„Miałam żal do mamy, że porzuciła mnie w dzieciństwie. Dziś wiem, że nie miała wyjścia, a mój ojciec był podłą gnidą”

kobieta, która poznała prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Znam jego finanse, wszystkie tajemnice ksiąg rachunkowych i mogę go załatwić jednym telefonem do urzędu skarbowego. Nie odważy się zrobić wam krzywdy – powiedziałam mamie, a potem zadzwoniłam do ojca. To był ostatni raz, kiedy z nim rozmawiałam”.
/ 28.05.2022 18:15
kobieta, która poznała prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Majątek ruchomy i nieruchomy dziedziczy w całości córka Ryszarda J., Inga J. –  sędzia beznamiętnym głosem przeczytała wyrok, który zapadł na podstawie testamentu ojca.

„Nareszcie…” – pomyślałam. Wyszłam z sali rozpraw na korytarz, gdzie czekała na mnie mama i rozpłakałam się. Już nigdy nie zaznasz upokorzenia, mamo. Ja się o to postaram!” – pomyślałam o niej, gdy mnie mocno przytuliła.

Jeszcze tego samego dnia, wynajęty samochód z firmy organizującej przeprowadzki, zabrał jej rzeczy ze skromnego mieszkania na drugim końcu Polski do mojej okazałej willi. Rzeczy jej i mojego brata, Artura, o którym przez te wszystkie lata myślałam, że nie żyje…

Tego dnia wszystko się zmieniło

Kiedyś, gdy byłam jeszcze bardzo małą dziewczynką, moi rodzice się kochali. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo przytulali się, uśmiechali do siebie, rozmawiali przyciszonymi głosami. A potem mama miała urodzić mi dzidziusia. Pamiętam, jaka byłam tym podekscytowana. Nie mogłam się zdecydować, czy wolę braciszka czy siostrzyczkę.

Mama, tak cudownie pogodna, robiła na drutach maleńkie sweterki. Razem wybrałyśmy także w sklepie wózek – niebieski jak niebo. A potem przyszedł ten dzień, gdy rodzice pojechali do szpitala. Czekałam jak na szpilkach na ich powrót, miałam już wybrane imiona dla dzidziusia – Arturek lub Alunia – i niecierpliwiłam się, kiedy się dowiem, czy to chłopiec, czy dziewczynka.

Tata jednak wrócił jakiś dziwnie zdenerwowany i zamknął się w swoim gabinecie. A babcia powiedziała mi, że nie powinnam mu przeszkadzać. Nie wiedziałam, co się dzieje i bardzo bałam się o mamę. Kilka dni później wróciła do domu sama, a mnie powiedziano, że miałam braciszka, lecz bozia zabrała go do aniołków. Płakałam w nocy w poduszkę…

Kiedy obudziłam się następnego dnia, z domu zniknęły już wszystkie rzeczy dla dzidziusia i można by pomyśleć, że nasze życie wróciło do normy. Ale nie była to prawda. Rodzice zaczęli się kłócić. Prawie codziennie, a wcześniej nigdy tego nie robili. Kiedy szłam do łóżka, często słyszałam ich podniesione głosy, które było słychać w całym domu i nie zwiastowały niczego dobrego. Leżałam w ciemnościach i nie mogłam zasnąć. Nie pamiętam o co się kłócili, ale pamiętam swój strach i niepokój.

Pewnego dnia mama przyszła wieczorem do mojego pokoju i zaczęła rozmowę.

– Córeczko, jesteś już dużą dziewczynką… – miałam sześć lat i wiedziałam jedno, że kiedy tak do mnie mówi, to zaraz okaże się, że muszę zrobić jakieś niemiłe rzeczy, na przykład posprzątać zabawki albo umyć głowę.

Ale tym razem to było coś o  wiele, wiele gorszego. Mama powiedziała mi, że już nie będziemy mieszkały razem.

– Zostaniesz w tym domku z tatusiem, bo przecież tutaj jest twój pokój i są twoje lalki… A ja cię będę często odwiedzała.

Nie chciałam tego. Chciałam pójść z nią! Z moją mamą. Ale nikt mnie nie słuchał, byłam przecież tylko dzieckiem…

Mama wyprowadziła się w ciągu kilku dni. Nie wiedziałam, dokąd, nie wiedziałam dlaczego! Kiedy patrzyłam na puste półki w jej szafie i w łazience, czułam się porzucona i niekochana. Tylko ja wiem, ile łez wylałam, tuląc do buzi jej bluzkę w niebieskie kwiaty, o której zapomniała, zostawiając ją w koszu z rzeczami do prania. 

