Poznaliśmy się z Łukaszem na studiach i od razu zaiskrzyło. Podczas wypadów na piwo z kolegami i koleżankami z roku zawsze siadaliśmy blisko siebie i rozmawialiśmy praktycznie tylko ze sobą. Czasem się wygłupialiśmy, czasem flirtowaliśmy, a czasem dyskutowaliśmy na poważne tematy.
Było między nami pełne swobody porozumienie, jakbyśmy znali się od zawsze, a zarazem ekscytujące zauroczenie, które możliwe jest tylko na początku znajomości. Myślałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Nigdy wcześniej niczego takiego nie czułam. Nikt inny tak bardzo mi się nie podobał i fizycznie, i mentalnie.
Szybko mu się znudzi...
Dlatego bardzo mocno przeżyłam fakt, gdy w drugim semestrze Łukasz zaczął się spotykać z jakąś licealistką. Kiedy pierwszy raz przyszedł z nią na imprezę, uznałam naiwnie, że nie muszę się nią przejmować.
Tleniona blondynka, w mini ledwo zakrywającej tyłek, z tandetnymi tipsami. Panienka, która nie miała nic mądrego do powiedzenia, potrafiła tylko robić słodkie minki i piskliwie chichotać. Żadna poważna konkurencja.
Jednak mijały tygodnie, miesiące… a on z nią nie zrywał. Przeciwnie, zdawało się, że jest w niej coraz bardziej zakochany. Dużo mi o niej opowiadał i radził się, jak z nią postępować. Jakbym miała jakieś pojęcie o takich dziuniach…
– Jesteś moją najlepszą kumpelą – zapewniał mnie gorąco. – I kobietą przy okazji. Więc kogo jak nie ciebie mam zapytać?
No więc – niech to szlag – zagryzłam zęby i grałam rolę dobrej kumpelki. Doradzałam mu, co ma jej kupić na imieniny, jak ma ją przeprosić po kłótni, do jakiego modnego klubu zabrać, jak odnosić się do jej matki, i tym podobne.
Przecież nie jestem masochistką
Dużo mnie to kosztowało, ale nie prowadziłam podwójnej gry. Nigdy celowo nie dałam mu złej wskazówki, nigdy nie próbowałam ich skłócić. Po pierwsze, dlatego że był moim przyjacielem. Po drugie, dlatego że to byłoby poniżej mojej godności.
Nie zamierzałam go podstępnie odbijać. Uznałam, że poczekam, aż to dziwaczne uczucie samo się w nim wypali. Wciąż nie mogłam pojąć, co on w niej widzi.
Może zazdrość mnie zaślepiała, ale naprawdę nie rozumiałam. No okej, była ładna i zgrabna, faceci się za nią oglądali, ale poza tym była próżna, niemądra i płytka jak kałuża.
Kiedy Łukasz obchodził rocznicę związku ze swoją Sarenką (tak ją nazywał), coś we mnie pękło. Pomagałam mu wybierać bieliznę erotyczną w prezencie dla tamtej. Czy ja byłam jakąś masochistką?
Potem go uściskałam, życzyłam mu dobrej zabawy i wróciłam do siebie. Siedziałam na łóżku i wyobrażałam sobie romantyczny wieczór Łukasza i Sarenki. Świece, muzyka, kolacja, a na deser…
Cholera! Oni się migdalą, a ja siedzę w domu i torturuję samą siebie obrazami ich nagich ciał.
Dość tego. Dość!
Zbuntowałam się i zaczęłam umawiać się na randki. Po paru totalnie nieudanych doświadczeniach znalazłam sobie dobrego, porządnego chłopaka. Paweł był inteligentny, odpowiedzialny, bez skłonności do szaleństw.
Studiował prawo. Lubiłam go, ceniłam, czułam się przy nim bezpieczna i dowartościowana, wierzyłam, gdy mówił, że jestem piękna, że mnie kocha i że się mną zaopiekuje. Cały kłopot w tym, że nie wzbudzał we mnie tych emocji, jakie potrafił rozbudzić Łukasz jednym rzuconym od niechcenia komplementem.
Straciłam dziewictwo z Pawłem i nie żałuję, bo miał doświadczenie, był delikatny i namiętny zarazem, poprowadził mnie na szczyt, ale… kochając się z nim, wyobrażałam sobie, że robię to z Łukaszem.
Potem również mi się zdarzało. Wiem, to nie było w porządku. Nie powinnam go oszukiwać, traktować jak zamiennika, jednak wmawiałam sobie, że skoro wydaje się szczęśliwy, to go nie krzywdzę.
I w efekcie sama na siebie zastawiłam pułapkę, bo Paweł, poważnie myślący o przyszłości i o naszym związku, angażował się coraz bardziej. Przedstawiał mnie przyjaciołom i rodzinie, przebąkiwał coś o ślubie i dzieciach. Zbywałam go, mówiąc, że to nie pora, skoro oboje jeszcze studiujemy, że za wcześnie.
Czemu nie byłam bardziej zdecydowana? Czemu pozwalałam mu w to brnąć, snuć plany, wierzyć, że mamy wspólną przyszłość? Z wygody? Ze strachu? Z litości? Pewnie ze wszystkiego po trochu. Naprawdę go lubiłam, ale powinnam też bardziej go szanować.
Nie zasługiwał, bym traktowała go jak parasol ochronny przed samotnością, jak wyjście awaryjne i jak spokojną przystań, w której czekałam na tego jedynego. Bo wciąż nie traciłam nadziei, że Łukasz w końcu dostrzeże we mnie kobietę, a nie tylko przyjaciółkę, i zrozumie, że jesteśmy sobie pisani.
Oto nadeszła moja szansa na szczęście
Kiedy stał się cud i Sarenka rzuciła Łukasza, niemal wpadałam w euforię. Było mi tak lekko, tak wspaniale, tak niebiańsko! Oto nadeszła moja szansa na szczęście. Muszę ją tylko chwycić.
Nie okazywałam swojej radości przy załamanym Łukaszu. Pocieszałam go, wspierałam, licząc, że przejdę gładko od roli pocieszycielki do roli ukochanej. By nie czuł presji, by dać mu czas na zakochanie się we mnie, nie zerwałam z Pawłem.
To byłoby zbyt oczywiste. Nie chciałam, by się domyślił, jak bardzo za nim szaleję, a będąc oficjalnie w związku, stawałam się bardziej wiarygodna w roli przyjaciółki.
I chyba przekombinowałam. Łukaszowi w zupełności wystarczyło wypłakiwanie się i żalenie na moim ramieniu, wspólne topienie jego smutków w piwie.
Całkiem możliwe, że to dzięki mnie tak szybko otrząsnął się po rozstaniu, ale w podzięce nie wziął mnie w ramiona i nie zasypał pocałunkami, nie zrozumiał, że beze mnie nie może żyć. Pozbierał się do kupy i… zakochał się w innej. Nie we mnie!
Sama nie wiem, czy bardziej byłam w szoku czy w rozpaczy. I właśnie ten czas najgorszy z możliwych wybrał sobie Paweł, by mi się oświadczyć. W trakcie romantycznej kolacji w drogiej restauracji. Bez ustalania konkretnej daty, za to z pierścionkiem z diamentem.
– Nie proszę, byś wyszła za mnie dziś, za miesiąc czy nawet za rok, po prostu uczynisz mnie najszczęśliwszym z ludzi, jeśli się zgodzisz zostać kiedyś moją żoną.
Po co mi była ta szczerość?
Cały on: klasa i szyk. Tylko pora nietrafiona. Choć to akurat nie była jego wina, bo żadna nie byłaby odpowiednia. Jak mogłam się zgodzić wyjść za Pawła, skoro beznadziejnie kochałam się w Łukaszu?
