czego 36 jako małżeństwo. Codziennie musiał szczegółowo opowiedzieć jej o tym, co się zdarzyło danego dnia, co widział, z kim rozmawiał, co go zdenerwowało. Uwielbiał ją rozśmieszać anegdotkami z życia codziennego. Bałyśmy się więc, że nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Ale tata przyjął wieść o śmierci mamy zadziwiająco spokojnie. Jeszcze przed pogrzebem funkcjonował zupełnie normalnie – sprzątał, prał, prasował koszule, nawet sobie coś ugotował.

Nie chciał też rozmawiać o jej chorobie ani ostatnich dniach życia. Kiedy przychodziłam, opowiadał mi, co zrobiła ich suczka Fifa albo jakie kwiaty zamierza posadzić jeszcze tej wiosny w ogródku. Kazał mi znaleźć w internecie centrum ogrodnicze i stwierdził, że pojedzie tam dzień po pogrzebie.

Kiedy więc Marlena z nieukrywanym lękiem zapytała, jak czuje się tata, odpowiedziałam, zgodnie z prawdą:

– Dużo lepiej, niż przewidywałyśmy. Po prostu stara się żyć dalej.

Na ceremonii ojciec trzymał się prosto, oczy miał suche, kondolencje przyjmował z powagą, ale bez widocznego smutku, podczas stypy wygłosił przemowę, a następnie spokojnie zjadł obiad. Kiedy pożegnaliśmy ostatnich żałobników, zapytał mnie, jak gdyby nigdy nic, czy nie zawiozłabym go rano do centrum ogrodniczego.

– Miałem jechać autobusem, ale co, jeśli zrobię większe zakupy? – zastanawiał się na głos, a ja zastanawiałam się z kolei, czy w ogóle pamięta, że właśnie pochował żonę. – Chcę kupić nasiona, sadzonki, a jakbyś ze mną pojechała, to pewnie i ziemię, może też nawóz. To co? Dasz radę?

W tym momencie przeszła obok nas Marlena i spojrzała na mnie z pytaniem w oczach. Ją też dziwił stoicyzm taty. Oczywiście że z nim pojechałam, ale po blisko godzinie łażenia między doniczkami i sadzonkami miałam dość, a tata nawet jeszcze nie zdecydował, co kupi.

– Może ty sobie tu pochodź, wybierz, co tam chcesz, a ja wrócę po ciebie za godzinę? Dwie? – zapytałam, a on kiwnął głową.

Wróciłam półtorej godziny później i jeszcze zanim zobaczyłam ojca, usłyszałam… jego tubalny śmiech. Podążyłam za nim i znalazłam go za drzewkami owocowymi.

Był wyraźnie rozbawiony

Obok niego stała niemłoda, ale atrakcyjna pani w czerwonym płaszczu i botkach na obcasie.

– …z tych borówek dżemu nie będzie! – usłyszałam ostatnie słowa kobiety.

Musiały być puentą jakiejś dłuższej historii, bo tata roześmiał się, jakby to był najlepszy dowcip świata. Nim się odwrócił i zdał sprawę z mojej obecności, spojrzałam na nią i zobaczyłam, jak bardzo jest zadowolona z reakcji ojca. Wyraźnie była nim zainteresowana, patrzyła na niego filuternie, poprawiała włosy i stała o wiele za blisko niego, jeśli ktoś by mnie pytał o opinię.

– Tato? Masz już wybrane sadzonki? – zapytałam i ojciec zwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.

– Sadzonki? Ach, tak, tak, czekają przy kasie. Mirko, to jest właśnie moja córka, która mnie tu przywiozła. Kamilko, to jest Mirka. Ma plantację borówek amerykańskich! Właśnie postanowiłem, dzięki niej – tu spojrzał porozumiewawczo na nową znajomą – że nie będę sadził kwiatów, tylko krzewy owocowe! Co byś powiedziała na maliny? A może jeżyny? Dzieci Marleny byłyby zachwycone, prawda? A jakbyśmy wszystkiego nie przejedli, tobym zrobił nalewki!

Przyznam, że te jego śmiałe plany, szeroki uśmiech i nieco maniakalny wzrok mnie przestraszyły. Ten mężczyzna wczoraj pochował żonę, a właśnie zawarł nową znajomość męsko-damską i opowiadał o robieniu nalewek.

Odciągnęłam go od pani Mirki, która dwa razy upewniła się, że „Janeczek” dobrze zapisał jej numer telefonu. W samochodzie ojciec nie zmienił nastroju. Wciąż entuzjastycznie opowiadał o planach na uprawę malin i zastanawiał się, czy lato będzie słoneczne. Miałam ochotę potrząsnąć nim i krzyknąć: „Mama dopiero co umarła! Dlaczego nie jesteś w rozsypce?!”, ale tylko w milczeniu prowadziłam auto.

Trzy dni później przeżyłam kolejny szok. Wpadłam do taty z wężem do podlewania, o którego kupno mnie poprosił, i już na podjeździe zobaczyłam obcy samochód. W domu zaś zastałam panią Mirkę.

