Pewnego dnia spotkałem się ze starym przyjacielem. Nie widzieliśmy się dwa lata. Ostatnim razem Norbert był świeżo po ślubie z Agnieszką, też moją koleżanką. Tryskał energią, bez przerwy się śmiał i sprawiał wrażenie, jakby był królem świata. Powodziło mu się nie tylko w życiu osobistym, ale i zawodowym. Firma, w której pół roku wcześniej dostał kierownicze stanowisko, właśnie podpisała poważny kontrakt. Nie ukrywam, że zazdrościłem mu ładnej żony, sympatycznej teściowej i pięknego, czteropokojowego mieszkania w śródmieściu. Owo lokum należało do teściowej, samotnej pani Aldony, która od razu zaakceptowała swojego zięcia i, jak zauważyłem w czasie kilku wizyt w ich domu, była gotowa przychylić mu nieba.
To dopiero życie
Tak się potem sprawy potoczyły, że przez dwa lata jakoś nie było okazji się spotkać. Ucieszyłem się więc, kiedy zadzwonił. A przy tym zaniepokoiłem, bo nie brzmiał zbyt radośnie. Czyżby mu się nie wiodło? To było prawdopodobne. Często bywa tak, że kiedy los się do nas uśmiecha, zapominamy o przyjaciołach, zajęci własnym szczęściem. A gdy dostaniemy pałą po głowie, lecimy do starych kumpli po pomoc. Umówiliśmy się na mieście w knajpce, do której chodziliśmy jeszcze w czasach licealnych. To był nasz ulubiony lokal. Blisko centrum, ale na uboczu. Zawsze pełen ludzi, a jednocześnie wystarczająco spokojny, żeby pogadać. Przyjaciel zjawił się przed czasem. Gdy wszedłem do pubu, on już siedział przy barze. Przed nim stał kufel piwa.
– Jakoś marnie wyglądasz – stwierdziłem na powitanie i była to szczera prawda.
Norbert, niegdyś zawsze zadowolony, dziś miał grobową minę i ramiona skulone, jakby przygniatał je jakiś ciężar. Był niczym człowiek, który przed chwilą skończył przewalanie tony węgla.
– Jestem wykończony. Marzę tylko o łóżku, z którego nie wychodziłbym przez dwadzieścia cztery godziny – westchnął.
– Taki nawał roboty? Problemy w firmie?
– Nie, w firmie wszystko idzie dobrze – pokręcił głową. – Roboty dużo, to jasne. Ale radzę sobie. Mam satysfakcję, kiedy pokonuję trudności, osiągam kolejne cele. Zresztą, wiesz, że nigdy nie lubiłem, jak było zbyt łatwo. Kasa też jest nie najgorsza, nie mogę narzekać. I Bogu dzięki, bo Agnieszka może pisać ten swój wymarzony doktorat. Mam nadzieję, że niedługo go skończy…
Przypomniałem sobie, że żona Norberta zawsze miała ambicje, by zrobić karierę naukową. No i proszę, najwyraźniej nie zrezygnowała z dawnych marzeń.
– Czyli rozumiem, że wszystko w porządku – uśmiechnąłem się i zamówiłem piwo.
On jednak nie podchwycił mojego lekkiego tonu. Milczał przez chwilę, a gdy barman postawił kufel także przede mną, rzekł:
– Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie teściowa. Doprowadza mnie do szału.
Tu Norbert mnie zaskoczył
Jak już wspomniałem, w czasach, gdy bywałem u nich w domu regularnie, odniosłem wrażenie, że ta kobieta niemal kocha się w swoim zięciu.
– Co z nią nie tak? – spytałem ostrożnie.
– Wszystko – skrzywił się. – Wiedziałeś, że to emerytowana nauczycielka?
– Nie, ale co to ma wspólnego z… – tu przerwałem, nie bardzo widząc związek między tym, co Norbert czuł do teściowej, i wykonywanym niegdyś przez nią zawodem.
– Nie kumasz? Ona stale mnie strofuje, „Jak siadasz do stołu, to umyj ręce”, „Nie rozrzucaj skarpetek po całym domu”, „Nie nastawiaj głośno muzyki, mieszkają z tobą inni domownicy”… Mam dalej cytować?
W pierwszej chwili chciałem powiedzieć, że wskazówki pani Aldony brzmią całkiem sensownie, jednak ugryzłem się w język. Sekundę później zrozumiałem. Norbert był jedynakiem. Kiedy sięgnąłem pamięcią do czasów, gdy jeszcze chodziliśmy do liceum, przypomniałem sobie, że wiele razy byłem świadkiem, jak jego mama chodziła za nim i zbierała rzeczy, które on raczył łaskawie zdjąć z grzbietu. Gdy przychodziłem do niego odrabiać lekcje, chwilę czekaliśmy w kuchni, aż jego mama pościeli łóżko po jaśnie panu. Kiedyś nawet próbowałem podpowiedzieć kumplowi, że jego matka jest zbyt zapracowaną kobieta, żeby jeszcze sprzątać po synku. Wtedy właśnie pokłóciliśmy się po raz pierwszy w życiu i… ostatni. Potem strofowanie Norberta mi przeszło. W końcu to były jego problemy, nie moje. No i teraz najwyraźniej także teściowej.
– Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, pani Aldona ma do ciebie pretensje? – spytałem.
– Owszem. Czepia się mnie nieustannie. I po dwóch latach mam już tego powyżej dziurek w nosie. Tak się dalej nie da żyć.
– A co na twoja żona?
– Ona siedzi z nosem w książkach i nic poza tym jej nie interesuje – machnął ręką.
