Nie zapomnę, gdy go zobaczyłam na urodzinach Lilki. Cholernie przystojny, świetnie ubrany, pachnący i wygadany. Większość kobiet nie odrywała od niego wzroku. Nie próbowałam zwrócić jego uwagi, ale to ze mną przegadał cały wieczór.
Wydawał się księciem z bajki
Okazało się, że jest sportowcem, choć znanym tylko tym, którzy interesują się jedną z odmian bilardu. Pracował też jako kierowca testowy znanego koncernu samochodowego. Świetnie zarabiał. Potem były telefony, pierwsza randka, druga i trzecia. Flirt zamienił się w romans, a potem obydwoje zrozumieliśmy, że to coś poważnego. Zakochaliśmy się i zdecydowaliśmy na wspólne życie.
Emil miał nowoczesny apartament w centrum miasta, a ja maleńką kawalerkę po babci, w bloku, z ciemną kuchnią. Od razu było wiadomo, że sprzedamy moje mieszkanie i po ślubie zamieszkamy w apartamencie Emila. Byłam taka szczęśliwa… Gdyby ktoś próbował zasiać we mnie ziarno wątpliwości, posłałabym go do wszystkich diabłów.
Mój narzeczony pochodził z maleńkiej miejscowości pod granicą czeską. Kiedy powiedział, że na ślubie nie będzie jego rodziców, przyjęłam to spokojnie. Tłumaczył, że popadł z nimi w konflikt, bo nie rozumieli jego marzeń, że daremnie walczył o ich miłość i że faworyzowali jego starszego brata. Ma żal do ojca i matki i chce o nich zapomnieć. Nie nalegałam. Moi rodzice byli zdziwieni, ale uznali, że to nie ich sprawa. Tylko moja siostra miała wątpliwości.
– Wiesz, Kama, to, że Emil nie zaprasza ani rodziny, ani nawet żadnego kolegi ze szkoły, to trochę dziwne. Jakby się ich wstydził albo chciał zatrzeć ślady…
Rozzłościłam się i gwałtownie ucięłam rozmowę z Moniką.
Myślałam, że jestem szczęściarą
Nasz ślub był kameralną imprezą z udziałem głównie mojej rodziny i przyjaciół. Ze strony Emila było tylko dwóch kolegów z klubu bilardowego i jakiś dziennikarz z prasy branżowej. Bawiliśmy się do rana, a moje kuzynki wyszły z wesela zachwycone Emilem.
– Twoja córka złapała Pana Boga za nogi – powiedziała mamie jedna z ciotek.
Pierwsze miesiące wspólnego życia były cudowne. Emil miał swoje treningi i starty, a ja pracę, ale poza tym się nie rozstawaliśmy. Robiliśmy plany na przyszłość – podróże, przygody, dzieci i wnuki… Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że w życiu Emila jest jeszcze coś, o czym powinien mi powiedzieć. Dlatego pierwszych sygnałów ostrzegawczych nie dostrzegłam.
Mieliśmy polecieć na tydzień nad ciepłe morze do Hiszpanii. Emil zarezerwował lot i hotel, a ja kupiłam nowe klapki i kapelusz. Któregoś dnia wrócił jednak zmartwiony i powiedział, że wyjazd musimy na razie odłożyć, ponieważ zmieniły się terminy zawodów.
– Kochanie, polecimy za kilka miesięcy. To są te mniej fajne strony mojej profesji. Muszę być do dyspozycji drużyny i sponsora. Przepraszam cię, kochanie…
Byłam rozczarowana, ale wytłumaczyłam sobie, że nie wyszłam za urzędnika, tylko za sportowca. Emil jest u szczytu kariery i przede wszystkim musi inwestować w swój dorobek. Na przyjemności przyjdzie jeszcze czas.
Dwa tygodnie później wróciłam wcześniej z pracy. Emil miał wolne, był w domu. Pod drzwiami usłyszałam, że podniesionym głosem rozmawia przez telefon. Zdenerwowany obiecywał komuś, że już za chwilę zwróci pieniądze.
Byłam zaskoczona. To Emil ma długi? Kiedy spytałam, całkowicie zbagatelizował sprawę. Powiedział, że ma kolegę z drużyny, strasznego skąpca, od którego kiedyś pożyczył gotówkę w hotelu, ponieważ akurat zepsuł się terminal do kart. Zapomniał oddać, a kolega teraz gwałtownie potrzebuje kasy i zrobił się niecierpliwy. Chodzi o nieistotną zupełnie sumę… Uznałam tłumaczenie za wystarczające i trzy dni później już o wszystkim zapomniałam.
To powinno dać mi do myślenia
Następne zdarzenie powinno stać się dzwonkiem alarmowym, ale niestety, zakochana kobieta zachowuje się, jakby była ślepa i głucha… Zostaliśmy zaproszeni na rozdanie nagród jakiegoś miesięcznika. Gala odbywała się w teatrze, zaplanowano bankiet, a nawet tańce. Proszono o stroje wieczorowe, więc potraktowałam sprawę poważnie – fryzjer, manicure, najlepsza sukienka i torebka.
Zdecydowałam się też na najlepszą część mojej biżuterii, czyli zaręczynowy pierścionek od Emila. Piękna robota, złoto wysokiej próby, cenny kamień. Ale po otwarciu skrzynki z biżuterią, znalazłam tylko puste pudełko. Ponieważ nie wyjmowałam pierścionka i nie było włamania, musiał go wyjąć Emil. Zapytałam o to spokojnie. Mój mąż się trochę speszył, ale bardzo szybko opanował.
– Kocie, wiem, kompletny dureń ze mnie… To miała być niespodzianka. Skarżyłaś się, że jest trochę za ciasny. Dałem do jubilera, żeby poprawił. Nie znoszę, kiedy ludzie zmuszają się do używania kiepskich prezentów, ponieważ nie chcą urazić ofiarodawcy. No, ale już nie zdążę teraz odebrać. Załóż coś innego, a za kilka dni będziesz go miała z powrotem… – zapewnił.
Byłam zła, że tak głupio to załatwił, ale założyłam coś innego i spędziliśmy świetny wieczór, w trakcie którego Emil dostał nawet jakiś dyplom. A za kilka dni faktycznie przywiózł pierścionek. Co prawda nie zauważyłam żadnej różnicy, ale też nie pamiętałam, żebym na niego narzekała. Dałam się jednak łatwo przekonać, że tak właśnie było.
Kiedy Emil poprosił, żebym mu pożyczyła pięćset złotych (jedną czwartą mojej pensji), tłumacząc, że właśnie opóźnia się przelew od sponsora, pobiegłam wyjąć pieniądze z konta. Nie zapytałam, dlaczego nie ma żadnych oszczędności. Nie zapytałam też o nic, kiedy zauważyłam, że Emil sprawdza godzinę w telefonie, ponieważ nie nosi już eleganckiego szwajcarskiego zegarka. Nie zdziwił mnie przeciągający się ponad wszelką normę czas pobytu naszego samochodu w warsztacie. I niezwykła cierpliwość Emila w tej sprawie. Emila, który nawet po papierosy jeździł samochodem. Kto wie, jak długo jeszcze bym o nic nie pytała.
Sytuacja robiła się nieciekawa
W drugim dniu świąt wielkanocnych po wizycie u moich rodziców zostałam sama. Emil wyjechał na zawody, miał wrócić za dwa dni w czwartek. Zrobiłam sobie leniwy dzień, długo spałam, a potem wylegiwałam się, oglądając w telewizji jakieś głupstwa. Dzwonek do drzwi mnie zaskoczył. Otworzyłam.
W drzwiach stało dwóch mężczyzn w skórzanych kurtkach. Zapytali o Emila, więc odpowiedziałam, że pojechał na zawody i wróci w czwartek. Zaoferowałam, że mogę coś przekazać. Mężczyźni spojrzeli po sobie, a jeden odezwał się mało sympatycznym tonem:
– Pani powie, że ma czas do soboty. Do południa ma oddać całe pięćdziesiąt koła albo nie będziemy mogli dłużej być przyjaciółmi. Będzie wiedział, o co chodzi…
Odwrócili się na pięcie i poszli do windy. Zamknęłam drzwi roztrzęsiona. Jestem na tyle bystra, żeby zrozumieć. Za tym, co usłyszałam, kryły się poważne kłopoty, a nawet niebezpieczeństwo. Zaczęłam szybko kojarzyć fakty. Odłożony wyjazd, nerwowy kolega, zaginiony pierścionek, prośba o pożyczkę, brak zegarka, zniknięcie samochodu… I teraz to. Jak mogłam być aż tak ślepa? Emil ukrywał przede mną kolosalne kłopoty finansowe. Wszystko wskazywało, że miał je od dawna.
