Moja młodsza siostra. Młodsza o całe dziesięć lat. Moja porażka… Zawsze mi powtarzano, że mam się nią opiekować, że mam być „drugą mamą”, na wszelki wypadek. I byłam. Zajmowałam się nią, bawiłam, odkładałam naukę, bo musiałam układać klocki, czytać bajeczki, wyjść na spacer. Przygotowywałam jedzenie, pomagałam kreślić pierwsze litery… Rodzice, zajęci pracą mieli dla nas niewiele czasu. Byłam więc siostrą i zastępczą matką. A potem ta tragedia…
Kiedy mama umierała na raka, wymogła na mnie przysięgę, że zajmę się ojcem i Janką. Oczywiście, obiecałam. Kto by nie obiecał? Zwłaszcza zaszachowana sytuacją i emocjonalnym szantażem dwudziestolatka. I tak zostaliśmy we trójkę. Ojciec, który po stracie żony sam jakby umarł; dziesięciolatka, przerażona faktem, że mama odeszła, a tata przypomina ducha; i ja, ledwie dorosła, w połowie studiów, zastanawiająca się nocami, jak sobie poradzę.
Nie było łatwo. Ojciec stracił chęć do życia. Niby jeszcze chodził do pracy, tam jeszcze jakoś udawał, ale zupełnie przestał interesować się domem, nami. Przynosił co miesiąc pensję, kładł na regale i tyle. Chyba liczył, że pieniądze magicznie przeniosą się na konta spółdzielni mieszkaniowej, gazowni, elektrowni i tak dalej, a reszta w równie cudowny sposób przemieni się w obiady i kolacje, ubrania dla nas wszystkich, prezenty na święta. Ową magiczną siłą sprawczą byłam ja. To ja dbałam o regularność posiłków dla całej rodziny, o to, by w opłatach nie było zaległości, by Janka miała nowe buty, gdy wyrosła ze starych, i żeby ojciec zabierał kanapki do pracy.
Tata całkiem stracił chęć do życia
To ja zastępowałam matkę dziewczynie, która wkraczała w świat dojrzewania. To był koszmar w odcinkach. Janka buntowała się mocno i zaciekle. Często chyba dla zasady, czyli bez żadnego konkretnego powodu. A może to ja nie potrafiłam tego powodu znaleźć, może zbyt nieuważnie patrzyłam? Kłopot w tym, że ledwie widziałam na oczy.
Studiowałam administrację, wkuwałam kodeksy i ustawy na pamięć, a nie miałam tego luksusu co moi koledzy z roku, którzy po zajęciach mogli się zrelaksować, iść razem na pizzę, pouczyć się wspólnie w akademiku, a w weekend skoczyć na imprezę. Ja grzecznie wracałam do domu i ogarniałam rzeczywistość.
Ojciec po pracy leżał i patrzył w ścianę. Janka siedziała przy biurku i gapiła się przez okno. Nikt nie był zainteresowany zrobieniem obiadu, upraniem brudów, odkurzeniem dywanu. Wszystko spadało na mnie. Wiedziałam, że to niesprawiedliwe, ale nie umiałam zastrajkować. Mama na mnie liczyła i czułam, że liczy nadal.
Ojciec zapadał się w sobie, a ja nie potrafiłam go z tego dołu wyciągnąć. Janka uczyła się coraz gorzej, zadawała się z niefajnym towarzystwem i coraz częściej na jej ubraniach czułam dym, chyba nie tylko z papierosów. Moje prośby, tłumaczenia, apele nie przynosiły efektu.
– Odwal się – słyszałam. – Nie jesteś moją matką.
Tata zmarł trzy lata po mamie. Po prostu któregoś dnia całkowicie się poddał i już się nie obudził. Miałam wrażenie, że to moja wina. Nie dopilnowałam go, nie sprawiłam, że chciał żyć. A Janka… Moja siostra całkowicie straciła poczucie tego, co wolno, a czego nie. Wagarowała, kiedy przyszła jej ochota. Oceny poleciały na łeb na szyję. Groziło jej powtarzanie klasy. Paliła. Piła. W trakcie sprzątanie jej pokoju znajdowałam puszki po piwie i małe buteleczki po wódce.