Faktycznie mnie odwiedzała, ale niezbyt często i nie w domu. Spotykałyśmy się gdzieś na mieście – w kinie, na placu zabaw, w Zoo. Przyprowadzał mnie tata i zostawiał mamie, nie zamieniając z nią prawie słowa. Kiedyś go zapytałam, czy jej już nie kocha, ale nie odpowiedział, tylko mocno zacisnął usta. Próbowałam się także dowiedzieć, dlaczego odeszła.

– Bo tak wybrała. To jest jej sprawa! – usłyszałam tylko.

Ojciec po rozwodzie rzucił się w wir pracy. Prowadził własną firmę, która rozrastała się w szybkim tempie. Byliśmy bogaci, nawet bardzo. Miałam piękne rzeczy, najnowsze gadżety, chodziłam do prywatnej amerykańskiej szkoły, w której czesne dorównywało średniej krajowej pensji. Niczego mi nigdy nie brakowało, oprócz… obojga rodziców.

Przyszedł taki moment w moim życiu, że znienawidziłam mamę za jej zachowanie. W głowie mi się nie mieściło, że porzuciła tatę, skoro opływała przy nim w dostatki! I po co? Żeby jeździć starym samochodem i chodzić w niemodnych ciuchach? Żeby sobie samej farbować włosy? Może zrozumiałabym ją, gdyby na przykład zakochała się w innym facecie! Ale nie, ona była cały czas sama!

Zaczęłam się jej wstydzić, bo ani trochę do mnie nie pasowała. Nie chciałam się z nią pokazywać publicznie. Co bym powiedziała koleżankom, gdyby mnie z nią zobaczyły? Że to nasza kucharka? Nie uwierzyłyby, bo byłyśmy z mamą podobne do siebie!

– Nie mam czasu się z tobą widywać – powiedziałam jej w końcu. – Jeśli będę chciała pogadać, to po prostu zadzwonię.

Zobaczyłam, że to nią bardzo wstrząsnęło i poczułam wtedy mściwą satysfakcję. „Teraz ty poczułaś, jak to jest być porzuconą!” – pomyślałam.

Przez przypadek odkryłam prawdę

Dzwoniłam do niej czasami, ale coraz rzadziej, zajęta własnymi sprawami. Ojciec uciekł w pracę, a ja w naukę. Na szczęście pieniądze nie przewróciły mi w głowie, stroniłam od narkotyków i zabawy. Interesowały mnie finanse i bankowość. Zaczęłam studia, potem drugie, uczyłam się też pilnie języków obcych. Nie miałam za wielu przyjaciół. Ci, co mieli pieniądze, pukali się po głowach, po co tak ciężko pracuję. A ci, którzy stawiali na naukę, chyba byli onieśmieleni moją zamożnością.

Tata także był samotnikiem. Po latach odkryłam, że miewał przyjaciółki, ale żadna z nich nie przychodziła do naszego domu, nie spędzała z nami wakacji. Byliśmy zawsze tylko we dwoje.

Powoli przejmowałam obowiązki taty w firmie. Wtajemniczał mnie we wszystko, czułam, że przekazuje mi pałeczkę. W tym samym czasie postanowiłam napisać pracę doktorską na temat mechanizmów rządzących rodzinną firmą w różnych momentach przełomów politycznych, jak przejście z socjalizmu do kapitalizmu i potem wejście do Unii Europejskiej. Uznałam, że przykład naszej firmy będzie wprost idealny. 

Nie mówiąc nic tacie, który akurat wyjechał na rozmowy z naszymi zagranicznymi kontrahentami, zaczęłam szukać starych dokumentów, takich sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy zakładał firmę. Byłam pewna, że ich nie wyrzucił, to nie było w jego stylu.

Znalazłam je na strychu, leżały bezpiecznie w skrzyni. Przeniosłam więc pierwszą partię do swojego pokoju i zabrałam się do ich studiowania. Im lepiej je poznawałam, tym bardziej otwierały mi się oczy ze zdumienia! Odkryłam, że tuż przed rozwodem tata przepisał cały swój majątek na babcię i w momencie rozprawy był goły jak święty turecki! Dlaczego to zrobił? Czyżby mama chciała go ograbić w sądzie? Przecież nigdy nie była materialistką! W kilka lat potem, gdy babcia zaczęła niedomagać, firma znowu wróciła do ojca.

Zauważyłam także, że od momentu rozwodu tata zaczął dawać darowizny na jakiś ośrodek dla niepełnosprawnych. Wpłaty były regularne… Zbiegłam do biura i przejrzałam najświeższe dokumenty. Nadal, mimo upływu ponad 20 lat, pieniądze płynęły na ten ośrodek – Centrum Rehabilitacji Osób z Porażeniem Mózgowym, znajdujący się w mieście, do którego przeprowadziła się mama.