Może gdybym umiała wybić sobie z głowy tę jednostronną, niespełnioną miłość, to potrafiłabym dać uczciwą szansę mojemu związkowi z Pawłem. Pozwoliłabym sobie na obdarzenie go gorętszym uczuciem i może coś by z tego wyszło. Ale w obecnej sytuacji?
Przytłoczona jego oczekiwaniami i nadziejami, ze złamanym przez Łukasza sercem, miałam ochotę wyć i kogoś zranić w odwecie za mój ból. Dostało się Pawłowi, choć on najmniej tu zawinił. Jak nigdy wcześniej zdobyłam się na brutalną szczerość. Zdecydowanym gestem odsunęłam pudełeczko z pierścionkiem.
– Przepraszam, ale nie wyjdę za ciebie. Nigdy. Lubię cię, może nawet na swój sposób kocham, ale nie dość, by zostać twoją żoną. Nie bylibyśmy szczęśliwi, bo… kocham Łukasza i chyba zawsze będę go kochać. To on jest moją pierwszą i ostatnią miłością. Przepraszam.
Powiedziałam to. Na głos. Wyznałam moją skrywaną od lat tajemnicę. Szkoda tylko, że przed mężczyzną, który właśnie mi się oświadczył i na pewno nie zasłużył sobie, by w takich okolicznościach poznać prawdę. Zaserwowaną bez żadnego ostrzeżenia.
Ale może to jego wina, że nie miał żadnych podejrzeń, że niczego się nie domyślał? Czy miłość naprawdę jest aż tak ślepa? Teraz oboje cierpieliśmy. Oboje mieliśmy wielki żal i złamane serce.
Paweł patrzył na mnie ze zmartwiałą twarzą. Otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć i wciąż się wahał. Wreszcie usłyszałam:
– Nie wybaczę ci.
Bez krzyków, złorzeczeń, bez pytań, błagań, żądania wyjaśnień. Do końca z klasą, manierami. Choć wolałabym awanturę pełną przekleństw i słusznych wyrzutów niż te słowa. Były jak wyrok i odczułam je niczym uderzenie, niczym swego rodzaju koniec świata. Bo to właśnie Paweł zerwał ze mną i ze wszystkim, czym mogłam być w jego życiu.
I nagle odczułam żal…
I pomyślałam, że może popełniłam największy błąd w życiu. Gdzieś kiedyś usłyszałam albo przeczytałam, że uganiając się za niedościgłym marzeniem, tęskniąc za czymś, czego nie możemy mieć, tracimy z oczu teraźniejszość i nie doceniamy tego, co już mamy. Czyżbym to właśnie robiła?
Paweł wyniósł się na parę dni do kolegi, dając mi czas i przestrzeń na spokojne spakowanie się i wyprowadzkę z jego mieszkania. Nie chciał mnie krępować swoją obecnością. Nawet teraz umiał się zachować, bardziej dbając o moje uczucia niż o własne.
Moje koleżanki pukały się w głowę, a mama załamywała ręce. Zostałam więc całkiem sama. A Łukasz? Był zbyt zaabsorbowany swoją nową miłością, by mieć czas na pocieszanie mnie po rozstaniu z Pawłem.
Nie odwdzięczył mi się, nie zrewanżował za moją pomoc. No tak, przecież mnie nie kochał. Zwątpiłam nawet, czy w ogóle jest moim przyjacielem czy raczej… wampirem energetycznym. Chyba po prostu odpowiadał mu układ, w którym ja dawałam, a on tylko brał. Zawsze byłam pod ręką, na zawołanie, na telefon…
Postanowiłam zerwać z nim kontakt, co udało się nadspodziewanie łatwo: wystarczyło kilka razy wykręcić się od spotkania, parę razy nie odebrać telefonu… i już. Nie nalegał. Może nie chciał się narzucać, a może wcale nie byłam dla niego kimś ważnym i dlatego bez żalu wykreślił mnie ze swojego życia.
Sądziłam, że raz złamanego serca nie da się bardziej zgruchotać. A jednak… Wyjechałam do innego miasta, na drugi koniec Polski, żeby być jak najdalej od niego, od mężczyzny, który wysysał ze mnie siły, nadzieję, miłość.
Było miło, ale…
Starałam się żyć swoim życiem i nie myśleć o Łukaszu. Ani o Pawle. Spotykałam się z różnymi mężczyznami, ale w żadnym nie potrafiłam się zakochać moim posklejanym sercem. Żaden nie budził we mnie takich emocji jak Łukasz. Przy żadnym nie czułam się choć w połowie tak komfortowo jak przy Pawle.
Aż całkiem niedawno wpadliśmy na siebie z Łukaszem na ulicy. Strasznie się ucieszył na mój widok. Naturalnym gestem mnie objął, przytulił i mocno uściskał. Pewnie nawet by mnie pocałował, gdybym nie odwróciła głowy.
Bałam się tego, bo zalały mnie wszystkie tłumione dotąd uczucia. Umówiliśmy się na piwo. Bezpiecznie, w pubie. Po jednym, drugim okazało się, że nadal świetnie nam się gada, że dalej jest między nami chemia, to niesamowite połączenie swobody i zauroczenia.
Czas niczego nie zmienił. Tyle że tym razem przyjacielskie pijaństwo skończyło się u mnie w domu, w moim łóżku. Seks był… przyjemny, ale – może z powodu nadmiaru procentów – bez magii.
Prawdę powiedziawszy, czy na trzeźwo, czy po po alkoholu, nie spotkałam dotąd lepszego kochanka niż Paweł. Może magia pojawia się wtedy, kiedy mężczyźnie na tyle zależy na kobiecie, by także w łóżku się o nią troszczyć, by na nią czekać, by przedkładać jej potrzeby ponad własne? Nigdy już się nie dowiem.
Natomiast Łukasz przeżył olśnienie...
– Kocham cię – powiedział po wszystkim, gdy leżeliśmy w łóżku.
Nazajutrz zaś powtórzył:
– Chyba zawsze cię kochałem, tylko o tym nie wiedziałem. Musiałem dojrzeć do tego uczucia.
Czekałam na te słowa sześć długich lat, ale kiedy je wreszcie usłyszałam… sama nie wiem… Jakoś nie zrobiły na mnie spodziewanego wrażenia.
On chce ze mną być, a ja się waham. Mój sen się spełnił, a ja się zastanawiam, co by było, gdybym tak przypadkiem wpadła na Pawła. I na samą myśl o tym moje serce przyspiesza. Nigdy nie mów nigdy. Nigdy nie mów zawsze.
Zmieniamy się, mądrzejmy wraz z doświadczeniami, nasze uczucia też ewoluują. Może ja też musiałam dojrzeć do miłości? Takiej realnej, a nie mylonej z zauroczeniem. A może Łukasz kazał mi na siebie za długo czekać? Nadal go kocham, ale już tylko jako kumpla, bo moją romantyczną miłość do niego zdusiły żal i pretensje.
A może jako dziecko rozwiedzionych rodziców od początku bałam się zaangażowania i dlatego wolałam mrzonki o nieosiągalnym facecie niż pracowanie nad realnym związkiem, i bycie z kimś prawdziwym? Takim jak Paweł. Tyle niewiadomych…
Może powinnam do niego zadzwonić? Może nadal ma ten sam numer? Może odbierze i się nie rozłączy, gdy usłyszy mój głos? Jeśli jest wolny, to może da mi drugą szansę? Może jego „nigdy ci nie wybaczę” już się przedawniło?
Czytaj także:
„Moja uczennica była blada, chuda i wiecznie zmęczona. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciała ze mną rozmawiać”
„Chciałam przekupić majstra domowymi obiadkami, ale on na widok miski wzdrygał się z obrzydzenia. Jestem złą kucharką?"
„Najlepszy przyjaciel uwiódł mi narzeczoną przed ślubem. Ale los z niego zadrwił, nie cieszył się szczęściem zbyt długo”