„Mąż zginął w pożarze. Po tym zdarzeniu mój 8-letni syn z obsesją w oczach i fascynacją podpalał co się da”

Mój synek to piroman fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Synka znaleźli go o drugiej w nocy daleko od domu. Nie byłam złą matką. Trzy miesiące wcześniej w pożarze zginął mój mąż i mały od tego czasu zachowywał się dziwnie. Lunatykował, wychodził... Okazało się jednak, że robił o wiele straszniejsze rzeczy.
/ 14.02.2022 07:33
Mój synek to piroman fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Policja pierwszy raz przywiozła Matiego, gdy miał sześć lat. Znaleźli go o drugiej w nocy daleko od domu. Nie byłam złą matką. Trzy miesiące wcześniej w pożarze zginął mój mąż i mały od tego czasu zachowywał się dziwnie. Miał problemy z zaśnięciem, a jak zasnął, zdarzało mu się lunatykować.

Zamknął się w sobie i wyraźnie cierpiał

Położyłam zziębniętego malca do łóżeczka, zauważając ze zdziwieniem, że cały pachnie dymem. Natychmiast zasnął. Zeszłam na dół, żeby złożyć dalsze wyjaśnienia i podać moim nocnym gościom coś ciepłego do wypicia.

– Wiecie, państwo, mam trudną sytuację – tłumaczyłam. – Mąż parę miesięcy temu zginął w pożarze i Mateuszek…

Przerwałam, bo policjanci spojrzeli po sobie, a potem wlepili wzrok we mnie.

– To ja może zrobię herbatę… – zaproponowałam niepewnie.

– Wie pani, gdzie go znaleźliśmy?

– No mówił pan, że kilka ulic stąd…

– Tak. Kilka ulic stąd. Palił się tam opuszczony magazyn… – wyjaśnił. – Dzieciak stał daleko od zgromadzonych ludzi, za to bliżej pożaru niż ktokolwiek inny.

– Mam się bać? – zadrżałam.

– Ma pani po prostu na niego uważać. A za herbatę dziękujemy, służba…

I tak zaczęłam uważać na moje dziecko. Nie znaczyło to, że odtąd zamykałam go na noc w pokoju. Po prostu trochę uważniej go obserwowałam, sprawdzałam, czym się bawi, oglądałam dokładniej jego rysunki. Jednak nic niepokojącego nie zauważyłam. Aż do następnego razu. Pod koniec naszych krótkich wakacji stojąca na skraju wsi opuszczona chałupa nagle zaczęła płonąć w środku nocy. Obudziły mnie krzyki, odruchowo sprawdziłam łóżko obok i mojego dziecka tam nie było! Ubrałam się i przez taras wyszłam na dwór. Popędziłam w stronę jaśniejącej łuny, rozglądając się na boki.

Chałupa płonęła jak pochodnia

Ludzie stanęli wzdłuż strumienia. Podawali sobie wiadrami wodę, jeden drugiemu, ostatni lał wodę w ogień, podchodząc coraz bliżej, w miarę jak płomienie przygasały. Mateuszka nikt nie zauważył. Nikt oprócz mnie. Bez trudu wypatrzyłam go stojącego przy kępie krzaków i z fascynacją wpatrującego się w buzujący ogień. Kilka miesięcy później jednemu z naszych sąsiadów ktoś podpalił samochód, stojący na ulicy przed domem.

Dowiedziałam się o tym dopiero rano, kiedy w pobliskim sklepiku kupowałam bułki. Po powrocie do domu natychmiast zaczęłam szukać Mateusza, bo jego łóżko było puste. Kiedy dobiegł mnie szum z łazienki, odetchnęłam z ulgą. Zapukałam, po czym weszłam. Mati siedział na brzegu wanny, ubrany w piżamkę, i patrzył bez większego zainteresowania na lejącą się wodę oraz tworzącą się powoli śnieżnobiałą pianę. Wywnioskowałam, że dodał do wanny płynu do kąpieli. Wszystko niby było w największym porządku…

Poza tym, że mój syn nie przepadał za kąpielami i myciem w ogóle. Zawsze musiałam go do tego usilnie namawiać, by wieczorem nie kładł się brudny do łóżka. Pomijając już fakt, że było wpół do ósmej rano, więc kąpiel o tej porze wydawała się co najmniej dziwna.

– Wszystko gra? – zapytałam.

Apatycznie skinął głową.

– Będziesz się kąpał? Teraz?

Znów potaknął. A potem pokazał na swoje bose stopy. Nogi miał tak brudne, jakby biegał pół nocy boso po dworze… Bez słowa wycofałam się z łazienki, starannie zamykając za sobą drzwi. Drugi raz policja przywiozła Matiego do domu, gdy miał osiem lat. Zgarnęli go z pobocza autostrady w biały dzień. I byli znacznie mniej pobłażliwi.

– Musi pani bardziej pilnować dziecka. To nie do pomyślenia, żeby ośmiolatek sam włóczył się pod miastem i to w środku dnia – policjantka popatrzyła na mnie surowo.

A ja tylko czekałam, aż wspomni o nasłaniu na mnie opieki społecznej.

– Jest niedziela, miał być u kolegi dwa domy dalej – jęknęłam.

– I faktycznie był – potwierdził policjant. – Ale wyszedł od niego już ponad dwie godziny temu i powiedział, że wraca do domu. A my znaleźliśmy chłopaka prawie kilometr stąd. Stał przy autostradzie i oglądał wypadek – wyjaśnił.

– Jaki wypadek? – poczułam, jak uginają się pode mną nogi.

– Pewnie powiedzą o nim dopiero w wieczornych wiadomościach – zauważył. – Przy zjeździe na autostradę przewróciła się cysterna z jakimś łatwopalnym materiałem i doszło do pożaru. Zmartwiałam. Jeszcze raz surowo mnie upomnieli i wyszli, zostawiając nas z problemem.

Bo dotarło do mnie, że mamy z Mateuszem kłopoty

Tylko jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo poważne… Ponoć najdłużej chorują ci, którzy się leczą w internecie. Ale przecież nie mogłam pójść z Mateuszem do przychodni, bo niby co bym powiedziała lekarzowi rodzinnemu? Sama nie wiedziałam, co się tak naprawdę dzieje. Przez cały wieczór surfowałam po sieci i wychodziły mi same złe rzeczy. Najgorsza była taka, że moje dziecko może być jakimś psychopatycznym piromanem, który nie tyko uwielbia patrzeć na pożary, ale również je wywoływać.

Wydawało mi się to jednak mało prawdopodobne, ponieważ skąd u małego chłopca takie zamiłowania i przy okazji takie zdolności? Wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo wywołać pożar, a już na pewno nie jest łatwo to zrobić, gdy ma się tylko siedem czy osiem lat. Łudziłam się przez chwilę, że być może Mateusz, mając świadomość, w jaki sposób zginął jego ukochany tatuś, cierpi teraz na jakąś chorobliwą fascynację pożarem jako zjawiskiem. Niekoniecznie jest małoletnim podpalaczem, tylko chłopcem zafascynowanym żywiołem, który pochłonął jego ojca.

Jednak do tej koncepcji nie pasowała okoliczność, że moje dziecko zdaje się wiedzieć wcześniej, gdzie i kiedy wybuchnie pożar, i pojawia się na miejscu zdarzenia jako pierwszy, jeszcze przed wszystkimi innymi gapiami. No bo niby jakim cudem znalazł się przy zjeździe z autostrady i to akurat w chwili, kiedy wywróciła się tam ciężarówka i wybuchł pożar? Skąd wiedział, że ma się znaleźć akurat w tamtym miejscu? Podobnie było we wszystkich poprzednich przypadkach. W nocy nie budził go pożar, tylko coś innego, co kazało mu albo iść tam, gdzie ten pożar będzie, albo… iść tam, gdzie ten pożar musi wybuchnąć.

Przeglądając liczne strony internetowe, natrafiłam na opis zjawiska zwanego pirokinezą. W dużym skrócie chodzi o możliwość wzniecania ognia przy pomocy siły woli albo spojrzenia. Wiem, brzmi niedorzecznie, dlatego pirokineza zaliczana jest do zjawisk paranormalnych, czyli takich, w które osobiście niespecjalnie wierzę. No bo jak uwierzyć, że małe dziecko jest jakimś mutantem, który ma potrzebę podkładania ognia, robi to siłą woli i w dodatku nad tym nie panuje? Albo ma nad tym pełną władzę – przyszło mi nagle do głowy.

Czyni go to nie tylko osobą obdarzoną paranormalnymi zdolnościami, ale również psychopatycznym piromanem, tym groźniejszym, że w zasadzie nieuchwytnym dla kogokolwiek.

Tej nocy nie zmrużyłam oka

Przewracałam się z boku na bok, zadręczając się pytaniami, zupełnie nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Zdobyta w internecie wiedza przytłaczała mnie i powodowała jeszcze większy zamęt. Najchętniej uznałabym, że wszystkie ogniowe sytuacje, jakie przydarzyły się Mateuszowi, to były przypadki, zbiegi okoliczności, niesamowite koincydencje zdarzeń zupełnie ze sobą niepowiązanych, ale podświadomie czułam, że te zdarzenia są ze sobą powiązane. Ze sobą i z moim synem.

I tu dopiero zaczynał się obłęd. Było mnóstwo pytań i same złe odpowiedzi. Na razie postanowiłam go po prostu obserwować, wiedząc już mniej więcej, na co powinnam zwracać uwagę. Może z czasem uda mi się z nim szczerzej porozmawiać, zaufa mi na tyle, by się otworzyć, wtedy podpytam, dowiem się czegoś więcej, choćby tego, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, co robi, co się wokół niego dzieje.

Jak się dowiem, nauczę się, jak najlepiej chronić moje dziecko i jak chronić innych przed nim. Policja, lekarze, psychologowie, szamani, księża? Nikogo nie poproszę o pomoc, nikomu się nie zwierzę ze swoich podejrzeń. Podświadomie czułam, że bez względu na to, kim jest mój Mateusz, muszę zachować jego ewentualną tajemnicę dla siebie.

Jeśli ktokolwiek inny ją odkryje, będziemy mieć poważne kłopoty. Ludzie są podli, chciwi i strachliwi, i ktoś może zechcieć albo wykorzystać moje dziecko, albo je ukarać czy wręcz zabić. Tak na wszelki wypadek. A jedno wiedziałam na pewno: nikomu nie pozwolę skrzywdzić mojego syna. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA