„Misją mojej matki jest znalezienie mi męża. Przesadziła, gdy do domu sprowadziła chłopa oderwanego od pługa”

kłotnia córki z matką fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill
„Jak moja matka mogła w ogóle pomyśleć, że byłabym zainteresowana kimś takim?! Czy naprawdę niczego o mnie nie wie? A może serio nie liczy się dla niej to, z jakim mężczyzną się zwiążę, bylebym w końcu wzięła ślub i nie odstawała od córek jej koleżanek?”.
/ 23.01.2024 20:30
kłotnia córki z matką fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill

Moja matka zawsze była z tych, które uważają, że kobieta bez faceta nie jest pełnowartościowym bytem. Aż dziwne, że przy takim wychowaniu, udało mi się wyjść na ludzi... Niestety, przekonania matki nadal wpływają na moje życie. Czy ona nigdy się nie odczepi?

Zawsze byłam chłopczycą

Nie interesowały mnie za bardzo lalki, gwiazdorzy pop ani kosmetyki. Wolałam wspinać się po drzewach, budować bazy i uczyć historii. W dzieciństwie często musiałam znosić krytyczne komentarze mamy na temat mojego wyglądu albo zainteresowań.

– Zajęłabyś się czymś dziewczęcym, a nie ciągle tylko te budowy, krzaki i książki – wzdychała. – Mam na strychu taki piękny domek dla lalek, nie chciałabyś go obejrzeć?

– Nie, mamo, dzięki, ale umówiłam się z Ryśkiem, będziemy się bawić w wojnę – oświadczyłam i wypadłam z domu.

Równie niechętnie podchodziłam do maminych propozycji strojów, zwłaszcza już w okresie nastoletnim.

– Dziecko, chodź, pójdziemy na zakupy, kupimy ci jakieś porządne szpilki. Studniówkę ma się raz w życiu! Wszystkie dziewczyny chcą tego dnia wyglądać jak księżniczki – ćwierkała matka.

– Nie wszystkie, ja jakoś nie. Założę tę sukienkę w groszki, co ją kiedyś wypatrzyłam w szmateksie. I trampki, bo przecież będziemy tańczyć – odparłam beztrosko, chociaż widziałam kątem oka, jak matka wywraca oczami.

– Daj jej iść, w czym chce. Ty się z matką nie kłóciłaś o ciuchy, jak byłaś w jej wieku? – bronił mnie zwykle ojciec.

– Może i się kłóciłam, ale zwykle o to, że noszę zbyt krótkie spódnice, a nie że ubieram się jak chłopak – obrażała się matka.

Zaczęła naciskać, żebym kogoś znalazła

Do końca liceum matka jakoś akceptowała fakt, że nie przyprowadziłam dotąd do domu chłopaka, chociaż zdarzało jej się sugerować, że córki jej koleżanek „już dawno zaczęły rozglądać się za mężami”.

– Szybki ślub, jeszcze szybszy rozwód – chichotał wtedy ojciec znad gazety. – A jak nie ślub, to zaraz chrzciny będą musiały wyprawiać.

– Głupoty gadasz, Jurek! Nie ma niczego złego w tym, że prawie dorosłe dziewczyny interesują się chłopcami!

Nie dodawała: „Nie to, co nasza Łucja”, ale wiedziałam, że dokładnie tak myśli. Faktycznie naciskać zaczęła, gdy zaczęłam studia.

– Łucja, kiedy nam przyprowadzisz jakiegoś kawalera w końcu? – pytała co i rusz. – Jak tak dalej pójdzie, to wnuków nie doczekam nigdy!

– Mamo, zaczęłam ciężkie studia, mam kupę roboty. Nie powinnaś się cieszyć, że poświęcam dużo czasu na naukę? Że mam świetne oceny i szansę na prestiżową pracę? – dziwiłam się.

– Aj tam, jeszcze się w życiu napracujesz! – machała ręką lekceważąco. – Młoda wiecznie nie będziesz, a i wolnych chłopaków nie będzie zawsze pod dostatkiem!

Nieszczególnie brałam do siebie to jej gadanie, chociaż było mi czasem przykro. Byłam mądra, ładna i ambitna, a dla mojej matki i tak cały czas niedostatecznie dobra. Czasem myślałam wręcz, że wolałaby, żebym była płytką, głupiutką dziewuchą, która całymi dniami ogląda reality show i szlaja się po imprezach w kusych topach.

Nie czułam się samotna

Faktycznie, większości moich wolnych koleżanek doskwierał fakt, że nie mają faceta, ale ja ani razu nie czułam się z tego powodu gorsza lub mniej wartościowa. Miałam masę zainteresowań i planów, uwielbiałam podróżować, otaczałam się przyjaciółmi… Dlaczego miałoby mi czegoś brakować?

Pewnie, że umawiałam się czasem na randki, ale niestety, większość facetów w moim wieku była po prostu niedojrzała, mało ambitna i niewychowana. Może i miałam nieco wyższe wymagania niż moje znajome, ale nie były one też z kosmosu. Przede wszystkim, mężczyzna, z którym stworzyłabym związek musiał być inteligentny i mieć coś do powiedzenia. Tak naprawdę, wszystkie inne wady mogłabym znieść. Ale życie z przygłupem? Nigdy w życiu!

To już przesada!

Gdy skończyłam studia (z wyróżnieniem, dodam), matka nagle zaczęła mnie postrzegać jako… starą pannę, mimo iż miałam zaledwie 25 lat!

– Ja w twoim wieku już od dwóch lat byłam mężatką! – psioczyła. – Miałam już swoje gospodarstwo, gotować umiałam, mężem się zaopiekować umiałam, a ty co? Ile będziesz tak żyła bez zobowiązań?

– Bez zobowiązań? – oburzałam się. – Tuż po studiach zdobyłam doskonałą pracę, za którą wielu moich kolegów dałoby się pokroić! Zarabiam, nie biorę od was pieniędzy! To nic dla ciebie nie znaczy?

– Właśnie, Grażyna, naprawdę przesadzasz! – unosił się również ojciec.

Przynajmniej na niego mogłam zawsze liczyć.

– A wy co, jak zwykle obydwoje przeciwko mnie! – w takich sytuacjach matka, jak zwykle zresztą, wchodziła na lamentujące tony. – Ja przecież chcę dla niej tylko dobrze!

– Ale ona ma się dobrze! Samodzielna jest, szczęśliwa. Nie widzę niczego złego w wyborach, których dokonuje – upierał się tata.

Tego typu kłótnie miały miejsce coraz częściej i zwykle kończyły się tym, że matka wychodziła z pomieszczenia obrażona, a ja obiecywałam sobie, że nie odbiorę od niej następnego telefonu. Niestety, zwykle się łamałam i tak to się kręciło w kółko...

Przeprasza? Niemożliwe!

Po jednej z intensywniejszych kłótni, matka zdawała się jednak zmienić ton. Zadzwoniła do mnie kilka dni później... z przeprosinami!

– Córcia, przepraszam, może faktycznie przesadziłam... Ja po prostu chcę, żebyś miała w życiu wszystko, cały komplet. Żebyś nigdy niczego nie żałowała. Ja żałowałam, że nie poświęciłam więcej czasu na naukę czy pracę... Oczywiście, rodzina była dla mnie najważniejsza i nigdy bym nie zmieniła tego, co mam, ale człowiek taki już jest, że prędzej czy później czegoś mu będzie brakować. Chcielibyśmy w życiu wszystkiego – otworzyła się przede mną, a ja natychmiast jej wybaczyłam. – Wpadnij na obiad w sobotę, co?

– Sobota może być. Nie gniewam się, mamo – odparłam ciepło i odłożyłam słuchawkę.