Przetrząsnęłam jego papiery, szufladę, kieszenie płaszczy. Znalazłam wydruki z banku, debety na kartach, monity, blokady rachunków i kwity z szemranych kas pożyczkowych – z pewnością ściągających lichwiarskie odsetki. Zrozumiałam, że mój mąż sprzedaje i zastawia wszystko, co ma wartość. Zapewne szybkie odzyskanie pierścionka wiązało się z kolejną pożyczką.
Ale znalazłam też coś, co przeraziło mnie chyba najbardziej. Dziesiątki kuponów rozmaitych loterii, zdrapek, zakładów piłkarskich… Każdy człowiek lubi sobie czasem puścić lotka, jak mawiał mój tata. Ale to nie było „czasem”.
Mój mąż był regularnym klientem bukmacherów, kupował kupony garściami… Miałam potworne przeczucie, że widzę jedynie wierzchołek góry lodowej i są rzeczy, o których nawet boję się pomyśleć. Ale chciałam znać całą prawdę i nie umiałam czekać. Musiałam to wiedzieć natychmiast.
Musiałam dowiedzieć się prawdy
Zadzwoniłam do Gośki, mojej siostry. Czasem mnie złości, ale kiedy sytuacja jest naprawdę poważna, można na nią liczyć. Teraz odeszła od świątecznego stołu. Pół godziny później jechałyśmy już jej samochodem w stronę granicy czeskiej do rodzinnej miejscowością Emila. W święta droga była pusta, więc trzy godziny później odszukałam adres, który znałam z dokumentów męża. Drzwi domu typu kostka otworzył mi starszy mężczyzna z oczami Emila. Kiedy się przedstawiłam, widziałam, że zrobiło to na nim piorunujące wrażenie.
– A więc mój syn się ożenił… Nie wiem, co Emil powiedział pani na nasz temat, ale pewnie nic miłego. Pewnie jednak nie przejechała pani przez pół Polski, żeby poznać teściów. Proszę do środka.
Weszłyśmy, a chwilę potem pojawiła się mama Emila, która nie umiała już tak dobrze panować nad emocjami. Rozmowa przy świątecznym stole była trudna i krępująca, ale miała jedną zaletę. Rodzice Emila wyjawili mi prawdę, o której Emil, mój mąż, nigdy mi nie powiedział.
Moje wnioski były trafne. Emil od dziecka miał skłonności do hazardu. Za każde zdobyte pieniądze obstawiał zakłady, grał z kolegami na pieniądze w karty, kapsle i kamienie. To mogły być drobne kwoty, ale bez tego żadne gry go nie cieszyły. Kiedyś wyrzucono go za to z harcerskiego obozu. Ponieważ – co mogłam potwierdzić – Emil nigdy nie miał skłonności do żadnych używek, rodzice długo traktowali to jako młodzieńczą głupotę. Kiedy w końcu zrozumieli, że chodzi o poważne uzależnienie, ich syn był już dorosły i grał o poważne stawki na wyścigach konnych, w kasynie i w pokera…
– Przecież jest taki zdolny, może mieć dość pieniędzy. Błagaliśmy, żeby przestał, żeby poszedł się leczyć. Wolał zerwać z nami kontakty. Nie zaprosił na ślub, ponieważ przestraszył się, że się pani dowie. Tu zresztą wszyscy o tym wiedzą.
Matka Emila ukryła twarz w dłoniach.
– Niech pani się nie łudzi, że on przestanie z miłości do pani – dodał ojciec.
– Jeśli będzie miał choć złotówkę, postawi znowu. Przestanie, jak dojdzie do ściany. Jak zrozumie, że albo on, albo hazard, czyli nieprędko. Najlepiej zrobiłaby pani, odchodząc od niego. Jest pani młoda, niech pani nie marnuje sobie życia.
