„Faceci zawsze oglądali się za moją matką. Nigdy nie przypuszczałam, że jej uroda zniszczy mi życie”

myśląca dziewczyna.png fot. Adobe Stock, BullRun
„Zawsze żyłam w cieniu mojej matki. Jej uroda robiła wrażenie nawet na moich rówieśnikach. Kiedy poznałam miłość swojego życia, nasza relacja legła w gruzach. Jak ona mogła mi to zrobić?”.
/ 13.08.2023 09:45
myśląca dziewczyna.png fot. Adobe Stock, BullRun

Moja matka zawsze była niesamowicie piękna. Pamiętam te uśmieszki kolegów ze szkoły, którzy zachwycali się nią, gdy przychodzili do nas do domu. Pamiętam też wrogie spojrzenia innych matek, które bacznie się jej przyglądały na szkolnych akademiach i wywiadówkach.

Całe życie słyszałam: „O rany, ale masz piękną mamę”. Niby miła rzecz, ale jakoś nikomu nie przyszło do głowy, żeby czasem skomplementować też mnie. Przy tak zjawiskowej matce, byłam szarą myszą, błędem w systemie. Jak można było zachwycać się moją urodą, skoro przy moim boku zawsze stała prawdziwa bogini? A nawet kiedy nie stała, wyprzedzała ją jej sława.

Mama, pomimo swojego niezaprzeczalnego piękna, nigdy nie była nadmiernie zapatrzona w siebie. Jasne, wydaje mi się, że komplementy były dla niej przyjemne, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek spędzała godziny przed lustrem albo w panice biegała co dwa tygodnie do kosmetyczki, aby ukryć oznaki mijającego czasu.

Paradoksalnie, chociaż zachwycała wszystkich mężczyzn, nie miała wielkiego szczęścia w miłości. Z moim tatą rozstała się, gdy byłam jeszcze bardzo mała i od tego czasu wyraźnie bała się zaangażować. Oczywiście, otrzymywała setki, a może i tysiące propozycji, ale mam wrażenie, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zachwyt, który wzbudza jest tylko powierzchowny.

Nigdy nie sądziłam, że mogę z nią rywalizować

Tylko raz zdarzyła mi się sytuacja, żeby chłopak, z którym byłam, bardziej zainteresował się moją mamą niż mną. Miałam wtedy szesnaście lat, a mama trzydzieści sześć, ale wielokrotnie brano ją za moją siostrę. Faktycznie, miała tak świeżą, dziewczęcą urodę, że zupełnie nie wyglądała na kobietę dobiegającą czterdziestki.

Spotykałam się z Jaśkiem, kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej. Byłam w nim bez pamięci zakochana, jak to bywa, kiedy ma się kilkanaście lat. Był bardzo przystojny i wzdychała do niego połowa dziewczyn w szkole, dlatego ciężko mi było uwierzyć, że wybrał akurat mnie. Ja, przeciętniara, która zawsze była gdzieś po środku, w tłumie innych ładniejszych, bardziej przebojowych i bardziej seksownych dziewczyn. Moja pewność siebie wystrzeliła do góry i czułam się, jakbym wygrała los na życiowej loterii.

Pewnego dnia Jasiek przyszedł do mnie do domu. Siedzieliśmy na tarasie, kiedy weszła moja mama:

– Cześć, dzieciaki. Uczycie się czy obijacie?

– Obijamy. Nauki już mamy dosyć na dziś – odparłam z uśmiechem.

– Jasne. To nie przeszkadzam. Zostawiam wam tylko dzbanek z sokiem – odpowiedziała i odwróciła się, stawiając naczynie na stole.

– Wow… Słyszałem, że twoja mama to dobra laska, ale nie wiedziałem, że aż tak – powiedział bez cienia zażenowania Jasiek.

Zamurowało mnie.

– Ty tak serio? – zapytałam.

– No co, to chyba nie jest dla ciebie nowa wiadomość – odparł bezczelnie.

– Ale czy naprawdę uważasz, że chciałabym od ciebie słuchać takich uwag?

Wzruszył ramionami.

