„Młoda wdowa zaproponowała mi wspólną wizytę na cmentarzu. Zapaliła mój znicz, a później rozpaliła serce”

para na cmentarzu fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Stałem jak wryty, wpatrując się w nią bez słowa. Ona jedynie rzuciła mi przelotne, nieobecne spojrzenie, by zaraz powrócić do wpatrywania się w dal. Czułem się do niej dziwnie przyciągany, jej wizerunek ciągle tkwił w moich myślach”.
/ 17.10.2024 22:00
para na cmentarzu fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Z okien mojego gabinetu roztacza się widok na tył knajpki serwującej pizzę. Od jakiegoś czasu skupiałem wzrok na jednej dziewczynie. Podejrzewałem, że jest tam zatrudniona. Gdy miała przerwę, wychodziła zapalić. Mam awersję do palących kobiet, to chyba dlatego ją dostrzegłem...

Poza tym robiła to dość nieporadnie, nawet się nie zaciągała. Zawsze intryguje mnie, co pcha ludzi do sięgania po fajki. Mnie to po prostu odrzuca, nigdy nie paliłem i nie planuję. Żadna moja była też nie paliła papierosów. Choć z żadną z nich nie chciałem budować dłuższej relacji. A może to i lepiej, bo inaczej zapewne nigdy bym nie spotkał Doroty.

Siedziała praktycznie bez ruchu

Każdego dnia zajmowała miejsce na ławce, sięgała po swoją paczkę fajek i zapalniczkę, odpalała jednego papierosa i pogrążała się w zadumie. Siedziała praktycznie bez ruchu, niczym kamienna figura. Jej wzrok był utkwiony w jakimś punkcie na wprost, ale miałem wrażenie, że i tak nic tam nie dostrzega.

Upewniłem się co do słuszności mojego przypuszczenia, gdy pewnego razu po prostu stanąłem o parę kroków przed nią. Stałem tak przez dłuższy moment, mając nadzieję, że coś powie, uśmiechnie się, wkurzy albo zrobi cokolwiek innego, co pokazałoby, że jest tam obecna nie tylko fizycznie, ale też mentalnie.

– Hej! – krzyknąłem w jej stronę po dłuższej chwili.

Zero reakcji. Chyba do niej nie dotarło. Skorzystałem z okazji, gdy dogasiła peta, zgniotła go podeszwą buta i wyjęła następnego.

– To niezdrowe tak dużo palić – oznajmiłem nieco donośniej.

Zbliżyłem się i przystanąłem naprzeciw niej. Odpowiedziała lekkim ruchem ramion. Nic poza tym. Zaciągała się dymem, raz po raz zerkając na godzinę. Wreszcie urwała w pół bucha, zgasiła papierosa podeszwą buta, zebrała resztki papierosów w chusteczkę i zniknęła na zapleczu lokalu z pizzą.

Kolejnego dnia znowu ją tam zastałem. Ledwo ją spostrzegłem, ekspresowo uciąłem pogawędkę z kontrahentem i niemal w podskokach udałem się w kierunku skwerku. Zajmowała miejsce na ławeczce, ale już nie paliła – obok jej stóp spoczywał dogasający pet. Najwyraźniej zdążyła już skończyć.

Ta laska naprawdę mnie zaciekawiła

Stałem jak wryty, wpatrując się w nią bez słowa. Ona jedynie rzuciła mi przelotne, nieobecne spojrzenie, by zaraz powrócić do wpatrywania się w dal. Moment później zerknęła na swój zegarek, schyliła się po porzucony niedopałek i pomaszerowała w stronę pizzerii.

Kolejnego dnia, mniej więcej w tym samym czasie, zająłem miejsce na ławce i czekałem. Mogłem robić sobie przerwy w pracy o różnych godzinach, bo w ostatnim czasie firma reklamowa, w której jestem zatrudniony, nie była zbyt oblegana przez klientów. Trochę się martwiłem, czy przypadkiem jej nie zlikwidują...

Ta laska naprawdę mnie zaciekawiła, chociaż sam nie wiem czemu. Kiedy przysiadła obok z fajką w dłoni, machinalnie dałem jej ognia. A przecież nie znoszę palenia! Nawet nie raczyła mi podziękować, zaciągnęła się nieporadnie i przez bity kwadrans siedziała nieruchomo. Nie chciałem jej wystraszyć.

Choć miała na sobie jakieś bezbarwne ciuchy, skojarzyła mi się z cudnym motylem, który na moment przycupnął tuż obok.

– Przychodzisz w to miejsce każdego dnia? – w końcu przełamałem lody.

Byłem zagubiony, nie miałem pojęcia, jak powinienem się do niej zwracać, ale to i tak nie robiło różnicy, ponieważ kompletnie mnie zignorowała. Zupełnie jakbym był niewidzialny... Głowiłem się nad tym, co zrobić, żeby w końcu na mnie zerknęła.

Miałem przeczucie, że coś ukrywa. Czułem się do niej dziwnie przyciągany, jej wizerunek ciągle tkwił w moich myślach. Przez kilka kolejnych dni zjawiałem się na miejscu jako pierwszy, zapalałem jej papierosa i przez kwadrans siedzieliśmy w ciszy.

Liczyłem na jakąkolwiek reakcję

Kiedy któregoś dnia się nie zjawiła, byłem na skraju załamania z nerwów i niepokoju. Gdybym akurat miał fajki, to chyba sam bym palił jedną za drugą. Ale miałem tylko zapalniczkę. Tę dla niej. Głowiłem się, co takiego mogło się wydarzyć.

Nie chciałem nawet przez chwilę pomyśleć, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Przeklinałem się w duchu, że nie znam nawet jej imienia, bo mógłbym podpytać o nią w pizzerii. Pocieszałem się, że może jest przeziębiona albo musiała gdzieś pilnie wyjechać...

A nazajutrz ona zjawiła się tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Wtedy też pierwszy raz sama spytała mnie, czy mam ogień.

– Po co aż tyle palisz? Nie martwisz się o swoje zdrowie? – zagadnąłem, choć szczerze mówiąc mało liczyłem na jakąkolwiek reakcję.

Wyobraź sobie moje totalne osłupienie, kiedy znowu się odezwała.

– Wiesz, mój mąż nie palił ani nie pił, a i tak zmarł zbyt wcześnie. Minęło dokładnie 12 miesięcy od tego wydarzenia. Nie powiem, to strasznie niefajne i po prostu absolutnie nie w porządku.

No i wszystko stało się jasne. Niestety, kompletnie nie miałem pojęcia, co mogę zrobić, żeby jej ulżyć. Czułem, że coś ją trapi, podejrzewałem jakieś problemy sercowe albo inny kłopot. Taki powód nawet nie przyszedł mi do głowy. Czułem się bezsilny. Mimo to, chciałem jakoś jej pomóc.

Przykładałem dużą wagę do detali

Kiedy zobaczyłem ją następnego dnia, zasugerowałem, abyśmy poszli razem do mojego gabinetu:

– Mam tam ekspres do kawy. Zrobię ci wyśmienitą kawę.

Ku mojemu zaskoczeniu, przystała na propozycję. Weszła do środka i rzuciła okiem dookoła, nie okazując specjalnego entuzjazmu. Moje dłonie sięgnęły po dwie niewielkie, ozdobione kwiatowym wzorem filiżanki, do których wlałem świeżo zaparzoną kawę. Przykładałem dużą uwagę do drobiazgów.

– Chcesz mleko? Słodzisz? – spytałem.

Odpowiedziała gestem przeczenia. Tamtego dnia poznałem jedynie jej imię – Dorota.

Przychodziła każdego dnia. Wspólnie siedzieliśmy przy kawie, a ona snuła opowieści o swoim ukochanym. Mówiła, jak bardzo byli szczęśliwi i jakie snuli plany na przyszłość. Jeszcze rok temu oboje przyjechali z powrotem do kraju po kilkuletnim pobycie w Anglii.

Kupili własne mieszkanie, marzyli o powiększeniu rodziny. Wcześniej odkładali tę decyzję na później. Niestety, zabrakło czasu. Marcin umarł na atak serca. W wieku zaledwie trzydziestu lat! Stało się to podczas porannego biegania.

