„Chciałam przekupić majstra domowymi obiadkami, ale on na widok miski wzdrygał się z obrzydzenia. Jestem złą kucharką?"

Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, JENOCHE
„Myślałam, że na jego widok panu Alkowi roześmieją się oczy, ale on tylko stęknął ciężko. Obawiałam się trochę, że skoro nie był zadowolony z moich poczęstunków, to i swoją robotę wykona nie dość dokładnie. Bo jak chłop głodny, to zły i do pracy nie skory”.
/ 12.06.2022 11:30
Przemęczona kobieta fot. Adobe Stock, JENOCHE

– To jest naprawdę świetny fachowiec – Ela rozpływała się wprost w pochwałach swojego szwagra. – Zrobi ci łazienkę jak z żurnala i nie jest drogi.

– A kiedy mógłby zacząć? – spytałam.

– Trochę jest zawalony robotą – odparła koleżanka. – Ale jakoś się z nim dogadasz, to jest facet, który lubi dobrze zjeść, poczęstuj go tym swoim bigosem, to na wszystko się zgodzi.

Odetchnęłam z ulgą. Z karmieniem pana majstra nie będzie problemu, lubiłam gotować. A ponieważ szwagier koleżanki miał przyjść następnego popołudnia, żeby oszacować zakres robót w moim mieszkaniu, od razu po pracy zabrałam się za przygotowanie tego bigosu, zawsze wychodził mi, że palce lizać.

No cóż, pan Alek miał apetyt jak się patrzy

I rzeczywiście, nazajutrz pan majster z apetytem zabrał się za pałaszowanie sporej miski mojego smakołyku. Co prawda początkowo krygował się trochę, ale skończyło się na dwóch dokładkach…

No cóż, pan Alek miał apetyt jak się patrzy. To mi nawet odpowiadało, bo miałam nadzieję, że jak go codziennie tak dobrze nakarmię, to jego zadowolenie przełoży się na jakość jego pracy.

Toteż następnego dnia, gdy tylko pan Alek pojawił się pod wieczór w progu mojego domu, od razu zaprosiłam go do kuchni.

– Najpierw pan może przekąsi co nieco – postawiłam przed nim talerz zrazów w sosie grzybowym. – Na głodnego to nie ma się co zabierać za robotę.

– Ale ja dziękuję, nie jestem głodny – pan majster zerkał niepewnie na stojący przed nim półmisek.

– E tam, niech pan nie robi ceregieli, tylko je – uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. – Przecież to z serca poczęstunek… Na pewno panu posmakuje.

Majster jeszcze przez chwilę próbował się wymigać, ale w końcu wziął widelec i zaczął jeść, ale jakoś tak bez apetytu, jakby mu nie smakowało? No, kurczę, a ja się tak starałam, żeby mu się przypochlebić.

Trochę zdziwiona patrzyłam, jak po kilku kęsach odsuwa talerz z przepraszającym uśmiechem, twierdząc, że pora zabrać się za robotę, bo późno się zrobiło.

– Wie pani, jak to jest, z roboty na robotę idę – powiedział. – Pani ostatnia, ale spokojna głowa, łazieneczkę odstawię na błysk, będzie pani zadowolona.

Jak chłop głodny, to zły i do pracy nie skory

No, taką miałam nadzieję. Martwił mnie jednak fakt, że pan Alek nie chciał raczyć się moimi poczęstunkami. Przychodził wieczorem, przebierał się, i chociaż codziennie stawiałam przed nim pełen półmisek czegoś pysznego, kończyło się tylko najwyżej na paru kęsach.

No, widać jakoś nie mogłam utrafić w kulinarny gust pana majstra. Obawiałam się trochę, że skoro nie był zadowolony z moich poczęstunków, to i swoją robotę wykona nie dość dokładnie. Bo przecież wiadomo, jak chłop głodny, to zły i do pracy nie skory.

Nie bardzo wiedziałam, jak mam przekonać go do moich posiłków. Na szczęście przypomniałam sobie o tym bigosie, który podczas pierwszej wizyty u mnie spałaszował z takim apetytem. Nie namyślałam się więc długo, tylko nagotowałam go pełen gar i to takiego, że palce lizać.

Myślałam, że na jego widok panu Alkowi roześmieją się oczy, ale on tylko stęknął ciężko, gdy postawiłam przed nim parujący półmisek.

– Z serca dziękuję, szefowo – popatrzył na mnie przepraszająco. – Kawkę wypiję, owszem, ale za bigosik to ja podziękuję.

– Ale dlaczego, panie majster? – jęknęłam rozpaczliwie. – Przecież tak panu smakował wtedy w niedzielę…

– Ja wiem, że z pani świetna kucharka jest, naprawdę – pokręcił głową. – Na pewno ten bigos jest pyszny, ale ja go nie dam rady zjeść…

– Nie rozumiem, dlaczego nie chce pan u mnie jeść – ze wzburzenia aż uniosłam się na krześle. – Ja się staram, żeby panu dogodzić, żeby robota lepiej szła, a pan…

– No właśnie o to chodzi, szefowa, żeby ta moja robota dobrze szła – przytaknął pan Alek.

I zaczął wyjaśniać, że ta fucha, co robi ją przed moją łazienką, to jest w restauracji. Tam zawsze tak go nakarmią, że on się prawie ruszać nie może. Odmówić im nijak nie idzie, bo to knajpa bratowej jego żony.

Kamień z serca

Jakby nie zjadł, to obraza by była na całą rodzinę. I że nawet piechotą do mnie potem idzie zamiast jechać autobusem, żeby miał trochę ruchu i ten obiad mu się uleżał w żołądku… No i żeby się mógł zabrać za tę moją łazienkę.

A jakby się jeszcze objadł u mnie, to on nawet woli nie myśleć, jakby ta jego robota wyglądała… A wtedy w niedzielę, to on na głodniaka do mnie przyszedł, no to i zjadł…

– I tak to wygląda, szefowo – zakończył opowieść majster. – Bez obrazy, ale niech pani już nie szykuje tych półmisków.

Kamień z serca, że nie chodziło o moje kulinarne zdolności. Mój majster był po prostu przejedzony.

Czytaj także:
„Zostałam sama z brzuchem, bo Wojtek uciekł od >>kłopotu<. Obiecałam sobie, że już nie zaufam byle komu”
„Ciotka chciała uwiązać mnie na wsi. Kazała mi wyjść za starego butnego rolnika, bo >>to się wszystkim opłaci<<”
„Wizyta kuzynki była utrapieniem. Nie dość, że się wprosiła, to jeszcze zrobiła z mojego męża łajdaka”

Redakcja poleca

REKLAMA