Wychodząc od ojca myślałam, że muszę jak najszybciej się przebrać i wrzucić przesiąknięte dymem papierosowym ciuchy do pralki. Siedziałam u niego niecałe dwie godziny, a przez ten czas wypalił chyba z pięć papierosów. Nie używał już popielniczki, tylko słoika, bo – jak sam mówił – nie chciało mu się co chwila wyrzucać popiołu.
Wiedziałam, że dawno przekroczył dwie paczki dziennie
I że prawdopodobnie nigdy nie rzuci nałogu. Mama też paliła. Zmarła na raka, wprawdzie nie płuc, ale i tak uważałam, że nikotyna i szkodliwe substancje zwiększyły ryzyko zachorowania na nowotwór. Gdyby nie paliła, na pewno mogłaby żyć dłużej. Kiedy wróciłam do domu, Leszek od razu zmarszczył nos.
– On ciągle tyle pali? – zapytał.
– Taaa – mruknęłam, zdejmując cuchnącą niczym popielniczka sukienkę. – Chciał się przerzucić na e-papierosy, ale wrócił do tradycyjnych.
– E-papierosy to też syf – zwrócił mi uwagę mąż. – Są tylko reklamowane jako mniej szkodliwe, bo nie mają substancji smolistych, ale nikotyna w nich jest dokładnie tak samo kancerogenna jak ta w zwykłym tytoniu. A łatwiej popaść w uzależnienie, bo ludziom się wydaje, że to takie niegroźne.
Wiedziałam, że miał rację. W końcu był lekarzem. Poznaliśmy się u niego w gabinecie. Przyszłam z Pawłem, który miał wtedy pięć lat i nie miałam go z kim zostawić. Leszek się nie sprzeciwił, dał małemu jakąś maskotkę od firmy farmaceutycznej i zajął się mną. Potem, wypisując receptę, żartował z Pawełkiem i pokazywał mu jakieś „magiczne ruchy” niczym w raperskim teledysku.
Skończyło się to tak, że synek nie chciał wyjść z gabinetu i panowie umówili się na kolejny raz. Po trzeciej wizycie Leszek umówił się już ze mną.
Pobraliśmy się trzy lata później
Paweł ledwie pamiętał, że Leszek nie jest jego biologicznym tatą. Świetnie się dogadywali, chociaż kiedy syn wszedł w okres nastoletniego buntu, potrafił wykrzyczeć ojczymowi, że nie jest jego „prawdziwym ojcem”.
To właśnie dlatego wszelkie drażliwe sprawy załatwiałam z młodym ja. Tego dnia, kiedy wróciłam od ojca i zbierałam brudne ciuchy po pokojach, weszłam też do sypialni Pawła. Westchnęłam, ogarniając wzrokiem bałagan, jaki tam panował, i schyliłam się po brudną bluzę leżącą na podłodze. Po chwili przypomniałam sobie, że Paweł ma jeszcze przepocony strój od wuefu w worku i sięgnęłam do niego.
Oprócz adidasów i dresu wymacałam coś jeszcze. Długopis? Nie, to było coś innego, jakieś urządzenie. Chwilę później pokazywałam mężowi znaleziony przedmiot. To był waporyzator, czyli innymi słowy e-papieros.
– On ma piętnaście lat… – jęknęłam, wpatrując się w czarny gadżet.
– Może to nie jego? Jakiegoś kolegi czy coś? Leszek spojrzał na mnie z wyraźnym powątpiewaniem.
– Też paliłem w jego wieku – wyznał. – Wszyscy paliliśmy poza klasowym kujonem, którego nikt nie lubił. To chłopak, nie może się wyłamać. Jeśli koledzy wapują, to on też to robi.
„Wapują”. Nie lubię tego słowa. Mam sporo znajomych, którzy tłumaczyli mi, że wapowanie jest nieszkodliwe i wcale nie są palaczami, chociaż codziennie inhalują się czystą nikotyną. Paweł był na treningu, więc nie powstrzymałam się i przeszukałam jego pokój. Znalazłam pudełko po wafelkach, a w nim kilka buteleczek z żółtawą cieczą. Zawołałam Leszka.
– Kurczę, nie jest dobrze – mruknął, przyglądając się płynom. – Miałem nadzieję, że przynajmniej używa liquidów bez nikotyny, ale nie… Równie dobrze mógłby palić mocne papierosy.
Czekając, aż Paweł wróci do domu, coraz bardziej nakręcałam się złością i pretensjami. Przecież chłopak widział, co się stało z jego babką palaczką! I z dziadkiem, który miał skórę, zęby i organy wewnętrzne zniszczone przez nikotynę!
Jak mógł być tak głupi, żeby samemu inhalować się tym świństwem?! Syn dobrze mnie zna, więc wyczuł, że coś jest nie tak, ledwie wszedł do domu. Na widok swojego waporyzatora na stole zesztywniał.
– Mamo!! Grzebałaś mi w rzeczach? – zaatakował. – To nie moje, jeśli chcesz wiedzieć! Kolega zostawił po wuefie, to zabrałem, żeby mu jutro oddać.
Poczułam, że zaraz szlag mnie trafi. Nie dość, że się truł, to jeszcze kłamał!
– A to? Też kolegi?! – krzyknęłam, stawiając przed nim olejki do e–papierosa.
Przez moment kłóciliśmy się o to, czy miałam prawo naruszyć jego prywatność, ale wkroczył Leszek.
– Słuchaj, Paweł – zaczął poważnie. – Nie jestem twoim ojcem, ale pytam jako lekarz: od dawna wapujesz?
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion.
Syn postanowił nie odpowiadać na nasze pytania
Zalała mnie fala wściekłości i zaczęłam na niego krzyczeć. Leszek objął mnie i poprosił, żebym zostawiła ich samych. Wyszłam, trzaskając drzwiami. Kiedy wróciłam, Paweł siedział przed komputerem, a Leszek oglądał sport w telewizji. Zapytałam męża, na czym stanęło.
– Zabrałeś mu to cholerstwo?
– Nie – Leszek pokręcił głową. – Ale z nim pogadałem. Przyznałem się, że sam jarałem w jego wieku. Trochę się otworzył i powiedział, że prawie wszyscy w klasie palą e-papierosy poza paroma przegrywami. On nie chce być przegrywem, więc robi to, co większość. Najgorsze jest to, że moda jest taka, że dziewczyny mogą używać liquidów owocowych, bez nikotyny, ale jak robi to chłopak, to się z niego śmieją, że pewnie jest homoseksualistą.
Przewróciłam oczami. Miałam ochotę następnego dnia wpaść do klasy syna, nota bene w całkiem niezłym liceum, i zrobić wielką zadymę. Ale Leszek miał inny pomysł.
– Jutro idę z nim do sklepu z e-papierosami, jeśli się zgodzisz – zaproponował. – Nie ma sensu, żeby młodemu kupowali ten syf starsi koledzy. Zgodził się przerzucić na lżejsze liquidy.
Zapytałam co z kumplami, którzy przecież zapewne go wyśmieją. Mąż powiedział, że sam zastosował tę sztuczkę, kiedy jego rodzice odkryli, że palił i postawili mu ultimatum.
– Powie im, że ogranicza, bo ma słabe osiągi w koszykówce. Że chce startować w przyszłości do drużyny uniwersyteckiej, więc musi rzucić palenie w ciągu pół roku. Ja tak zrobiłem i koledzy to uznali za dobry powód. Dali mi żyć.
Przyznaję, że niezbyt mi się to podobało. Ja najchętniej zagroziłabym synowi szlabanem, odebraniem komórki i dostępu do internetu, a potem codziennie robiła mu rewizję w pokoju. Byłam skłonna wrzeszczeć na niego tak długo, aż wreszcie zrozumiałby, że ma przestać rujnować sobie zdrowie. Byłam przecież jego matką! Ale postanowiłam, że zostawię do Leszkowi.
Może miał rację, może lepiej rozumiał dorastającego chłopca. Ja w końcu nigdy nim sama nie byłam. Na mocy milczącego porozumienia Paweł i ja nie rozmawialiśmy więcej o sprawie e-papierosów. Dałam Leszkowi wolną rękę i nie wtrącałam się.
Pytałam tylko codziennie męża, co się dzieje w temacie.
– Kupiłem mu olejki owocowe – zrelacjonował. – Koledzy najpierw trochę drwili, ale w końcu dali spokój. Wiedzą, że Paweł trenuje kosza i chce wejść do dobrej drużyny. Nie jest tak źle. Wiesz, my faceci, szanujemy tych, którzy mają jakiś cel.
Prychnęłam na to dumne „my, faceci”, ale chwilę potem się uśmiechnęłam. Wyglądało na to, że rozsądne i pełne zrozumienia podejście Leszka może zdziałać więcej niż moje krzyki i kary.
Paweł chciał być traktowany jak dorosły
Za kilka miesięcy miał skończyć szesnaście lat, fizycznie już wyglądał jak mężczyzna. Pewnie gdybym potraktowała go jak dziecko, toby się zbuntował i znalazł sposób, by ukrywać się ze swoim nałogiem. Trzy miesiące później syn mimochodem mruknął przy niedzielnym śniadaniu, że na jego mecz tego dnia przyjdzie jedna koleżanka i żebyśmy byli dla niej mili.
Ta „koleżanka” musiała być bardzo bliska, bo widziałam, jak po udanym wsadzie do kosza Paweł podbiegł do niej i pocałował ją w usta. Po meczu syn nam ją przedstawił. Okazało się, że Asia była jedną z tych osób w klasie, które nie wapowały i które reszta uważała za „przegrywów”. Kiedy rozeszła się plotka, że Paweł „rzuca palenie”, pogratulowała mu i powiedziała, że może liczyć na jej wsparcie i towarzystwo, gdyby nie chciał narażać się na pokusy, przebywając wśród wapujących.
Tym sposobem młody zaczął spędzać czas z nią i waporyzator przestał go kompletnie interesować.
– Powiem ci, że nie sądziłam, że to się uda – powiedziałam do Leszka, kiedy zagrożenie minęło. – Niezły jesteś!
– Ma się te sposoby. – Wyprężył się z komiczną dumą. – Wiesz, my, faceci, potrafimy się dogadać.
– Tak? – Coś mi nagle przyszło do głowy. – To może być jakoś przemówił do rozumu mojemu ojcu. No wiesz, pogadał z nim, nie jak lekarz z pacjentem ani zięć z teściem, tylko właśnie jak facet z facetem? Chociaż nie… nic nie wskórasz… on nigdy nie rzuci.
Może i nigdy nie byłam mężczyzną, ale trochę się na nich znam. I zobaczyłam ten błysk w mężowskim oku. Wiem, że podejmie wyzwanie. Teraz obmyśla strategię, jak dotrzeć do upartego teścia. Kto wie, może uda mu się to, co mnie nie udało się od dwudziestu paru lat i skłoni mojego ojca do rzucenia wstrętnego nałogu?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”