Ona tymczasem przygotowała śniadanie i czekała aż wróci z bułkami, myśląc, że pewnie musi odstać swoje w kolejce do kasy. Zostawił komórkę w domu, po prostu zapomniał jej zabrać. Starszy pan, który natknął się na niego w trakcie spaceru ze swoim psem, też nie miał telefonu. Pomoc dotarła na miejsce za późno.

Została zupełnie sama

Wdowa w wieku dwudziestu siedmiu lat! Ciągle nie mogła się z tym pogodzić. Najtrudniej było jej dwa razy. Pierwsze zdarzenie miało miejsce w dniu Wszystkich Świętych. Na cmentarz udała się dopiero po zmroku, kiedy przebywało tam znacznie mniej osób. Szlochała przez dwie godziny.

Drugi raz wydarzył się całkiem niedawno, w rocznicę tego okropnego wydarzenia. Nawet nie pojawiła się w pracy, wzięła dzień wolnego. Jej wybawieniem była praca. Zdecydowała się na najbardziej wyczerpującą, wymagającą wysiłku fizycznego pracę, w kuchni pizzerii, cały dzień spędzała na nogach, z tylko jedną przerwą. Podczas pracy nie rozmyślała, nie odczuwała tęsknoty, nie pogrążała się w rozpaczy...

Stałem jak wryty, nie mając zielonego pojęcia, co jej odpowiedzieć. Codziennie, niczym w telenoweli, wysłuchiwałem kolejnych części jej historii. Pewnego razu zaproponowałem jej drożdżówkę, ale odmówiła. Popijała swoją kawę i wychodziła. Strasznie chciałem ją gdzieś zaprosić, ale obawiałem się odmowy i tego, że przestanie tu w ogóle zaglądać.

Darzyła uczuciem innego faceta

Jesień mijała, a moje uczucie do niej z każdą chwilą przybierało na sile. Nie przeszkadzał mi fakt, że ona nadal darzyła uczuciem innego faceta, swojego zmarłego męża. Uzbroiłem się w cierpliwość, czekając aż otrząśnie się po tym wszystkim. Byłem w stanie czekać całą wieczność. Byleby tylko wpadała do mojego gabinetu i razem ze mną popijała tę kawę. Kawę, która smakowała jak Dorota.

Któregoś dnia się nie pojawiła. Wpadłem w rozpacz. Tym razem jednak poznałem, jak ma na imię, więc poleciałem szybko do lokalu z pizzą i wypytałem o dziewczynę. Powiedzieli, że ma wolne. Poczułem się dotknięty, że mnie o tym nie uprzedziła.

Głowiłem się nad tym, co porabia, czy siedzi w domu, a może ruszyła gdzieś w podróż. Czas wlókł się okropnie, w sumie sam mogłem wziąć parę dni wolnego, ale dzień w dzień miałem nadzieję, że znowu ją spotkam. Wyczekiwałem tego momentu...

Wróciła po dwóch tygodniach nieobecności. Zgodnie ze zwyczajem, przygotowałem filiżankę kawy, a na małym talerzu ułożyłem cukier w kształcie małych serduszek. Ku mojemu zaskoczeniu, Dorota nie skierowała się do mojego gabinetu, lecz przysiadła na swojej ulubionej ławeczce na skwerze, tuż przed oknami biura. Tym razem jednak nie sięgnęła po papierosa. Od tamtej pory ani razu nie wspomniałem jej, że nie podoba mi się, gdy pali.

– Wiele tygodni minęło od naszego ostatniego spotkania – rzuciłem, gdyż nic lepszego nie wpadło mi do głowy. – Co powiesz na małą kawkę? Strasznie mi ciebie brakowało.

– Próbowałam ogarnąć swoje sprawy. Nie mam pewności, czy powinnam się z tobą napić kawy.

– Czemu?

– Mogę się od tego uzależnić w mgnieniu oka.

– Od kawy?

– Nie, od twojego towarzystwa. Miałabym wrażenie, że oszukuję Marcina.

