„Miłość do rehabilitanta zrodziła się z gorącego pocałunku. Niestety, mój rycerz na białym koniu, okazał się wstrętną żabą”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez
„Chyba za dużo sobie wyobraziłam. Nie dziwota, że się wystraszył i wycofał. Nagle uświadomiłam sobie, że jeśli Paweł całkowicie zniknie z mojego życia, to powstanie w nim ogromna dziura. Pustka. pokazałam, że zależy mi za bardzo, i chyba zostałam z niczym”.
/ 21.07.2022 13:15
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, deagreez

Nie tak powinno się potoczyć moje życie. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy, a ja zaciskałam zęby, żeby nie wyć jak zwierzę. Zupełnie nie tak. Mówiłam mu, żeby nie wsiadał do auta po piwie, że ja mogę prowadzić. Nie piłam tego wieczoru ani kropli, bo bolał mnie brzuch i nie chciałam drażnić żołądka alkoholem.

– Piwo to nie alkohol! – zaśmiał się Artur. – Zwłaszcza jedno. Już dawno wywietrzało mi z głowy, a ja nikomu nie pozwolę dotknąć swojego auta. Nawet tobie, skarbie.

To była sekunda. Jeleń wyskoczył z lasu na drogę

Artur skręcił gwałtownie, zjechał z szosy, walnął w drzewo i… koniec. Mój świat się zawalił. Artura już nie było, a ja wylądowałam na wózku. Miałam dwadzieścia trzy lata i właśnie skończyło się życie, jakie do tej pory znałam.

Złamane dwa żebra, pęknięta kość przedramienia i… przerwany rdzeń kręgowy. Kości się zrosną, skaleczenia się zagoją, ale rdzeń kręgowy w żaden sposób się nie zregeneruje. Leżąc w szpitalu, płakałam z żalu i bezsilności. Tęskniłam za Arturem, z którym mieliśmy się pobrać po zakończeniu studiów. Za zajęciami, które mnie omijały, za ludźmi z uczelni, za imprezami, za bieganiem po parku, za tańcami w klubie do rana…

Ciągle myślałam o tym, czego już nigdy nie doświadczę. Dużo tego było, bardzo dużo... Moje życie miłosne też się skończyło. Definitywnie. Kto normalny pokocha kalekę na wózku? Laskę, która nigdy nie wstanie, wszędzie będzie szukała odpowiednich wejść i podjazdów, bo inaczej trzeba ją będzie wnosić, która na zdjęciach będzie sięgać innym do pasa i jak orzekło kilku lekarzy, prawdopodobnie nie urodzi dziecka. Superpartia.

Moje życie toczyło się wokół rehabilitacji, która miała mi pomóc wrócić do jako takiej sprawności. Ponury żart. O jakiej sprawności mowa? Że będę mogła szybciej ruszać ręką?

– Nogami nie pofikam, choćbym się zaćwiczyła na śmierć…

– Zamknij się, Gośka, i zepnij poślady! – strofował mnie rehabilitant, przydzielony mi jeszcze w szpitalu.

Mówił, że jeszcze kiedyś włożę szpilki

Podobno cudotwórca. Podobno najlepszy w mieście. No cóż, na pewno on jeden się ze mną nie cackał. Nie ubierał w ładne słowa tego, co się stało. Nie zastanawiał się, jakiego określenia użyć, żeby tylko mnie nie urazić.

– Nigdy nie pofikasz, wiadomo, ale jak włożysz sukienkę i szpilki, to będziesz mieć ładnie wyrzeźbione łydki, a nie rachityczne patyki.

– Pogięło cię? Jakie szpilki! – prychałam, ale posłusznie wracałam do ćwiczeń pod jego surowym okiem.

Gość był starszy ode mnie o jakieś dziesięć lat, choć nie było tego widać, w każdym razie nie czułam bariery wieku i od początku rozmawialiśmy dość swobodnie.

– Jakie szpilki? Takie na nogi. Zobaczysz, że jeszcze kiedyś je włożysz. Dawaj, nie ociągaj się, leniu, widzę, że nie dajesz z siebie wszystkiego.

Kiedy opuściłam szpital, dalej współpracowałam z Pawłem. Początkowo rodzina przeniosła mnie do innej przychodni rehabilitacyjnej, ze względu na mniejszą odległość, ale wróciłam do Pawła, bo nikt inny tak jak on nie potrafił „kopnąć mnie w tyłek”, by zmusić do wysiłku i osiągnięcia określonych wyników.

