„Mogłam robić karierę we Francji, ale zdecydowałam się kisnąć w Polsce. Mama nigdy nie wybaczyła mi zmarnowanej szansy”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Jessica Peterson
„Początkowo uważali, że to żart, potem starali się przekonać mnie do zmiany decyzji, a kiedy zrozumieli, że to nie ma sensu, moja matka nie mogła powstrzymać łez. W tym momencie wstałam od stołu i wybiegłam z domu, pozostawiając ich zdenerwowanych i rozżalonych”.
/ 15.03.2024 20:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Jessica Peterson

Mama miała kuzynkę we Francji, która przyjechała do kraju swoich przodków, aby odnaleźć swoje polskie korzenie. Była to samotna, ale radosna i pełna energii wdowa, która wykładała na jednym z francuskich uniwersytetów. Zaproponowała, abym po zdaniu egzaminu maturalnego odwiedziła ją we Francji i rozpoczęła tam studia.

Wspomnienia wróciły z pełną mocą

W połowie kwietnia pomarańczowe krokusy zaczęły pokrywać trawniki, a tysiące okien zapłonęło światłem, ujawniając na szybach interesujące figury z kurzu. Natychmiast do działania przystąpiła armia miejscowych gospodyń domowych, z zapałem usuwając niechciane zanieczyszczenia. Tramwaje, przypominające duże niebieskie gąsienice, energicznie przemierzały tory. Ścieżki rowerowe zapełniły się ich stałymi użytkownikami. Kolorowymi damkami, masywnymi góralami, holendrami z dużymi kołami i starymi jednośladami wyposażonymi w sprężynowe siodełka.

Na ulicy Świdnickiej, w sercu Wrocławia, zawsze zajęci i spóźnieni przechodnie próbowali zatrzymać się, by choć przez moment wystawić swoje blade twarze na słońce. Studenci natomiast rozsiedli się na Wyspie Słodowej, urokliwym miejscu blisko uniwersytetu. W powietrzu unosiło się coś, co można by opisać jako ekscytacja – wyraźny sygnał, że wiosna w końcu zagościła na stałe.

Cieszyłam się tym przepięknym dniem, przechadzając się po zaułkach Starego Miasta. Prowadziłam wózek z moją śpiącą wnuczką Anią. Właśnie tego dnia powróciły wspomnienia. Wydaje mi się, że to widok młodych studentów wywołał we mnie te odczucia – ta atmosfera młodości, którą emanowali.

W moim umyśle nagle pojawiła się, niczym pocztówka, obraz z przeszłości: siedzimy z kolegami na ławkach przy Odrze, na kolanach mamy otwarte zeszyty i staramy się, mimo majowego rozprężenia, przygotować się do matury. To były wspaniałe dni. I cudowna młodość, mimo że życie niosło ze sobą trudne decyzje.

W czasach, kiedy zdawałam egzamin dojrzałości, perspektywa wyjazdu za granicę była czymś na kształt cudu. Wielu z nas było zbyt ubogich, aby móc sobie na to pozwolić, a władze nie były chętne do wydawania paszportów. Kraje, które dzisiaj są popularnymi celami weekendowych wyjazdów, wydawały się nam ówcześnie egzotyczne. Dlatego nagła możliwość wyjazdu, która mi się niespodziewanie trafiła, była niezmiernie cenna.

Propozycja Marion była bardzo atrakcyjna

Jesienią, kiedy kończyłam ostatni rok nauki, niespodziewanie w naszym niewielkim M–3, zjawiła się daleka kuzynka mojej mamy, pochodząca z Francji. Szukała tu swoich korzeni. Była to samotna, ale radosna i pełna energii wdowa, która wykładała na jednym z francuskich uniwersytetów. Postanowiła zostać u nas przez chwilę, aby móc zwiedzić miasto, gdzie poznali się i wzięli ślub jej rodzice.

W ciągu tych kilku dni bardzo się do niej przywiązałam i naprawdę ją polubiłam. Marion była niezwykłą kobietą i wybitną intelektualistką. Nauczyła mnie, jak interpretować dzieła Victora Hugo, aby dostrzegać to, co ukrył w tekście. Nauczała literatury, ja zaś byłam od zawsze humanistką i od dawna wiedziałam, że moje życie będzie związane z filologią, „miłością do słów”. Poprosiłam ją, aby rozmawiała ze mną po francusku. Wtedy właśnie dostrzegłam uwodzicielskie piękno tego pełnego zmysłowości języka.

Nocą, przed odlotem, podczas posiłku, Marion zaskoczyła mnie i moją rodzinę niespodziewaną i hojną ofertą. Zaproponowała, abym po zdaniu egzaminu maturalnego odwiedziła ją we Francji i rozpoczęła tam studia.

– Zdaję sobie sprawę, że znamy się krótko, Janeczko – mówiła poważnym tonem, patrząc na moją matkę – ale Eliza jest niezwykła. Zasługuje na to, aby doświadczyć i zdobyć więcej wiedzy niż jesteście w stanie jej tutaj zapewnić. Ponadto jestem przekonana, że ma talent. Jeśli tylko pozwolimy jej studiować literaturę we Francji, ma szansę osiągnąć naprawdę wiele. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby jej w tym pomóc.

Moja rodzina była niesamowicie szczęśliwa. Było sporo emocji, wdzięczności i radości. Kiedy Marion następnego dnia wyjechała, skupiłam się na intensywnych przygotowaniach do matury. Czas szybko mijał. Kiedy zaczęły kwitnąć kasztany i nadszedł maj, przyszła pora na egzaminy i konieczność podjęcia decyzji. Decyzji, która była dla mnie trudna.

Co powinnam zrobić?

Nie podzieliłam się z rodzicami moimi obawami. Czy miałabym odrzucić taką szansę? To byłoby szaleństwo! Ale wewnętrzny głos ciągle mi podpowiadał, że we Francji nie będę szczęśliwa. Było mi ciężko zostawić rodziców, bo w głębi duszy wciąż czułam się dzieckiem. Dodatkowo kochałam Wrocław. Znałam tu każdą, najmniejszą nawet uliczkę, parki, malownicze mosty. Tu miałam swoich przyjaciół. Tutaj pragnęłam się zakochać.

Myślałam o tym, odkąd Marion przedstawiła mi swoją hojną ofertę. Poczułam, że nie jestem jeszcze gotowa, aby zdecydować się na podróż, która wymagałaby ode mnie porzucenia mojego dotychczasowego życia. Przecież wszystko tutaj ciągle się zmienia, a ja, będąc daleko stąd, nie miałabym wpływ na tę zmiany. Jeśli po kilku latach zdecydowałabym się powrócić, mogłoby okazać się, że nie mam już do czego wracać. Życie tutaj toczyłoby się dalej, bez mojego udziału.

Nadeszła chwila, kiedy zrozumiałam, że moja decyzja jest ostateczna. Ale jak to przekazać moim rodzicom? Zebrałam się na odwagę podczas posiłku.

– Postanowiłam, że jednak nie pojadę – powiedziałam, nakładając sobie na talerz ziemniaki.

Początkowo uważali, że to żart, potem starali się przekonać mnie do zmiany decyzji, a kiedy zrozumieli, że to nie ma sensu, moja matka nie mogła powstrzymać łez. W tym momencie wstałam od stołu i wybiegłam z domu, pozostawiając ich zdenerwowanych i rozżalonych. Tego dnia wieczorem moja matka przyszła do mojego pokoju. Usiadła i chwyciła mnie za dłoń.

– Rozumiem, że jesteś przerażona, córeczko – powiedziała – ale nie poddawaj się. Nie rezygnuj z szansy, która może już nigdy więcej się nie pojawić. Masz na wyciągnięcie ręki życie, o którym ja nigdy nawet nie śmiałam marzyć.

To była najlepsza decyzja

Długo rozmawialiśmy, ale nie dałam za wygraną. Egzamin maturalny zdałam z dobrym wynikiem i jesienią rozpoczęłam studia z filologii francuskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Dwa lata później spotkałam moją pierwszą i jedyną sympatię, Adama, który studiował na politechnice. Po ukończeniu studiów zostałam tłumaczką literatury pięknej. Tak jak zawsze marzyłam.

Zastanawiałam się kiedyś, czy żałuję, że nie pojechałam do Francji? Tak, wielokrotnie. Ale zawsze tylko przez chwilę. Kiedy myślę o Adamie, a potem o naszej trójce dzieci, czuję, że znalazłam tu swoją miłość. Wiem, że podjęłam właściwą decyzję. Jak tylko nadarzyła się okazja, zaczęliśmy z Adamem regularnie jeździć do Francji. Zawsze zatrzymywaliśmy się u naszej ukochanej Marion. Póki żyła, była trzecią wspaniałą babcią dla naszych pociech i moją doradczynią.

Ludzie często mówią, że w życiu najwięcej żałuje się tego, czego się nie zrobiło, a nie tego, co się zrobiło. Ale to mnie nie przekonuje. Szczęśliwie, nie ma niczego, czego bym żałowała. Czerpię przyjemność z nasłuchiwania rytmicznego dźwięku wrocławskich niebieskich tramwajów. Oddycham aromatem magnolii, przechadzam się po mostach. Zawsze z niecierpliwością oczekuję nadejścia wiosny w tym mieście, gdzie marzenia stają się rzeczywistością.

Czytaj także:
„Z ukrycia wzdychałam do męża mojej przyjaciółki. Gdy ta chadzała do kochanka, marzyłam by być jego nagrodą pocieszenia”
„Sąsiadka panoszyła się u mnie w domu bez skrępowania. Wyniosła mi z domu mąkę i herbatę. Dobrze, że męża nie pożyczyła”
„W niedzielę wielkanocną przypada 1. rocznica śmierci mojego męża. Jajka do święcenia zaniosę już z nowym konkubentem”

Redakcja poleca

REKLAMA