Ależ ja byłam naiwna! Dałam się Dorocie omamić, jak mała dziewczynka. Robiła ze mną, co chciała. A wszystko w imię tak zwanej przyjaźni. Ale dość tego! Przejrzałam na oczy...
Wczoraj zobaczyłam cię w centrum handlowym. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc szybko skręciłam do najbliższego butiku z wyprzedażami. Miałam nadzieję, że nie dostrzeżesz mnie w tłumie kupujących. Niestety zauważyłaś i oczywiście mnie dopadłaś.
– Dobrze, że cię widzę. Potrzebuję twojej pomocy. Wpakowałam się w niezłe bagno. Żona szefa dowiedziała się, że mam z nim romans, no i rozpętało się piekło! Chodź, pójdziemy na kawę, to ci wszystko opowiem – pociągnęłaś mnie za ramię.
W pierwszym odruchu chciałam się zgodzić
Nawet zrobiłam za tobą kilka kroków. Ale potem się zatrzymałam.
– Nigdzie nie idę – powiedziałam.
Popatrzyłaś na mnie zaskoczona.
– Ale dlaczego? Nie wygłupiaj się, naprawdę muszę z tobą pogadać… To dla mnie ważne… – prosiłaś.
– Nie mam czasu – odparłam.
– To może jutro? Zadzwonię do ciebie, umówimy się gdzieś na mieście – nie odpuszczałaś.
– Ani jutro, ani pojutrze, ani nigdy! – odparłam z mocą.
A potem odwróciłam się na pięcie i zaczęłam przeciskać się do wyjścia.
– Wiesz co, nie spodziewałam się, że jesteś taka fałszywa i wredna. A ja cię miałam za swoją przyjaciółkę! – dogonił mnie twój wściekły głos.
Może gdyby wokół nie było tylu ludzi, zatrzymałabym się i powiedziała ci, o co mi chodzi. Ale nie chciałam robić przedstawienia.
Uważam jednak, że należy ci się jakieś wyjaśnienie
Dlatego postanowiłam napisać do ciebie ten list. Nie, nie zamierzam się kajać, przepraszać. Chcę ci po prostu przypomnieć historię naszej przyjaźni… Nie jestem już tak głupia jak kiedyś, Doroto. Przejrzałam na oczy.
Dziś wiem, że przez te wszystkie lata, kiedy byłaś moją koleżanką ukrywałaś przede mną swoją prawdziwą twarz. Zawsze miałam cię za Kopciuszka krzywdzonego przez złą macochę i przyrodnie siostry. A ty jesteś jak Królowa Śniegu. Piękna, ale wyrachowana i zimna jak lód.
Najśmieszniejsze jest to, że wielu ludzi ciągle jeszcze uważa cię za osobę szlachetną i delikatną. Może teraz ja powinnam im opowiedzieć, jaka naprawdę jesteś. Bo ty nie miałaś żadnych skrupułów, żeby mnie wykorzystywać, obgadywać, niszczyć…
Pewnie już zapomniałaś, co dla ciebie zrobiłam i jaką byłam lojalną przyjaciółką.
Więc przypomnę...
Pamiętasz, jak się poznałyśmy dziesięć lat temu, na imieninach u Iwony? Ty z nią kiedyś studiowałaś, ja pracowałam. Byłaś taka załamana i zrozpaczona…
Opowiadałaś nam, jak to okropnie męczysz się w tym swoim małym rodzinnym miasteczku. Nie możesz znaleźć dobrej pracy, bo wszystkim rządzi klika, a w tej pracy, którą masz, nikt nie docenia twoich talentów. Dziewczyny podkładają ci świnie, bo są zazdrosne o twoją urodę i powodzenie u mężczyzn. Oczywiście nie mówiłaś tego wprost, ale sens był jeden: marnujesz się, dusisz, chcesz się wyrwać, uciec do stolicy. Bo inaczej zwariujesz, zginiesz.
Od razu wybrałaś mnie na swoją przyjaciółkę i powiernicę. Pewnie wyczułaś, że jestem łatwym celem i że przy mojej pomocy uciekniesz z prowincji. Rozegrałaś to po mistrzowsku. Uśmiechałaś się, przymilałaś, ale i wypłakiwałaś w mankiet. No i osiągnęłaś swój cel. Tak długo namawiałam swojego szefa, takie cuda o tobie opowiadałam, że w końcu uległ i postanowił cię zatrudnić.
– Jesteś cudowna, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – szczebiotałaś wtedy.
Byłaś taka milutka i, jak mi się wydawało, wdzięczna
Oczywiście nie był to koniec twoich kłopotów. Przecież nie miałaś w Warszawie mieszkania. No i znowu odstawiłaś szopkę. Ze łzami w oczach opowiadałaś, jak to odwiedzasz znajomych ze studiów, jak to zmienili się w sępy i karierowiczów, nikt nie chcą wyciągnąć do ciebie pomocnej dłoni. I co ja głupia zrobiłam?
Przygarnęłam cię do siebie. Do kawalerki. Mąż był akurat na półrocznym kontrakcie za granicą, więc uznałam, że jakoś się pomieścimy.
– Oczywiście dołożę się do rachunków, będę pomagać ci sprzątać – obiecywałaś.
Mieszkałaś u mnie kilka miesięcy, do powrotu męża… Przez ten czas nie dostałam od ciebie nawet złotówki, ani razu nie wzięłaś do ręki mopa, nie kupiłaś proszku do prania. Zawsze miałaś ważniejsze wydatki, pilniejsze zajęcia. Nowe ciuchy, spotkania ze znajomymi, wypady do klubów…
Machałam na to ręką. Tłumaczyłam sobie, że przecież dopiero przyjechałaś do Warszawy, musisz się obkupić, poznać ludzi, miasto…
No a potem nasza firma zbankrutowała.
Zostałyśmy na lodzie
Mijały tygodnie, potem miesiące, a ja nigdzie nie mogłam znaleźć pracy. Coraz bardziej się załamywałam. Ty zaczepiłaś się w jakiejś agencji reklamowej. Zadzwoniłam do ciebie i poprosiłam, żebyś i mnie spróbowała jakoś wkręcić. Choćby na zlecenie. Zareagowałaś bardzo ostro.
– Nawet nie będę próbować! To niemożliwe! – krzyknęłaś.
Uwierzyłam ci. Myślałam, że skoro tak mówisz, rzeczywiście nie możesz mi pomóc. Dopiero później dowiedziałam się, że agencja poszukiwała wtedy pracowników. Wystarczyło, abym złożyła CV. O tym jakoś zapomniałaś mi wspomnieć.
Potem były twoje imieniny. Urządzałaś je w modnym klubie, chciałaś się pokazać. Nawet mnie nie zaprosiłaś. O imprezie dowiedziałam się z Facebooka. Oglądałam zdjęcia i było mi bardzo przykro. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego potraktowałaś mnie w ten sposób.
Dziś już wiem – byłam bezrobotna. Nie mogłam nic dla ciebie zrobić, więc nie zasługiwałam na zaproszenie.
Cóż, fortuna kołem się toczy
W końcu znalazłam pracę. Doceniono mnie, awansowano. Powstawał nowy dział i potrzebny był jeszcze jeden pracownik. Pomyślałam o tobie. Wylali cię z tamtej agencji i siedziałaś na bezrobociu.
Dzwoniłaś do mnie, powoływałaś się na naszą przyjaźń, prosiłaś o pomoc. Uległam. Machnęłam ręką na tamtą podłość. Postanowiłam, że nie będę drobiazgowa, wybaczyłam. Znów przekonywałam szefa, zaklinałam, że jesteś najlepsza. Przyjął cię.
– Zobacz, znowu pracujemy razem! Czy to nie cudowne? Będziemy się wspierać, trzymać razem – szczebiotałaś pierwszego dnia.
Kilka tygodni później pojechałaś z szefem w delegację. Zostałaś jego kochanką. Nie podobało mi się to.
– Facet ma żonę, dzieci… Daj spokój, będą z tego kłopoty – tłumaczyłam ci.
Ale na mnie wtedy naskoczyłaś! Wrzeszczałaś, że to nie moja sprawa, że mam się nie wtrącać. Tydzień później podsłuchałam, jak o mnie z nim rozmawiałaś. Wzdychałaś, że jestem podła, pewnie o wszystkim powiem jego żonie, że nie potrafię być dyskretna.
I że powinien się mnie jak najszybciej pozbyć
Do dziś zastanawiam się, dlaczego to powiedziałaś. Przecież ci nie zagrażałam, niczego złego nie zrobiłam! Wręcz przeciwnie, pomagałam, jak mogłam. Szef był wtedy tobą zauroczony, więc czułam, że moje dni w firmie są policzone.
Szczęśliwie zaproponowano mi pracę u konkurencji. Na kierowniczym stanowisku. Złożyłam wypowiedzenie. Odchodząc, powiedziałam ci, że podsłuchałam tamtą rozmowę. Nawet się tym nie przejęłaś, nie próbowałaś zaprzeczać, tłumaczyć się. Czułaś się pewnie, nie byłam ci potrzebna.
Nie widziałyśmy się chyba przez rok. Prawie już zapomniałam o twoim istnieniu. No i wczoraj natknęłam się na ciebie w centrum handlowym. No tak, romans z szefem wyszedł na jaw…
Pewnie straciłaś pracę? Znowu potrzebujesz pomocy? Ale nic z tego, Dorotko. Mam gdzieś ciebie i twoje problemy. Więc nie dzwoń do mnie, nie pisz. Nie ruszę palcem w twojej sprawie. Nie umiem wciąż wybaczać. I wiesz co? Wcale nie czuję się z tym źle.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”