„Mój tata miał sklep z gadżetami dla dorosłych. Bałem się, że dziewczyna z oazy ucieknie przede mną, gdy się o tym dowie”

mężczyzna, który wstydził się biznesu ojca fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock
„Zakochałem się w Magdzie bez pamięci. Panicznie bałem się jednak przyznać, czym zajmuje się mój ojciec. Gdy ją poznałem, była na oazowym wyjeździe. A przecież mojej rodzinie za taki biznes groziło wieczne potępienie”.
/ 04.10.2022 08:30
mężczyzna, który wstydził się biznesu ojca fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock

Mój tata przez cały PRL był prywatnym przedsiębiorcą. Starał się oszukać system jak tylko się dało. Prowadził zakład kuśnierski, kwiaciarnię, fabrykę lakierów… Na początku lat 80. kupił kilka saturatorów. Sprzedawaną z nich wodę mineralną potocznie nazywano gruźliczanką. Byłem wtedy w liceum. Czasy były ciężkie. W sklepach puste półki, mięso na kartki.

Interes taty kręcił się całkiem nieźle

Gdy koledzy ze szkoły dowiedzieli się, z czego żyjemy – zaczęli mnie przezywać „księciem gruźliczanki”. Któregoś wieczoru po kolejnej kłótni z ojcem wykrzyczałem mu w twarz, że mógłby sobie znaleźć jakieś normalne zajęcie. W fabryce, na budowie…

– Wiesz, jak oni mnie nazywają? Wiesz?! – darłem się.

Tata nic nie powiedział. Wyszedł z pokoju i wrócił z trzema paczkami papierosów Marlboro i wielką tabliczką czekolady z orzechami kupionymi w Peweksie.

W piątek była impreza u Wojtka. Czekoladę położyłem na stole. Zniknęła w kilka minut. Gdy chłopaki poszli na balkon zapalić, wyjąłem dewizową paczkę. Podsunąłem kolegom pod nos:

– Może Marlboro?

Wokół mnie zaczęło się robić ciasno. Koledzy przepychali się, częstowali, a potem zaciągali z błogą miną.

Tata mi powiedział, że jak chcę, mogę palić, ale tylko te z Peweksu – oznajmiłem ze zblazowaną miną.

Od tamtej pory nikt się już mnie nie czepiał

Na moje 18. urodziny przyszli wszyscy. Gdy tata wyjął z barku Johnny’ego Walkera, chłopakom oczy wyszły z orbit. Saturatory przestały się ojcu opłacać pod koniec lat 80. Przerzucił się na sklepy z gadżetami erotycznymi. Najpierw otworzył jeden, potem kolejny. Interes szedł doskonale. W 2003 roku tata postanowił przejść na emeryturę. Kupił dom na Maderze i razem z mamą wyjechali.

Interes przejąłem ja. Wtedy miałem już żonę i córkę. Magdę poznałem w Bieszczadach. Mieszkaliśmy w tym samym schronisku. Ja z kolegami, ona z grupą oazową. My wieczorami piliśmy wódkę, oni śpiewali przy ognisku. Nie tylko piosenki religijne, ale też turystyczne, harcerskie. Któregoś razu moi koledzy wcześnie odpadli. Poszedłem w stronę ogniska. Stanąłem pod drzewem i zacząłem się przysłuchiwać. Jedna z dziewczyn wstała i podeszła do mnie.

– Cześć. Może się dołączysz? Jestem Magda.

Dałem się zaprowadzić do ognia. Czułem się bardzo nie na miejscu, ale jednocześnie chciałem zostać. Po kwadransie trochę się rozluźniłem. Gdy gitarzysta na chwilę odłożył gitarę, zapytałem, czy mogę coś zagrać. Skinął głową. Zagrałem „List do M.” Dżemu. Okazało się, że wszyscy znają słowa. Kątem oka zauważyłem, że Magda bacznie mi się przygląda. 

Przychodziłem do nich jeszcze kilka razy. Zawsze starałem się siadać koło Magdy. Ostatniego wieczoru wszyscy poszli spać dość wcześnie. Przy ognisku zostałem tylko ja i Magda.