Naprawdę po raz pierwszy byłam przekonana, że moją matkę w końcu coś ruszyło i przestanie mnie już tak gnębić tym przymusem znalezienia sobie faceta. Jednak gdy w weekendowe popołudnie weszłam do salonu rodziców, siedział w nim... jakiś nieznany mi chłopak!

– Cześć! To jest Sebastian, syn mojej Halinki z biura. Poznajcie się – zaatakowała matka, gdy tylko przekroczyłam próg.

– Eee... Cześć... – przywitałam się zmieszana.

– Sebastian zje z nami obiad. Ja pójdę sprawdzić jak ziemniaki, a wy sobie pogadajcie, dobrze? – zaświergotała matka, po czym zostawiła nas samych.

– Yyy... No to czym się zajmujesz? – zagaiłam.

– U ojca w warsztacie robię, po samochodówie jestem – odparł Sebastian, drgając szybko kolanem.

– Rozumiem... A co oglądasz? Czego słuchasz? Wybacz, po prostu ja bardzo dużo chodzę do kina i słucham muzyki, więc zawsze najpierw pytam o to ludzi – wyjaśniłam uprzejmie.

– Do kina? Musisz być dziana! Mnie tam szkoda siana na bilet za trzy dychy, żeby obejrzeć coś, co zaraz będzie w telewizji. A muzyka? A tam, nic szczególnego, leci sobie w tle jak w furach grzebię. To, co akurat w radiu, to jest spoko. Wiesz, chyba słucham tego, co wszyscy... Jakieś disco polo, polskie rapsy... – produkował się, a ja byłam coraz bardziej zażenowana.

Skąd ona go wytrzasnęła?

Jak moja matka mogła w ogóle pomyśleć, że byłabym zainteresowana kimś takim?! Czy naprawdę niczego o mnie nie wie? A może serio nie liczy się dla niej to, z jakim mężczyzną się zwiążę, bylebym w końcu wzięła ślub i nie odstawała od córek jej koleżanek? Bo przecież powód, dla którego go tu ściągnęła, akurat dzisiaj, był oczywisty.

– Rozumiem – mruknęłam znowu. – Wiesz co, przepraszam cię bardzo, ale ja tu wpadłam tylko na chwilę, podrzucić coś mamie. Muszę dziś pracować – wymyśliłam szybko wymówkę.

– Do roboty w sobotę? Daj se siana, laska! – zarechotał, ale ja byłam już za drzwiami.

– Mamo, czy możesz mi to wyjaśnić? – zaatakowałam matkę, gdy tylko wpadłam do kuchni.

– Och, nie gniewaj się... Ja po prostu pomyślałam, że może nie masz gdzie poznawać chłopców. Ciągle tylko pracujesz, wyjeżdżasz i w ogóle. Halinka zawsze tyle opowiadała o swoim synu: że Sebastian to taki miły chłopak, i taki ambitny, więc pomyślałam, że a nuż ci się spodoba? – odparła.

– Ambitny?! To jest jakiś kompletny prostak oderwany od pługa! Tym razem naprawdę przesadziłaś, mamo! Powtórzę to po raz ostatni i bardzo proszę to zaakceptować: nie chcę, żebyś szukała mi faceta i od dziś nie życzę sobie absolutnie żadnych komentarzy na temat mojego życia uczuciowego! – krzyknęłam i wypadłam z domu.

Niebywałe! XXI wiek i takie rzeczy!

Czytaj także:
„Żona z dnia na dzień postanowiła, że będziemy wegetarianami. Wszystko co gotowała było jak panierowany mech bez smaku”
„Syn chce rozbić rodzinę, bo znudziło mi się tatusiowanie. Nie pozwolę, by moje wnuki żyły na 2 domy”
„Szef traktował mnie jak niewolnicę Isaurę i zarzucał toną obowiązków. Zbuntowałam się, a ten cynik mnie zwolnił”

Redakcja poleca

REKLAMA