Napędzał mnie do pracy i to dzięki niemu powoli wracałam do normalnego życia. Bo dbał nie tylko o to, żeby moje ciało współpracowało, a mięśnie nie wiotczały. Zmuszał mnie do wyjścia z domu. Do powrotu na zajęcia. Do wypadów ze znajomymi. Przekonywał, że wózek to nie wstyd, że dzisiaj naprawdę tylko buraki gapią się na osoby niepełnosprawne jak na dziwolągi.

Zmuszał mnie do wyjścia z domu

– Weź, nie chrzań, bo mi się ulewa… – wywracał oczami, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. – Wynocha na te urodziny.

Miał rację, że mnie wyganiał, bo dobrze się bawiłam. I serio, ludzie mieli gdzieś to, w jaki sposób się poruszam. No, może na początku było trochę niezręcznie. Znajomi nie bardzo wiedzieli, czy chcę wszystko robić sama, czy na przykład mają mi pomóc z wjazdem do restauracji.

Ale jak już ustaliliśmy sobie takie detale, jak sprawy się dotarły, było niemal tak jak kiedyś. Jadłam pizzę, piłam drinki, miałam na sobie odlotowy makijaż. Cyknęłam sobie selfie i wysłałam do Pawła, z podziękowaniem, że nie pozwolił mi się zamknąć w czterech ścianach i zachęcił mnie do wyjścia.

Któregoś dnia po ćwiczeniach, gdy przenosiłam się na wózek, ręka mi się dziwnie wygięła i spadłam z łóżka.

– Cholera…

– Gosia! – wystraszył się Paweł. W sekundę był przy mnie, podnosił i sadzał na wózku. – Nic ci się nie stało? Boli cię gdzieś?

Nie wiem, jak to się stało. Tyle razy byliśmy blisko siebie. Tyle razy Paweł mnie dotykał – przecież na tym polega jego praca – i nigdy nie było w tym nic nieprofesjonalnego ani niestosownego. Ani tym bardziej podniecającego. Zwyczajna rehabilitacja.

Bez słowa wyjechałam z gabinetu...

Tym razem Paweł też był tuż obok, ale jego twarz znajdowała się na wysokości mojej twarzy, gdy starał się mnie posadzić na tym cholernym wózku, tak żeby mi było wygodnie. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy… a potem już tylko całowaliśmy się jak szaleni, jakbyśmy nigdy wcześniej tego nie robili i jakbyśmy więcej nie mieli szans spróbować. To było niesamowite.

Tyle miesięcy nie czułam się jak kobieta i chyba nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek się tak poczuję, więc jedyne, czego chciałam, to więcej, żeby nigdy nie przestawał. Nagle ktoś zapukał do drzwi i Paweł błyskawicznie odskoczył. Mnie też ocuciło. Bez słowa wyjechałam z gabinetu. Do domu dotarłam jak nieprzytomna. Miałam nadzieję, że to nie była zwykła praktyka…

Nie, to niesprawiedliwe tak myśleć. Tyle miesięcy razem pracowaliśmy i wcześniej nic takiego się nie wydarzyło. Gdyby był zboczeńcem, raczej nie uchodziłby za cudotwórcę. No i chyba nie całował się z każdą pacjentką, bo też już dawno by się wydało.

A to znaczyło… to znaczyło, że mogłam być dla niego kimś specjalnym. Nie miałabym nic przeciwko temu. Nawet profesjonalista jest tylko człowiekiem, może się zauroczyć, zakochać…

Niestety, kiedy następnym razem zjawiłam się w przychodni, ubrana i umalowana staranniej niż zwykle, okazało się, że Paweł nie będzie już ze mną pracował. Przejęła mnie jego koleżanka, zapewniając, że nie mam się czym martwić, osiągnę z nią to samo co z Pawłem.

A czemu nie z nim? Bo Paweł zrezygnował z prowadzenia mnie jako pacjentki. Zadzwoniłam do niego po rehabilitacji, ale nie odebrał telefonu. Napisał mi tylko wiadomość, że nie może kontynuować ze mną współpracy, bo to byłoby nieetyczne.

– Ja ci dam brak etyki, tchórzu jeden! – warknęłam, patrząc w ekran.

Czyli jednak mi się wydawało…

Dowiedziałam się, kiedy ma swoją zmianę, i przyjechałam, żeby wygarnąć, co o nim myślę. Wparowałam do jego gabinetu, wpychając się bez kolejki.

– Obawiam się, że potrzebuję więcej niż paru słów w esemesie. Chcę, żebyś mi wyjaśnił, co tu się, do cholery, dzieje.

– Gosiu…

– Mów! Znamy się półtora roku, dzięki tobie zaczęłam wierzyć w to, że na wózku mogę żyć niemal tak samo jak bez wózka. I co? Nagle rehabilitowanie mnie zaczęło być nieetyczne?

– Doskonale wiesz, co było nieetyczne. Nie powinienem…

– Jakbyś, kretynie, nie zauważył, to się nie broniłam! Wręcz przeciwnie! – zawołałam i zamilkłam, bo…

Chyba za dużo sobie wyobraziłam

Skoro jest tylko człowiekiem, mężczyzną, mógł popełnić błąd, mógł dać się ponieść chwili, a ja zaraz zrobiłam z nas parę. Nie dziwota, że się wystraszył i wycofał. Nagle uświadomiłam sobie, że jeśli Paweł całkowicie zniknie z mojego życia, to powstanie w nim ogromna dziura.

Pustka. Był moim rehabilitantem i dzięki niemu moje mięśnie i stawy nie poddawały się, ale te godziny wspólnych ćwiczeń oznaczały też godziny wspólnych rozmów.

Dzielenie się różnymi myślami, tymi wesołymi i tymi mniej szczęśliwymi. Wyciąganie mnie z dołków i świętowanie sukcesów, gdy zrobiłam kolejny krok, czy to w rehabilitacji, czy w codzienności. Nie chciałam, żeby w moim życiu zabrakło tego człowieka.

Był dla mnie zbyt ważny. Wreszcie zrozumiałam, czemu niektórzy wolą zachowywać swoje uczucia dla siebie i pozostać na etapie przyjaźni. Ja pokazałam, że zależy mi za bardzo, i chyba zostałam z niczym. A może on jednak…? Nie.

Siedziałam naprzeciwko niego, a on patrzył w bok. Czułam, jak oblewam się rumieńcem i gorącem. Brawo, Małgorzato. Zrobiłaś z siebie pokazową idiotkę. Gratulacje, możesz być z siebie dumna. Wyjechałam z gabinetu bez słowa, nie oglądając się za siebie. 

Postanowiłam zmienić przychodnię rehabilitacyjną, by mieć pewność, że więcej go nie spotkam. Nie chciałam stawiać nas obojga w niezręcznej sytuacji. Bo byłoby niezręcznie jak diabli. Ja bym udawała, że nie uraził mojej dumy, on by udawał, że nic się nie stało… Brr!

Brakowało mi go jak ręki...

Wiedziałam, że będzie ciężko, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Wyrwa w moim życiu była wielka, czarna i obawiałam się, że już nie do zapełnienia. Straciłam w wypadku człowieka, w którym byłam zakochana.

Teraz straciłam osobę, którą mogłabym pokochać. Już był mi bliski. Bliższy niż rodzice. Przed nim niczego nie musiałam udawać. Widział mnie połamaną, cierpiącą, gojącą się. Wściekłą, załamaną, z zarośniętymi nogami, bo nie mogłam ich ogolić.

Czemu dał mi nadzieję na coś więcej? Czemu pocałował mnie tak, jak nie całuje się ani pacjentki, ani przyjaciółki? Przecież nie zrobił tego z litości… Więc po co, skoro zaraz potem się wycofał? Co go napadło? Co się, do cholery, stało? Nagle dopadły go wyrzuty sumienia? Nieważne. Gdyby chciał coś wyjaśnić, już by to zrobił.

Postanowiłam, że dla własnego dobra muszę zapomnieć o tym pocałunku i o Pawle, sprowadzić nasze relacje do układu rehabilitant-pacjentka, który zakłóciłam mechanizmem przeniesienia. Nie ja pierwsza, nie ostatnia wyobraziłam sobie za dużo i zadurzyłam się w swoim terapeucie. Kiedy już to sobie ustaliłam, nadeszła wiadomość od Pawła. 

 „Chciałbym z tobą porozmawiać”.

Teraz chce ze mną porozmawiać?!

Niech się wypcha! Zignorowałam kilka kolejnych wiadomości i telefonów, aż w końcu Paweł przyjechał do mojego domu, w którym mieszkałam razem z rodzicami. No tak, przecież adres był w mojej karcie. Wpuściła go moja mama.

– Możesz mi poświęcić pięć minut? – poprosił. – Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić.

– Co mi chcesz wyjaśniać? – starałam się zamknąć drzwi pokoju, ale zablokował je stopą.

– Będę tu stał tak długo, aż porozmawiamy. Wiesz, jaki jestem uparty.

Wiedziałam. I nie chciałam robić widowiska przed rodzicami. Nie znali przecież powodu, dla którego zmieniłam rehabilitanta. Wpuściłam go do pokoju.

– Masz pięć minut, nie marnuj czasu – założyłam ręce na piersi i czekałam na te fascynujące wyjaśnienia.

– Ta osoba, która pukała… to była kierowniczka przychodni. Moja szefowa. Od razu otworzyła drzwi i widziała, że się całujemy. Zagroziła mi utratą pracy, dyscyplinarką… Mniejsza o mnie, ale nie mogłem pozwolić, żebyś trafiła do byle kogo, a wiedziałem, że Basia da sobie radę z twoim przypadkiem. Dlatego obiecałem, że zrezygnuję z prowadzenia ciebie i że nie będę się z tobą więcej kontaktował.

– Więc… co tu robisz? – jakoś nie kleiła mi się ta historia. – Skoro obiecałeś…

– Bo ty i tak zrezygnowałaś! I z Basi, i ze mnie…

– Ja… z ciebie? Ja zrezygnowałam?! Nie, to już szczyt… Wynocha! – pokazałam mu dramatycznym gestem drzwi.

Nie posłuchał.

Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi...

– Przepraszam – kucnął przy mnie. – Dałem ciała. Ale już to naprawiłem. Odszedłem i otwieram własny gabinet. Nie śmiałem przyjść wcześniej, nim sobie tego nie poukładam, żeby nie stawać przed tobą jako bezrobotny, bez realnych planów na przyszłość…

– A co mi do twojej przyszłości?

– Bez ciebie nie ma sensu… Wahałem się, zwlekałam, bo chciałem dać ci czas, żebyś na spokojnie to przemyślała, a ty uciekłaś. Nie, nie winię cię. Przecież sam zwiałem. A potem bałem się, że to dla ciebie było bez znaczenia, skoro… Już, już, nie denerwuj się. Co nie zmienia faktu, że nadal uważam, że to było nieetyczne, nieprofesjonalne… Broniłem się przed tym od dłuższego czas. Aż do tamtego momentu…

– Czyli… nie ubzdurało mi się wtedy? Nie wyobraziłam sobie za dużo?

– Jeśli o mnie chodzi, to na pewno nie byłaś tak odważna w wyobraźni jak ja. Wybaczysz mi? Okropne było nie widzieć cię przez te kilka tygodni. Tęskniłem za tobą. Potwornie za tobą tęskniłem…

Chwilę potem całowaliśmy się jak wtedy. Albo jeszcze żarliwiej, głodni siebie i wreszcie bez żadnych niedopowiedzeń. Od tamtego dnia jesteśmy nierozłączni. Myślałam, że miłość i seks już nie dla mnie. Myślałam, że nie tyle nie zasługuję na związek z mężczyzną, ile się tego już nie nadaję.

Przy Pawle nie muszę niczego się bać ani wstydzić. Doskonale zna moje możliwości i nie pozwala mi ani się forsować, ani nad sobą rozczulać czy użalać. Szybko zamieszkaliśmy razem i nasze życie toczy się do przodu, mimo pewnych trudności.

Niedługo czeka nas wielka zmiana w życiu

Każdego dnia staram się je przezwyciężać. Mam dla kogo walczyć. W dniu naszego ślubu, kiedy po raz pierwszy zobaczył mnie w białej sukience, miałam dla niego niespodziankę. Uniosłam rąbek sukni i pokazałam mu jasne szpilki.

– Mówiłem, że kiedyś jeszcze włożysz szpilki!

Mam wrażenie, że tylko on tak naprawdę od początku wierzył, że choć poobijana na ciele i duszy, to wyjdę z tego wypadku. Że któregoś dnia stanę na własnych nogach, jeśli nie dosłownie, to metaforycznie. I robił, co w jego mocy, żeby tak się właśnie stało.

Jeszcze kilka tygodni i przywitamy na świecie nasze dziecko. Ze względu na mój stan będę mieć cesarkę. Trochę się tego obawiam, ale jednocześnie wiem, że jestem w dobrych rękach zaufanego lekarza. Nie możemy się z Pawłem doczekać, żeby zobaczyć nasze maleństwo, żeby wziąć je w ramiona. To dopełnienie naszej miłości.

Nie ma co się oszukiwać: życie na wózku jest inne niż to, jakie prowadziłam kiedyś. Ale to nie znaczy, że nie może być piękne, pełne i wartościowe. Na wózku czy na własnych nogach, liczy się, kim jesteś i kto jest tuż obok ciebie.

Czytaj także:
„Przyjaciółka z nudów i samotności, wyszukiwała sobie choroby. Wydawała oszczędności życia na wymyślone badania”
„Szef obiecał mi awans, jeśli pójdę z nim do łóżka. Wyznałam wszystko mężowi, a on... wziął sprawy w swoje ręce”
„Pewien staruszek pomylił numery telefonu i zamiast do swojego syna, napisał sms-a do mnie. Tak poznałam miłość swojego życia”

Redakcja poleca

REKLAMA