„Miesiącami czekałem, aż oszust zwróci mi moje oszczędności. A gdy w końcu mu przyłożyłem, to ja dostałem wyrok”

mężczyzna, który stracił oszczędności życia fot. Adobe Stock, Antonioguillem
Sprawiedliwość nie jest po stronie uczciwych ludzi. Straciłem oszczędności życia - 20 tysięcy złotych. Oszust naciągnął jeszcze wiele osób, a jest zupełnie bezkarny. Kiedy sam wymierzyłem mu sprawiedliwość, dostałem 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata!
/ 26.07.2021 11:28
mężczyzna, który stracił oszczędności życia fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Jest takie przysłowie, że jeśli chce się stracić przyjaciela, trzeba mu pożyczyć pieniądze. Tyle że to nie był mój przyjaciel, tylko zwykły znajomy. I pożyczyłem mu. Niechętnie, lecz żona naciskała, bo na nią z kolei wywierała wpływ nasza wspólna przyjaciółka. Nic nie zapowiadało kłopotów.

– Oddam panu wszystko dokładnie w dniu zaksięgowania moich transakcji – obiecał Szczepan. – Po prostu potrzebne mi zabezpieczenie, nie wezmę z tej kwoty nic nawet do konkretnych transakcji. I, powiedzmy, dorzucę pięć procent prowizji za tę przysługę.

5% od 20 tysięcy to tysiąc, dla mnie to kwota nie do pogardzenia

Ale te dwadzieścia to były wszystkie moje oszczędności, zbierałem na samochód…

– Trzeba człowiekowi pomóc – zabrzmiały mi w uszach słowa żony. – Tyle włożył w ten interes… Ela przysięga, że on wszystko odda!

I przez te dwa miesiące naprawdę byłem spokojny. Szczepan dzwonił chyba kilkanaście razy. Opowiadał, jak sprawy się toczą.

– Może pan być spokojny, panie Pawle. Pieniądze wrócą do pana. One są potrzebne tylko po to, żeby robiły ścisk na koncie.

Ostatni raz kontaktował się trzy dni przed upływem terminu. Zapewnił, że w czwartek przyniesie pieniądze albo przeleje mi na konto, jak wolę. Wolałem żeby przyniósł. I tyle.

Nie zjawił się w czwartek, w piątek także nie. Nie odbierał też telefonów

Ela również odrzucała wszystkie połączenia. Wreszcie w niedzielę napisałem SMS. „Czekam do wtorku na pieniądze. Jeśli ich nie dostanę, załatwimy sprawę inaczej”. Miałem na myśli zawiadomienie policji, ale zanim to zrobiłem, policja zjawiła się u mnie już w poniedziałek po południu.

– Zna pan Szczepana Wyślickiego? – zapytał mnie dzielnicowy.
– Znam. Coś przeskrobał?
– Tego nie wiem – odparł sucho policjant. – Ale wpłynęła skarga na groźby karalne, jakie wysuwa pan w stosunku do niego.
– Słucham?! – zdębiałem.
– Czy napisał pan wczoraj wiadomość tekstową takiej treści? – zacytował mój SMS.
– Miałem na myśli, że pójdę na policję!

Opowiedziałem policjantowi o pożyczce i o tym, jak zachowuje się Szczepan.

– Trzeba było napisać, co pan chce zrobić, inaczej treść jest wieloznaczna. A ponieważ pan Wyślicki poczuł się zagrożony, zgłosił sprawę. Twierdzi, że otrzymał od pana co najmniej osiem takich wiadomości, a nawet gorszych, ale je wyrzucił z nerwów. Zachował tylko tę.
– Kłamie! – krzyknąłem. – Łże jak pies! Chcę złożyć na niego skargę, nie oddał mi pieniędzy!
– W takim razie zapraszam na komendę – stwierdził policjant. – Ja nie mogę nic przyjąć, spisać protokołu. To, co pan powiedział, przekażę oficerowi prowadzącemu sprawę, bo miałem tylko pana rozpytać. I tak zostanie pan wezwany w celu złożenia pełnego zeznania.
– Jako podejrzany?
– Na razie pewnie jako świadek w sprawie… Wie pan – poinformował mnie na koniec – to drobna rzecz ten SMS, ale najpierw musi pan złożyć wyjaśnienia.

