„Miałam sąsiada za uczciwego człowieka, ale się pomyliłam. Przez przypadek odkryłam, jak ten cwaniak zarabia na życie”

kobieta, która odkryła nieuczciwość sąsiada fot. iStock by Getty Images, ilona titova
„Poszłam po łopatę i zaczęłam przerzucać ziemię. No i wtedy usłyszałam głos Romana. Stał tuż za płotem, najwyżej półtora metra ode mnie, więc docierało do mnie praktycznie każde słowo. On natomiast mnie nie widział, bo drzewka skutecznie mnie zasłaniały”.
/ 17.07.2023 18:30
kobieta, która odkryła nieuczciwość sąsiada fot. iStock by Getty Images, ilona titova

Jakiś czas temu przydarzył mi się wypadek samochodowy. Wracałam z pracy po bardzo ciężkim dniu, bolała mnie głowa. Na dworze było szaro i lał deszcz. A na dodatek zadzwoniła jeszcze korepetytorka mojego najstarszego syna z informacją, że nie pojawił się na zajęciach. 

Tak się tym zdenerwowałam, że zupełnie straciłam koncentrację. No i wjechałam na czerwonym świetle na skrzyżowanie. Szczęśliwie jechałam wolno, a samochód z boku dopiero ruszał, więc nikomu nic poważnego się nie stało. Tylko strachu się najadłam. Można więc powiedzieć – miałam szczęście. Niestety, moje autko trzeba było odstawić do warsztatu.

Sąsiad nie pierwszy raz nam pomagał

Zazwyczaj takimi sprawami zajmuje się mój mąż, Maciek. Akurat jednak wyjechał w delegację, więc musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Ale najpierw opowiedziałam mu o wszystkim przez telefon. Nie był, delikatnie mówiąc, zachwycony. Zaraz zrobił mi wykład na temat mojej głupoty, wypomniał wszystkie dotychczasowe stłuczki, ponarzekał na koszty.

– Dobrze, że chociaż mamy Romana za płotem. Zrobi wszystko, jak należy, i z nas nie zedrze. Zaraz do niego zadzwonię i powiem, żeby cię ściągnął z drogi. Stój na miejscu i się nie ruszaj – powiedział mi na koniec.

Roman jest naszym sąsiadem. Prowadzi duży warsztat samochodowy. Zatrudnia aż ośmiu pracowników i sam, jak jest potrzeba, też bierze się do roboty. Ma opinię solidnego, więc klientów mu nie brakuje. Jesteśmy z nim bardzo zaprzyjaźnieni. Latem urządzamy wspólne grille, zimą spotykamy się w naszych domach. Dużo dla nas zrobił. Swego czasu bez zastanowienia pożyczył nam pieniądze na bardzo kosztowne leczenie mojej mamy. I nie domagał się żadnych procentów ani szybkiej spłaty.

– Jak będziecie mogli, to oddacie. Nie ma pośpiechu. Może kiedyś ja będę w potrzebie i wtedy wy mnie uratujecie? – powiedział, gdy wręczał mi plik banknotów.

Byłam mu za to wdzięczna. Dobrze mieć takiego sąsiada.

Pojawił się po kwadransie.

– No, no, nieźle narozrabiałaś, Alinko – pokręcił głową, wciągając samochód na lawetę.

Rzeczywiście auto nie prezentowało się najlepiej: wgniecione drzwi i maska, zerwany zderzak, rozbity reflektor, uszkodzone jedno koło… Na płacz mi się zbierało, gdy na to wszystko patrzyłam.

Pół godziny później byliśmy już u niego w warsztacie. Z przerażeniem zauważyłam, że na parkingu stoi z piętnaście rozbitych aut. Zmartwiłam się, że długo będę musiała czekać na naprawę. A samochód był mi potrzebny do życia prawie jak powietrze. Roman jakby czytał w moich myślach.

– Nic się nie martw, chłopaki zostaną po godzinach. Za kilka dni autko będzie jak nowe – uspokajał.

Już miałam iść do domu, gdy uświadomiłam sobie, że nie zapytałam o najważniejsze – koszty naprawy! Było to bardzo istotne, nie miałam autocasco, więc pieniądze musiałam wyłożyć z własnej kieszeni. A dokładnie mówiąc, ze wspólnych oszczędności, moich i męża.

Oczami wyobraźni już widziałam jego skwaszoną minę na widok rachunku. I słyszałam jak gada, że przez moją głupotę nie pojedziemy w tym roku na wakacje.

– Roman, ale ile to wszystko będzie kosztować? Bo wiesz… – zaczęłam, ale szybko mi przerwał.

– Spokojnie! Obejrzymy dokładnie uszkodzenia, zobaczymy, co trzeba wymienić, policzymy. Ale na pewno się dogadamy! Mam swoje układy, dojście do tanich części. Z torbami na pewno was nie puszczę! My sąsiedzi musimy sobie pomagać – uśmiechnął się.

Przez przypadek usłyszałam tę rozmowę

Uspokojona ruszyłam w stronę domu. I pewnie o niczym bym się nie dowiedziała, gdyby nie przypadek. Wracając, zauważyłam, że nasz pies znowu wykopał pod tujami wielkie dziury. Aż widać było korzenie. Pomyślałam, że muszę je szybko zasypać, bo poranne przymrozki zniszczą drzewka.

Poszłam po łopatę i zaczęłam przerzucać ziemię. No i wtedy usłyszałam głos Romana. Stał tuż za płotem, najwyżej półtora metra ode mnie, więc docierało do mnie praktycznie każde słowo. On natomiast mnie nie widział, bo drzewka skutecznie mnie zasłaniały.

– Edziu zadzwoń no szybko do Łysego! Niech mi tu przyprowadzą dziś w nocy jakąś toyotkę. Na części dla sąsiadki mi jest potrzebna – mówił do pracownika.

– Szefie, nie za dużo tego trefnego towaru mamy na stanie? Może najpierw rozbierzemy te dwa, co stoją już w garażu? Jeszcze, cholera, nas ktoś namierzy, i co? – miał wątpliwości tamten.

– Nie filozofuj, tylko rób, co mówię! Sąsiadka nie może czekać! A pozostałe części też się przydadzą. To popularny model. Najdalej za tydzień ktoś przywiezie nam takiego do roboty. No i już do sklepu nie trzeba będzie dzwonić. A od obcego policzymy za nie jak za nowe. Na czymś trzeba przecież zarabiać!

– W porządku, to lecę! – odparł Edzio i pobiegł w stronę warsztatu.

– Tylko powiedz Łysemu, żeby w miarę nowa była i niepoobijana! Gratów żadnych nie przyjmuję– krzyknął za nim Roman.

To był szok. Przez minutę stałam jak skamieniała. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Sąsiad był naszym przyjacielem. Uważałam go za uczciwego człowieka. Kogoś o wielkim sercu. Przecież tak bardzo pomógł nam w trakcie choroby mamy. A tu okazało się, że zleca złodziejom kradzieże samochodów, rozbiera je na części i montuje w autach klientów… W moim też zamierzał…

Wróciłam do domu i zastanawiałam się, co dalej robić. Byłam wściekła na psa, że wykopał te dziury. Gdyby nie to, żyłabym sobie w błogiej nieświadomości. A tak… Po godzinie zebrałam się w sobie i poszłam do Romana.

– Zapomniałaś czegoś z samochodu? – uśmiechnął się.

– Nieee, chciałam cię tylko prosić, żebyś sprowadził do mojego auta nowe części, ze sklepu firmowego – wystękałam z trudem.

– Na głowę upadłaś? – popatrzył na mnie zdumiony. – Wiesz, ile to będzie kosztować?! Dobre 15 tysięcy – albo i więcej. A robocizna? Nawet jak bardzo tanio policzę, to przez rok się nie wypłacicie!

Omal nie zemdlałam. Naprawdę tyle pieniędzy pójdzie na naprawę?

– No wiem, ale… – zawahałam się – zapłacę dużo, ale sumienie będę miała przynajmniej czyste.

– O co ci chodzi? – Adam spojrzał na mnie spod oka.

– O nic. Po prostu nie chcę korzystać z twojego dojścia do tanich części – odparłam.

Przynajmniej śpię spokojnie

Nie powiedziałam wprost, że podsłuchałam jego rozmowę z Edziem. Ale chyba się domyślił.

– Taaak… Jak wróci Maciek, to niech do mnie wpadnie. Pogadam z nim i wtedy zdecydujemy – powiedział niepewnie, a potem pobiegł do warsztatu i zaczął o czymś dyskutować z pracownikami, był wyraźnie przestraszony.

Po powrocie z delegacji mąż nawet nie wszedł do domu. Zaparkował przed domem i od razu pobiegł do Romana. Pewnie tamten do niego zadzwonił. Nie było go chyba z godzinę. Gdy wrócił, był naprawdę mocno wzburzony.

– Co ty za głupotę wymyśliłaś z tymi nowymi częściami? Nie stać nas na taki luksus! Przecież Romek obiecał, że zorganizuje tańsze! Powinnaś być mu wdzięczna! – naskoczył na mnie od razu.

Ty wiesz, jak on je organizuje? Od złodziei! – krzyknęłam.

I opowiedziałam mu o rozmowie, którą usłyszałam przy płocie. Milczał przez dłuższą chwilę.

– A co cię to obchodzi, skąd one są? Ważne, żeby dobre były – zaczął niepewnie, a ja zdębiałam.

– Zwariowałeś? Przecież to nieuczciwe! Jutro tobie mogą ukraść samochód na tańsze części dla kogoś innego. Nie pomyślałeś o tym? – przerwałam mu.

– O rany, przecież nikt na tym nie traci, najwyżej ubezpieczyciele. A oni wiadomo, że i tak za dużo na nas zarabiają! A zresztą, wszyscy dzisiaj tak robią. Kto nie kombinuje, ten w końcu pójdzie z torbami– nie poddawał się mój mąż.

– No to widać jestem zupełnie niedzisiejsza! Nie chcę kradzionych części w swoim samochodzie i już! – odparłam stanowczo.

Tamtego wieczoru pokłóciliśmy się nie na żarty. Ja obstawałam przy swoim, Maciek przy swoim. Obiecałam mu tylko, że nie doniosę na Romana na policję. Pod warunkiem, że zakończy swój proceder. Byłam mu to winna, za pomoc w trakcie leczenia mamy. O rany, co się potem za płotem działo! Przez pół nocy ciężarówkami coś tam wywozili…

A moje auto? Ciągle stoi rozbite. Roman zrobił kosztorys, no i wyszło na to, że absolutnie nie stać nas na naprawę. Sprzedam więc go chyba na części i kupię sobie coś taniego i używanego. Trudno... Ktoś może powiedzieć, że jestem głupia, ale przynajmniej śpię spokojnie.

Czytaj także:
„Miałam sąsiada za człowieka o złotym sercu, był dla mnie jak rodzina. Przeżyłam szok, gdy poznałam jego przeszłość...”
„Sąsiad miał w domu służącą, którą traktował jak swoją własność. Pomogłam jej, ale zapłaciłam za to wysoką cenę”
„Sąsiedzi zaufali mi, bo myślą, że jestem uczciwym światowcem. Nie znają mojego największego sekretu”

Redakcja poleca

REKLAMA