Pomyślałam, że nie wiedzą, jak blisko jest już ta ściana. Pewnie Emil miał już zakaz wstępu do oficjalnych kasyn, ale w pokera można grać wszędzie, tyle że głównie z gangsterami. I to właśnie oni zaczęli pukać do naszych drzwi. Dotarło do mnie, że jeżeli nie odda im pieniędzy, to nie wróci z następnych zawodów, a ja zostanę wdową.
– Kama, jego rodzice mają rację – powiedziała Gośka w samochodzie. – Powinnaś uciekać. On musi natychmiast zacząć chodzić na terapię.
A pójdzie tylko wtedy, kiedy przeżyje szok. Może mu go zafundują ci dwaj panowie, choć nie wiem, czy potem będzie się jeszcze do czegokolwiek nadawał.
Postanowiłam go ratować
Następnego dnia po nieprzespanej nocy pojechałam do banku. Zerwałam lokatę na czarną godzinę, założoną po sprzedaży kawalerki. Wystarczyłoby na uregulowanie nieszczęsnego długu Emila i żeby się potem upić. Był moim mężem i kochałam go. Powiedziałam sobie, że muszę go teraz ratować, a potem pomyślę, co dalej.
Wtorek i środa ciągnęły się koszmarnie. Emil się nie odzywał, ale mieliśmy taką umowę. W trakcie zawodów musiał być skoncentrowany. W czwartek nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Czekała mnie trudna rozmowa. Postanowiłam, że nie będę niczego ukrywała. Powiem nie tylko o gangsterach, ale też o tym, co znalazłam w domu, o odkryciu kłamstw, wizycie u rodziców. I że spłacę dług, jeśli przysięgnie, że już nigdy więcej w nic nie zagra.
Emil miał przyjechać około szóstej po południu. Koło ósmej zaczęłam się niepokoić. Zaczęłam do niego wydzwaniać. Telefon nie odpowiadał.
O dziewiątej nie miałam wątpliwości, że stało się coś złego. Czekałam do rana. Rano wezwałam taksówkę i pojechałam do siedziby związku. Miły pan sekretarz był zaskoczony moim pytaniem.
– Ale o jakich zawodach pani mówi? – zapytał. – Owszem, będą mistrzostwa Europy, ale dopiero za trzy tygodnie. W Czechach. Argentyna? Nie, ja nawet nie wiem, czy tam w ogóle gra się na odpowiednim poziomie…
Wracałam do domu, kiedy przyszedł ten SMS. Czytałam ze trzy razy, zanim dotarł do mnie sens tej wiadomości
Kochanie, wybacz mi. Musiałem wyjechać, żeby zostawić za sobą kłopoty i zacząć wszystko od nowa. Wiem, że chcesz, żebym był szczęśliwy. Urządzę się tutaj i liczę, że kiedyś do mnie przyjedziesz. Twój na zawsze Emil.
Nie powtórzę słów, które chciałam wykrzyczeć i myśli, których wolałabym nigdy nie pomyśleć… Mój książę okazał się najgorszym rodzajem kłamcy, oszusta, gnoja i sukinsyna. Boże, jak mogłam być tak naiwna?! Miałam tylko kilka godzin, żeby się spakować i wynieść z apartamentu. Klucze po prostu zostawiłam w zamku, żeby następnego dnia gangsterzy nie budzili sąsiadów, kopiąc w drzwi.
Gośka przyjęła mnie do siebie. Pieniądze ze sprzedaży pierścionka zainwestowałam w siebie – w zawodowy kurs, który pozwolił mi trochę lepiej zarabiać. Ale będę potrzebowała sporo czasu, żeby znów zaufać mężczyźnie.
Czytaj także:
„Moja przyjaciółka jest ślepo zakochana w oszuście, który chce ją okraść. Dla jego maślanych oczu skoczy nawet w ogień”
„Oszust podnajął mi cudze mieszkanie. W domu było pełno rzeczy, jedzenie w lodówce, a mnie nie zapaliła się żadna lampka”
„Moja żona ma chyba siano zamiast mózgu. Wystarczył jeden telefon oszusta i wyjęła z banku wszystkie nasze oszczędności”