Wiele czasu upłynęło, nim udało mi się ją przekonać, że życie przeszłością nie prowadzi do niczego dobrego i pozbawione jest głębszego sensu. Wpadłem na pomysł, byśmy razem wybrali się w góry. Wiedziałem doskonale, że został jej jeszcze niewykorzystany urlop.

Została u mnie do rana

– Góry już mi się znudziły. A właściwie to przestały mi się podobać. Planowaliśmy z Marcinem taką górską wyprawę. Mieliśmy nocować po schroniskach. Wspólnie zdobywać wierzchołki i delektować się herbatą z termosu na najwyższych szczytach.

Zdecydowała się mimo wszystko ruszyć ze mną w drogę. Dopiero wtedy jej usta ozdobił pierwszy uśmiech. Najwyraźniej góry skrywają w sobie jakąś magiczną siłę. Na samym starcie dołączył do nas jeszcze Marcin, ale z czasem wspominała o nim coraz mniej. Zdecydowałem się na wynajem pokoju z dwoma osobnymi łóżkami. Właścicielka kwatery była wyraźnie zdziwiona i koniecznie nalegała, byśmy wzięli inny pokój – z podwójnym łożem i widokiem na szczyt Czantorii.

– Niech będzie po waszemu – skapitulowała w końcu. – Ale potem nie ma już odwrotu, nie zmieniam zdania.

W ostatnim dniu pobytu Dorota z własnej woli mnie odwiedziła. Byłem na tarasie, podziwiając opary snujące się nad szczytami.

Dziękuję za wspólny wyjazd – rzuciła.

Przystanęła obok mnie w ciszy, jak to miała w zwyczaju. Nocą ponownie zapukała do moich drzwi. Wtuliła się we mnie i tak spędziliśmy te chwile do rana. Miałem wrażenie, że to tylko cudowny sen.

Rankiem wpakowaliśmy się do pociągu i powróciliśmy do realnego świata. Jednak od tamtej pory łączyło nas subtelne porozumienie. Delikatne niczym babie lato.

Najbardziej przerażała mnie perspektywa Święta Zmarłych i dodatkowych wspomnień, które mogłyby nas poróżnić. W tamtym okresie widywaliśmy się nawet kilka razy na tydzień, nie wspominając o częstych wspólnych spotkaniach na kawę. Gdzieś na przełomie października Dorota oznajmiła mi, że zamierza porzucić pracę w lokalu z pizzą, gdyż ma już upatrzone inne zajęcie.

Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak wielkie znaczenie ma dla mnie ta kobieta. Przez cały czas w pracy nie mogłem przestać o niej myśleć, o jej oczach, o ciszy, którą potrafiła wokół siebie roztaczać, o zapachu jej perfum. Przestałem pić kawę samemu, bo jakoś straciłem do tego serce.

Nadrabialiśmy to, spędzając razem popołudnia. Z każdym dniem otwierała mi się coraz bardziej. Pewnego dnia spytała nawet, czy nie miałbym ochoty wybrać się z nią na cmentarz. Było przeraźliwie zimno, więc zaraz potem poszliśmy do mnie napić się grzanego wina.

Tamtej nocy pierwszy raz została u mnie do rana. A potem już została w moim życiu na dobre. Ślub wzięliśmy dokładnie rok po naszej wspólnej wycieczce w góry. Po weselu odwiedziliśmy naszą dawną gospodynię. Ale tym razem poprosiliśmy o pokój z podwójnym łóżkiem dla małżeństwa.

– Miałam rację, prawda? – chichotała.

Planowaliśmy wyjazd także w te wakacje, ale sytuacja się zmieniła. Nasza rodzinka wkrótce się powiększy. Wolimy dmuchać na zimne. Za dwanaście miesięcy wyruszymy we troje.

Jakub, 36 lat

Czytaj także:
„Mój syn ma 30 lat, a matka pierze mu nawet bieliznę. Mam serdecznie dosyć darmozjada”
„Rodzice podali mi bogatego męża na srebrnej tacy. Nie kocham go, ale wydziedziczą mnie, jeśli się rozwiodę”
„Wymusiłam na córce, żeby urodziła mi wnuki. Nie przypuszczałam jednak, że stanę się dla wnuczek babcią, matką i ojcem”

Redakcja poleca

REKLAMA