I złożyłem. Dowiedziałem się, że nie tylko piszę SMS-y, które przyprawiają mojego dłużnika o palpitację serca, ale też wykonuję do niego telefony tak często, że zakrawa to na stalking. Nie wiedziałem – śmiać się czy płakać.

Nie dość, że zostałem oszukany, to jeszcze sam wychodziłem na przestępcę!

Policjant przyjął moje zawiadomienie o oszustwie dokonanym przez Wyślickiego.

– To poważny zarzut – stwierdził. – Ma pan dowody, że pieniądze zostały przekazane temu panu? Potwierdzenie przelewu, świadków.
– Prosił o gotówkę – mruknąłem. – Właśnie dlatego, żeby nie było śladów. Inaczej musiałby zapłacić jakiś podatek. A świadkiem jest moja żona, przy której kilka razy omawialiśmy te sprawy. I jego partnerka.
– No cóż – westchnął oficer. – Żona to marny świadek, a jeśli tamta pani się wyprze…

Wziąłem się na sposób. Kupiłem kartę telefoniczną i włożyłem w aparat. Tym razem Szczepan odebrał.

– Uprzedzam, że złożyłem zawiadomienie o popełnieniu przez ciebie przestępstwa – darowałem sobie grzecznościowe formy.
– Możesz się wypchać! – zaśmiał się. – Nie masz świadków, że przekazałeś mi szmal!
– Moja żona i Elka…
– Twoja żona to żaden świadek, a Ela zezna, co potrzeba! – parsknął i się rozłączył.

Dochodzenie w sprawie moich gróźb karalnych zostało umorzone

Szczepan poza tym jednym SMS-em nie miał innych argumentów. Gorzej, że w sprawie jego oszustwa wszystko się ciągnęło. Oczywiście podczas przesłuchania zaprzeczył wszystkiemu. Elka także. Oficer prowadzący sprawę rozłożył bezradnie ręce, kiedy go nagabnąłem o postępy.

– Nie ma żadnych kwitów ani innych świadków poza pańską żoną. Powiem panu więcej, tak między nami. Zgłosiły się jeszcze trzy osoby, które ten człowiek podobnie naciągnął. W takich sprawach najgorsze jest to, że wiadomo, iż nastąpiło przestępstwo, wiadomo, kto to zrobił, ale udowodnienie winy jest trudne. Może byłoby państwu łatwiej, gdybyście działali wspólnie? Bo to ułatwi również prokuraturze i sądowi zorientowanie się w sprawie. Oczywiście oszust będzie wam zarzucał zmowę, jednak prokurator czy sędzia musieliby być idiotami, żeby dać wiarę, jakoby kilku praworządnych, niekaranych obywateli zawiązało spisek.

– Poda mi pan nazwiska tych osób? – spytałem z nadzieją.
– Nie mogę. Nie wolno mi ujawniać materiałów z dochodzenia osobom postronnym, a jest pan właśnie postronny. Wiem, że to okropne, bo właśnie mam przed sobą odpowiednie teczki… – stuknął palcem w leżące na stole dokumenty. – I nie mogę nic ujawnić.

Westchnąłem ciężko.

– Szkoda, naprawdę szkoda, że nie mogę panu nic pokazać – powiedział policjant; potem nagle się poderwał, spojrzał na zegarek. – Przepraszam, zupełnie wyleciało mi z głowy, że muszę na dosłownie pięć minut wyjść do komendanta. Poczeka pan chwilę?

Pokiwałem głową i podniosłem się z miejsca.

– Nie, niech pan tutaj zostanie, zaraz wrócę.

Przyznaję, czuję satysfakcję. Niech drań pocierpi!

