Zawsze byłam blisko ze swoim młodszym bratem. Chyba dlatego, że to głównie ja matkowałam mu w dzieciństwie. Nasz ojciec zostawił mamę dla innej kobiety, gdy Adrian miał trzy lata.
Któregoś dnia ojciec po prostu spakował się i wyszedł
Mama najpierw wpadła w przygnębienie i tylko użalała się nad sobą, potem, dla odmiany, rzuciła się w wir pracy. Wychodziła z domu wczesnym rankiem, wracała późnym wieczorem. Nic więc dziwnego, że większość domowych obowiązków, w tym opieka nad Adrianem, spadła na mnie. Początkowo bardzo mnie to denerwowało, ale z czasem pogodziłam się ze swoim losem. Ba, im robiłam się starsza, tym czułam się coraz bardziej odpowiedzialna za brata. Zwłaszcza że Adrian był we mnie wpatrzony jak w obrazek. Co powiedziałam, było dla niego święte.
Byłam więc pewna, że wyrośnie na porządnego człowieka. Ale potem wyjechałam do innego miasta na studia i straciłam Adriana z oczu. W 2020 uczyłam się zdalnie, więc by zaoszczędzić na wynajęciu pokoju, wróciłam do rodzinnego domu. I co? I byłam coraz bardziej przerażona zachowaniem mojego trzynastoletniego brata.
Nikogo nie słucha, robi, co chce. Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to zwyczajnie się stoczy.
Chwyciłam gnojka za kaptur i wyciągnęłam z auta
Pierwszy sygnał, że to nie jest już ten sam Adrian co kiedyś, dostałam od razu po powrocie. Gdy weszłam do mieszkania, akurat szykował się na imprezę. Było już bardzo późno, środek tygodnia, a do tego pandemia. To nie czas na towarzyskie spotkania. Spokojnie mu o tym powiedziałam i poprosiłam, żeby został w domu. Myślałam, że jak dawniej mnie posłucha. Tymczasem on wpadł w szał. Krzyczał, że nie mam prawa mu rozkazywać i się wymądrzać, że zamiast go pouczać, powinnam się zająć własnymi sprawami. Bo on ma moje dobre rady gdzieś.
Byłam tak zszokowana, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Patrzyłam więc na mamę i czekałam, aż przywoła Adriana do porządku. Tymczasem ona nie zrobiła nic. Powiedziała mu tylko, żeby na siebie uważał, nie szalał za bardzo i wrócił do domu przed północą. Wyszedł z triumfująca miną. Próbowałam potem porozmawiać z mamą, ale mnie zbyła. Adrian wrócił z imprezy dopiero o drugiej nad ranem. Narobił takiego rabanu w przedpokoju, że umarłego by w grobie na nogi postawił.
Wyskoczyłam ze swojego pokoju, spojrzałam na jego wielkie jak spodki źrenice i od razu pomyślałam, że jest naćpany. Zapytałam więc wprost, czy coś brał albo wąchał. Miałam nadzieję, że zaprzeczy, powie, że nie interesują go takie głupoty. Ale nie. Patrząc mi bezczelnie w oczy, odparł, że wciągnął kreskę, i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, odwrócił się na pięcie i zamknął się w swoim pokoju. Pukałam, waliłam, ale nie otworzył. Spodziewałam się, że matka nie puści mu tego płazem i urządzi karczemną awanturę. Na pewno nie spała i słyszała naszą rozmowę. Tymczasem ona nie wyściubiła nawet nosa z sypialni.
Następnego dnia wyszła do pracy, zanim braciszek łaskawie wstał, a gdy wróciła, zachowywała się tak, jak gdyby nic się nie stało. Byłam przerażona, ale ona nie przejęła się nawet tym, że jej syn zwlókł się z łóżka dopiero koło południa i, w związku z tym, nie brał udziału w zdalnych lekcjach. Gdy o tym wspomniałam, machnęła ręką i powiedziała, że nie ma się czym przejmować, bo Adrian jest zdolny i na pewno nadrobi braki.
Akurat! Byłam w jego pokoju i oglądałam podręczniki. Wyglądały jak prosto z księgarni. Byłam gotowa się założyć, że nawet do nich nie zajrzał… Zresztą następne dni potwierdziły moje przypuszczenia. Brat co prawda łączył się z nauczycielami przez internet, ale na tym kończył naukę. Wyłączał komputer i gdzieś znikał. Próbowałam się dowiedzieć, dokąd idzie, ale tylko wzruszał ramionami i wychodził bez słowa.
Któregoś razu poszłam na zakupy do sklepu. Wracając, skręciłam w uliczkę prowadzącą na nasze osiedle i prawie weszłam na zaparkowany na chodniku samochód. W środku siedział mój brat z jakimiś podejrzanymi typkami. Pili piwo i palili papierosy! Nie zastanawiając się ani chwili, otworzyłam drzwi, wyciągnęłam go z tego auta za kaptur i prawie siłą zaciągnęłam do domu. Znowu wpadł w szał. Krzyczał, że narobiłam mu wstydu, że przeze mnie nie będzie mógł pokazać się w towarzystwie.
Oczywiście próbowałam mu tłumaczyć, że nie powinien zadawać się z takim marginesem, ale nie słuchał. Wrzasnął, że nie jest dzieckiem i wyrzucił mnie ze swojego pokoju.
Od wychowywania dzieci są rodzice, nie rodzeństwo
Po tamtym spięciu miałam dość. Postanowiłam poważnie pogadać z mamą. Powiedziałam jej bez ogródek, że Adrian zmienił się na gorsze, i nie podoba mi się, że jest dla niego taka wyrozumiała i pobłażliwa. Byłam przekonana, że przyzna mi rację, podziękuje za troskę i obieca, że się za niego weźmie. Tymczasem ona zareagowała tak, jakbym robiła z igły widły. Stwierdziła, że brat jest teraz w trudnym wieku i żadne nakazy czy zakazy nie pomogą. Wręcz przeciwnie, doprowadzą do tego, że Adrian w ogóle przestanie się z nią liczyć.
Dlatego ona woli poczekać, aż okres buntu minie i bratu wrócą rozum i rozsądek. Gdy to usłyszałam, to mi ręce opadły. Nie mogłam pojąć, jak może być taka naiwna? Od tamtej pory nie potrafię spokojnie zasnąć. Nie wiem, co mam zrobić. Ciągle czuję się odpowiedzialna za brata i boję się, że jak szybko nie zawróci ze złej drogi, to wyląduje na dnie. Zacznie regularnie pić, brać narkotyki, nie skończy szkoły… Albo zada się z jakimiś bandziorami.
Tak mnie to męczyło, że aż opowiedziałam o wszystkim najlepszej przyjaciółce ze studiów, Patrycji. Usłyszałam, że to bardzo szlachetne, iż przejmuję się losem Adriana, ale że powinnam odpuścić. Bo od wychowania dzieci są rodzice, a nie starsze rodzeństwo. Chciałabym skorzystać z jej rady, ale nie potrafię. Przecież Adrian to mój brat. Kocham go i chcę, żeby wyszedł na ludzi… W tym roku akademickim znowu wyjechałam na studia. Nie mam już na oku Adriana, a mama chyba nie mówi mi prawdy...
Czytaj także:
Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów
Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Zawsze słyszałam, że się nie nadaję
Mój mąż jest dobry i wierny. Ale... zapomniał zupełnie, że jestem kobietą