„Miałem 4 narzeczone w 7 lat. 3 trafiły na cmentarz, a jedna do więzienia. Kobiety omijają mnie z daleka...”

Mężczyzna, który nie ma szczęścia w miłości fot. Adobe Stock
To było lato, pokłóciłem się z Anką. To znaczy Julka mi doniosła, że widziała ją z ratownikiem…
/ 29.08.2020 17:19
Mężczyzna, który nie ma szczęścia w miłości fot. Adobe Stock

Swoje trzydzieste piąte urodziny wyprawiałem w zaprzyjaźnionym barze. Zawsze tam chodziliśmy z kumplami w piątek po pracy, by się rozluźnić. Nie spodziewałem się, że będzie tort i prezent (wypasiony tablet). Założę się, że to akurat zorganizowała moja przyjaciółka, Julia. Zawsze pamiętała o takich rzeczach.

Impreza się rozwinęła, a ja wreszcie miałem okazję uderzyć do Ilony, wyjątkowo interesującej radcy prawnej firmy. Wiedziałem, że od jakiegoś czasu jest wolna i niekiedy zauważałem jej zainteresowane spojrzenia. Ośmielony alkoholem zaprosiłem ją na kolację. Ilona przez chwilę patrzyła na mnie, jakby się zastanawiała, a potem westchnęła.
– Radziu, jesteś sympatyczny, inteligentny i całkiem miło się na ciebie patrzy. Ale nie chcę skończyć jak twoje poprzednie dziewczyny. Przykro mi.
Odpłynęła w tłum, a ja stałem jak słup.
– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – Tadek stanął obok mnie. – Co ona ci powiedziała? Oprócz tego, że dała ci kosza?
– Skąd wiesz, że dała mi kosza?
– Cóż, wszystkie laski w Mordorze wiedzą, że jesteś miłosny jonasz. Musisz zacząć polować w innych lasach.
– Miłosny jonasz? A cóż to takiego?
– Jonasz to był pechowiec, nie? Trzy dni w wielorybie i takie tam. I teraz nazywa się jonaszami przedmioty sprowadzające pecha. Lub ludzi. Taka jedna baba kiedyś była jonaszem morskiej podróży – co wsiadła na okręt, to tonął, a ona przeżywała. Na Titanicu też podobno była. Rezultat znasz. I są tacy, co przynoszą pecha w miłości. Jak ty.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Nie jestem żadnym jonaszem.
Tadek poklepał mnie po ramieniu.
Przerobiłeś cztery narzeczone w siedem lat. Trzy trafiły na cmentarz, jedna do więzienia. Chyba ktoś cię przeklął, stary – zachichotał i poszedł śladem Ilony.

Fakt, miałem pecha do kobiet. Chociaż to może za słabo powiedziane. Trzy moje narzeczone zmarły – jedna w wypadku samochodowym, druga spadła ze schodów w centrum handlowym i skręciła kark, a trzecia przedawkowała narkotyki, choć nawet nie wiedziałem, że brała. Czwarta, Marianna, okazała się oszustką i złodziejką, odsiaduje siedem lat… Siadłem w kącie sali, próbując się pozbierać.
– Napij się – Julka usiadła obok mnie i postawiła przede mną szklankę z drinkiem.
– Wiedziałaś, że laski boją się ze mną umówić, bo jestem miłosnym jonaszem? – spytałem, czując szum w głowie od wódy.
– Słyszałam – odparła. – Ludzie to idioci.
– A ty byś się nie bała?
Spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Ona patrzyła na mnie. Jej twarz nieco mi się rozmazywała.
– Mnie nic się nie stanie. I mogę ci to udowodnić. Zwłaszcza że jutro kończysz trzydzieści pięć lat i nasza umowa nabiera mocy.
– Umowa?
– Nie mów, że zapomniałeś.

