„Oszust podnajął mi cudze mieszkanie. W domu było pełno rzeczy, jedzenie w lodówce, a mnie nie zapaliła się żadna lampka”

Podpisałem pakt z diabłem dla awansu fot. Adobe Stock, Paolese
„– Umowa? Nie było żadnej umowy… Wynajem wychodził tanio, więc nie żądałem… – A chociaż jakiś kwitek? Przecież chyba nie dał mu pan pieniędzy na gębę? – spytał policjant. Milczałem. Dopiero teraz do mnie dotarło, jak zostałem omotany. Wynajmujący opowiadał, jak to nie zawiera umów, bo to prostsze dla obu stron”.
/ 30.07.2023 13:15
Podpisałem pakt z diabłem dla awansu fot. Adobe Stock, Paolese

Poczułem ulgę, kiedy zostałem sam w kawalerce. Była całkiem spora jak na taki lokal, w dodatku z normalną osobną kuchnią, a nie jakąś ciemną klitką. W porównaniu z tym, co oglądałem wcześniej, wydawała się wręcz luksusowa, a w każdym razie była bardzo przyzwoita. W dodatku w pełni umeblowana. Zdziwiło mnie tylko, że w szafach są ubrania, a w przedpokoju stoją buty.

To poprzedniego najemcy – wyjaśnił miły mężczyzna w średnim wieku. – Zabierze wszystko w ciągu paru dni. Mam nadzieję, że taka mała niedogodność pana nie zniechęci.

Prawdę mówiąc, naprawdę niewiele rzeczy mogło mnie zniechęcić, bo potrzebowałem mieszkania na już. Tymczasem w przypadku wielu ofert trzeba było czekać tydzień, a czasem nawet miesiąc, aby się wprowadzić.

– Nie ma problemu – odpowiedziałem. – Ten pan mówił, kiedy i w jakich godzinach przyjdzie? Żebym mógł mu otworzyć.

O to może się pan nie martwić – padła odpowiedź. – Zadzwoni do mnie, że jest gotów zabrać rzeczy, a ja przyjadę z kluczami.

To wydawało mi się bardzo rozsądne rozwiązanie

Właściciel najwyraźniej miał doświadczenie w takich sprawach. I dobrze, bo najgorzej mieć do czynienia z amatorem. Zanim dorobiliśmy się z żoną własnego mieszkania, wynajmowaliśmy różne lokale. Najbardziej uciążliwi byli wynajmujący, którzy udostępniali lokale incydentalnie, przy okazji, bo akurat były wolne przez jakiś czas. Tacy ludzie wtrącali się we wszystko, mieli ewidentnie wrażenie, że mają prawo się szarogęsić. A teraz na stare lata przyszło mi znów zdać się na wynajem…

– Bardzo dobrze – podsumowałem. – Rozumiem zatem, że mogę zamieszkać tutaj już od dzisiaj?

– Oczywiście, po uiszczeniu stosownej kaucji – uśmiechnął się.

To była najbardziej bolesna część operacji. Musiałem zapłacić za pół roku z góry, a to oznaczało, że ogołociłem swoje tajne konto prawie ze wszystkich oszczędności. O tym koncie żona nic nie wiedziała, inaczej zażądałaby, żebym oddał jej połowę tego, co tam przez ostatnie dwa lata uzbierałem. Jak do tego podszedłby sąd, to już inna sprawa, ale nie zamierzałem ryzykować. Tyle dobrego, że kawalerka była tańsza prawie o jedną trzecią niż inne lokale podobnej wielkości. Według tego, co mówił właściciel, większość roku spędzał za granicą i bardziej niż na wyśrubowanej cenie zależało mu, żeby lokator spełniał określone wymagania.

– Nie chcę wynajmować jakimś młodziakom, a potem odbierać telefony, że imprezują albo coś się stało, kogoś zalali i takie tam. Już kiedyś musiałem pilnie wracać z Antwerpii, bo dwóch studentów urządziło sobie tygodniowe bajabongo. Sprzątania było na trzy dni. Oczywiście z miejsca wylecieli, ale co kłopot, to kłopot.

– Ja imprez nie zamierzam urządzać – zapewniłem.

– Pan ma już swoje lata – odparł – z pewnością się pan wyszumiał.

Zapłaciłem i zostałem sam. Na razie nie wypakowywałem plecaka i neseseru, wolałem poczekać, aż poprzedni najemca zwolni szafy i półki, wtedy je umyję i dopiero się rozłożę. Zamierzałem spędzić tutaj na pewno dłuższy czas, w tej chwili nieokreślony. Nie miałem pojęcia, jak ułoży się moje życie, kiedy wreszcie rozwód dobrnie do końca. Na razie nie zapowiadało się na jakieś inne wielkie zmiany. Dotychczasowych już mi wystarczyło… Ku mojemu zaskoczeniu w lodówce było całkiem sporo jedzenia, zupełnie jakby dotychczasowy najemca wcale nie zamierzał się wynosić. W każdym razie ja z tych rzeczy skorzystać nie mogłem. Poszedłem więc do sklepu, kupiłem coś na kolację. Następnego dnia nie szedłem do pracy, była sobota, więc sporą część nocy spędziłem przed telewizorem. Przyzwyczajałem się powolutku do nowego miejsca. Przespałem się na kanapie, przykryty kocem, który zabrałem ze sobą przy wyprowadzce.

Nie zamierzałem kłaść się w cudzej pościeli

Niewiele miałem ulubionych przedmiotów, ale ten koc do takich należał. Kojarzył mi się z bezpieczeństwem i szczęśliwymi chwilami. Obudziłem się po ósmej i postanowiłem wstać, sam nie wiem dlaczego, przecież mogłem jeszcze spokojnie poleżeć. Ledwie umyłem zęby i nastawiłem czajnik, zazgrzytał klucz w zamku. Czyżby właściciel z wyprowadzającym się człowiekiem? Ale powinien chyba zadzwonić i mnie uprzedzić. Jednak mężczyzna, który wszedł do mieszkania, nie był właścicielem. Czyżby mój poprzednik zjawił się sam?

– Pan po rzeczy? – spytałem uprzejmie.

Wytrzeszczył na mnie oczy.

– Jakie rzeczy? Co pan tu robi, do cholery?!

– Ja?! – zdumiałem się. – Co pan tutaj robi?

– Mieszkam – odparł krótko, a mnie po prostu zamurowało.

– Wynajmuje pan ten lokal? – wydukałem po dłuższej chwili.

– To moje mieszkanie! – odparł z oburzeniem. – Po prostu tutaj mieszkam!

Czułem się, jakbym dostał pałką w głowę i ocknął się w nowej rzeczywistości na innym świecie. Co tu się wyprawiało?!

– Niech pan posłucha – starałem się zachować spokój. – Wczoraj wynająłem to mieszkanie od właściciela…

To ja jestem właścicielem! – mężczyzna wszedł mi w słowo.

– No to od człowieka, który podawał się za właściciela. Miał klucze od tego mieszkania, dostałem od niego komplet… To kim niby był, jeśli nie właścicielem?

– Panie – odparł z groźną miną – klucze to mam akurat ja! Fakt, że ostatnio jedne zgubiłem i nie zdążyłem jeszcze… – mówił coraz wolniej.

Zamilkł, spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.

– Cholera, może wcale ich nie zgubiłem tylko jakiś drań mi ukradł? Ale skąd wiedział, gdzie mieszkam?

Mógł potem pana obserwować – podsunąłem.

Byłem tak zaskoczony, że paradoksalnie zachowywałem względny spokój.

– No tak, mogło tak być… – mruknął. – Ale to nie zmienia faktu, że to mój dom i nie ma pan czego tutaj szukać.

Nie miałem wyjścia, musiałem się wynieść

Gość był na swoim, udowodnił mi to, mówiąc, co gdzie jest. Bez wątpienia zamieszkiwał ten lokal od długiego czasu. Wlokłem się ulicą z plecakiem i neseserem w ręku. Nie miałem dokąd pójść. To znaczy wciąż jeszcze byłem zameldowany w naszym mieszkaniu, miałem prawo wrócić i pomieszkać jeszcze trochę z coraz bardziej byłą żoną, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Co robić? Przecież… W tej chwili uświadomiłem sobie, że przepadła moja kaucja! Nie mogłem przecież zażądać jej zwrotu od prawowitego właściciela. Tylko jak znaleźć tego skurczybyka, który mnie oskubał? Oczywiście jego komórka nie odpowiadała, być może zmienił nawet kartę, bo odbijałem się od poczty głosowej. Może tą drogą uda się go namierzyć? Przecież przy zakupie karty trzeba się zarejestrować. Pytanie tylko, czy posługiwał się prawdziwym dowodem? Poza tym bez trudu można znaleźć jakiegoś dziadka, który za flaszkę taniego wina dopełni formalności. Wiedziałem to z programów kryminalnych.

Ochłonąłem nieco, usiadłem na ławce przystanku autobusowego, żeby odsapnąć. Gdyby Adam nie wyjechał na wymianę z Francuzami, mógłbym się przytulić u niego chociaż na parę dni. Ale wracał dopiero za kilka miesięcy. I nagle dotarło do mnie, że coś tutaj jest nie tak. Jak to możliwe, że koleś, który mi wynajął mieszkanie, działał tak swobodnie? Skoro nie był prawdziwym właścicielem, musiał się liczyć z tym, że prawowity posiadacz wróci w każdej chwili. Oczywiście, mógł wiedzieć, że tamtego nie ma akurat w domu, ale ogłoszenie wystawił dwa dni przed naszym spotkaniem, a gość, który wrócił, nie miał bagażu, czyli nigdzie dalej nie wyjeżdżał… Już wiedziałem, gdzie natychmiast powinienem się udać. Kwadrans później siedziałem na posterunku przed biurkiem starszego aspiranta i składałem zeznanie. Potraktował skargę bardzo poważnie, ale...

Nie wydawał się być zaskoczony moją historią

– Takie rzeczy się zdarzają – rzekł. – Może niezbyt często, ale jednak. Ta mi się kojarzy z pewnym oszustem, ale to by znaczyło, że sprawa jest faktycznie nieco bardziej skomplikowana niż proste wyłudzenie.

– To znaczy, że dobrze mi się wydaje, że ci dwaj goście mogą być w zmowie? Naganiacz i właściciel?

– Albo ktoś grający rolę właściciela. Zaraz sprawdzimy, kto tam jest zameldowany i do kogo lokal należy.

Właściciel mieszkania miał sporo na sumieniu Ustalenia nie trwały długo, okazało się, że właścicielem jest pan Mateusz. To się zgadzało, tak mi się przedstawił mężczyzna, który mnie wyprosił. Jednak policjant zdradził mi, że gość ma całkiem sporo grzeszków na sumieniu, w tym kradzieże, oszustwa i kilka odsiadek.

Facet nie wygląda na kryminalistę – zauważyłem naiwnie.

– A panu się wydaje, że jak powinien wyglądać oszust? – spytał starszy aspirant. – Przecież gdyby miał gębę jak bandyta, świdrowate oczka, nikt by mu nie zaufał. Z reguły to zupełnie normalnie prezentujący się ludzie, w dodatku szalenie często ze sporym urokiem osobistym. Właśnie to im ułatwia omotanie ofiary.

Zacisnąłem zęby.

– Cholera, ale dałem się nabrać – westchnąłem po chwili milczenia.

– Nie pan pierwszy i, niestety, na pewno nie ostatni – odparł policjant. – Świat jest pełen takich typów, a trudno normalnemu człowiekowi zakładać, że padnie za chwilę ofiarą przestępcy. Nie ma co siedzieć, jedziemy.

Po kilkunastu minutach stałem wraz ze starszym aspirantem i dwoma mundurowymi pod drzwiami feralnego mieszkania.

– Otwieraj, Mateusz! – zawołał policjant i po raz trzeci załomotał w drzwi.

– Momencik, momencik! – rozległo się wreszcie po drugiej stronie. – Tylko się ubiorę!

Rzeczywiście, po chwili drzwi się uchyliły.

– Prysznic brałem – oznajmił znany mi już mężczyzna. – To nie może zaczekać?

– Wpuścisz nas czy będziesz błaznował? – odpowiedział pytaniem starszy aspirant. – Bo mogę się zacząć irytować.

– Cóż, na władzę nie poradzę – odparł lakonicznie facet, udowadniając tą kwestią, że oglądał „Vabank”.

Otworzył drzwi

– O co chodzi?

– Ten pan przyszedł ze skargą na ciebie. Podobno oszukałeś go do spółki z jakimś swoim kolesiem. Może z Mrówką? Pasowałby do opisu.

– Ja?! – oszust wytrzeszczył oczy tak samo jak wtedy, kiedy mnie zobaczył.

Niezły był z tym zaskoczeniem.

– W życiu nie widziałem tego pana. To musi być jakaś pomyłka!

W życiu mnie nie widziałeś?! – zrobiłem krok do przodu, ale jeden z mundurowych zagrodził mi drogę, więc stanąłem. – Dwie godziny temu wyrzuciłeś mnie z mieszkania, za które zapłaciłem za pół roku z góry!

– Ja nie mam żadnych pańskich pieniędzy – odparł. – W ogóle pierwszy raz się z panem spotykam, więc proszę mnie nie tykać.

– Mówiłem, żebyś nie błaznował, kolego – rzucił aspirant.

Staliśmy w pokoju na tyle niedużym, że pięciu dorosłych facetów wypełniało go prawie w całości.

– Oddaj panu pieniądze, to będzie dla ciebie pomocne podczas rozprawy.

– Jakiej rozprawy? – oburzył się oszust. – Nic nie zrobiłem, więc niby dlaczego mam wylądować w sądzie?

Czyli nie widziałeś tego pana? – upewnił się starszy aspirant.

– W życiu! Może na ulicy go kiedyś mijałem, ale nie pamiętam.

– Niech pan pokaże tę umowę, którą zawarł pan z rzekomym właścicielem – zwrócił się do mnie policjant.

– Umowę? – zacukałem się i przełknąłem ślinę. – Nie było żadnej umowy… Wynajem wychodził tanio, więc nie żądałem…

– A chociaż jakiś kwitek? – spytał starszy aspirant. – Przecież chyba nie dał mu pan pieniędzy na gębę.

Milczałem

Dopiero teraz do mnie dotarło, jak zostałem omotany. Wynajmujący opowiadał, jak to nie zawiera umów, bo to prostsze dla obu stron.

– Mieliśmy podpisać taki rachunek, ale dopiero w przyszłym tygodniu – wymamrotałem. – Nie przypuszczałem, że tak mnie wyrolują.

Nikogo nie wyrolowałem! – oświadczył uroczyście Markowski. – To ten człowiek jest jakimś oszustem i próbuje ode mnie wyłudzić pieniądze, rzucając bezpodstawne oskarżenia!

Zatkało mnie, spojrzałem na policjantów. Mundurowi stali nieruchomo, a starszy aspirant przyglądał się uważnie oszustowi.

– Bardzo sprytnie, Mati – powiedział. – Widzę, że się rozwijasz. Poprzednim razem nie byłeś taki cwany.

– Poprzednim razem udowodniono mi winę – odparł z uśmiechem Mateusz. – Ale teraz próbuje mi się coś wmówić. Czy mogę wnieść skargę na tego człowieka za naruszanie mojego dobrego imienia?

Policjant aż pokręcił głową z niedowierzaniem na jego tupet.

– Mateuszku – powiedział miękko. – Nie przeginaj, dobrze? Pewnie, że możesz wnieść skargę, ale nawet ty nie jesteś chyba aż tak bezczelny?

– Kto tu jest bezczelny… – zaczął, ale starszy aspirant uciszył go machnięciem ręki.

Da Bóg, jeszcze wpadniesz albo zasypie cię pomagier.

– Czy mogę już zostać sam? – zapytał przestępca z bezczelnym uśmiechem. – Chciałbym dokończyć czynności higienicznych. Głupio mi tak w samym szlafroku…

Pieniędzy nigdy nie odzyskałem. Wprawdzie policja prowadziła dochodzenie w związku z moją skargą, ale nie było najmniejszego dowodu, że padłem ofiarą oszustów, nie istniał nawet najmniejszy ślad, że w ogóle przebywałem w kawalerce, którą Mateusz odziedziczył po matce. Wyszedłem na durnia, straciłem sporo pieniędzy i zostałem z niczym. Nauczyło mnie to jednego – że warto zapłacić więcej, ale zabezpieczyć się umową, i jeśli to możliwe, zawierać ją przy świadkach, a najlepiej u notariusza.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA