Dotąd zawsze mogłam na nich liczyć i traktowałam ich jak najlepszych przyjaciół. Nigdy nie było między nami tematów tabu czy poważniejszych nieporozumień. Nie widziałam, żeby się choć raz poważnie pokłócili w mojej obecności.
Bardzo się kochali i szanowali, a ich związek z wiekiem stawał się coraz dojrzalszy i przez to wspanialszy. W swoim życiu uczuciowym wzorowałam się na modelu wyniesionym z domu, ale teraz okazuje się, że ten model wcale nie był taki idealny.
Rodzice zawsze należeli do osób aktywnych i energicznych, nie lubili stagnacji. Mogłam się więc domyślać, że źle zniosą przejście na emeryturę, nie sądziłam jednak, że z czasem przerodzi się to w prawie rodzinną tragedię w kilku aktach…
– Córeczko, czy mogłabyś przyjechać i porozmawiać ze swoim durnym ojcem? – rano zbudził mnie telefon.
– Ale co się stało? – spytałam, nie do końca jeszcze przytomna.
– Przyjeżdżaj, zanim go zabiję! – przestrzegła mnie mama i się rozłączyła.
Godzinę później wpadłam do mieszkania rodziców. A tam pobojowisko.
– Tato, co się stało? Gdzie mama? – byłam przerażona.
– Mama gdzieś poszła, wściekła jak diabli. Wiesz, nie lubi zmian, ale ja mam plan i muszę go zrealizować! – tłumaczył, jednocześnie wynosząc kwiaty z pokoju.
– Mów szybko, bo nic nie rozumiem.
– Mieszkanie mamy duże, więc stwierdziłem, że w jednym z pokoi zrobię sobie siłownię. Zamówiłem już bieżnię i atlas. W moim wieku należy dbać o formę i zdrowie jednocześnie – wysapał tata z ogromną draceną w objęciach. – Mamie się mój pomysł nie podoba. Nazwała mnie starym idiotą i zwiotczałym durniem. Właśnie dlatego będę ćwiczył! – oznajmił buńczucznym tonem i zabrał się za wynoszenie stolika kawowego.
– Tato, mama nie lubi zmian, ale ty też nie myślisz racjonalnie. Przecież możesz chodzić na siłownię na osiedlu. Taniej cię to wyniesie…– tłumaczyłam.
– Tak, jasne! Stary dziad na siłowni. Aleby wszyscy mieli ubaw!
– Bzdury opowiadasz. Zapiszę cię na próbę i sam zobaczysz, dobrze? Na początku pójdziesz z Romkiem. I ani słowa więcej, błagam! A teraz chodź, pomogę ci z powrotem wnieść kwiatki mamy. I odwołaj to zamówienie na sprzęt sportowy.
Szybko poszło, może za szybko…
W niedługim czasie pojawił się kolejny problem. Okazało się, że tata zamienił się w playboya. Na siłowni bardzo mu się spodobało, aż tak bardzo, że zaczął podrywać młode dziewczyny. Mąż, który tam z nim chodził, był zażenowany.
– Głupio mi nawet przyznać, że to mój teść. Dziewczyny chichoczą, a twój ojciec pręży żałosne imitacje bicepsów. No i te jego ciuchy… – opowiadał Romek.
– Co jest? – dociekałam.
– Krótkie spodenki, czapka z daszkiem z napisem „playboy”, podkoszulka „jestem sexy”. Żenada!
– Tak, mama mi coś wspominała… No to co ja mam z nim zrobić? – usiadłam zamyślona. – Jeszcze wyniknie z tego coś głupiego i dramat gotowy.
Myślałam, myślałam, aż wymyśliłam. Uruchomiłam wszystkie swoje znajomości, dzięki czemu pod koniec maja udało mi się wysłać rodziców na turnus rehabilitacyjny nad morze. Wykombinowałam, że może spacerując brzegiem Bałtyku, odnajdą zagubioną na chwilę miłość, podleczą nerwy. No i ja trochę od nich odpocznę
Nie minął tydzień, a odebrałam telefon od ich sąsiadki z bloku. Kobieta zauważyła, że w mieszkaniu rodziców „ktoś jest”.
– Pani Magdo, proszę przyjechać, bo ja boję się tam nawet podchodzić!
Zabrałam klucze oraz męża w charakterze obstawy. Nigdy nie wiadomo na co, a raczej na kogo, się natkniemy… Jakież było nasze zaskoczenie, gdy w przedpokoju natknęliśmy się na tatę.
– Wróciłem z tego „Ciechocinka”, to nie dla mnie! – machnął ręką. – Nuda i starzy ludzie czekający na śmierć. Co innego dla twojej matki! Ta jest w swoim żywiole! Organizuje wieczorki i wdzięczy się do starych pryków. Nie mogłem na to patrzeć! Po ponad trzydziestu latach małżeństwa stwierdziłem, że ożeniłem się ze zwykłą…
– Tato! – krzyknęłam. – Czy wy oboje powariowaliście? Wracaj nad morze do mamy i próbujcie odnaleźć to, co zgubiliście przez codzienne kłótnie!
– Nie ma mowy, zostaję w domu. Mam nowy plan – oznajmił ojciec.
– Plan? Znowu? – już się bałam.