– Co to jest? No co to jest?! – niemal płakałam, pokazując jej taką znalezioną flaszeczką.
– Małpka – odparła z bezczelnym uśmiechem.
– Chcesz się stoczyć? Chcesz zostać menelką przed osiemnastką?!
– Lepsze to niż życie z tobą!
Tłumaczyłam, błagałam, groziłam
Chodziłam na wywiadówki i spotykałam się z nauczycielką, szukałam u niej rady. Organizowałam spotkania z psychologiem i pedagogiem szkolnym, ale też nie działało. Janka albo się na nich nie pojawiała, albo ignorowała próby pomocy.
A tuż po swoich piętnastych urodzinach oświadczyła buńczucznie:
– Jestem w ciąży. I co mi zrobisz?
Wtedy zrozumiałam, że poniosłam totalną klęskę. Płakałam całą noc, przepraszając w myślach mamę, że tak bardzo ją zawiodłam. Co zrobiłam potem? To, co mogłam. Zaprowadziłam Jankę do ginekologa i opiekowałam się nią przez tych pozostałych pięć miesięcy ciąży najlepiej, jak umiałam.
Zostałam też opiekunem prawnym mojej maleńkiej siostrzenicy – tak jak wcześniej, po śmierci ojca, niepełnoletniej siostry. Chodziłam do sądu rodzinnego, znosiłam wizyty kuratorek, które sprawdzały, czy dziecku nie dzieje się krzywda. Pracowałam, dorabiałam korepetycjami z historii, dbałam o to, by w domu zawsze były pieluchy, i jeździłam na cmentarz, by palić świeże znicze.
Chudłam, jakbym była na superdiecie, coraz częściej bolały mnie głowa i żołądek, a nad ranem kłuło mnie w okolicy serca. Ignorowałam to wszystko, biorąc kolejną tabletkę przeciwbólową, i dalej zasuwałam jak mały samochodzik, chcąc zasłużyć na medal idealnej córki, siostry, zastępczej matki.
No i doczekałam się nagrody…
Trafiłam na oddział kardiologiczny z podejrzeniem zawału. Zawał? Dwadzieścia osiem lat i zawał?! Byłam przerażona. Co teraz stanie się z Janką i Karolcią? Po serii badań wyszłam ze szpitala z zupełnie inną diagnozą. Nerwica. Nie wiedziałam już, co gorsze, bo po rozmowie z psychiatrą dotarło do mnie, że to wcale nie taka niewinna choroba.
– Rozwijała ją pani w sobie przez kilka ostatnich lat, dbała panią o nią i pielęgnowała jak najlepszego gościa w swoim ciele. Ale to niewdzięczny drań. Pora więc go wyprosić i zadbać o siebie.
Racja. Zajmowałam się wszystkimi, tylko nie sobą. Dla siebie miałam jedynie krytykę, połajanki, poganiający bat obowiązku. Musiałam odpuścić. Musiałam przyjąć do wiadomości, że mama nie żyje, a obietnicę, którą wymusiła na mnie przed śmiercią, wypełniałam aż nadto.
Kłopot w tym, że bycie „egoistką”, skupianie się głównie na sobie nie było dla mnie czymś prostym, naturalnym. Przywykłam do zupełnie innego myślenia oraz działania. Musiałam przemeblować sobie w głowie, i to szybko, jeśli nie chciałam pogorszyć swojego stanu. Rozmowy z psychiatrą i psychologiem pomogły mi podjąć zdecydowane kroki.
