„Moim kochankiem został żonaty nieznajomy, który jest w wieku mojego ojca. Zrezygnowałam z tej miłości dla dobra rodziny"

kobieta z kochankiem fot. Adobe Stock
„Wcale nie byłam pewna, co zrobię. Przez dwa kolejne dni się wahałam. Mogłam odejść od męża i liczyć na to, że Grzegorz zostawi dla mnie żonę. A potem… wszystko się jakoś ułoży".
/ 01.08.2022 15:11
kobieta z kochankiem fot. Adobe Stock

Nie masz mi nic do powiedzenia? Na pewno? Nie wydarzyło się nic takiego, o czym powinnaś powiedzieć swojemu mężowi? – Piotrek sapał, mrużył oczy i zaciskał mi pętlę na szyi. W przenośni, oczywiście.

– O co ci chodzi? Widocznie nic się nie wydarzyło, jeżeli nic nie mówię. – Akurat! A ja słyszałem, że ktoś pojawił się w twoim życiu.

– Zmyślasz – spojrzałam zdziwiona.

– No, może zmyślam. Mam pewnie urojenia. Może mi powiesz w takim razie, że nie spotykasz się z panem Grzegorzem? Trafiony, zatopiony. Wpadłam w panikę. Wie, ale skąd? Postanowiłam się bronić.

– Z kim? – udałam głupią.

– Przecież wiesz z kim, z panem doktorem Grzegorzem. Jeżeli masz mnie za idiotę, który nic nie wie i nie rozumie, to jesteś w błędzie. Ja wiem i wszyscy dookoła też wiedzą. Zaraz dzieci będą pytać, czy mama ma kochanka, bo tak się w szkole gada…

– Zdurniałeś chyba. Znam tego… doktora, ale nic nas nie łączy. To tylko kompletnie niewinna znajomość.

Nie miałam wyjścia - musiałam kłamać

Kłamałam, kłamałam jak najęta, bo nie byłam przygotowana na taki obrót sprawy. Ktoś nas musiał zauważyć i donieść Piotrowi. Ale co on tak naprawdę wie? W jakim stopniu jego pytania są pułapką, w którą chce mnie złapać, by wyciągnąć ze mnie prawdę? W naszym miasteczku wszyscy się znają. Ktoś prawdopodobnie nas zobaczył i poleciał z jęzorem do męża. Jakiś fatalny przypadek.

– Piotrek, nie świruj. Poznaliśmy się w bibliotece, i tyle. Jest oczytany i interesujący, spotkaliśmy się kilka razy, zupełnie przypadkowo, i trochę sobie pogadaliśmy… o książkach. I to wszystko. To była częściowo prawda – zawsze kieruje się tą dewizą, gdy już muszę kłamać. Jak najmniej kłamstwa w kłamstwie, bo inaczej trudno wszystko zapamiętać i można się samemu zaplątać. Grzegorza rzeczywiście poznałam w naszej bibliotece. Lubię czytać, bywam tam od lat. Stałam wtedy przy półce z nowościami, gdy usłyszałam głos. O coś pytał Anię, naszą bibliotekarkę. Nie wiem, o co, bo nie to było istotne. Gdy usłyszałam ten głos, poczułam silne mrowienie w całym ciele. Nie wiem, czy to się często zdarza, ale zakochałam się od pierwszego… usłyszenia. Zakochałam się w głosie. A potem odwróciłam się i zobaczyłam wpatrzone we mnie oczy. On już gapił się na mnie, choć jeszcze coś mówił do Ani, ale oboje poczuliśmy, że wydarzyło się coś niezwykłego. Później kilkakrotnie wracaliśmy w rozmowach do tego momentu. Grzegorz poczuł się, jakby piorun w niego strzelił.

Dalej było jak w tanim romansie

Po chwili coś wypożyczyłam i wyszłam, a Grzegorz wybiegł za mną i chwycił mnie za łokieć.

„Chyba nie możemy tak się rozejść i być może już nigdy nie spotkać”.

Potulnie skinęłam głową i dałam się zaprowadzić do jego samochodu. Było już ciemno, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś nas zobaczy. Mówiliśmy jak w gorączce: o sobie, o naszych rodzinach, o naszych tęsknotach. I o tym, że właśnie stał się cud. Spotkaliśmy się, żeby móc dać siebie sobie nawzajem.

Grzegorz powiedział: „Takie spotkanie jak nasze to cud, czasem jedyny na całe życie”.

I jeszcze był pocałunek. Niewinny, ale tak ważny, jak podpis pod umową. Umówiliśmy się na następny dzień w porze lunchu. Noc spędziłam w malignie, śniąc, marząc, bojąc się, przywołując wyrzuty sumienia i szukając wszelkich możliwych usprawiedliwień dla czegoś, co musi się stać.

Zaczęliśmy ze sobą sypiać

Od tamtej pory spotkaliśmy się zaledwie pięć razy, z czego cztery wylądowaliśmy w łóżku. Seks z Grzegorzem był tak inny od naszego powszedniego pożycia z Piotrem, jak inne były nasze rozmowy. Piotr był prosty, nieskomplikowany, nastawiony na oczywiste sprawy: zarobić, wypić piwo, spotkać się z koleżkami. Przy Grzegorzu wydawał mi się dzieciakiem. Mąż jest moim rówieśnikiem. Oboje jesteśmy po trzydziestce. Choć to pewnie zabrzmi bardzo niemodnie – Piotr był moim pierwszym i jedynym, aż do spotkania Grzegorza, mężczyzną.

Znaliśmy się od pierwszej klasy liceum. Chodziliśmy ze sobą, i kiedy Piotr zaproponował mi małżeństwo, wydawało mi się to szansą na ucieczkę z domu rodzinnego, w którym już wtedy nie czułam się najlepiej. Był ślub, rodzice i teściowie zrzucili się na przyzwoite mieszkanie, na świecie pojawił się najpierw Jaś, a potem Justynka i Zosia. Praca – dom, praca – dom i każdy dzień podobny do innych. Byłam pogodzona z tym, że tak już będzie do śmierci. – A ja sobie nie życzę, żebyście się spotykali i gadali o książkach, rozumiesz? Masz mnie. Jak chcesz sobie pogadać, to bardzo proszę, jestem do dyspozycji! Nie chciałam rozjątrzać sytuacji, więc nie zapytałam o to, kiedy ostatnio jakąś książkę przeczytał. Chyba w szkole, lekturę. Zamiast tego starałam się go uspokoić.

– Piotr… ale zrozum, między nami nic nie było… tylko sobie porozmawialiśmy…

– To chyba jasne. Nie podejrzewam cię, żebyś mogła pójść do łóżka z takim dziadem, starszym chyba nawet od twojego ojca. Ile on ma lat? Pewnie jest po sześćdziesiątce. Musiałabyś być zboczona, żeby coś z nim… – aż się zapowietrzył na tę myśl, a ja odetchnęłam z ulgą.

Do śledztwa w tej materii nie dojdzie. Oskarżona jest poza podejrzeniami. – No to o co ci chodzi? Przeszkadza ci, że mam znajomego?

– Tak. O to mi chodzi, żeby się ze mnie kumple nie naśmiewali, żeby ludzie nie widzieli. O to. Mam prawo? Masz swoje koleżanki, proszę bardzo. Spotykamy się przecież z tyloma ludźmi i wszystko jest w porządku. A na tego typa się nie zgadzam i już. Z wielkiej chmury mały deszcz – pomyślałam i przyrzekłam Piotrkowi, że natychmiast zakończę tę znajomość. Szybko okazało się, że przyrzec łatwo – wykonać trudniej.

Wcale nie byłam pewna, co zrobię. Przez dwa kolejne dni się wahałam. Mogłam odejść od męża i liczyć na to, że Grzegorz zostawi dla mnie żonę. A potem… wszystko się jakoś ułoży. Mogłam też udawać, że się już nie spotykamy, a jedynie spróbować lepiej zakonspirować nasze randki. Mogłam zerwać z Grzegorzem, żyć jak przykładna żona i nosić w sobie tajemnicę, żyć wspomnieniami o chwilach szczęścia. Wybrałam to trzecie. W końcu rodzina jest najważniejsza.

Piotrek jest, jaki jest, ale stara się, dobry z niego ojciec. Jakoś muszę to wszystko przetrzymać. Dla Grzegorza wiadomość o rozstaniu była szokiem. Próbował jeszcze walczyć, obiecał nawet, że rozstanie się z żoną. Popłakałam się, ale nie zmieniłam zdania. Nie jestem typem rewolucjonistki, nie potrafię postawić wszystkiego na jedną kartę. Zwłaszcza że mam dzieci i taka decyzja bardzo by w nich uderzyła. Poprosiłam Grzegorza, żeby na mnie nie naciskał, żeby zrozumiał i pozwolił, żebym do końca, po kryjomu, nosiła go w sercu.

Smutek Grzegorza bardzo mnie bolał

Co prawda zgodnie z obietnicą nie spotykaliśmy się więcej, ale wiedziałam, że jest smutny i myśli o mnie, bo jesteśmy znajomymi na Facebooku, z którego wiele da się wyczytać. Nie używamy czata, nie piszemy sobie żadnych postów ani nawet nawzajem nie lajkujemy niczego na swoich profilach. Ale przecież, w jakiś dyskretny, aluzyjny sposób, jesteśmy ze sobą. Widzę, co on pisze, co lubi, jakich słucha piosenek, co właśnie czyta. I on – wiem to z całą pewnością – obserwuje każdy mój facebookowy krok.

Więc, można tak powiedzieć, tańczę dla niego. Piszę na Facebooku, że czytam najnowszą powieść jego ulubionego pisarza, że akurat słucham piosenki, o istnieniu której nie miałam pojęcia, dopóki Grzegorz mi jej nie puścił. Nikt inny tych sygnałów nie może zrozumieć – to nasz tajemny szyfr. Jedyne, co zostało z naszego związku. Widzę także, na jaki koncert Grzegorz się wybiera… I wiem, że choćby to była Madonna, nie mogę tam się pojawić. Nie dlatego, że tak obiecałam Piotrkowi. Prawdziwy powód jest poważniejszy. Nie chcę zobaczyć Grzegorza, a przede wszystkim nie chcę usłyszeć jego głosu. Dlatego, że mimo podjętej decyzji wcale nie jestem pewna, czy zdołałabym mu się oprzeć. I w takich chwilach wrzucam na mojego Facebooka taką smutną twarzyczkę… Grzegorz na pewno to widzi.

Czytaj także:
„To dla mnie ostatni moment, by zajść w ciążę. Mój ukochany się opiera, bo… nie jest pewny, czy woli kobiety”
„Nie wiem, jakim cudem zaszłam w ciążę, ale nie mogę urodzić. Nie nadaję się na matkę. Zniszczę temu dziecku życie”
„Straciłem wszystkie pieniądze, rodzinę i godność. Od 20 lat ukrywam się przed bliskimi i wierzycielami”

Redakcja poleca

REKLAMA