– Założę sobie wielkie akwarium! Czterysta litrów! Zawsze chciałem takie mieć! – zatarł ręce.
– Wiesz, że mama się nie zgodzi. Wilgoć, koszty i tak dalej. To poważny obowiązek, tato!
Na nic się zdały moje tłumaczenia
Proponowałam jakieś inne rozrywki, ale się nie udało. Uparł się, i koniec. Kiedy mama wróciła znad morza, akwarium stało w salonie. Podobno o mało nie dostała zawału i wylewu jednocześnie. A kiedy doszła do siebie, pojechała do schroniska dla zwierząt. Tak oto w domu rodziców pojawił się biały szczeniak o imieniu Bazyl.
– Ale tata nie znosi psów – przypomniałam jej przez telefon.
– Ja je bardzo lubię! Poza tym będę miała z kim pogadać, bo z twoim ojcem już rozmawiać do końca życia nie zamierzam – zakończyła rozmowę ze mną.
– No to ładnie – skomentował Roman, gdy opowiedziałam mu o pomyśle mamy. – Szykuje się niezła rozróba!
Miał rację. Po kilku dniach wieczorem w naszym domu pojawił się tata.
– Córcia, wynajmiecie mi kawałek łóżka? – zapytał, wnosząc wielką walizę.
– Pupilek twojej matki zjadł mi już dwie pary butów, gazetę sportową i jedną koszulę. Dłużej tam nie wytrzymam.
Tydzień później ojciec bynajmniej nie zamierzał wracać do domu. Wtedy dotarło do mnie, że sprawa jest poważna. Jeszcze gorsze było to, że mama wcale za nim nie tęskniła. Kiedy prosiłam, by jakoś go przebłagała, stwierdziła, że wreszcie czuje się dobrze…
Oboje muszą się czuć potrzebni. Nic więcej
– Kochanie, ja mam dosyć. Twój ojciec jest nie do zniesienia. W łazience potop, w pokoju pobojowisko, w telewizji ciągle mecze – szeptał mój mąż. – A na dodatek ciągle szaleje z dzieciakami! Zrób coś.
– Chętnie, tylko co?
Szczerze mówiąc, też miałam dosyć ojca. Zachowywał się jak małe dziecko. Co akurat moim dzieciom bardzo odpowiadało, bo bardzo kochały dziadka. W końcu nie wytrzymałam i zwierzyłam się ze swojego problemu koleżance w pracy.
Ta stwierdziła ponad wątpliwość, że rodzice nie mogą odnaleźć się na emeryturze. Po prostu się nudzą. Bezczynność ich męczy, a odpoczynek jest nie dla nich. Trzeba znaleźć im jakieś zajęcie. Ale jakie?
A jednak opatrzność nad nami czuwała.
Pewnego dnia poszłam po córkę do przedszkola. Malwinka akurat głośno opowiadała swojej pani o nowej zabawie, którą wymyślił dla niej dziadek…
– Fajnego masz dziadka – stwierdziła wychowawczyni. – Może go tu zaprosisz? Co pani na to? – zwróciła się do mnie.
– Czemu nie. Porozmawiam z ojcem…
No i udało się, nawet lepiej niżbym sobie tego życzyła! Ojciec poszedł z wnuczką do przedszkola i wpadł po uszy. Dzieci nie chciały wypuścić „wesołego dziadka”, który znał mnóstwo zabaw, gier i piosenek.
Po kilku dniach jego wizyt, dyrektorka przedszkola sama zaproponowała, żeby wpadał na kilka godzin codziennie. Gotowa była mu nawet płacić. Ojciec zgodził się bez wahania, ale tylko na wolontariat.
– Przecież za zabawę pieniędzy nie wezmę – tłumaczył.
Po tygodniu – hura! – wyprowadził się od nas!
– Kiedy wychodzę z przedszkola, jestem wykończony. Gdzieś muszę odpocząć… No i stęskniłem się za Lusią – przyznał cicho.
Potem poszło lawinowo. Mama pozazdrościła ojcu i zapisała się na kurs wolontariatu. Teraz pracuje w tym samym szpitalu, w którym mój mąż jest lekarzem. Romek porozmawiał z ordynatorem i mama przychodzi do chorych dzieci. Zabawia ich między zabiegami, pociesza, kiedy nie ma rodziców, i pomaga czasami pielęgniarkom. Wszyscy ją tam uwielbiają, a mama wprost promienieje. Nareszcie znowu czuje się potrzebna!
Moi rodzice jednak rzeczywiście nie są stworzeni do emerytury… Jesienią wybierają się na wycieczkę objazdową do Włoch. Razem!
– A jakżeby inaczej? Gdzie ja mógłbym się ruszyć bez mojego kwiatuszka? – dziwi się ojciec, mocno przytulając mamę.
Uff, nareszcie mogę odsapnąć. Ciężko było, ale sytuacja opanowana.
Czytaj także:
„Połączył nas deszcz i parasolka. Niewinne przypadkowe spotkanie przerodziło się w nowy początek z wielką miłością”
„Mąż kocha naszą córeczkę, ale panicznie się boi, że zrobi jej krzywdę. Gdy się nią zajmuje, zawsze muszę mu asystować”
„Moja sąsiadka przekombinowała. Wypuściła wróbla z garści, bo liczyła na gołębia na dachu. A ten jej odfrunął”