Wytężyłem umysł i spomiędzy alkoholowych oparów wyłoniła się scena sprzed piętnastu lat. Ja i Julka na obozie studenckim. Ona miała chłopaka, ja miałem dziewczynę, a jednak jakoś tak się stało, że poszliśmy ze sobą do łóżka. A dokładniej – uprawialiśmy seks na leśnej polanie. Potem leżeliśmy na pachnącej trawie i patrzyliśmy w rozgwieżdżone, czerwcowe niebo. Byłem odprężony, jak to po seksie…
– Radziu – powiedziała Julka. – Znamy się od dziecka. Jesteśmy przyjaciółmi. Doskonale się rozumiemy. Tylko nie ma między nami chemii, prawda?
– Hm – mruknąłem, ledwie rejestrując jej głos; cholernie chciało mi się spać.
– Co prawda, to, co się właśnie zdarzyło, nieco temu zaprzecza, ale rozumiem, że to kwestia okoliczności przyrody, no i twojej kłótni z Anką, tak?
– Hm.
– Jak zauważyłeś, odebrałeś mi dziewictwo. Zauważyłeś?
Poczułem sójkę w bok, więc czym prędzej potwierdziłem.
– Hm.
– To cię do czegoś zobowiązuje. Umówmy się, że jeśli wciąż będziemy sami, kiedy skończysz trzydzieści pięć lat, ożenisz się ze mną. Zgoda?
– Hm.
I zasnąłem.

A teraz moja odwieczna przyjaciółka chce, był spełnił tę dziecinną obietnicę, do której nigdy nie przykładałem wagi?!
– Żartujesz – spojrzałem na nią.
– Nie. Ja też nie mogę znaleźć nikogo, z kim byłoby mi dobrze, a czas leci. Od ciebie kobiety uciekają…
– Bez przesady, Julka, najwyżej będę chodził do innych barów.
– Obiecałeś.
– Byłem pijany. Teraz też jestem pijany, więc ta gadka nie ma sensu.
Patrzyła na mnie chwilę, a coś w jej spojrzeniu sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz.
– Dobrze, pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.
I poszła sobie.

Dziwne, ale poczułem się jak pułapce. Uwielbiałem Julkę, ale jako przyjaciółkę. Była inteligentna, zabawna, można było na niej polegać. Poszliśmy na te same studia, potem ja złapałem pracę w korporacji i rok później sprowadziłem tu Julkę. Była mi bliska jak siostra. I nie wyobrażałem sobie…

No tak, był tamten epizod w lesie, ale prawdę mówiąc, niewiele z niego pamiętałem. Wtedy od dwóch lat kochałem się w Ance. Myślałem, że po studiach się pobierzemy. Niestety, Julka przyłapała ją, jak obściskiwała się z ratownikiem. Wybuchła kłótnia, Anka zaprzeczała, ja byłem wściekły i zraniony, wypiłem kilka piw i poszedłem powściekać się do lasu. Towarzyszyła mi Julka. Nie wiem, jak to się stało, że skończyło się seksem. Naprawdę nie pamiętam. Ale czułem się winny i następnego dnia doprowadziłem do pojednania z Anią. Być może skończylibyśmy jako małżeństwo, gdyby nie zmarła. Trzy miesiące później ucięły ją trzy szerszenie, a ona była uczulona.

 Pamiętam tylko, jak wszyscy się dziwili, skąd wzięły się szerszenie w kabinie toalety na uniwerku, w centrum wielkiego miasta. Jeden mógł się zabłąkać, ale trzy? Miała pecha, ktoś powiedział…

Kiedy dotarło to do mnie, siedziałem właśnie w tramwaju i jechałem do domu. Chłodne powietrze jeszcze bardziej mnie otrzeźwiło, więc myślałem już jasno.