Wyszedł pospiesznie, a ja zagapiłem się w okno. Ciekawe, o co jeszcze zechce mnie pytać? Przecież wszystko było jasne. A gdybym skontaktował się innymi poszkodowanymi… I wtedy mój wzrok padł na pozostawione na stole dokumenty. Miałem całe pięć minut. Kiedy policjant wrócił, okazało się, że muszę tylko podpisać formularz przesłuchania. Wychodząc, odwróciłem się w drzwiach.

– Dziękuję panu serdecznie – powiedziałem.
– Za co? Przecież nic wyjątkowego dla pana nie zrobiłem, prawda? – dodał z naciskiem.
– Oczywiście, że nie – odparłem z uśmiechem. – Niemniej dziękuję.

Skontaktowałem się z innymi oszukanymi. Dzięki temu możemy się nawzajem powoływać na świadków i wymieniać informacje. To może się okazać bardzo ważne, jeśli nie kluczowe. No a poza tym podczas spotkania z prokuratorem mogłem błysnąć wiedzą o innych poszkodowanych, co zrobiło na nim wrażenie. Znów zadzwoniłem z telefonu na kartę do Szczepana.

– No, koleżko, teraz się nie wywiniesz – oznajmiłem mu z satysfakcją. – Znalazłem innych, których nabrałeś.

Wtedy zirytował się i wyrzucił z siebie mało kulturalny tekst o całowaniu w cztery litery. Wiedziałem, że przestał czuć się tak pewnie. Zaraz potem złożył na policję skargę o nękanie z mojej strony. A ja wyparłem się wszystkiego. Z oszustem nie gra się uczciwie. Kilka tygodni później zdarzyło się jednak coś, co nie powinno się zdarzyć. Byliśmy z żoną na zakupach w centrum handlowym. W drzwiach sklepu odzieżowego prawie zderzyliśmy się z Wyślickim. Szedł w towarzystwie Elki.

– Witam pana oszusta – powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć. – I panią wspólniczkę.

Elka odwróciła głowę w drugą stronę. Za to Szczepan nie stracił rezonu.

– O, a to nasz pan frajer! – roześmiał mi się prosto w twarz, po czym zwrócił się do partnerki: – Przywitaj się z państwem, Ela. I przyjrzyj się. Tak wyglądają idioci. Frajerzy i idioci…

W tej chwili pociemniało mi w oczach. Nie widziałem nic dookoła siebie, tylko ten bezczelny uśmieszek, z jakim wypowiadał obelgi. I zapragnąłem zetrzeć mu go z ust. Co się działo później, pamiętam jak przez mgłę. Ból w kłykciach i w całej dłoni, krzyk kobiet, leżącego na podłodze, krwawiącego z ust Szczepana, a na końcu żelazny, obezwładniający uścisk dwóch ochroniarzy. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie poczułem satysfakcji i że nadal jej nie czuję. Złamałem skurczybykowi szczękę. A sobie kości śródręcza.

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że sprawa oszustwa ciągnie się od miesięcy i nie wiadomo, ile jeszcze potrwa, ani jaki będzie jej wynik. Ja natomiast w krótkim czasie stanąłem przed sądem pod zarzutem naruszenia nietykalności osobistej szanowanego obywatela. Dostałem już nawet wyrok: osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. I nic dziwnego. O ile w sprawach o oszustwo brakuje bezpośrednich świadków, o tyle ja złamałem prawo przy kilkunastu postronnych osobach.

Słowem – nie wolno mi więcej tknąć tego gnojka, przynajmniej przez trzy lata. Podobno podał mnie już do sądu cywilnego o odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu. Może ja też go podam o tę złamaną rękę? W Stanach Zjednoczonych pewnie byłoby to możliwe… Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że sprawa przywłaszczenia pieniędzy zostanie rozstrzygnięta na korzyść moją i innych poszkodowanych. A jeśli ktoś jeszcze kiedykolwiek przyjdzie ode mnie pożyczyć sumę większą niż pięćdziesiąt złotych, wyrzucę go z mieszkania. 

Czytaj także:
Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok
Jestem samotną matką i mam raka. Jeśli umrę, syn trafi do domu dziecka
Iwona prawie rozwiodła się z mężem, ale zrezygnowała. Nie chciała wstydu

Redakcja poleca

REKLAMA