– Chyba lepiej będzie, jak już pójdziesz – oznajmiłam zimno.

– Myślisz, że trafisz na faceta, na którym nie zrobi wrażenia twoja matka? Powodzenia – rzucił kpiąco na odchodne.

Nastoletnia miłość skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Wiedziałam, że słowa Jaśka były jedynie rzuconymi przez złośliwego nastolatka bzdurami, ale długo mnie prześladowały. Aż nie poznałam Filipa.

Był moją pierwszą dorosłą miłością

Troszczył się o mnie, stale zapewniał o swoich uczuciach i traktował, jakbym była ósmym cudem świata. Dopiero on pokazał mi, co to znaczy czuć się bezpiecznie w ramionach mężczyzny. Byłam w nim zakochana bez pamięci. Uwielbiałam wyobrażać sobie nasz ślub i wspólną przyszłość.

Jak każda zapatrzona w faceta kobieta zdążyłam nazwać nasze dzieci i umeblować wyimaginowany dom. Moja mama także była nim zachwycona. Nic dziwnego – na pierwszy obiad w moim domu przyniósł kwiaty i dobre wino, był szarmancki, odsuwał nam obydwu krzesła... Po tej wizycie mama powiedziała mi:

– Wiesz, że ciężko mi zaufać mężczyznom... Tyle razy się zawiodłam. Ale mam poczucie, że on może być materiałem na męża.

Z błogosławieństwem mamy wiedziałam już, że nasz związek nie ma prawa nie wypalić. Nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam...

Zaślepiona miłością, późno zorientowałam się, że coś jest nie tak. Wszelkie późniejsze powroty z pracy i mniejszą ochotę na amory zrzuciłam na karb przepracowania. Zaniepokoiłam się dopiero, gdy nawet w moim towarzystwie, Filip stał się nieobecny. Często siedział z nosem w telefonie, rzadko chciał gdziekolwiek ze mną wychodzić, był rozdrażniony. Oczywiście, pytałam go o powody tego samopoczucia, ale zbywał mnie standardowymi frazesami: „jestem zmęczony”, „miałem ciężki dzień”, „nie czuję się ostatnio najlepiej, ale nie martw się”.

– Nie wiem, czy on kogoś ma? Nigdy bym go o to nie podejrzewała, ale przecież tak się zaczynają wszystkie typowe historie o zdradach – żaliłam się mamie na jednej z wizyt.

– Nie martw się, wszystko na pewno się niedługo rozwiąże – uspokoiła mnie.

Dopiero później zrozumiałam, że wcale nie zaprzeczyła. Nie powiedziała, że dramatyzuję i że Filip na pewno by mnie nigdy nie zdradził.

O wszystkim dowiedziałam się miesiąc później

Snułam się po mieście w sobotnie popołudnie. Znowu spędzałam je samotnie, bo Filip uparł się, że musi podjechać do firmy i dopiąć projekt przed poniedziałkowym spotkaniem.

Już dawno przestałam się cieszyć z tzw. czasu dla siebie w postaci kosmetyczki, kawy czy samotnego wypadu do galerii, bo niestety, cały mój wolny czas stawał się ostatnio „czasem dla siebie”...

Przeglądałam się w witrynach sklepów, gdy nagle w odbiciu dojrzałam mojego narzeczonego. Siedział w kawiarni po drugiej stronie ulicy. Wyglądało na to, że jest sam. Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku, ale natychmiast wytłumaczyłam sobie tę sytuację: pewnie spotyka się z klientem albo z kolegą z pracy. Na pewno mnie nie okłamał. Przyglądałam mu się przez chwilę, ale zawstydziłam się tym, że go śledzę.

Już miałam odejść, kiedy do jego stolika podeszła od tyłu kobieta, która... namiętnie go pocałowała, po czym usiadła na krześle obok. Jej sylwetka, jej ubiór i fryzura wydawały mi się być bardzo znajome, ale moja świadomość nie dopuszczała do siebie jeszcze tego, czego zaraz miałam się dowiedzieć.

Pozbyłam się złudzeń, kiedy kobieta odwróciła twarz tak, że mogłam ją zobaczyć w całości. To była moja matka. Na randce z moim narzeczonym. Była ubrana w czerwoną sukienkę, którą ostatni raz widziałam na niej chyba w latach młodości, gdy jeszcze chadzała na spotkania z mężczyznami. Charakter ich spotkania był niewątpliwy. Ten uścisk, pocałunek... Poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod stóp. Później byli tylko ludzie biegający wokół mnie i karetka. Nic więcej nie pamiętam.

Obudziłam się w szpitalu

Nad sobą zobaczyłam twarze Filipa i mojej mamy. Miałam wrażenie, że to wszystko było tylko złym snem, ale krzykliwa czerwień stroju matki uświadomiła mi, że to, co widziałam, było rzeczywistością.

– Nie chcę was tu widzieć – szepnęłam słabo.

Spojrzeli po sobie zmartwieni. Widziałam ból wymalowany na ich twarzach, ale nie interesowało mnie to. Byli ostatnimi osobami, które chciałam mieć przy sobie w tym momencie.

– Filip, może będzie lepiej, jeśli... – zaczęła moja mama.

– Tak, już idę – odpowiedział narzeczony.

Gdy zamknął za sobą drzwi, matka zaczęła mówić.

– Kochanie, wiem, że pewnie nie chcesz nawet na mnie patrzeć...

– Nie chcę. On wyszedł, więc i ty się wynoś – zaczęłam się unosić. – Idźcie sobie razem, nie pozwólcie, żebym zepsuła wam randkę! – mój krzyk przeobraził się w histeryczny szloch.

– Madziu, pozwól mi tylko wyjaśnić... Ja naprawdę tego nie chciałam. To się po prostu stało. Zakochałam się. Zawsze byłam z tobą szczera, więc i o tym chciałam ci powiedzieć jak najszybciej, ale wiedziałam, że zrobiłam coś strasznego... Nie umiałam się zdobyć na tę rozmowę. Wiedziałam, że złamię ci serce, ale liczyłam, że może uda mi się to jakoś wyjaśnić, może kiedy zrozumiesz, będziesz w stanie mi kiedyś wybaczyć... – mówiła, a łzy spływali jej powoli po policzkach.

Na moment zapadła między nami cisza. Matka patrzyła na mnie wyczekująco. Przez moją głowę przelatywały wszystkie wspólne chwile, lata naszej przyjaźni, która zawsze wykraczała poza relację matki i córki. To wtedy dotarło do mnie, że zostałam zdradzona i upokorzona w najgorszy z możliwych sposobów. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie jej wybaczyć.

– Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj. Nie chcę cię znać. Nie chcę z tobą rozmawiać. Nie dzwoń do mnie i nie łudź się, że ochłonę, przemyślę, wrócę... Dokonałaś wyboru. Wybrałaś jego ponad mną – oznajmiłam spokojnie, chociaż do oczu cisnęły mi się łzy.

Matka spuściła głowę i potulnie odwróciła się w stronę drzwi.

– Uważałam cię za najlepszą mamę na świecie – szepnęłam, nie powstrzymując już płaczu. – Teraz wiem, że nigdy nie powinnaś była nią zostać. Wynoś się i zostaw mnie w spokoju.

Słyszałam jej szloch zza zamkniętych drzwi, ale nie czułam się ani odrobinę winna. Wiedziałam, że potraktowałam ją okrutnie, ale czy można było inaczej? Moje życie legło w gruzach przez zagrożenie, które zawsze gdzieś nade mną wisiało... Teraz muszę nauczyć się żyć od nowa.

Czytaj także:
„70-letnia babcia oznajmiła nam, że wychodzi za mąż. Moja matka ją wyśmiała i powiedziała, że się za nią wstydzi”
„Moja matka to zwykła wywłoka. Porzuciła mnie i ojca, który kochał ją bez pamięci, żeby zostać utrzymanką milionera”
„Moja matka łasi się do moich kolegów jak kotka w rui. Ma 45 lat, a zachowuje się jak nastoletnia trzpiotka i przynosi mi wstyd”

Redakcja poleca

REKLAMA