Wszystko zaczęło się psuć, kiedy Maciek dostał nową pracę. Nagle słupki sprzedaży jakiś głupich soków stały się ważniejsze ode mnie. Do tego dochodziły jego nieustanne konflikty z szefem. Próbowałam go wspierać; proponowałam, aby się zwolnił, ale to jeszcze bardziej go zdenerwowało.
– Wybacz, mam kredyt. Twoja praca w bibliotece to raczej pasja niż zarabianie pieniędzy – rzucił z przekąsem. – A przecież chcemy wyprawić wesele, tak?
Zabolały mnie jego słowa, bo poczułam się jak darmozjad, choć przecież dokładałam się do wszystkich rachunków. Rata za mieszkanie też nie była tak duża, żeby pracował po dwanaście godzin. Jednak moje argumenty nie pomagały.
Czy ja tak naprawdę chcę spędzić życie z frustratem?
Oddaliśmy się od siebie. Coraz częściej organizowałam sobie sama czas. Do kina chodziłam z przyjaciółkami, na spacer z psem. Czasami zastanawiałam się, czy rzeczywiście chcę wyjść za Maćka… Pewnie niczego bym nie zmieniła, gdyby nie zakupy w markecie.
Gdy przyszło do płacenia, okazało się, że nie mam przy sobie karty płatniczej. Przeszukałam torebkę centymetr po centymetrze, potem kieszenie – bez skutku. Popatrzyłam bezradnie na kasjerkę. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię.
– Mówiłem ci, kochanie, że twoja karta została w domu – usłyszałam nagle za swoimi plecami męski głos.
– Słucham? – odwróciłam się.
Za mną stał wysoki, uśmiechnięty, na oko czterdziestoletni mężczyzna, który – niezrażony moją osłupiałą miną – podał kasjerce swoją kartę i zapłacił za wszystko. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie zaprotestowałam, gdy chował do kieszeni mój całkiem pokaźny rachunek.
– Kim pan jest? – zapytałam, gdy tylko odeszliśmy od kasy.
– Dżentelmenem, który ratuje kobietę w opresji – szepnął konspiracyjnie.
Gdy się nachylił, poczułam jego zapach i zrobiło mi się dziwnie przyjemnie.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – jąkałam się. – Nie mam karty ani gotówki.
– Ależ nie musi mi pani niczego oddawać! – uśmiechnął się mój wybawca.
– Wykluczone. Proszę mi podać swoje nazwisko i numer konta, to przeleję panu pieniądze. Tu jest mój dowód – zaczęłam znowu grzebać w torebce.
– Zostawmy całą tę sytuację. Napijemy się kawy? – rzucił zachęcająco. Zmieszana popatrzyłam na niego i na mój wózek wypełniony po brzegi.
– Zakupy spakujemy do samochodu – powiedział facet.
– Skoro pan jest taki miły, to właściwie czemu nie? – zgodziłam się po chwili wahania.
Janusz okazał się sympatycznym mężczyzną. Nie wiem, kiedy minęły nam dwie godziny.
– Może umówimy się jeszcze raz? – zaproponował lekkim tonem, gdy odprowadzał mnie do samochodu. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, jak się zachować. Tak, chciałam bliżej poznać Janusza, ale z drugiej strony… Kochałam i nigdy bym nie zraniła Maćka.
– Tu jest mój numer telefonu. Daj znać, jak będziesz miała ochotę znów się ze mną spotkać – powiedział Janusz na koniec i wręczył mi karteczkę. Schowałam ją pospiesznie do kieszeni.
W domu czekał Maciek. Znowu z kwaśną miną
Nie da się ukryć, do domu wracałam jak na skrzydłach. Wprawdzie mój dobry nastrój zagłuszałam wyrzutami sumienia, ale pozbyłam się ich natychmiast, gdy tylko zobaczyłam Maćka złego jak osa.
– Lodówka jest pusta – przywitał mnie w drzwiach.
– Może zamiast robić mi wymówki, pomógłbyś mi przynieść resztę zakupów z bagażnika – ucięłam. Z niechęcią poszedł do garażu.
– Sorry, muszę jeszcze siąść do prezentacji. Stary jutro znów się będzie czepiał – wymigał się od dalszej pomocy. Jak zwykle zostałam sama…
Kiedy uporałam się z kolacją, postanowiłam wziąć kąpiel. Odruchowo zabrałam ze sobą komórkę. Leżąc w ciepłej pianie, napisałam esemsa do Janusza: „Jeszcze raz dziękuję za dziś”. Odpisał mi niemal natychmiast, że marzy o kolejnym spotkaniu. Ścisnęło mi się serce. Jakże mi tego brakowało… Gdy wyszłam z kąpieli, Maciek nadal buszował w internecie. „Chyba nie za wiele pracował – przemknęło mi przez głowę. – Komputer jest mu bliższy niż ja” – pomyślałam z wyrzutem, zasypiając.
