Stałam na przystanku i zastanawiałam się, jaki by tu wymyślić powód, aby odwiedzić Ankę i Krzysztofa. Właściwie to powinnam mieć w tym wprawę, od lat moim podstawowym zajęciem było wyszukiwanie najrozmaitszych okazji do wspólnego spędzania czasu. A przyczyna była prosta: kochałam Krzyśka. Pokochałam go od pierwszego spotkania, kiedy to Anka przyszła z nim na moje urodziny i przedstawiając nas sobie, powiedziała:
– To mój nowy chłopak, a to moja stara przyjaciółka.
Wszystko się zgadzało
Byłam jej starą przyjaciółką i znałam ją lepiej niż jej własna matka. I dlatego wiedziałam, a nawet miałam pewność, że znudzi się swoim nowym chłopakiem tak samo szybko, jak poprzednimi. Taka już była – piękna, lekkomyślna i niestała.
Najdłuższy jej związek uczuciowy trwał ze mną, chyba na zasadzie kompletnego przeciwieństwa. Bo ja zawsze byłam odpowiedzialna i poważna. No i brzydka. Chociaż Anka twierdziła zawsze, że jestem całkiem ładna i mam piękną duszę, i kto raz ją zobaczy, będzie mój na wieki. Tylko żeby zobaczyć czyjąś duszę, trzeba się długo przyglądać, a uroda Anki oślepiała wszystkich jak błyskawica.
A Krzysztof... On był inny. Na pierwszy rzut oka niepozorny, szczupły i nieśmiały. Miał w sobie siłę charakteru, mądrość i spokój. I właściwie nie powinien zakochać się w tej szalonej Ance, ale serce widocznie działa zupełnie niezależnie od rozumu. Tkwił przy niej wytrwale, nie zwracał uwagi na drobne wyskoki, wybaczał większe, aż ją tą swoją cierpliwą miłością poskromił.
Oprócz tego wszystkich nas troje łączyła przyjaźń. Czy była to przyjaźń szczera? Z mojej strony nie do końca. Starałam się być jednak uczciwa. Swoją miłość do Krzyśka pogrzebałam najgłębiej, jak potrafiłam, na dnie serca i nigdy nie pozwoliłam sobie na najmniejszą nawet nielojalność wobec Anki. Cały czas jednak czekałam...
Czy żałuję? Nie
To już dziesięć lat, odkąd jestem satelitą ich związku. A oni przetrwali już kilka kryzysów, scementowali małżeństwo parą udanych dzieci. Ja tymczasem odprawiłam z kwitkiem dwóch potencjalnych kandydatów na moje wdzięki. Następnych nie widać. Czy żałuję? Nie, bo żaden z nich nie dorastał Krzyśkowi do pięt. Trudno, jeśli trzeba będzie całe życie przeczekać, zrobię to. Będę dla Krzyśka i Anki przyjaciółką, dla ich dzieci najlepszą ciocią, dla reszty świata starą panną. Ale będę mieć nadzieję.
A teraz po prostu zadzwonię do Anki i spytam, czy mogę wpaść na herbatę. Sięgnęłam do torebki i już trzymałam komórkę w ręku, kiedy zadzwoniła. To był Krzysztof.
– Jolka, czy ty wiedziałaś? – jego głos był szorstki, napięty.
– O czym?
– Że Anka ma innego.
– Jakiego innego? Co ty gadasz?
– Przyjedź, proszę – rozłączył się.
Zatrzymałam przejeżdżającą taksówkę i po paru minutach byłam na miejscu. Krzysztof bez słowa podał mi list od Anki. Pisała, że odchodzi, że nie ma już siły walczyć z miłością, która ją spotkała, że prosi o wybaczenie, że kocha Krzyśka i dzieci, ale to jest silniejsze od niej... Czytałam i miotały mną sprzeczne uczucia. Żal mi było Krzysztofa, bo wiedziałam, że cierpi, a jednocześnie serce się we mnie radowało. Kochałam go, a to była moja szansa.
– Jola, co ja mam zrobić? – spytał zrozpaczony.
Och, gdybym mogła powiedzieć szczerze to, co myślałam:
„Zapomnij jak najprędzej, a ja zrobię wszystko, żebyś nigdy nie chciał sobie przypomnieć”.
Jakaś cząstka mnie oczekiwała
Ale nie mogłam, bo Anka była jego miłością i sensem życia. Tu trzeba było działać delikatnie. Powoli niepostrzeżenie zająć jej miejsce.
– Nic nie rób – powiedziałam spokojnie. – Ona wróci. Może jutro, może za miesiąc, ale wróci. To jakieś chwilowe szaleństwo, zauroczenie. Przejdzie jej.
Jakaś cząstka mnie oczekiwała, że Krzysztof żachnie się, oburzy, krzyknie, że już jej nie potrzebuje, niech nie wraca. Nic takiego się nie wydarzyło. Siedział z twarzą w dłoniach, a jego ramiona drżały, jakby usiłował powstrzymać szloch. Wreszcie wyprostował się i spojrzał na mnie:
– Muszę powiedzieć wszystko jej matce. Sam nie dam rady z dzieciakami. Ale co im mam powiedzieć?
– Na razie jak najmniej. W końcu są przyzwyczajone do tego, że pracujecie o różnych godzinach i często z przedszkola odbiera je babcia, a czasami u niej nocują. Może to nie potrwa długo. Ja też chętnie ci pomogę, możesz na mnie liczyć.
