„Chciałam zostać mechanikiem, ale matka miała na mnie inny plan. Wcisnęła mnie w garsonkę i posłała na wyścig szczurów”

załamana kobieta fot. iStock, LaylaBird
„Już od samego początku ta praca to był dla mnie istny koszmar. Tyrałam od bladego świtu aż do późnych godzin nocnych, a mojemu przełożonemu i tak nic nie pasowało".
/ 14.06.2024 07:15
załamana kobieta fot. iStock, LaylaBird

Od małego jarałam się samochodami. Już jak miałam kilka lat, podbierałam od kuzyna metalowe resoraki. Miał ich pełną pakę… Byłam zazdrosna jak cholera! Oddałabym wszystkie moje lalunie z jasnymi kręconymi kudłami, które mama non stop mi wciskała, byleby tylko dostać jego czerwone ferrari.

Gdy miałam naście lat, zamiast przeglądać ciuszki w sklepach, przebierać się i pudrować, przesiadywałam z tatą w warsztacie. Był tam wiekowy, mocno sfatygowany garbusek odziedziczony po dziadziu.

Ojciec nie zamierzał go sprzedawać

Zdecydował się go wyremontować. Jeździł po całym kraju, żeby znaleźć oryginalne części. Kiedy wracał z roboty, to całe wieczory przy nim majsterkował. A ja razem z nim.

– Masz smykałkę do aut, skarbie. Naprawiasz je sprawniej ode mnie. – Tata głaskał mnie po głowie, a mnie rozpierała duma.

Od dawna śniłam o tym, by ukończyć szkołę mechaniczną i znaleźć zatrudnienie w serwisie samochodowym. Marzyłam, że w przyszłości otworzę własny warsztat i będę odnawiać zabytkowe auta.

Gdy zbliżał się koniec szkoły podstawowej i nadszedł czas, by zastanowić się nad wyborem dalszej ścieżki edukacji, podzieliłam się swoimi zamiarami z tatą. Początkowo bardzo się ucieszył, ale po chwili spochmurniał.

– Całym sercem cię popieram… Ale obawiam się, że tylko ja… Mama raczej nie będzie zadowolona z tego pomysłu. Wiesz, jaka ona potrafi być – westchnął z rezygnacją.

Moja rodzicielka nigdy nie potrafiła zrozumieć mojego zamiłowania. Niestety, zawsze chciała, żeby wszystko było tak, jak ona sobie wymyśliła, co powodowało niemałe kłopoty.

– Dziewczyny nie powinny mieć takich zainteresowań… Spójrz tylko na siebie! Twoje dłonie, te paznokcie! – irytowała się, kiedy cała upaćkana wracałam z warsztatu samochodowego, po czym z pretensjami czepiała się taty, że mnie tam ze sobą zabiera.

Tata, choć panicznie się jej bał, zawsze stawał w mojej obronie.

– Słonko, wyluzuj trochę. Chyba dobrze, że nasza córcia grzecznie siedzi w domu. Sama wiesz, co się teraz dzieje wśród tej młodzieży. Ledwo ich człowiek zostawi samych na moment, a już wpadają po uszy w jakieś bagno… Prochy, seks i te sprawy… – starał się ją przekonać.

Ostatnie dwa słowa przyniosły ulgę i dały mi trochę wytchnienia. Mimo że mamie ciągle coś nie pasowało, to już nie robiła mi problemów z chodzeniem do garażu.

Liczyłam na to, że podobnie będzie z moją decyzją o wyborze technikum. Trochę ponarzeka, trochę pogada, ale w końcu przyzna mi rację. W końcu była moją mamą. Powinna dbać o to, żebym była szczęśliwa.

No i co? Nic z tego nie wyszło...

Nie chciała nawet o tym gadać. Kiedy powiedziałam jej o swoich planach, zrobiła się cała czerwona z nerwów.

– Wykluczone! Co to za pomysł z tym mechanikiem?! To zajęcie dla facetów! Ty masz inne plany: porządne liceum, nauka języków obcych, wyższe studia. Potem świetna posada w korpo, duża kasa i podróże po całym świecie. Ja nawet nie śmiałam o czymś takim pomarzyć! – wrzeszczała.

Łzy napływały mi do oczu i wciąż prosiłam mamę, by zmieniła zdanie. Tłumaczyłam jej, że to nie moja bajka, że chcę pracować w warsztacie, bo to moja pasja. Ale ona była głucha na moje argumenty.

Stwierdziła, że wygaduję głupoty i jestem za młoda, żeby o czymkolwiek decydować, a ona wie lepiej, co jest dla mnie odpowiednie. Tata chciał stanąć po mojej stronie, ale momentalnie go zgasiła.

– Zamknij się! To twoja wina, że nasza córka ma takie kretyńskie pomysły! Nie dam jej zmarnować swojego życia – naskoczyła na niego.

Wziął sobie do serca to, co mu powiedziała. Poczułam się dotknięta. Liczyłam na to, że stanie w obronie moich pragnień, a on się poddał! Mimo tego, że był świadomy, jak dużo to dla mnie znaczy.

– Wiesz, może twoja mama dobrze gada? Ta robota jest trudna i upaprać się można po łokcie. To raczej dla facetów. Ty jesteś warta czegoś więcej – próbował mi to później wytłumaczyć.

Nie wróciłam już do garażu

Tata musiał samodzielnie doprowadzić do końca naprawę volkswagena. Tak jak sobie życzyła mama, stałam się wzorową licealistką, a następnie poszłam na studia. W dorosłość weszłam z dyplomem z ekonomii i znajomością trzech języków: angielskiego, włoskiego oraz niemieckiego.

Los mi sprzyjał. Niedługo po studiach udało mi się znaleźć dobrze płatną posadę. Zgodnie z marzeniem mamy, w korporacji. Była wniebowzięta! Przy każdej nadarzającej się okazji opowiadała wszystkim dookoła, że odniosłam ogromny sukces.

– Kasia dopiero zaczyna swoją drogę zawodową… Poczekajcie parę lat, a znajdzie się na samym szczycie! Jej nazwisko jeszcze nie raz będzie na ustach wszystkich – opowiadała z wielką dumą.

Ludzie składali mi wyrazy uznania

Odpowiadałam uśmiechem, wyrażałam wdzięczność za pochwały, lecz w głębi duszy miałam ochotę się rozpłakać. Począwszy od pierwszego dnia, czułam odrazę do swojego zajęcia. Miałam poczucie bycia zniewolonym robotem. Tyrałam od bladego świtu do późnego wieczora, a mój przełożony i tak był wiecznie niezadowolony.

Bez przerwy słyszałam gadanie o konieczności przyspieszenia tempa i podniesienia efektywności. Wielokrotnie opadałam z sił do tego stopnia, że obawiałam się zasiąść za kółkiem, gdyż mogłabym przysnąć podczas jazdy.

Wtedy kontaktowałam się z ojcem telefonicznie. Zjawiał się w mgnieniu oka, próbując podnieść mnie na duchu.

– Rozumiem, że przechodzisz teraz ciężkie chwile, skarbie… Ale nie trać nadziei! Kiedy dojdziesz do siebie, odnajdziesz swój rytm, nabierzesz wprawy, wszystko pójdzie jak z płatka. Oswoisz się z tym – przekonywał.

– Daj spokój, tato. Po prostu odwieź mnie do mieszkania – wzdychałam bez entuzjazmu.

Nadal mam szansę

Nie sądziłam, że uda mi się polubić styl życia, jaki prowadziłam, ale nie planowałam nic zmieniać. Myślałam, że to już nierealne, więc pogodziłam się z przeznaczeniem. Tyrałam niczym mały robocik, przekonując samą siebie, że inaczej być nie może, że tylko taka ścieżka jest właściwa. Po paru miesiącach sama w to uwierzyłam. Korporacyjny młyn powolutku wciągał mnie w swoje mechanizmy. I zapewne zmiażdżyłby mnie jak wielu innych, gdyby nie ta jedna konwersacja.

Zeszłego roku ojciec niespodziewanie podupadł na zdrowiu. Ranek zaczął się dla niego znakomicie, lecz po obiedzie stracił przytomność i trafił do szpitala. Doszedł do siebie całkiem szybko, jednak wieści od lekarzy nie napawały optymizmem. Zdiagnozowali u taty nowotwór mózgu, którego nie dało się usunąć chirurgicznie. Powiedzieli wprost, że zostało mu niewiele czasu. Wykorzystałam zaległe wolne dni w pracy, by towarzyszyć mu aż do końca.

Pewnego dnia, gdy siedziałam przy nim w nocy, poprosił mnie, żebym nachyliła się nad jego twarzą. Był wycieńczony i trudno było mu mówić.

– Wybacz mi, kochanie – powiedział szeptem.

– Ale dlaczego, tatusiu? – zapytałam zaskoczona.

– Bo cię rozczarowałem. Przeze mnie tyle cierpisz, nie jesteś szczęśliwa. Żałuję, że wtedy nie stanąłem po twojej stronie, nie przeciwstawiłem się mamie...

– Odpuść sobie... To przeszłość, która nie ma już znaczenia. Serio, szkoda gadać – ucięłam jego wypowiedź.

– Mylisz się, to bardzo istotne! Całe szczęście, że nie wszystko przepadło. Nie jest za późno, nie musisz się katować. Wciąż możesz realizować swoje odwieczne pragnienia! Ja w to nie wątpię! I masz moje wsparcie, zobaczysz! – zapewniał mnie z wielkim entuzjazmem.

– Daj spokój, to tylko nierealne rojenia – mój uśmiech był pełen goryczy.