Cztery narzeczone zaprowadziłem na cmentarz. Nie, trzy. Jedna trafiła do więzienia… Marianna do końca twierdziła, że została wrobiona, że jest niewinna, że ktoś podrobił jej podpis na fakturach i przelewach. Chodziliśmy ze sobą zaledwie trzy miesiące, ale podobała mi się coraz bardziej, czułem, że jestem na najlepszej drodze do zakochania się. Pamiętam, jak powiedziałem to Julce. Gratulowała mi… Przypomniałem sobie, że wyczułem w jej gratulacjach dziwną nutę. Spytałem, czy jest zazdrosna – mając na myśli, że ja znalazłem dziewczynę, a ona wciąż jest sama – a ona powiedziała, że trochę.
Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że mogłaby czuć do mnie coś więcej niż przyjaźń. Ale… olśniło mnie nagle. To ja odebrałem jej dziewictwo. Czy potem była z kimś na poważnie? Nie mogłem sobie przypomnieć.

Zrobiło mi się zimno. Jak to ona dziś powiedziała? „Mnie nic się nie stanie. I mogę ci to udowodnić…”.
Nie mogłem uwierzyć. To było wręcz nieprawdopodobne. Julka nie mogła… zabijać. To niemożliwe. To życie, nie filmowy horror. To fajna dziewczyna, nie psychopatyczna morderczyni.

Ocknąłem się z zamyślenia, gdy motorniczy tramwaju potrząsnął mnie za ramię. Staliśmy na pętli. Przejechałem swój przystanek. Wysiadłem. Był środek nocy, ciemno, zimno. Pusto. Sięgnąłem po komórkę, by wezwać taksówkę i wtedy podjechało auto.
Za kierownicą siedziała Julka.
– Wsiadaj, sieroto, zawiozę cię do domu.
Wsiadłem. Jechaliśmy pustymi ulicami miasta, nieco zamglonymi od warstwy smogu. Warszawa czekała na deszcz. Czułem się jakoś nierealnie, oderwany od twardej rzeczywistości. Zawieszony w wymiarze, gdzie coś niewyobrażalnego jest normą.
– Zabijałaś je? – spytałem.
Wzruszyła ramionami i odparła:
Kochałam cię od chwili, gdy cię zobaczyłam, jak wszedłeś do klasy w liceum. Oddałam ci swoje dziewictwo. Czekałam, aż zrozumiesz, że to mnie szukałeś. Ale ty jesteś głupi, więc musiałam dać ci więcej czasu. Ale w końcu masz 35 lat i wciąż jesteś sam. Czas spełnić obietnicę.

Nagle byłem już wszystkimi zmysłami w rzeczywistości. Patrzyłem na siedzącą za kierownicą obcą, przerażającą kobietę i czułem narastającą panikę.
– Oszalałaś. Zatrzymaj się. Wysiadam.
Jechała dalej.
– Julka, zatrzymaj się! – krzyknąłem.
– Odwiozę cię do domu. I myślę, że już tam zostanę, kochanie. W końcu narzeczeni mieszkają razem, prawda? – popatrzyła na mnie z uśmiechem.
Coś we mnie pękło. Strach, obrzydzenie, panika, gniew, bezsilność, nienawiść, wszystko to we mnie wybuchło jednocześnie.

Straciłem kontrolę nad zdrowym rozsądkiem – chwyciłem za kierownicę, wrzeszcząc coś, przez chwilę walczyliśmy, aż rozległo się uderzenie, huk, zgrzyt blachy i zapadła cisza. Otoczyła mnie ciemność.
Przeżyłem zderzenie z rosnącym na poboczu drzewem. Julka nie. Do listy trzech kobiet, które były ofiarami miłosnego jonasza, Mordor dopisał czwartą. Na szczęście w domu Julki policja znalazła dowody na to, że ona wrobiła swoją „konkurentkę” – Marianna odzyskała wolność. Ale nie chce mnie znać i ja ją rozumiem.

Minęły dwa lata, a ja wciąż szukam kobiety, której nie przerazi moja „sława” miłosnego jonasza.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA