„Mąż kocha naszą córeczkę, ale panicznie się boi, że zrobi jej krzywdę. Gdy się nią zajmuje, zawsze muszę mu asystować”

ojciec opiekuje się dzieckiem fot. Adobe Stock, nenetus
„Nawet przy tak prostej czynności jak zmiana pieluszki wołał mnie, żebym sprawdziła, czy robi to poprawnie. To samo było w nocy. Budził mnie tylko po to, żebym sprawdziła, czy mleko nie jest za ciepłe. Oczywiście o zostaniu z małą sam na sam nie mogło być mowy”.
/ 22.04.2022 06:51
ojciec opiekuje się dzieckiem fot. Adobe Stock, nenetus

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, Janek, mój mąż, po prostu oszalał. Zachowywał się, jakbym była obłożnie chora. Pracuję w salonie kosmetycznym jako fryzjerka, więc uznał, że najlepiej będzie, jak od razu przejdę na zwolnienie lekarskie.

– Nie ma mowy, żebyś stała po kilka godzin – zapowiedział mi stanowczo. – Albo miała styczność z kosmetykami z salonu. Kto wie, jaką tam chemię ładują.

Tutaj byłam skłonna się z nim zgodzić. Jednak nie wyobrażałam sobie, że siedzę przez dziewięć miesięcy w domu, a jedyne, co wolno mi robić, to chodzenie po sklepach i wyszukiwanie ubranek dla małej albo sprawdzanie w internecie, który wózek i łóżeczko będą najlepsze dla naszego maleństwa. Zawsze byłam bardzo aktywna i wiedziałam, że nie zniosę takiej bezczynności.

Zamierzałam więc chodzić do pracy tak długo, jak maleństwo w moim brzuchu mi na to pozwoli. Pogadałam z szefową, a ona  zgodziła się, żebym w ciąży pracowała na pół etatu i zajmowała się zapisywaniem klientów. Dzięki temu miałam wciąż kontakt z ludźmi, nie nudziłam się w domu, a oprócz tego byłam żywą reklamą. Klientki w ciąży, widząc mnie w tym samym stanie, nie bały się umawiać na zabiegi, bo wiedziały, że doradzę im takie, które na pewno nie zaszkodzą ich dziecku.

– Nie tak jak w innych salonach, gdzie w recepcji siedzą młode pindy, i nawet nie wiedzą do końca, czy używa się tam farb z amoniakiem, czy nie! – zwierzały mi się.

Szefowa była więc zadowolona, a ja wiedziałam, że będę miała do czego wrócić po porodzie, tym bardziej że nie zamierzałam długo siedzieć w domu z maluszkiem.

Żadne z nas się nie wysypiało

Tymczasem Janek długo kręcił nosem, kiedy dowiedział się, że nie zamierzam iść na zwolnienie. Każdego ranka przeglądał moją torebkę, żeby sprawdzić, czy nie dźwigam w niej niepotrzebnie jakichś ciężkich rzeczy. Chciał nawet, żebym zaczęła dojeżdżać do pracy naszym autem, a sam był gotów korzystać z autobusu, choć musiałby się dwa razy przesiadać! Wybiłam mu ten pomysł z głowy dopiero wtedy, gdy użyłam argumentu, że lekarz zalecił mi spacery, a do pracy mam przecież kwadrans piechotą.

Wystarczyło, że wspomniałam, że mam na coś ochotę, a od razu biegł do najbliższego sklepu całodobowego, choćby to był środek nocy. Słowem, w czasie ciąży Janek się naprawdę wykazał, więc byłam pewna, że ojcem też okaże się doskonałym

Początki nie były łatwe, bo podczas porodu zemdlał. W duchu przyznałam rację mamie, która twierdziła, że sala porodowa to nie miejsce dla mężczyzny. Przez to wszystko, gdy ja już trzymałam Adelkę w ramionach, Janek dopiero dochodził do siebie, cucony przez pielęgniarza. Umówiliśmy się, że nikomu o tym nie powiemy, bo bardzo się tego wstydził. To miał być nasz sekret.

Przez pierwsze miesiące z bobasem byłam tak zmęczona, że nawet nie za bardzo miałam czas i siłę na telefoniczne pogawędki z własną matką, nie mówiąc już o plotkach czy spotkaniach z koleżankami. I to nie dlatego, że Janek nie chciał zajmować się Adelką. Nie, on aż się do tego rwał. Był tylko jeden problem: zawsze musiałam przy nim być.

Podobno rodzicie instynktownie wiedzą, jak zająć się swoim dzieckiem, i nigdy nie zrobią mu krzywdy. Najwidoczniej mój mąż w to nie wierzył, bo nawet przy tak prostej czynności jak zmiana pieluszki wołał mnie, żebym sprawdziła, czy robi to poprawnie.

– Nawet jeśli będzie trochę krzywo, to nic się nie stanie – tłumaczyłam mężowi. – Czego ty się tak boisz? – spytałam go kiedyś.

– Że jej coś wyrwę – przyznał się. – A jak ją za mocno pociągnę za nóżkę…?

Obśmiałam się wtedy, ale Janka nic nie przekonywało. On się po prostu panicznie bał, że coś mogłoby stać się jego ukochanej córuni! Nawet gdy wstawał do niej w nocy, od razu budził i mnie.

– Sprawdź, czy mleko nie jest za ciepłe – prosił.  – Nie wiem, czy nie pije za szybko… A jak się zachłyśnie?

Tym sposobem żadne z nas się nie wysypiało. Jednak gdy proponowałam, że ja się zajmę małą w nocy – Janek się oburzał.

 – Jestem ojcem czy nie? – pytał. – Jestem, więc powinienem mieć to we krwi!

Cóż, starał się, nie mogłam mu tego odmówić. Nawet kiedy czytał Adelce książeczki, najpierw przychodził do mnie, żeby spytać, czy obrazki na pewno jej nie przestraszą i czy treść jest dla niej odpowiednia.

– Ale ona ma dopiero pół roku! Tak czy owak niewiele z tego zrozumie – odpowiadałam, ale on twierdził, że mamy wyjątkowo mądre dziecko, które rozumie wszystko.

Za to kiedy szliśmy razem na spacer, to tylko mój mąż mógł pchać wózek. A jak puchł z dumy, kiedy ktoś mówił, że córka to skóra zdjęta z taty!

Tym razem musiał z nią zostać

Gdy skończył mi się urlop macierzyński, chciałam od razu wrócić do pracy. Adelka była moją największą radością, ale ile można siedzieć z grzechotką w ręce i rozmawiać tylko z innymi matkami na placu zabaw? Jednak Janek, gdy tylko słyszał o moich planach, bardzo się denerwował:

– Poszłabyś na wychowawczy, zajęła się dzieckiem, byłbym o nią spokojniejszy…

– Ależ ty też możesz iść na urlop. Ojcowski – nie wytrzymałam kiedyś i od razu ugryzłam się w język, bo na samą myśl o tym włos zjeżył mi się na głowie.

Przecież gdyby wziął urlop, dzwoniłby do mnie ze wszystkim co pięć minut!

Na szczęście sąsiadka, która miała synka w tym samym wieku co Adela i nie zamierzała wracać do pracy, zgodziła się zająć także moim dzieckiem. Płaciliśmy jej rozsądną stawkę, a mała była zachwycona, mogąc bawić się całe dnie z kolegą.

Weekendy spędzaliśmy razem. Tylko czasami, gdy przyjeżdżała moja mama, udawało mi się wyjść samej z domu, bo Janek, choć Adela była już dosyć duża i mądra, wciąż panicznie się bał zostać z nią sam.

– A jak się przewróci? A jak się zakrztusi kaszką? – miał zawsze tysiące argumentów.   

Najgorsze, że on naprawdę w to wierzył, a nie tylko wymawiał się od opieki nad córką! Strasznie się nad nią trząsł. „A co będzie, gdy Adela dorośnie i zacznie wychodzić sama albo, nie daj Boże, z kolegami? – zastanawiałam się. – Pewnie Janek kupi strzelbę, żeby ich pogonić! Albo zamknie naszą córkę w wieży otoczonej fosą…”. Tak czy inaczej, przyszłość nie zapowiadała się wesoło, zwłaszcza z punktu widzenia Adeli, którą tatuś przecież kochał nad życie.

Wszystko układało się w miarę gładko aż do dnia, gdy się okazało, że synek sąsiadki złapał odrę, więc ona przez pewien czas nie mogła zajmować się też Adelką. Nie było wyjścia – musiałam wziąć kilka dni zwolnienia, a potem miała przyjechać do pomocy moja mama. W ciągu tych kilku dni miałam jednak umówioną klientkę, której absolutnie nie mogłam odwołać – żonę jednego z najbogatszych ludzi w naszym mieście. Chyba nie muszę dodawać, jak ważne dla salonu było to, żeby wyszła spod moich paluszków zadowolona...

– Musisz zostać z Adelą – oznajmiłam Jankowi tonem nieznoszącym sprzeciwu. – To tylko kilka godzin!

Niepokoiłam się. Wprawdzie córka miała już prawie dwa lata, ale mąż pierwszy raz miał zostać z nią sam na dłuższy czas… W przededniu tego wielkiego dnia siedziałam w kuchni niemal do północy, wypisując na kartce odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, jakie mogłyby przyjść Jankowi do głowy. Już mu zapowiedziałam, że absolutnie nie może do mnie dzwonić – przy pani prezesowej muszę skupić się sto procent!

Z domu wychodziłam z duszą na ramieniu, a kiedy obejrzałam się za siebie, obydwoje machali mi przez okno – Adelka roześmiana, bo wiedziała, że tatuś na wszystko jej pozwoli, za to Janek z miną nieszczególną. 

W pracy starałam się zachowywać profesjonalnie, ale kiedy tylko za prezesową zamknęły się drzwi, natychmiast nerwowo włączyłam komórkę. Ku mojemu zdumieniu Janek w tym czasie nie dzwonił ani razu! Nawet SMS-a mi nie wysłał! Pełna najgorszych przeczuć biegiem pognałam do domu. 

Wpadam – a tu Janek siedzi sobie na kanapie w salonie, czytając gazetę, a Adela bawi się na dywanie zestawem plastikowych naczyń, które dostała od mojej mamy…

– Nic się nie działo? – spytałam, bo to wszystko wyglądało zbyt idealnie.

– A co się miało dziać? – szczerze zdziwił się Janek. – Co, myślisz, że nie potrafię się córką zająć? Od dziś możesz nawet co tydzień wychodzić ze swoimi koleżankami, bo my sobie świetnie dajemy radę, prawda, maluszku? – połaskotał ją pod bródką.

Adelka zachichotała i podała mu kubek, w którym było trochę wody.

– Zrobiłaś tatusiowi herbatkę? – zachwycił się Janek i wypił zawartość kubka. – Pycha! Może ugotujesz jeszcze obiadek – przysiadł na dywanie i zajął się zabawą.

Uśmiechnęłam się, wycofując się do korytarza, żeby zdjąć pantofle. To świetnie, że Janek przestał bać się zajmować Adelą. Jednak chyba nigdy mu nie powiem, czym poczęstowała go nasza córka. Bo przecież jest taka malutka, że nie dostaje do kranu, a wodę może nabrać tylko z toalety… Ale czasami niektóre rzeczy lepiej trzymać w tajemnicy.  

Czytaj także:
„Wuj, zamiast cieszyć się Wielkanocą, przeprowadzał dochodzenie. Stary sklerotyk za tysiąc złotych skłócił całą rodzinę”
„Jestem hazardzistką. W kasynie poznałam niebezpiecznych ludzi. Mało brakowało, a wpakowałabym się w poważne tarapaty”
„Po latach pogoni za kasą i karierą, zmieniły mi się priorytety. Zapragnęłam miłości i dziecka, ale było już za późno”

Redakcja poleca

REKLAMA