W następny dzień po pochówku ojca stawiłam się w biurze. Sądziłam, że powrócę do starej rutyny i jak zawsze będę zasuwać. Jednak coś mnie blokowało. Słowa taty ciągle rozbrzmiewały mi w myślach – że nie muszę się dalej katować, że wciąż mogę zrealizować swoje pragnienia. Usiłowałam te fantazje odrzucić, wziąć się w garść i skoncentrować na robocie, ale im mocniej próbowałam, tym gorzej mi szło.

Daj mi wreszcie święty spokój, tato" – błagałam go w myślach. Byłam wkurzona, że nawet po odejściu on wciąż mi miesza w głowie. I na co to wszystko? Przecież na zmiany i tak było już za późno...

Mój przełożony od razu zauważył, że spuściłam z tonu i zwolniłam tempo pracy. Wezwał mnie do swojego gabinetu na dywanik.

– Jeśli się pani nie poprawi, to będziemy musieli się rozstać! Pod drzwiami czeka kolejka chętnych, żeby zająć pani stanowisko! – darł się na mnie.

Wtedy coś we mnie pękło

– W takim razie żegnam – odparłam opanowanym głosem, po czym wstałam z krzesła i po prostu opuściłam jego biuro.

Sama byłam w szoku, że odważyłam się to zrobić. Kiedy wyszłam na zewnątrz, uniosłam wzrok ku niebu. „Udało ci się osiągnąć to, co chciałeś, tato. Skończyłam z tym koszmarem. Tylko co teraz mam począć?" – zapytałam.

Nie powiedziałam mojej mamie o tym, że zrezygnowałam z posady. Obawiałam się, jak zareaguje. Rzecz jasna zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później będę zmuszona wyjawić jej prawdę, jednak ciągle to przekładałam. Okłamywałam ją, że zmierzam do biura, a potem bezmyślnie wałęsałam się ulicami, dumając nad tym, co powinnam uczynić ze swoim życiem. Pewnego dnia zawędrowałam do przemysłowego rejonu naszego miasta.

Przechadzałam się bez pośpiechu, zapatrzona w otoczenie. Nagle spostrzegłam spory warsztat samochodowy. Chciałam go ominąć, lecz coś podświadomie nakazało mi przekroczyć szeroko uchylone wrota.

Zobaczyłam wysokiego faceta

Darł się do telefonu po niemiecku, ale kiepsko mu to szło. Widać było, że jest wkurzony. Kiedy mnie zauważył, przerwał gadanie.

– Mówi pani może po niemiecku?

– Tak. O co chodzi? – zdziwiłam się.

– Bo wie pani, muszę pilnie zamówić różne części do kilku starych aut. A ci Niemcy za nic mnie nie kapują. Od godziny próbuję się z nimi dogadać, ale nic z tego – wyjaśnił.

Postanowiłam mu pomóc. Po piętnastu minutach gość wiedział już wszystko, co chciał. Kiedy skończyłam gadać przez telefon, był naprawdę zadowolony.

– Świetnie posługuje się pani niemieckim, prawda? A co pani sądzi o rachunkowości, zna się pani może na tym? – zagaił.

– Tak, faktycznie – potwierdziłam skinieniem głowy. – Do tego komunikatywnie posługuję się angielskim oraz włoskim.

– Serio? Niesamowite! A nie rozgląda się pani czasem za jakimś zajęciem? Zdaję sobie sprawę, że to tylko warsztat… Panuje tu brud i nieprzyjemny zapach… Ale w zamian oferuję niezłe wynagrodzenie – oznajmił, spoglądając na mnie z błyskiem nadziei w oczach.

Tato, dziękuję" – wyszeptałam bezgłośnie, po czym obdarzyłam faceta promiennym uśmiechem.

– Cóż za zbieg okoliczności! Właśnie poszukuję pracy, a zapach warsztatu zupełnie mi nie wadzi – odpowiedziałam radośnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

Od miesiąca pracuję w warsztacie samochodowym. Do moich głównych obowiązków należy prowadzenie księgowości i składanie zamówień, ale coraz częściej dostaję od chłopaków zielone światło, by dłubać przy autach.

Nareszcie czuję się spełniona, w przeciwieństwie do mojej mamy, która zrzędzi, że zaprzepaściłam życiową okazję. Ja jednak mam swoje zdanie na ten temat…

Katarzyna, 26 lat

Czytaj także:
„Ukochany nie miał dla mnie czasu, więc uwiodłam instruktora pływania. Ja zanurkowałam w basenie, a on w moim łóżku”
„Mąż zmienił nasz dom w oborę. Całymi dniami gnije na kanapie, a ze mnie doi kasę”
„Spędziłam urlop w Tunezji z moim eks, bo szkoda mi było kasy. Trafiliśmy do jednego pokoju i tego samego łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA