Miałam doła. Byłam coraz bardziej zmęczona, sfrustrowana i czułam się po prostu nieszczęśliwa. I nieatrakcyjna. Czara goryczy przelała się, gdy pewnego dnia spotkałam znajomą z czasów szkolnych.
Kiedyś troskliwy, czuły i kochający...
Kiedy zobaczyłam ją z daleka, aż mnie zatkało. Wyglądała olśniewająco! Zgrabna, zadbana i ten błysk w oku! Zupełnie jakby czas się dla niej zatrzymał. Zamieniłyśmy kilka słów i każda poszła w swoją stronę.
Kątem oka dostrzegłam, jak mój mąż z zainteresowaniem podąża za nią wzrokiem. Zrobiło mi się dziwnie; coś pomiędzy żalem a zazdrością. Po powrocie do domu wypakowałam zakupy, skończyłam sprzątanie mieszkania i ani się obejrzałam, wybiła dwudziesta.
Nalałam sobie wody do wanny, zdjęłam ubrania i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Ze smutkiem stwierdziłam, że nie wyglądam na swoje pięćdziesiąt jeden lat, tylko na sześćdziesiąt. Za to czułam się, jakbym miała jakieś sto…
Moje ciało nosiło ślady dwóch ciąż, skóra nie była jędrna jak u kobiet z telewizji, włosy aż błagały o wizytę u fryzjera, a kosmetyczka, gdybym w końcu się do niej wybrała, uciekłaby z krzykiem na widok mojej cery i brwi.
Po kąpieli poszłam do salonu, gdzie na kanapie leżał Adam. Stanęłam w drzwiach i przyjrzałam się mężczyźnie, za którego wyszłam. Miał przerzedzone włosy, lekki brzuszek, a do czytania nosił poklejone taśmą okulary, bo optyk jakoś zawsze był nie po drodze…
Wyglądamy jak para dziadków
Wciąż uważałam męża za cudownego człowieka – troskliwego, czułego i kochającego. Kiedyś przyciągały mnie jego energia i wrodzony optymizm. Ale teraz to już nie był tamten radosny chłopak. I ja też nie byłam już tamtą ładną marzycielką.
– Co się z nami stało? – powiedziałam w zadumie.
– Co, kochanie? – rzucił z roztargnieniem znad książki.
– Pytałam, co się z nami stało. Z tamtą zakochaną parą, z tymi radosnymi, zadbanym ludźmi? Co myśmy ze sobą zrobili?
Adam odłożył książkę, usiadł i spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Znowu menopauza daje ci w kość? Zrobić ci masaż? A może drinka?
– Żadna menopauza! – powiedziałam podniesionym głosem. – Jesteśmy po pięćdziesiątce, a czujemy się jak para dziadków. I tak żyjemy! – oznajmiłam i poczułam, że po policzkach ciekną mi łzy.
– Mów jakoś składniej – poprosił. – Dlaczego płaczesz?
– Nie wiem. Może dlatego, że czuję się jak chomik w kołowrotku. Niby biegnę przed siebie, ale widok ciągle ten sam, miejsce ciągle to samo, tylko ja coraz starsza!
Wstęp nie zwiastował niczego dobrego
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do łóżka. Łkałam w poduszkę, jakby przydarzyła mi się jakaś tragedia. Poczułam, że mąż kładzie się obok i obejmuje mnie.
– To przez to dzisiejsze spotkanie z dawną koleżanką? Czemu tak cię to ruszyło?
– Nie wiem… Ona jest taka zadbana i ciągle się uśmiecha. Ja nie mam na nic siły ani czasu. Nie mam czasu, żeby się robić na bóstwo. Na brzuchu mam fałdy, nawet brwi nie umiem już sobie wyskubać, bo w okularach mi nie idzie, a bez nich nic nie widzę! – znów wybuchnęłam płaczem.
– Dla mnie jesteś najpiękniejsza. Daj sobie trochę luzu, kochana...
Nie wiem, kiedy zasnęłam. Rano poczułam aromat świeżo parzonej kawy. Włożyłam szlafrok i weszłam do kuchni. Przy stole siedział Adam z naszymi córkami, Izą i Magdą.
– Zaprosiłem dziewczyny, bo chcemy ci coś powiedzieć – oznajmił mąż po długiej ciszy. – Tylko się nie wściekaj na nie, bo to był mój pomysł.
Wstęp nie zwiastował niczego dobrego, ale ugryzłam się w język i w napięciu czekałam, co wydarzy się dalej.
– Mamo, od dawna widzimy, że coś jest nie tak. Nie pozwalasz innym sobie pomóc i sama próbujesz wyręczać wszystkich wokół. To miłe, ale my nie chcemy dłużej patrzeć, jak się zaharowujesz – oznajmiła Iza.
Wstałam od stołu. Nikt nie zaprotestował
Już chciałam zaprotestować, gdy Magda wyciągnęła z torebki kopertę i położyła ją na stole. Nieco poirytowana ją otworzyłam. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że to niewykorzystane bony podarunkowe do kosmetyczki, fryzjera i masażysty. Prezenty od męża i córek, które dali mi w ciągu ostatnich kilku lat.
– Skąd to masz? – spytałam zaskoczona.
– Znalazłyśmy je, kiedy byłaś w szpitalu miesiąc temu i szukałyśmy czystej piżamy.
– Nie miałam czasu na bieganie do spa – oznajmiłam.
– Znalazłabyś czas… Nie musisz tego robić, wiesz? – wtrącił się Adam. – Nie musisz wszystkiego robić sama, brać tylu nadgodzin, odrzucać każdej pomocy. Czas, żebyś w końcu zadbała o siebie.
– Łatwo wam mówić.
Wstałam od stołu. Nikt nie zaprotestował. Ubrałam się i wyszłam z domu. Szłam przed siebie, jakby szybki marsz miał zniwelować wściekłość i frustrację, jaka narastała we mnie przez ostatnie lata. Łatwo było mówić, żebym o siebie zadbała, że nie muszę wszystkiego robić sama. Tylko kto to zrobi za mnie?
Nie wiem, kiedy dotarłam pod blok, w którym mieszkała Lena, koleżanka z pracy. Postanowiłam wpaść na kawę. Opowiedziałam jej o tym nieszczęsnym spotkaniu z dawną znajomą, o podłym nastroju, jaki towarzyszył mi od dawna, oraz o dzisiejszej wizycie córek.
– A ja uważam, że oni mają rację – przerwała mi. – Masz cudowną rodzinę, najlepszego męża, jakiego można sobie wymarzyć, niezłą pracę. Niczego ci nie brakuje. Ale odkąd cię znam, wszystko musisz zrobić sama, wszystko mieć pod kontrolą.
– Nieprawda!
– A właśnie, że prawda. Taka już jesteś, nic w tym złego. Ale po co tak się wykańczać? Masz jeszcze kawał życia przed sobą. W końcu możecie być z Adamem tylko we dwoje – mówiła z przekonaniem. – Pomyśl tylko! Bliscy pchają się do ciebie z pomocą, a ty się oburzasz. Zwariowałaś do reszty?
Zaczął się ciąg zmian w moim… naszym życiu
Lena zawsze waliła prawdę prosto z mostu, tym razem również nie przebierała w słowach.
Może jednak coś w tym jest? – pomyślałam bez przekonania.
Po godzinie pożegnałam się z koleżanką i wróciłam do domu, ponownie analizując słowa rodziny.
– No dobra, może coś w tym jest – powiedziałam, siadając obok męża na kanapie. – Może faktycznie nie pozwalam sobie pomóc. Ale mam wrażenie, że jak ja nie ogarnę mieszkania czy rachunków, to nikt inny o tym nie pomyśli.
– Pomyśli, ale ty i tak zawsze musisz poprawić, bo jest nie tak, jak trzeba – uśmiechnął się mąż.
– Zgadzam się – dodała Magda. – Ty zawsze wszystko i tak zrobisz lepiej. Więc nie dziw się, że ciągle masz pełne ręce roboty, skoro sama ją sobie wynajdujesz.
Normalnie pewnie zwróciłabym córce uwagę na pyskujący ton, ale nagle dotarło do mnie, że nie siedzą przede mną dwie nastolatki, tylko dorosłe kobiety. Może nadszedł czas, żebym to ja posłuchała ich?
Przeanalizowaliśmy z mężem domowy budżet i okazało się, że rzeczywiście nie muszę brać tylu nadgodzin, żebyśmy żyli dostatnio. Córki zapisały mnie na zumbę, a wspólnie z mężem zaczęliśmy chodzić na basen.
Częściej też wychodzimy z domu we dwoje. Jak kiedyś, zanim zostaliśmy rodzicami i pochłonęły nas obowiązki. Nawet znajduję czas, żeby pójść do fryzjera lub kosmetyczki raz na jakiś czas.
Uczę się kochać siebie
Oczywiście nie wszystko nagle stało się idealne, bo wciąż walczę ze swoim perfekcjonizmem. Zagryzam zęby, kiedy mąż wiesza firanki tak krzywo, że dziecko zrobiłoby to lepiej. Staram się nie robić awantury, gdy zakupy stoją niewypakowane przez dwie godziny, bo zaczął się mecz, i słyszę, że „zakupy nie uciekną, a w przerwie też można się tym zająć”.
I nadal nie rozumiem, jak można „zapomnieć” o wymianie ręczników, gdy sprzątało się łazienkę. Ale wiecie co? Uczę się odpuszczać.
Uczę się znów być dla mojego męża partnerką, a nie matką Polką na pełnych obrotach dwadzieścia cztery godziny na dobę. Uczę się, że to od nas zależy, co jest priorytetem, a co rzeczą niewartą uwagi. Bardzo żałuję, że przez tyle lat marnowałam czas na błahostki.
Że musiałam przeżyć mały kryzys, by dostrzec to, co było na wyciągnięcie ręki. Dziś wiem, że mam dobre życie i kochających bliskich. Może nie będę młodsza, ale nie zamierzam marnować czasu, jaki mi pozostał. Zasługuję na szczęście i w końcu zdaję sobie z tego sprawę. Wam też tego życzę.
Czytaj także:
„Przy dzieciach zapomniałam, co to sen, a mąż chce kolejne. Nie mam czasu iść do łazienki, bo ciągle słyszę >>mamo!<<”
„Sąsiadki plotkują, że moja lokatorka to puszczalska. Może i sypia z żonatym, ale za to w domu pomoże i płaci na czas”
„Dzieciaki kuzynki nastraszyły mojego synka, że chcę go porzucić. Przez te wredne bachory mój 4-latek ma traumę”