Następnego dnia znów dostałam wiadomość od Janusza. Pytał, jak się czuję. Jakby nie chciał mnie zmuszać do kolejnego kroku, ale czekał. Wieczorem, kiedy Maciek znów zaczął narzekać na pracę i na szefa, nie wytrzymałam:
– Maciek, mam dość. Od jakiegoś czasu zapominasz, że jestem przy tobie!
– A ciebie nie interesuje, że mam ciężką sytuację w pracy! – krzyknął.
– Interesuje, ale nie możemy żyć tylko twoją pracą – westchnęłam zniechęcona i wyszłam z domu.
Pomaszerowałam do najbliższej galerii handlowej, ale tylko snułam się po niej, rozmyślając ponuro o Maćku po tej wymianie zdań. Coraz bardziej męczyła mnie wizja życia ze sfrustrowanym mężem. Nagle zabrzęczała moja komórka. To Janusz przysłał mi uśmiechniętą buźkę. Niewiele myśląc, poprosiłam o spotkanie. Odpisał, że może być za godzinę.
– Cieszę się, że znów cię widzę – przywitał mnie i pocałował w policzek.
– Ja też się cieszę! – wykrzyknęłam.
– Jakieś kłopoty? – zapytał.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ja, która zawsze występowałam w roli pocieszycielki, nareszcie mam szansę się wygadać. Opowiedziałam Januszowi o związku z Maćkiem i mojej pogłębiającej się samotności.
– Do tej pory myślałam, że tak ma być, bo nie można mieć wszystkiego. Ale odkąd poznałam ciebie… No cóż, zaczęłam wątpić w to, co mnie łączy z Maćkiem – odważyłam się na wyznanie.
Janusz milczał. Długo patrzył mi w oczy, potem delikatnie pogłaskał mnie po ramieniu.
– Przy tobie czuje się tak dobrze, bezpiecznie… – wyszeptałam jeszcze. Wtedy wreszcie powiedział:
– Kiedy zobaczyłem cię wtedy przy kasie, taką przestraszoną i zmieszaną, zapragnąłem ci pomóc. Zaintrygowałaś mnie, jesteś piękną i mądra kobietą. Ale nie chciałbym wpływać na twoje wybory. Myślę, że potrzebujesz teraz czasu i spokoju, żeby przemyśleć to wszystko. Odwiozę cię do domu – zaproponował na koniec i odgarnął mi kosmyk z czoła. Przyznaję, że byłam trochę rozczarowana. Myślałam, że przynajmniej mnie pocałuje – a on nic!
Tylko wysłuchał i odwozi do domu…
Gdy byliśmy pod moim blokiem, wysiadł ze mną, wziął mnie za rękę i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy nagle za moimi za plecami rozległ się wściekły głos Maćka:
– Własnym oczom nie wierzę! Ty, Zośka, zdradzasz mnie z moim szefem?!
– Twoim szefem? – osłupiałam, patrząc to na niego, to na Janusza.
– A ty, facet, posunąłeś się jednak za daleko – warknął Maciek do Janusza.
Choć Janusz wyglądał na równie zaskoczonego jak ja, zachował kamienny spokój i odezwał się dopiero po chwili: – Panie Maćku, czy uprzedził pan już narzeczoną, że wkrótce będzie pan miał dziecko z inną kobietą?
Znieruchomiałam, a Janusz ciągnął: – Moja sekretarka jest w ciąży z tym oto panem. To żadna tajemnica. Przynajmniej w mojej firmie. To stąd brały się jego nerwy…
Ładna mi praca! Teraz już wszystko było jasne. Maćka kłopoty w pracy, ciągłe rozdrażnienie…
– Kochanie, miałem ci to wszystko powiedzieć, wytłumaczyć, ale nie było okazji. Ona się dla mnie nie liczy – Maciek mnie szarpał ze rękę, lecz ja już nie miałam ochoty go słuchać.
– Możesz mnie stąd zabrać? – zwróciłam się do Janusza.
Zamknęłam szybko drzwi samochodu. Pragnęłam tylko jednego: aby narzeczony raz na zawsze zniknął z mojego życia. Na szczęście ten koszmar mam już dawno za sobą. Dziś jest przy mnie mężczyzna, któremu warto było zaufać.
Czytaj więcej:
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Mój narzeczony zdradził mnie i zostawił. Zabolało podwójnie, bo odszedł do mojej bliskiej przyjaciółki”
„Spodziewałam się gościa z dobrą bryką, a on podjechał… starym Seicento. Okazało się, że chciał mnie sprawdzić”