– Przejdziemy się? – zaproponowałem.

Spacerowaliśmy do świtu. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów. Zadzwoniłem zaraz po powrocie. Spotkaliśmy się. Dowiedziałem się, że Magda wcale nie jest żarliwą katoliczką.

– Nawet nie jestem ochrzczona. Mój tata jest wojskowym. Pojechałam z nimi z ciekawości. To fajni ludzie. Ale religia to chyba nie dla mnie. Za dużo nakazów, zakazów. Wiesz, ja wierzę, że gdzieś istnieje jakaś siłą wyższa. I na swój sposób czasem się modlę. Ale niepotrzebna mi do tego instytucja kościoła.

Trochę mi ulżyło...

Wprawdzie moja mama co niedzielę chodziła na mszę, ja byłem u komunii i bierzmowania, ale jednak bałem się, że jak dziewczyna z oazy usłyszy, czym zajmuje się mój ojciec, to ucieknie. Długo się do tego nie przyznawałem. Na pytania o tatę odpowiadałem wymijająco, że prowadzi swoja firmę. Po pierwszej wspólnej nocy okazało się, że Magda dawno wie, co to za firma.

– Zastanawiałam się, czy każesz mi się przebierać za pielęgniarkę. Albo sięgniesz po pejcz – oznajmiła mi, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie. Zakrztusiłem się z wrażenia. – Dziwisz się? Jasne, że wiem. Twoi koledzy powiedzieli mi jeszcze w Bieszczadach. Chyba myśleli, że się bardzo zgorszę. A tylko rozbudzili moją ciekawość.

Dziś, 20 lat po ślubie, nasze życie seksualne jest wyjątkowo banalne. Czasem w prezencie żona dostaje ode mnie seksowną bieliznę. Ona, bardziej dla żartu, kupiła mi kiedyś kajdanki obszyte futerkiem. Raz ich użyła. Bardzo szybko mnie odpięła.

– Jak mnie nie dotykasz, to mnie ta zabawa nie kręci – stwierdziła.

Czasem z Magdą podpuszczamy znajomych i opowiadamy o jakimś wynalazku, który zmienił nasze życie erotyczne i którego muszą koniecznie spróbować. Podsuwamy im pod nos katalog z zabawkami czy biżuterią intymną. Panie rumienią się i zasłaniają ręką usta, panowie udają, że nie patrzą, choć oczy wychodzą im z orbit.

Julia, nasza córka, długo nie wiedziała, czym się zajmuję. Teraz żałuję, że nie mówiliśmy o tym otwarcie. Bo o tym, skąd mamy na całkiem wygodne życie, dowiedziała się w najgorszy z możliwych sposobów – od kolegów z klasy. „Królewna sex shopów!” – zaczęli za nią wołać, gdy była w piątej klasie. Wróciła do domu zapłakana. Musiałem jej wytłumaczyć, czym się zajmuję. Chyba wtedy nie do końca zrozumiała. A jej koleżanki i kolegów postanowiłem przekupić – jak kiedyś zrobił to mój ojciec.

Na 12. urodziny Julii wynająłem 2 busy

Cała klasa pojechała na weekend do naszego domu nad jeziorem. Jakoś nikt się wyłamał. I nie zaprotestował żaden z rodziców. Oczywiście chłopcy byli przekonani, że w domu będą wszędzie leżeć gazetki z rozebranymi paniami, a w telewizorze będą same kanały porno. Nic z tego. Na działce w ogóle nie ma telewizora. Musieli się zadowolić kąpielami w jeziorze, przejażdżkami na quadach i grą w piłkę.

Od tamtej pory co roku Julia mogła zabierać znajomych na tydzień wakacji do naszej willi. Na początku jeździła z nimi Magda albo ja. Gdy Julia poszła do liceum, uznaliśmy, że mogą sobie radzić bez nas. Koledzy przestali jej dokuczać. Ale ostatnio kłopoty wróciły. Kilka dni temu Julia wróciła ze szkoły wściekła.