Nie marnowałam ani godziny
Nawet w pracy nieustannie obmyślałam tematy rozmów, którymi chciałam oczarować Krzysztofa, przysmaki, jakie zamierzałam dla niego przyrządzić, zabawy, które miały sprawić, że dzieci będą chciały spędzać czas tylko ze mną. W ich domu wprowadzałam dyskretne zmiany, powolutku, zacierałam ślady Anki.
Najpierw pochowałam jej drobiazgi – porzuconą apaszkę, zapomnianą szminkę, pozostawione przy lustrze kolczyki. Wiszący w łazience szlafrok wepchnęłam na dno komody. Niby niechcący wrzuciłam jej parasolkę za szafkę, a na to miejsce położyłam swoją. Krzysztof zdawał się niczego nie zauważać. Raz tylko zapytał:
– Tutaj stało takie zdjęcie z wakacji. Nie widziałaś je?
– Nie – odpowiedziałam – może spadło?
Schyliłam się i udając, że go szukam wyciągnęłam zdjęcie zza nogi regału, gdzie je schowałam.
– O, jest, proszę – podałam fotografię Krzysztofowi.
Przyjrzał jej się ze ściągniętymi brwiami i zamiast postawić na półce, wsunął między książki. Odwróciłam się szybko, żeby nie dostrzegł na mojej twarzy radości. Mijały tygodnie i wszystko układało się doskonale. Jedyne, co nas różniło od normalnej rodziny to fakt, że wieczorami wracałam do swojego mieszkania.
Popołudniami natomiast zajmowałam się dziećmi, gotowałam, sprzątałam. Krzysztof to wszystko widział i doceniał. Nie musiałam więc długo czekać na dzień, kiedy, nieco zakłopotany powiedział:
– Wiesz, Jola, teściowa źle się czuje, a ja jutro mam nocną zmianę. Nie zostałabyś z dzieciakami? Wrócę około siódmej i podrzucę cię do pracy.
– Nie ma sprawy – odpowiedziałam spokojnie, chociaż serce biło mi jak szalone. – Nie spiesz się, nie muszę biec na gwizdek. Mogę spokojnie odprowadzić dzieci do przedszkola.
Walizkę miałam już dawno spakowaną
Jej zawartość dobierałam z największą starannością, nie żałując pieniędzy. Szlafrok, piżama, bielizna, kosmetyki. Wszystko z najwyższej półki, eleganckie, dyskretnie seksowne. Niczego nie planowałam, ale przecież wszystko może się zdarzyć.
Może on wróci wcześniej, kiedy będziemy jeszcze spali? Zajrzy do pokoju i w półmroku dostrzeże delikatny połysk jedwabiu na moim ramieniu, poczuje zapach luksusowego balsamu? A może zastanie nas podczas śniadania? Uśmiechnięte dzieci i ja w białym, satynowym szlafroczku, spod którego zalotnie połyskuje koronka...
Popołudnie następnego dnia upłynęło mi na gorączkowych przygotowaniach. Pedicure, peeling, masaż... Kiedy z walizką w ręku wchodziłam w bramę jego domu, czułam się jak panna młoda.
Czekałam na windę, gdy stuknęły drzwi wejściowe. Jakiś impuls kazał mi cofnąć się w głąb korytarza, przywrzeć do ściany. Serce zastygło w strasznym przeczuciu. Tak, to była ona. Wróciła.
Padli sobie w ramiona
Na uginających się nogach wyszłam na ulicę, stanęłam, wpatrując się w ich okna. Co się tam dzieje? Padli sobie w ramiona jak kochankowie po rozłące, czy stoją bez słowa, mierząc się wrogimi spojrzeniami? A może on mówi stanowczo, że nie ma tu już dla niej miejsca i ona zaraz płacząc, wybiegnie z bramy i zniknie na zawsze z naszego życia? Długo czekałam w ciemnościach, ale nic się nie wydarzyło. Mój telefon też milczał. Krzysztof zadzwonił dopiero koło południa następnego dnia.
– Nie przyszłaś wczoraj. Wiesz, że Ania wróciła – nie pytał, stwierdzał fakt.
– Tak, widziałam ją. Nie chciałam wam przeszkadzać – starałam się, aby w moim głosie nie było słychać goryczy.
Milczał chwilę.
– Jola, wiesz, ja jej wybaczyłem. Kocham ją i... i jestem szczęśliwy. I bardzo ci dziękuję, gdyby nie ty, nie wiem, jakbyśmy to przetrwali, ja i dzieciaki. Wpadnij do nas na herbatę, dobrze?
– No pewnie, z przyjemnością – wydusiłam z siebie i rozłączyłam się.
Spojrzałam w lustro. Czerwona, opuchnięta twarz, podkrążone oczy... Ale przecież właściwie nic się nie stało. Gdyby Anka wróciła dzień później, mogłoby być o wiele gorzej. Energicznie wydmuchałam nos, opłukałam twarz zimną wodą. Wrzuciłam do malaksera jajka, cukier, kakao. Za godzinę pyszny murzynek będzie gotowy. Dzieciaki będą zachwycone. Nie ma rady, będę dalej czekać i tkać swoją delikatną pajęczą sieć.
Czytaj także:
„Znalazłam portfel pełen pieniędzy. Już miałam plan na tę kasę, ale sumienie dało mi po łapach”
„Chciałam mieć kontakt z bratem, ale odepchnął mnie jak natręta. Obmyśliłam plan, aby zakraść się do jego życia"
„Urabiał sobie ręce po łokcie, ale koledzy na niego narzekali. Gdy poznałem jego tajemnicę, zbierałem szczękę z podłogi”