„Moi dziadkowie byli kuzynostwem i poznali się, kiedy dziadek był żonaty. Ich miłość pokonała wszelkie przeszkody”

Dojrzała para fot. Adobe Stock, Jacob Lund
Dziadek miał już żonę, gdy poznał daleką kuzynkę. Prawdziwa miłość potrafi przezwyciężyć wszelkie przeciwności.
/ 12.06.2021 11:15
Dojrzała para fot. Adobe Stock, Jacob Lund

W końcu musiała nadejść ta długo odkładana chwila. Zabrałam się za sprzątanie piwnicy. Jesień tuż tuż i trzeba było zrobić miejsce na zawekowane słoiki z konfiturami. Nie było łatwo. Piwnica, chociaż niewielka, zawalona była od podłogi aż po sufit rzeczami zbieranymi przez trzy pokolenia mojej rodziny.

Uzbrojona w gumowe rękawice wzięłam się do pracy. Aż w którymś momencie dotarłam do obrazów w starych ramach. Jednym z nich było ślubne zdjęcie moich dziadków… To pierwsze, zapomniane, zdetronizowane, kiedy w mieszkaniu na górze zawisło to drugie. Obtarłam je z kurzu i pajęczyn.

Przez nadal nieco przybrudzoną szybkę spojrzeli na mnie dziadkowie. Piękni i młodzi. Zakochani tak, że gotowi na przeciwstawienie się całej rodzinie, co przed wojną nie było łatwą sprawą. Ale oni znaleźli w sobie siłę, aby to zrobić. Historię ich uczucia poznałam jako kilkunastoletnia dziewczyna i słuchałam jej jak scenariusza sensacyjnego filmu.

To była najpiękniejsza, choć bardzo trudna miłość

Dziadek Adam był przedwojennym zubożałym ziemianinem. A to dlatego, że jego dziadek i ojciec nałogowo grali w karty na pieniądze i zadłużyli majątek u lichwiarzy. Pomóc w uratowaniu rodzinnych dóbr mogło tylko odpowiednie małżeństwo z posażną panną. Mój dziadek, jako najstarszy z rodzeństwa i najprzystojniejszy, musiał się poświęcić.

Wpadł w oko Jadwidze, córce bogatych sąsiadów i jego babka już widziała połączone oba majątki w jedną, wręcz magnacką całość. Adam poddał się woli trzęsącej rodziną babki oraz we wszystkim jej uległej matki i posłusznie się ożenił. Ale nie było to szczęśliwe małżeństwo. Dziadek nie kochał żony, nie potrafił się do niej przemóc. I chociaż rodzina utrzymywała, że ten związek scementują dzieci, które przyjdą na świat, to jakoś z Jadwigą nie mogli doczekać się potomstwa. Może dlatego, że dziadek stronił od wspólnego łoża, nader chętnie podróżując „w interesach”?

Właśnie podczas jednej z takich podróży poznał babcię, wtedy młodszą od niego o dwanaście lat, śliczną, dziewiętnastoletnią dziewczynę, Zofię. Okazało się, że była jego daleką kuzynką, więc mimo że od pierwszego wejrzenia zapałali do siebie gorącym uczuciem, to próbowali je w sobie stłumić. Ich miłość przecież nie miała szans, byli spokrewnieni a przede wszystkim on miał żonę. W tamtych czasach rozwód w „porządnej rodzinie” w ogóle nie wchodził w grę! Nikt by mu go nie dał, poza tym żaden biskup by się nie odważył zadrzeć z bogatym teściem Adama.

Ale prawdziwa miłość potrafi przezwyciężyć każde przeciwności. Młodzi nie byli w stanie przestać się spotykać, robili to ukradkiem i... wkrótce Zofia zaszła w ciążę! To było dla niej prawdziwe nieszczęście! Już i tak przylgnęła do niej opinia dziewczyny, która podrywa żonatego kuzyna, a teraz jeszcze to? Podobno moja babcia rozważała nawet odebranie sobie życia, ale dziadek nigdy by do tego nie dopuścił.

Na wieść, że jego ukochana spodziewa się dziecka, rzucił wszystko i postanowił ją porwać! Zakochani, pod osłoną nocy wyjechali za granicę. Daleko, do Rosji. Tam, aby się pobrać, musieli przyjąć wiarę prawosławną. W cerkwi pop unieważnił poprzedni ślub dziadka z Jadwigą, łącząc go z babcią świętym węzłem małżeńskim. Świętym, ale nie dla ich rodzin, które się ich wyrzekły!

Babka i matka Adama nie mogły ścierpieć tego, jaką hańbą okrył rodzinę, która znów stanęła na granicy bankructwa. Bogaty teść Adama przestał bowiem robić interesy z moją rodziną. A na znak pogardy co niedziela w kościele spluwał pod nogi babce i matce byłego zięcia.

Zdradzona Jadwiga nie zamierzała znosić litościwych spojrzeń ludzi i wyjechała do Paryża. Tam podobno przeszła prawdziwą przemianę. Odżyła po nieudanym małżeństwie, należała do bohemy i obracała się w środowisku artystów. W miasteczku tymczasem sprawa zaczynała przycichać, co jednak nie oznaczało, że rodzina wybaczyła Adamowi. Mimo że Zofia urodziła mu dwóch ślicznych synów, których zdjęcia słał do rodzinnego domu, babka i matka były nieprzejednane, a jego listy wracały nieotwarte. Wydawało się, że nie ma najmniejszych szans na pojednanie bliskich.

Dopiero wojna pojednała rodziny

Tymczasem wybuchła wojna. Adam usłyszawszy, co się stało w Polsce, w ciągu jednego dnia spakował swoją rodzinę i pojechał do kraju. Kiedy pojawił się w rodzinnym domu, wszyscy byli w szoku! Matka i babka nie wiedziały, czy się cieszyć czy płakać. W końcu naraził swoich bliskich na taką podróż i wrócił do kraju, z którego właśnie wtedy wielu uciekało. Jedno było pewne, nie mogły mu odmówić gościny, bo by się nie miał gdzie podziać. Nie mógł już wrócić do Rosji, bo granice zostały zamknięte.

W końcu babka i matka pozwoliły Adamowi i jego żonie zostać razem z dziećmi u siebie. Szybko się okazało, że Zofia jest przemiła i pracowita, a dzieciaki wprost urocze! Obie panie oszalały na punkcie mojego ojca, Jana, i jego o dwa lata młodszego brata, Jakuba. W ten sposób długoletni konflikt rodzinny został zażegnany. Pomógł w tym również fakt, że majętny były teść mojego dziadka wyniósł się z miasteczka do swojej córki do Paryża, nie miał więc już kto spluwać pod nogi mojej rodzinie w kościele.

A ludzie jak to ludzie. Kiedy już spowszedniała im sensacja, przestali moich dziadków wytykać palcami, a o mojej babce zaczęli bez skrępowania mówić „młoda pani Kuczyńska”. Rodzina przetrwała wojnę cudem. Było ciężko, to wiem, bo tata wiele mi potem opowiadał o tamtych czasach. Miał w końcu już siedem lat, kiedy napadli na nas Niemcy i sporo pamiętał.

Po wojnie majątek, o który babka tak niegdyś walczyła, przepadł, bo łapę położyło na nim państwo, „w majestacie prawa”. Dziadkowie zostali przesiedleni. Dobrze, że przynajmniej babka, jako najstarsza z rodu, nie doczekała tego koszmaru. Zmarła w ostatnim roku wojny, w swoim własnym łóżku.

Moja rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie pod koniec lat sześćdziesiątych urodziłam się ja. Ze swojego dzieciństwa pamiętam, że nasz dom pachniał ciastem drożdżowym, które piekła babcia Zosia. Pamiętam także, jak z dziadkiem chodziłam na spacery do parku, gdzie zbieraliśmy kasztany i karmiliśmy wiewiórki.

Moi dziadkowie bardzo się kochali. To się po prostu czuło. Zawsze odnosili się do siebie z niesamowitą czułością. Pamiętam też, że kiedy miałam pięć lat, babcia Zosia i dziadzio Adaś postanowili odnowić swoją przysięgę małżeńską w kościele. Byłam wystrojona w białą sukienkę i z przejęciem sypałam przed nimi płatki róż!

Dopiero po latach dowiedziałam się, że nie było to żadne „odnowienie”, tylko wtedy właśnie moi dziadkowie wzięli katolicki ślub. Z dalekiego Paryża nadeszły bowiem wieści, że zmarła pierwsza żona dziadka, więc w świetle kościelnego prawa został on wdowcem. Po tym ślubie w salonie zawisło ich nowe ślubne zdjęcie. Babcia w eleganckim kremowym kostiumiku, dziadek w garniturze, trzymający się prosto jak jeździec w siodle.

Nie zwróciłam wtedy uwagi, że zniknęło to stare, robione w Rosji po prawosławnym ślubie. Ale teraz je odnalazłam. Starannie oczyszczone ujawniło swoje piękno. Moi dziadkowie, tacy na nim młodzi, patrzą na siebie z uwielbieniem. Na pewno już wtedy wiedzieli, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, ani rodzina, ani historia. I mieli rację.

Dzisiaj to zdjęcie wisi w moim salonie tuż obok tego ze ślubu katolickiego. I chociaż na tym drugim oboje mają już twarze poorane zmarszczkami, to jedno łączy te obie fotografie – młode oczy moich dziadków, którymi spoglądają na siebie z miłością. Taką samą wtedy, gdy byli młodzi, jak i po wielu latach... 

Czytaj także:
„Mój poród był koszmarny. Dzieci wyciągano ze mnie kleszczami, odmówiono mi cesarki. Prawie tego nie przeżyliśmy”
„Od początku ukrywała, kto jest ojcem jej syna. Nie zdążyła zdradzić prawdy. Umarła tuż po porodzie”
„Przez 30 lat myślałam, że zostawił mnie, bo wylądowałam na wózku. Wszystko ukartowała moja wyrachowana matka”

Redakcja poleca

REKLAMA