Nie wzruszały mnie jej łzy
– W tym roku robisz maturę i musisz zdecydować, czy idziesz na studia, do jakiejś policealnej szkoły, by zdobyć zawód, czy do pracy – oświadczyłam wyraźnie zdumionej i wystraszonej siostrze. – Karolcia ma już prawie dwa lata, może iść do żłobka, jak większość dzieci, których rodziców nie stać na to, by siedzieć z nimi w domu.
Moja siostra patrzyła na mnie, jakby pierwszy raz mnie zobaczyła. Była przerażona, bo zaczęło do niej docierać, że dzieciństwo i pasożytowanie na mnie definitywnie się skończyło. Będzie musiała dorosnąć i wziąć na siebie choć część odpowiedzialności za swoje życie i za swoje dziecko. Nigdy dotąd nie byłam dla niej tak twarda, tak nieustępliwa. Nie wzruszały mnie jej łzy, jej błagania, odgrażanie się, że ucieknie.
– Wolna droga – odpowiadałam.
Tym razem nie mogłam odpuścić. Wiedziałam, że walczę nie tylko o sobie i swoje zdrowie, ale także o nią. Musi stanąć na własne nogi. Póki starczy mi sił, będę przy niej i w razie czego wesprę ją, ale dość wyręczania. Musi zacząć ponosić konsekwencje swoich wyborów i czynów. A ja wreszcie muszę znaleźć czas tylko dla siebie, zadbać o swoje zdrowie i ruszyć do przodu, zamiast tkwić w toksycznej relacji, związana przysięgą, którą złożyłam wiele lat temu.
Janka wybrała policealną szkołę medyczną. Chciała ukończyć kurs masażu, potem zrobić dodatkowe licencje i pracować w zawodzie, w którym będzie mogła pomagać innym. Karolinka poszła do żłobka, potem do przedszkola. Odbieramy ją na zmianę, zależy, która z nas kończy wcześniej pracę. Nadal mieszkamy razem, ale podział obowiązków wygląda już zupełnie inaczej.
Stawiamy pierwsze kroki
Janka chyba przejęła się tym, że jeśli nadal będzie tak roszczeniowa, może mnie stracić. Dosłownie. A wtedy zostanie całkiem sama. Czy to z miłości, czy ze strachu – bardzo wydoroślała i zmieniła swoje myślenie oraz nastawienie. Dzięki czemu mam czas, by odetchnąć, poczytać książkę, pójść na spacer, wypić kawę ze znajomymi, czasem nawet wybrać się na randkę. Mam wrażenie, że dopiero teraz spełniam życzenie mamy w sposób, jakiego by sobie życzyła.
Obie z siostrą stawiamy pierwsze kroki jako odrębne osoby, które mają swoje obowiązki, ale mają też prawo do prywatnego szczęścia. Tego mi brakowało przez te lata. Czasem jeszcze łapię się na tym, że coś muszę – gdzieś biec, coś zrobić, czegoś dopilnować. Jednak jestem w stanie się zatrzymać, odetchnąć, pomyśleć – i zrobić tak, jak powinnam, jak chcę, a nie jak wydaje mi się, że muszę.
Już nie traktuję mojej siostry i jej ciąży jak swojej porażki. Tak się po prostu stało. Zresztą byłoby grzechem traktować tę naszą cudowną dziewczynkę jak jakąkolwiek porażkę. Mam wspaniałą siostrzenicę i coraz lepszą relację z siostrą. O wiele lepszą niż wtedy, gdy myślałam, że muszę zastąpić jej matkę i być w tym doskonalsza od oryginału.
Czytaj także:
„Zostałem ojcem jako nastolatek. Moja dziewczyna nie chciała dziecka, więc zaadoptowała je... moja siostra”
„Moja siostra wybierała dzieciom chrzestnych tylko przez pryzmat kasy. Mnie wzięła z łaski i to dopiero za 3 razem”
„Latami ukrywałam, że moja siostra jest tak naprawdę moją córką. Teraz nadszedł czas na prawdę. Tylko czy ona to zniesie?”