O ile wiedziałam, moja mama po rozwodzie została terapeutką. Wcześniej nie pracowała, zajmowała się tylko mną, ale gdy od nas odeszła, skończyła odpowiednie studia. Pytałam ją nawet, dlaczego wybrała właśnie to, moim zdaniem powinna była pójść na polonistykę lub historię sztuki – uwielbiała przecież książki i malarstwo, była typową humanistką. Ale ona powiedziała tylko, że chce się wreszcie poczuć potrzebna i nieść pomoc innym.

A teraz nagle okazuje się, że ojciec ją w tym wspierał? No, bo jak wytłumaczyć te dotacje, jeśli nie jako milczące pozwolenie na to, co zrobiła ze swoim życiem, i... z naszym?

Poczułam, że muszę o tym porozmawiać z ojcem, ale nie mogłam się do niego dodzwonić. Pewnie prowadził rozmowy. Postanowiłam, że w takim razie pojadę do mamy. Dojechałam na miejsce późnym popołudniem. „Zobaczę, może mama jeszcze jest w pracy” – pomyślałam i zaparkowałam pod ośrodkiem. W recepcji zapytałam o panią Annę J.

– Chyba znajdzie ją pani na sali rehabilitacyjnej na piętrze. O tej porze powinna mieć zajęcia z synem – usłyszałam.

– Dziękuję! – odparłam i już zrobiłam krok w stronę schodów, kiedy nagle coś do mnie dotarło. Odwróciłam się gwałtownie.

– Z synem? Czyim synem? – zapytałam zdziwiona.

– No, ze swoim. Z Arturem! – padła odpowiedź, która przebiła mi serce jak pocisk wystrzelony z pistoletu. Nogi się pode mną ugięły i tak jak stałam, tak usiadłam. Na podłodze.

– Proszę pani! Nic się pani nie stało? – recepcjonistka wybiegła zza swojego kontuaru. Podszedł też do nas rosły ochroniarz, który uniósł mnie jak piórko pod pachy i posadził na fotelu.

– Wody! Dam pani wody! – recepcjonistka gdzieś pobiegła i za chwilę pojawiła się z plastikowym kubkiem. Woda była zimna i natychmiast mnie orzeźwiła.

– Już pani lepiej? – oboje z ochroniarzem pochylali się nade mną z troską.

– Tak… To tylko pogoda, te wahania ciśnienia… Jestem meteopatką – wyjaśniłam.

– Proszę sobie najlepiej tutaj trochę posiedzieć – poradziła mi.

– Dziękuję, ale już pójdę na górę – nie chciałam, aby dalej była świadkiem szoku, który przed chwilą przeżyłam. Dowiedziałam się właśnie, że Artur, mój brat, wcale nie umarł dwadzieścia lat temu! Zostałam oszukana!

Myślałam, że zaraz zemdleję

„Dlaczego oni to zrobili? – głowiłam się, idąc na piętro. – Czy dlatego, że Artur jest niepełnosprawny? Chcieli mnie chronić przed tą informacją? Przecież to, co zrobili, było stokroć gorsze od życia z niepełnosprawnym bratem! Oni go dla mnie uśmiercili, wykupili grób na cmentarzu, na którym wyryto jego imię! Przez ponad dwadzieścia lat chodziłam tam składać kwiaty i palić świeczki! No, i dlatego odeszła ode mnie mama… Przecież to chore! Po prostu chore!”.

Znowu zrobiło mi się słabo, więc usiadłam na półpiętrze i ukryłam twarz w dłoniach. Nagle usłyszałam na schodach  kroki. Spojrzałam na kobietę, która nimi schodziła. To była mama…

– Inga? – zdumiała się szczerze na mój widok. – A co ty tutaj robisz, córeczko?

– Jak długo zamierzaliście jeszcze przede mną ukrywać prawdę o Arturze? – odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie.

Zbladła i przez chwilę przestraszyłam się, że ona także zemdleje, jak ja kilka minut temu. Ale nie, opanowała się i usiadła obok mnie na stopniu.

– Cieszę się, że już wiesz. Nawet nie masz pojęcia, jak mi było ciężko przez te wszystkie lata – powiedziała.

Ukryła twarz w dłoniach i po drżeniu jej ramion zrozumiałam, że płacze…

– Mamo… Uspokój się, proszę… – objęłam ją. Myślałam, że będę na nią wściekła, że wykrzyczę jej, jak bardzo jej nienawidzę, jak mnie skrzywdziła, ale… wcale tego nie zrobiłam. Poczułam nagle, że ona jest tak samo w tym wszystkim zagubiona i przegrana, jak ja. Co się więc, do diabła, naprawdę wydarzyło dwadzieścia lat temu?! I jaką rolę w tym wszystkim odegrał mój ojciec?

– Kiedy urodziłam Arturka i okazało się, że jest nieuleczalnie chory, tata kazał mi zostawić go w szpitalu – w końcu mama wyznała mi tę straszną prawdę. – Zasugerował nawet, że moglibyśmy na szybko wymienić go na jakieś zdrowe niemowlę. Cudze.

– To się da zrobić, obiecam po prostu dużą dotację jakiemuś domowi dziecka i nikt się nie zorientuje, że zdrowy maluch nie jest naszym prawdziwym synem! – powiedział.

Wreszcie mogą wrócić do domu

– I ty się na to nie zgodziłaś… – ledwie wyszeptałam.

Nazwałam go potworem bez serca! – wyznała. – Postraszyłam, że jeśli nie zaopiekuje się Arturkiem, to ogłoszę wszędzie, jaki jest bezwzględny i niemoralny. Zniszczę mu reputację, odstraszę od jego firmy kontrahentów. Zagroził mi wtedy!

– Najpierw ogłoszę upadłość firmy, a potem rozwiodę się z tobą i jako bankrut nie będę płacił ani grosza na ciebie i twoje dzieci! Nie tylko nie będzie cię stać na rehabilitację, ale i Inga straci wszystko, do czego jest teraz przyzwyczajona. Będzie chodziła do państwowego przedszkola w podartych rajstopkach i zazdrościła innym dzieciom słodyczy i zabawek! – straszył.

Tata szantażował cię mną? – oniemiałam ze zgrozy.

Skinęła głową.

– To dlatego zawarłam z nim umowę, że wystąpię o rozwód i usunę się z waszego życia, abyś nie poznała prawdy o Arturze. A wtedy on nie tylko troskliwie zaopiekuje się tobą, ale będzie dawał także pieniądze na rehabilitację niechcianego syna.

Byłam sparaliżowana tymi informacjami. Wiedziałam, że mama mówi prawdę! Wszystkie elementy układanki pasowały do siebie. Nawet to, że tata nigdy nie stawiał świeczki na grobie Artura.

– Ja tego tak nie zostawię… – wyszeptałam pod adresem ojca. – On mnie jeszcze popamięta! Chciałam od razu chwycić za telefon i zadzwonić do niego, ale mama złapała mnie za rękę.

– Inguś, powinnaś ochłonąć. Gniew jest złym doradcą! – poprosiła. – Chcesz poznać swojego brata? – zapytała nagle. – Jest naprawdę dzielnym młodym człowiekiem!

Na wózku inwalidzkim i z dziwnie przykurczonymi kończynami Artur wyglądał jak… mój brat. Był taki podobny do mnie, miał rysy mamy! W dodatku okazało się, że mimo niepełnosprawności jest bardzo inteligentny, studiuje na uniwersytecie anglistykę i wie o mnie wszystko.

– Ja też chcę od tej pory wiedzieć o tobie wszystko! – powiedziałam mu.

Tego popołudnia wylałam morze łez. Dlatego kiedy w końcu zadzwoniłam do ojca, moje oczy były zupełnie suche. A wcześniej uprzedziłam jeszcze mamę, żeby się nie martwiła, że tata przestanie płacić na Artura.

– Znam jego finanse, wszystkie tajemnice ksiąg rachunkowych i mogę go załatwić jednym telefonem do urzędu skarbowego. Nie odważy się zrobić wam krzywdy!

– Wiem wszystko o Arturze – powiedziałam ojcu krótko. – Porozmawiamy, jak wrócisz do domu – i rozłączyłam się.

Nie wiedziałam, jak będzie wyglądała ta rozmowa i… nigdy się już tego nie dowiem. Mój tata nie wrócił do domu. Zmarł na zawał w hotelu, po moim telefonieNie mam wyrzutów sumienia i nie czuję się winna jego śmierci. Sam sobie zgotował ten los. A mama i Artur mogą wreszcie wrócić tu, gdzie jest ich miejsce. Do własnego domu!

Czytaj także:
„Córka żąda, bym na jej weselu bratała się z byłym mężem. Czy ona zapomniała, jak ten padalec zostawił nas na pastwę losu?”
„Tuż przed ślubem mój narzeczony postanowił wstąpić do klasztoru. Za moimi plecami szeptali, że na pewno znalazł sobie inną”
„Nadopiekuńczy zięć odebrał nam prawo bycia prawdziwymi dziadkami. Najchętniej zamknąłby wnuczki pod kloszem”

Redakcja poleca

REKLAMA