– Nigdy więcej nie pójdę na religię. Nawet nie próbujcie mnie przekonać! – oświadczyła i zamknęła się w pokoju.

Dopiero przy kolacji udało nam się dowiedzieć, co się stało.

– Dziś rozmawialiśmy o pornografii. A raczej to katechetka miała monolog na temat tego, jakim grzechem jest oglądnie zdjęć czy filmów porno. Jak niszczą nasze mózgi, doprowadzają do rozwodów, impotencji i w ogóle są źródłem całego zła na świecie. W końcu doszła do tego, że jak widzimy w sklepie jakieś pismo erotyczne, powinniśmy natychmiast wyjść. A jak mijamy sex shop – to przejść na drugą stronę ulicy. Nie wytrzymałam i powiedziałam, że moi rodzice prowadzą sieć sex shopów i jakoś wcale nie są dewiantami. I nie rozwiedli się. Katechetka zamilkła. Spojrzała na mnie i przeżegnała się. W końcu powiedziała, że muszę coś zrobić, żeby uratować was przed ogniem piekielnym. Że jeszcze nie jest za późno. Zaczęła nawet mówić o egzorcyzmach. Gdy wybiegałam z klasy, wołała za mną, że mimo wszystko będzie się za nas żarliwie modlić.

Magda miała przerażoną minę...

A ja nie bardzo wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Prawda jest taka, że w naszych sklepach nie można kupić pornosów. I to nie dlatego, że jesteśmy tacy przyzwoici. Po prostu się nie sprzedają. Ludzie wolą takie rzeczy oglądać albo kupować przez internet, anonimowo. Poszedłem do szkoły. Dyrektorka rozłożyła ręce.

– Pani Maria jest pracownikiem kurii, nie moim. Nic nie mogę zrobić.

Znalazłem panią Marię. Gdy się przedstawiłem, przeżegnała się. Tego już było za wiele. Wygarnąłem jej, co myślę o straszeniu mojej córki ogniem piekielnym. I że nie życzę sobie jej modlitw.

– O swoje zbawienie doskonale umiem zadbać sam. I mam szczerą nadzieję, że w moim niebie nie będzie miejsca dla takich jak pani – zakończyłem monolog i trzasnąłem drzwiami.

Po występie pani katechetki zacząłem się jednak poważnie zastanawiać, czy nie sprzedać biznesu. Dla świętego spokoju. Dla dobra Julki. Zacząłem się trochę bać, że na jednej aferze się nie skończy. Wyobraziłem sobie grupy modlitewne pod naszymi drzwiami albo pikiety przed sklepami. Tacie będzie przykro, ale kocha wnuczkę i na pewno zrozumie.

Przestałem się martwić wczoraj

Tego ani ja, ani Magda, ani Julia się nie spodziewaliśmy. Na kolejną lekcję religii z panią Marią nie przyszedł nikt. Wszyscy stanęli przed klasą i skandowali hasła domagające się odejścia katechetki. Nie tylko ci, z którymi przyjaźni się nasza córka i którzy co roku jeździli do nas na Mazury. Nawet Zosia z bardzo religijnej, wielodzietnej rodziny. To właśnie ona trzymała transparent z hasłem „Kochaj bliźniego swego”. Julia przysłała mi ze szkoły zdjęcia. I esemesa: „Przyszła do nas pani dyrektor. Obiecała, że zainterweniuje w kurii. Fajną mam klasę, tato”. Pokazałem wiadomość żonie.

– Fajną mamy córkę – uśmiechnęła się. – Chyba możemy się przestać o nią martwić.

Czytaj także:
Babcia wprowadzała w domu pruski rygor. Zmuszała mnie do jedzenia wątróbki
Ukochany oczekiwał, że będę mu usługiwać. Ja nie umiałam nawet zaparzyć kawy
Gdy Wiesiek wrócił z USA, Zuza porzuciła mnie i syna. Pachniały jej dolary, czy dawna miłość?

Redakcja poleca

REKLAMA