– Zobacz, kto wpadł z sernikiem! – tata wydawał się być w szampańskim nastroju. – Mirka jutro zabiera mnie na giełdę kwiatów, właśnie robimy listę, co kupimy.

– Myślałam, że zrezygnowałeś z kwiatów i stawiasz na maliny – zauważyłam zgryźliwie, wciągając nosem zapach domowego sernika.

Czy to na pewno było normalne?

– Och, nie! Będę miał to i to!

Euforia taty zaczęła mi się nagle wydawać niezdrowa. Niezdrowe też było, moim skromnym zdaniem, zainteresowanie pani Mirki dopiero co owdowiałym mężczyzną. Siedziała w fotelu z nogą na nogę, popijała kawkę i czarowała mojego ojca spojrzeniem mocno umalowanych oczu. W całym domu czuć było jej ciężkie perfumy. Na szczęście, kobieta chyba zorientowała się, że nie jestem jej wielbicielką, i szybko zdecydowała, że już pojedzie.

– Będę po ciebie o szóstej rano! – zaznaczyła jednak, żegnając się, moim zdaniem, zbyt wylewnie z tatą.

Po jej wyjściu ojciec ukroił sobie sernika i zaczął znów mówić o czymś z ożywieniem. Nie mogłam dłużej udawać, że to normalne.

– Tato, przestań – poprosiłam dość głośno. – Powiedz mi coś! Czy ta Mirka wie, że dziesięć dni temu straciłeś żonę?

Na moment tata znieruchomiał, stojąc plecami do mnie. A potem powoli odkroił sobie kawałek ciasta, nałożył go na talerzyk i odwrócił się do mnie z twarzą przypominającą woskową maskę.

– Zjedz sernik. Jest przepyszny – powiedział i poczułam, że coś jest bardzo nie tak.

Tatusiu? Wszystko w porządku…? – zapytałam cicho.

Nie odpowiedział, tylko usiadł w fotelu i zaczął mechanicznymi ruchami jeść sernik. Kucnęłam obok niego, ale nie zareagował. Musiałam coś zrobić, więc zabrałam mu talerzyk i widelczyk z rąk. Jego dłonie opadły bezwładnie na kolana, jak u marionetki z przeciętymi sznurkami.

– Tato? – byłam już na serio wystraszona.

I nagle ojciec zaczął płakać. Jego ramiona się trzęsły, z piersi wyrywał się głośny szloch, ale nadal siedział sztywno w fotelu, a dłonie wciąż leżały bezwładnie na kolanach.

– Nie wierzę, że jej nie ma… – wyjąkał między spazmami. – Nie mogę w to uwierzyć, bo wtedy to się stanie faktem… I już zawsze tak będzie… Już nigdy nic jej nie opowiem… Już nigdy jej nie rozśmieszę…

Zrozumiałam, że to dziwne, nadaktywne zachowanie taty było jego sposobem na poradzenie sobie z niewyobrażalnym wręcz ciężarem psychicznym.

Ludzie reagują bardzo różnie

Jedni przeżywają żałobę w smutku i depresji, inni uciekają w pracę albo inną aktywność. Tata postanowił po prostu nie uznać faktu śmierci mamy. Przytuliłam go i poczułam, jaki jest kruchy, bezbronny. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Wreszcie zaczął mówić o mamie i znowu popłynęły łzy, jego i moje.

– Chcę znowu jej wszystko opowiadać… – wyznał. – O malinach, sadzonkach i nalewkach. O Mirce też. Mirka nie wie… Powiedziałem jej tylko, że jestem wdowcem, a ona chyba założyła, że od dawna.

Kiedy się uspokoił, sam powiedział, że odwoła wyjazd na giełdę z nową znajomą. Rozmawiał z nią z kuchni, ale słyszałam, jak jej wyjaśniał, że potrzebuje nieco czasu na uporanie się z żałobą.

…dziesięć dni temu… – usłyszałam i domyśliłam się, że kobieta po drugiej stronie linii doznała szoku.

Tata przeszedł cały proces żałoby przez kolejnych kilkanaście miesięcy. Marlena i ja byłyśmy przy nim. Pani Mirka już się nie pojawiła, ale tata ma te swoje maliny i jeżyny do dzisiaj, choć minęło 7 lat od tamtych wydarzeń. Zajmowanie się ogrodem to jego pasja, nauczył się korzystać z internetu, żeby szukać informacji i ludzi mających to samo hobby.

Chociaż jest na emeryturze, wziął ćwierć etatu jako konsultant w centrum ogrodniczym, bo – jak mówi – i tak ciągle tam przesiadywał. Poradził sobie z życiem, umie się nim znowu cieszyć, ale wiem, że i tak codziennie o wszystkim opowiada mamie. O malinach, kwiatkach, kolegach z pracy i najdziwniejszych pytaniach klientów. I myślę, że mama wciąż się śmieje z tych jego opowieści… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA