„Córka żąda, bym na jej weselu bratała się z byłym mężem. Czy ona zapomniała, jak ten padalec zostawił nas na pastwę losu?”

Kobieta, którą zraniła córka fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Czułam straszliwie opuszczona i pełna urazy do własnego dziecka. Wszystko sama, tymi rękami, pod wiatr, odkąd Żaneta skończyła rok, aż do końca studiów! A ten podlec co? Miał z tego chwilę przyjemności na samym początku, a potem już tylko odcinał kupony z mojej ciężkiej pracy”.
/ 27.05.2022 05:30
Kobieta, którą zraniła córka fot. Adobe Stock, Syda Productions

Nie, nie, nie! Tym razem córka żądała stanowczo za wiele. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, żebym znalazła się z jej ojcem w tym samym pomieszczeniu, a co dopiero przy jednym stole!
Są jakieś granice poświęcenia i właśnie dziś dotarłam do moich.

– Wiem, że nie powinno się odmawiać pannie młodej… – odsunęłam krzesło i wstałam. – Ale panna młoda powinna także znać umiar. Nie o wszystko można prosić. Nie chcę więcej o tym mówić, Żaneto.

Myślałam, że spróbuje mnie zatrzymać, ale tkwiła nieporuszona, z głową opartą na dłoniach. Znaczy, postanowiła i nie ustąpi. Cóż, tym razem ja też. Nie widziałam tego człowieka od ponad dwudziestu lat i jeśli czegokolwiek sobie w związku z tym życzę, to tego, by ten stan trwał jak najdłużej, najlepiej do grobowej deski, mojej lub jego.

Od czasu do czasu, ku pokrzepieniu serc, wyobrażam sobie, że jest teraz odrażająco tłusty, łysy jak kolano i ma na czubku nosa wielką włochatą brodawkę… Niestety. W mojej pamięci wciąż jest smukłym brunetem o wielkich szarych oczach i dłoniach pianisty. Zresztą jak inaczej, skoro Żaneta wygląda jak skóra zdarta z ojca?

Nie, nie ma mowy, nie zmienię zdania

Jestem dorosła, a nawet, powiedzmy sobie szczerze, zaczynam być stara, i wiem, że obiektywnie to, co napisałam, to bzdury… Może dlatego o nich myślę, by nie pamiętać prawdziwego powodu, dla którego nie zamierzam już nigdy spotkać się z Wiktorem. Wolę czuć irracjonalny żal niż prawdziwy.

Dość tego, w ogóle nie będę do tego wracać. Postanowione. Wieczorem zadzwoniła moja siostra, że jest sama – może wpadłabym na kawę? Ciasto ma pyszne, akurat teściowa przysłała z Włoch. Coś przeczuwałam, woń spisku pchała się na mnie przez te małe dziurki w słuchawce aż gryzło w oczy…

– Kiepsko się czuję, Marta – zdecydowałam, choć samotność wychodziła mi tego dnia bokiem, jakby bardziej niż zwykle. – Wypiłam mleko z czosnkiem i leżę pod kocykiem.

Tak oto siostra została skutecznie, choć niekoniecznie zasłużenie, spławiona. Za to ja poczułam, że moja głowa robi się ciężka, coraz cięższa, jakby zaraz miała odpaść i stoczyć się pod szafę, skąd już wyglądały na nią kłęby „kotów”. I wtedy, bach! A psik! Nastąpiło megakichnięcie.

Ha! Wygląda na to, że nie wolno żartować z chorób, machnęłam więc ręką i faktycznie walnęłam się ze szklanką mleka. W mleku telepały się byle jak przetarte nitki czosnku i równie byle jak rozpuszczony miód.

Czułam się chora, straszliwie opuszczona, ale przede wszystkim pełna urazy do własnego dziecka. Wszystko sama, tymi rękami, pod wiatr, odkąd Żaneta skończyła rok, aż do końca studiów! A ten podlec co?

Miał z tego chwilę przyjemności na samym początku, a potem już tylko odcinał kupony z mojej ciężkiej pracy, zabierając młodą do kina, teatru czy muzeum, począwszy od wieku szkolnego. A teraz jakby nigdy nic wykombinował sobie, że poprowadzi Żanetę do ołtarza, by tam powierzyć ją panu młodemu…

Wiktor będzie brylował, taki przystojny, szarmancki i z klasą, a ja w tym czasie stanę sobie z boku niczym kuchta i praczka w jednym, bo najwyraźniej i dla niego, i dla córki jestem właśnie tym. Kimś od czarnej roboty, kogo w momentach chwały wyrzuca się poza margines, ot tak.

Całą noc rzucałam się na łóżku w męczącej malignie, sama nie wiedząc, gdzie kończy się sen, a zaczynają migawki z rzeczywistości. Jakbym oglądała film o sobie samej, jednocześnie w nim grając!

Kochałam go, tak bardzo go kochałam...

Ten majowy wieczór, gdy zobaczyłam Wiktora po raz pierwszy… Stał oparty o ścianę przystanku, futerał zwisał spod jego ramienia jak martwe zwierzę.

– Wypadną panu skrzypce – powiedziałam, dotykając jego ramienia.

Odwrócił się i jego szare spojrzenie przeszło przeze mnie jak przez szkło, nie zatrzymując się.

– To altówka – wyjaśnił automatycznie.

Przyjechał autobus, niczym wieloryb połknął Wiktora, a ja zostałam, niezdolna do ruchu. Trafiona piorunem sycylijskim, który do tamtej pory wydawał mi się jedynie wymysłem z romansów dla kucharek. Moje życiowe plany i ambicje w momencie ograniczyły się do jednego: żeby następnym razem mnie zauważył. I zapamiętał. A potem pokochał.

Spóźniłam się wtedy do pracy, wylądowałam nawet na dywaniku u kierownika przychodni, ale pamiętam z tego zaledwie fragmenty. Jestem za to w stanie idealnie zrekonstruować dzień, który nastąpił tydzień później, gdy Wiktor pojawił się u chirurga ze złamaną nogą.

I tak powoli, powoli, owinęłam się wokół niego jak bandaż, nasączyłam go czułością i sprawiłam, że zapomniał o tej, która go porzuciła. No dobrze, założyłam, że tak się stało, bo byłam na wpół przytomna ze szczęścia. 

Wszystko działo się jak we śnie!

Ślub, mieszkanie podarowane przez moich rodziców, potem narodziny Żanety – miałam wrażenie, jakby codziennie była Gwiazdka i tylko czasem nagły lęk sprawiał, że budziłam się w nocy z myślą: czy takie szczęście może trwać wiecznie?

Nie miałam wątpliwości, że Wiktor na nie zasługuje, ale ja? Czy jestem wystarczająco dobra? Dążyłam więc niestrudzenie do osiągnięcia ideału, a tymczasem na horyzoncie znów pojawiła się tamta.

Skinęła palcem i któregoś dnia Wiktor poinformował mnie, że odchodzi. Tak po prostu. Bez zbędnych rozterek, bez tłumaczenia, jakby oczywistym było, że stanowiłam jedynie port na czas burzy a nie cel podróży. Gdyby nie obecność mamy i siostry, nie podniosłabym się po tym.

– Musisz żyć, Barbara – powiedziała Marta – …pinda i tak go rzuci, zobaczysz. A wtedy osobiście uprażę popcorn i obejrzymy sobie ten dramat z duuuużą przyjemnością.

Cóż, Marta niewątpliwie wiedziała, co mówi; zaliczyła już dwa rozwody i nauczyła się, że dba się głównie o własne interesy. Także i tym razem miała rację, przynajmniej częściowo, bo tamta zniknęła.

Tyle że Wiktor do mnie nie wrócił, zajęty najpierw pracowitym staczaniem się, a potem wyłażeniem z dołu. A kiedy Żaneta poszła do szkoły, pojawił się niczym deus ex machina, występując do sądu z wnioskiem o uregulowanie kontaktów z córką.

Gdybym miała wybór, nie pozwoliłabym na to

No bo czego można się spodziewać po takim tatusiu, oprócz tego, że przywiąże małą do siebie, a potem znów zniknie bez śladu? Żaneta jednak zupełnie zwariowała na jego punkcie, rodzina nagle uznała, że lepszy taki ojciec niż żaden, a ja odkryłam, że mogę zgodzić się na wiele, jeśli tylko będzie się to odbywało bez mojego udziału.

W tamtym czasie widziałam Wiktora dwa razy w sądzie i było to o dwa razy za dużo, bo wylądowałam na środkach uspokajających. No i teraz wszyscy oczekują, że pójdę na ślub córki, wiedząc, że tam go zastanę?!

Może jeszcze pogawędzimy sobie miło, może zatańczymy razem? Bo Żaneta jest panną młodą i ma życzenie, żeby jej wesele było z lukru i różowej pianki! A jednorożce rzygające tęczą też będą? A karoca z dyni? No cholera jasna!!!

– Jesteś strasznie cyniczna – zdziwiła się siostra, gdy spotkałyśmy się u taty w ośrodku jak każdej soboty.

Tata siedział między nami przy stoliku i popatrywał to na jedną, to na drugą. Już od dawna nas nie rozpoznawał, a w zasadzie, odkąd kiedyś podrapał Martę za uchem, cmokając na nią jak na swoją dawną kotkę, w ogóle nie miałyśmy pojęcia, za kogo nas ma.

Spotykałyśmy się jednak tutaj regularnie, bo zawsze mu ufałyśmy i wciąż rozmawiało nam się o sprawach trudnych lepiej przy tacie, niż bez niego… Jakby jego obecność była gwarancją, że nie skoczymy sobie do oczu.

– Cyniczna! – prychnęłam. – Po prostu córcia przywykła, że od matki można żądać wszystkiego. Nie tym razem, przykro mi.

– To tylko kilka godzin – Marta wzruszyła ramionami. – Słuchaj, pamiętasz, jak młoda miała operację w liceum? Kiedy pękł jej wyrostek?

A może jednak uda mi się wybaczyć

– Jasne, jak mogłabym nie pamiętać? To był koszmar! Dziewczyna pierwszy raz pojechała na obóz i nagle w nocy zadzwonił telefon, że moje dziecko umiera siedemset pięćdziesiąt kilometrów ode mnie, w jakiejś rozpaczliwej dziurze! Gdyby w ostatniej chwili nie udało się jej przenieść do kliniki, gdyby ordynatora nie było wtedy na miejscu…

– A jak ci się zdaje, Barbara, kto to wszystko zorganizował? Kto poruszył niebo i ziemię, gdy ty spazmowałaś? Kto za to zapłacił?

Wkurzyłam się.

– Och, dajże spokój, przecież Wiktor nawet nic nie wiedział! Dopiero Żaneta mu opowiedziała, gdy… Wiedział?! Spiskowałaś za moimi plecami?!

Tata złapał mnie za nadgarstek i odwrócił moją dłoń spodem do góry, jakby zamierzał odczytać przyszłość z linii papilarnych. Zbliżał twarz coraz bardziej, a potem znienacka dmuchnął i zacisnął moje palce wokół tego powietrza, jakby było materialne, choć niezwykle kruche.
Podniosłam wzrok na Martę, pokiwała głową, a potem powiedziała:

– To stary człowiek, Barbara. Nie przyjdzie, jeśli nie pozwolisz.

– Rozmawiacie ze sobą?

Nie mogłam po prostu uwierzyć!

Lojalność siostry wydawała mi się zawsze bezdyskusyjna!

– Ktoś musi być normalny – znowu wzruszyła ramionami. – Tak o tym myśl… Idę przynieść tacie sweter z pokoju, cały się trzęsie z zimna.

Patrzył za nią, gdy znikała w korytarzu, a później znów wziął moją dłoń, wciąż zaciśniętą w pięść. Powoli rozgiął mi palce, delikatnie złapał swoimi niewidzialną zawartość i podrzucił do góry, uśmiechając się jak dziecko.

– Słyszałeś? – zapytałam. – I co ja mam z tym wszystkim zrobić, tato?

Pogłaskał mnie po twarzy dawnym, znanym gestem, wsuwając mi jednocześnie kosmyk włosów za ucho.

– Nie mogę mu wybaczyć, nie potrafię – wyjaśniłam. – Nie jestem dobrym człowiekiem.

– Jesteś – tata uśmiechnął się i ciepło tego uśmiechu przeniknęło w głąb mego serca, nadtapiając kawałek lodu, który tam tkwił.

Wróciła Marta i próbowała jakoś udrapować na ramionach taty wełniany, rozpinany blezer.

– Teraz dobrze? – upewniła się.

– Tak – pokiwał głową. – Jesteś dla mnie zawsze taka dobra, mamusiu.

Co za idiotka ze mnie, pomyślałam, jak mogłam wierzyć, że ojciec udziela mi rady, skoro on nawet nie ma pojęcia, gdzie jest i kiedy? A jednak lód w moim sercu powoli, powoli się topił, a razem z nim zawziętość i upór… 

Czytaj także:
„Kumpel całe życie kochał się w mojej żonie. W tajemnicy namawiał ją, by mnie rzuciła. Gdybym wiedział, pogoniłbym drania”
„Gdy żona usłyszała, że jej ojciec się zaręczył, wpadła w szał. Bo przecież żadna obca baba nie dorówna jej mamie”
„Moja ciężarna kochanka myśli, że złapała bogatego prezesa na alimenty. Jestem tylko nauczycielem na utrzymaniu żony”

Redakcja poleca

REKLAMA