Spojrzałem uważniej na kumpla
Wiercił się na swoim miejscu i trzymał ręce głęboko wciśnięte w kieszeniach. Znałem ten gest. Zawsze się tak zachowywał, kiedy chciał pożyczyć ode mnie pieniądze.
– Jak mogę ci pomóc? – spytałem.
– Chciałbym zaproponować teściowej, żebyśmy zamienili jej czteropokojowe mieszkanie na dwa po dwa pokoje – oznajmił mi. – Powiem jej, że zapłacę za przenosiny i odremontuję wszystkie mieszkania. Ale oczywiście muszę mieć na to kasę. Za trzy miesiące dostanę premię za kontrakt, więc jakbyś mógł mnie wspomóc…
– Ile? – spytałem wprost.
– Myślę, że trzy dychy wystarczą.
Pożyczyłem kumplowi pieniądze. Miałem akurat trochę oszczędności, bo razem z Martą, moja dziewczyną, planowaliśmy kupno samochodu. Nie bałem się. W przeszłości nigdy nie zdarzyło się, żeby Norbert zalegał z długiem choćby jeden dzień ponad wyznaczony termin. Był bardzo honorowy. Trzy miesiące później dostałem przelew na konto, ale kumpel nie zjawił się, żeby mi podziękować. No cóż, tak w życiu bywa. Po pewnym czasie przypadkowo spotkałem na ulicy panią Aldonę. Była uśmiechnięta, ewidentnie w dobrym nastroju. Poznała mnie od razu jako kolegę córki i zięcia i przysiedliśmy na chwilę w pobliskiej kawiarni, żeby pogadać o starych i nowych czasach.
– Kiedyś podkochiwał się pan w Agnieszce, co? – spytała w pewnym momencie.
– Zauważyła pani? – zdziwiłem się.
– Owszem – uśmiechnęła się, a potem westchnęła ciężko. – Ale obie ulokowałyśmy nasze uczucia w innym mężczyźnie…
Rok później w drzwiach mojego mieszkania pojawił się Norbert. Nie ukrywam, byłem zaskoczony, bo nawet się nie zapowiedział, po prostu przyszedł. Nie wyglądał najlepiej, oczy miał podkrążone, jakby nie spał od miesiąca. Znów sprawiał wrażenie człowieka, który przewalił tonę węgla, a jego mina sugerowała, że w dodatku nie zapłacono mu za robotę.
Czy było mi go żal? Nie
Gdy jeszcze trzymaliśmy się blisko, przymykałem oczy na wiele jego wad. Kiedy podkochiwałem się w Agnieszce, on mi ją ukradł, chociaż mówiłem mu, że dziewczyna mi się podoba. On zawsze musiał mieć to, co najlepsze, najatrakcyjniejsze i pożądane przez innych. Nie liczył się nikt poza nim. Może dlatego poczułem dziwną satysfakcję na myśl o tym, że za chwilę wyjawi mi kolejny problem, który zwalił mu się na głowę.
– Nie wyglądasz za specjalnie – stwierdziłem zgodnie z prawdą.
– Jestem wykończony – westchnął.
– Co się stało?
– Agnieszka urodziła bliźnięta. To nie są dzieciaki, tylko potwory! W domu jest kompletna demolka, nikt nie sprząta.
– Ty też nie? – wyrwało mi się złośliwie.
– Stary, ja nie mam czasu na takie duperele – najwyraźniej nie usłyszał w moim głosie drwiny. – Mam na głowie wielki projekt. Jeśli wypali, będę ustawiony do końca życia.
Zwróciłem uwagę na to, że nie powiedział, „będziemy”, biorąc pod uwagę rodzinę, która mu się powiększyła, tylko „będę”.
– Moje gratulacje – mruknąłem.
– Ale żeby mi się udało, ktoś musi nam pomóc… – dokończył.
„Serio? – przemknęło mi przez głowę. – Czy on naprawdę chce, żebym…?”.
– Chyba nie sądzisz, że nadaję się na niańkę dla twoich maluchów – zakpiłem.
– Nie myślałem o tobie, tylko o teściowej – szybko pokręcił głową. – Wtedy, przy tej sprawie z mieszkaniem, zgodziła się na rozłączenie mieszkań. Zrobiła to dziwnie ochoczo. Chyba wiedziała, że planujemy z Agnieszką dziecko.
Cwana babka, nie powiem…
– Jak to? Przecież to ty miałeś jej dosyć – przypomniałem mu.
– Ale teraz wszystko się zmieniło. Jak myślisz… – spojrzał na mnie, jakbym był panem Bogiem i jednym skinieniem mógł załatwić jego problem. – Gdybym z nią porozmawiał, to może zamienilibyśmy nasze dwa mieszkania na jedno duże. Może nawet moglibyśmy kupić willę pod miastem – rozmarzył się.
– Chyba nic z tego nie będzie. Niedawno widziałem się z panią Aldoną.
– Jak to? – spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Przez przypadek los nas zderzył na ulicy. Poszliśmy na ciacho i herbatę. Pół godziny później przyszedł po nią jakiś miły, starszy pan. Myślę, że w końcu znalazła szczęście i nie ma głowy do niańczenia was.
– To co ja w takim razie mam zrobić?! – jęknął rozpaczliwie mój kumpel.
Zmarszczyłem brwi.
– Myślę, że powinieneś wrócić do domu i zająć się swoimi dziećmi – odparłem. – Wybacz, ale wpadłeś bez uprzedzenia, a ja za pięć minut jestem z kimś umówiony.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”