Gdybym kiedykolwiek wyobrażała sobie cudowną chwilę, w której powiem Bartkowi, że będziemy mieli dziecko, byłby to wyjątkowy moment, uroczysty i pełen wzruszenia. W tle sączyłaby się nastrojowa muzyka, a ja podarowałabym mężowi małe buciki i czekałabym, aż wpadnie na to, co chcę mu powiedzieć. A może wymyśliłabym coś innego, ale na pewno oboje mielibyśmy co wspominać. Tymczasem życie całkiem mnie zaskoczyło, organizm wiedział wcześniej niż ja i nie omieszkał mnie o tym z przytupem poinformować. Niespodzianka, domyśl się, kobieto, przecież to takie proste.
Robiłam kanapki do pracy dla siebie i męża, gdy poczułam, że dłużej nie zniosę zapachu. Zalatywało stęchlizną i jakby trupem.
– Wędlina jest zepsuta, blee – przełknęłam gwałtownie ślinę, podczas gdy pusty jeszcze żołądek zbuntował się i podskoczył do góry.
Bartek obwąchał pomówioną szynkę.
– Nic nie czuję, ale jak ci nie pasuje, to może być ser – powiedział ugodowo.
Już sama myśl o zapachu żółtego sera spowodowała, że znalazłam się w łazience. Musiałam się teleportować, bo nie pamiętam, żebym biegła.
– Żaba, co z tobą? – Bartek zastał mnie trzymającą się kurczowo umywalki i wpatrzoną w odpływ.
– Nie nazywaj mnie tak – zaprotestowałam, na moment odzyskując siły.
Nie znosiłam tego przezwiska, wymyślił je Krzysiek, młodszy brat, i używał go tak długo, aż przylgnęło do mnie na dobre. Czasem myślałam, że gdyby mama żyła, nie pozwoliłaby mu na to. Gdyby wciąż była z nami, byłoby całkiem inaczej, ale odeszła i wszystko się zmieniło. Zostaliśmy we trójkę, tata, mały Krzysiek i ja, jedyna osoba mająca jako takie pojęcie o prowadzeniu domu.
Nie było ono zbyt duże, ale lepsze to niż nic, musiałam sobie poradzić.
Tata mi pomagał, Krzysiek przeszkadzał i wymagał opieki, w naszym domu zapanował chaos. Ogarnęłam go, bo musiałam, i tak zostało. Nie robiłam wszystkiego sama, o nie, ale jeśli chciałam, żeby mieszkanie było posprzątane, musiałam tego dopilnować, goniąc męską część rodziny do roboty. Zakupy wolałam robić sama, nie wspominając o gotowaniu. Większość domowych obowiązków wylądowała na moich barkach.
Przestań, jaka ciąża? Strułam się czymś pewnie
Kiedy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się, bałam się, że tata i Krzysiek sobie nie poradzą. Ciągle wisiałam na telefonie, wypytując, co jedli, wydawałam dyspozycje, gotowałam na wynos. Bartek krzywo na to patrzył, dopytując się, czy obaj panowie są pozbawieni rąk i głów, bo on widział, że mają wszystko, co trzeba, na miejscu. I jak to jest, że on potrafi być samowystarczalny, a oni ciągle na mnie wiszą.
– Kochanie, za bardzo ich rozpieszczasz. Są dorośli, poradzą sobie – powtarzał w kółko i do znudzenia.
Rozumiałam, co do mnie mówi, i nawet się z nim zgadzałam, ale serce podpowiadało mi, że brat i ojciec zarastają brudem, umierając przy tym z głodu. Może niedokładnie tak, ale było to bardzo prawdopodobne, znałam ich jak zły szeląg. Kilka lat temu wzięłam na swoje barki troskę o nich, zastąpiłam mamę i nijak nie mogłam przestawić się na inne tory. Miałam się nimi nie zajmować? Doskonale wiedziałam, jacy są i co potrafią.
Na potrawach zamawianych na wynos daleko nie zajadą. Bartka mogło to nie obchodzić, ale mnie jak najbardziej. Nie mogłam przestać o nich myśleć. Ale teraz miałam własne kłopoty, coś było ze mną nie w porządku. Nic jeszcze nie zjadłam, a mdłości się nasilały.
– Może jesteś w ciąży, objawy pasują – podsunął wciąż stojący za mną Bartek.
– Tylko w książkach bohaterki dowiadują się o ciąży, bo jest im niedobrze, znam przynajmniej jeden pewniejszy objaw – parsknęłam, nagle rozgniewana.
Ni stąd, ni zowąd Bartek zaczął mnie strasznie irytować, tkwił przy mnie jak głaz, zajmował miejsce i wypytywał.
– I jak z tym objawem, wystąpił? – nie rezygnował Bartek.
– Okres mam nieregularny, jeśli o to pytasz – spojrzałam na niego krzywo, jakby był winien temu, że źle się poczułam. – Tak że pewności nie mam, ale raczej nie ma podstaw, by sądzić, że jestem w ciąży.
– To ja skoczę do apteki i kupię test – zaofiarował się.
– Wolałabym lekarstwo na grypę żołądkową albo na zatrucie – jęknęłam, bo żołądek wywinął kozła i zrobiło mi się słabo.
– Jesteś blada i zielona – przejął się mąż.
Wkurzyłam się na niego, o ile to możliwe, jeszcze bardziej.
– Zdecyduj się, w jakim kolorze, i dopiero wtedy mi to powiedz!
Mdłości przeszły na chwilę, by wrócić nową falą na myśl o niedokończonych kanapkach.
Tata strasznie się przejął, warował przy mnie jak pies
Bartek wyraźnie się przestraszył, nie wyglądałam najlepiej i nigdy nie prezentowałam tak kiepskiego humoru. Zagonił mnie do łóżka, o co się z nim pokłóciłam, wmusił we mnie gorącą herbatę, którą z przyjemnością wypiłam, a potem szybko zwróciłam. Wtedy spanikowany Bartek zadzwonił do żony kumpla, pani doktor, obecnie na urlopie macierzyńskim. Magda wcale go nie uspokoiła, powiedziała, że objawów nie należy lekceważyć, więc przyjdzie, żeby mnie obejrzeć, jak tylko uda jej się znaleźć opiekę dla dziecka. Mam dużo pić i być dobrej myśli.
Dobra rada nie trafiła ani do mnie, ani do Bartka. Zanim zdążyłam go powstrzymać, zadzwonił do swojej matki i mojego ojca, nie wiem, co im powiedział, ale niedługo potem zjawili się w duecie.
– Zatrucie albo ciąża – orzekła ze znawstwem teściowa.
Tata trzymał mnie za rękę wyglądając, jakby żegnał się ze mną na zawsze. Nie mogłam na to patrzeć.
– Hej, głowa do góry, nic mi nie będzie – pocieszyłam go.
– Pewnie – zgodziła się ze mną teściowa.
– Ja w jej wieku miałam gorzej, pierwsze miesiące ciąży były istnym horrorem. A poród! Nigdy go nie zapomnę
Szykowała się do barwnej opowieści, kiedy tata nagle odżył.
– To moja córka! – huknął. – Potrzebuje spokoju, proszę jej nie denerwować.
Mama Bartka z lekka się obraziła i odżeglowała w głąb mieszkania.
– Dziękuję, tato – mrugnęłam do niego.
– Do usług, dla ciebie wszystko – mocniej ścisnął moją rękę. – Będę przy tobie, gdybyś czegoś potrzebowała.
– Ja tu jestem cały czas – przypomniał o sobie Bartek. – Iwonka ma dobrą opiekę, niech się tata nie martwi.
– Ja i tak przy niej zostanę – tata usiadł koło mnie niczym przymurowany.
– No dobrze, we dwóch raźniej – poddał się Bartek.
– We trzech, Krzysiek zaraz tu będzie – sprostował nieprzejednanie tata. – Czy ona coś dzisiaj jadła? – zainteresował się.
Rozmawiali o mnie, jakbym była nieobecna, w dodatku wcale na mnie nie patrzyli.
– Zemdliło ją nad kanapkami – poinformował Bartek.
Testy ciążowe wcale nie były jednoznaczne
Krzyknęłam, żeby nie mówili przy mnie o jedzeniu, pomogło, ale tylko na chwilę. Potem tata znowu zaczął się martwić, że jestem głodna. Przybycie Krzyśka powitałam z ulgą, ten przynajmniej nie będzie nadopiekuńczy. Nie był, za to wyskoczył z czym innym. Przyniósł testy ciążowe, trzy, dla pewności. Najpierw chciałam go udusić, ale zaraz potem pomyślałam, że czemu nie, spróbuję.
Zamknęłam się w łazience. Zanim rozpakowałam pierwszy test, usłyszałam za drzwiami podniesione głosy.
– Ja pierwszy zobaczę, mam do tego niepodważalne prawo – Bartek usiłował pozbyć się szwagra i teścia.
– Oczywiście, synu – łagodził tata, nie mając zamiaru ustąpić spod drzwi łazienki.
Usiadłam na wannie, nasłuchując, czym skończą się przepychanki. Nawet dobrze się bawiłam, mdłości chwilowo ustąpiły.
– Idźcie do pokoju – domagał się Bartek.
– Spoko, szwagier, nie bądź taki nerwowy – Krzysiek nie zamierzał się ruszyć.
Sytuacja dojrzała do interwencji, zanosiło się na grubszą aferę, Bartek mógł dłużej nie wytrzymać. Zeszłam z wanny, otworzyłam drzwi i panowie umilkli, wpatrując się we mnie z natężeniem. Poprosiłam, żeby przestali się kłócić, bo nie mogę się skupić. Nie dociekali, co mam na myśli, ale kiedy znowu zamknęłam się w łazience, za drzwiami zapanowała cisza.
Wyniki testów były bardzo niezadowalające, według jednego byłam w ciąży, dwa pokazały negatywny wynik. Rozpętało się piekło, wszyscy mówili naraz. Bartek chciał wezwać pogotowie, tata mu przytakiwał, Krzysiek twierdził, że to przesada. Byłam podobnego zdania, ale kto by mnie tam słuchał. Gdyby nie Magda, całkiem by powariowali.
Jej lekarski autorytet zadziałał na panów jak balsam. Zostałam w domu i nawet pozwolono mi na krótką drzemkę, nieprzerywaną pytaniami, jak się czuję. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam tatę.
– Zostałem przy tobie, Bartek musiał skoczyć na chwilę do pracy, Krzysiek przyjedzie później, żeby mnie zmienić. Będziemy cię pilnować, córeczko – uśmiechnął się blado. – Wiem, że jesteś bardzo dzielna, ale teraz nas potrzebujesz.
Chciałam powiedzieć, że wcale nie, ale ścisnęło mnie w gardle.
– Gdyby nie ty, nie poradziłbym sobie. Jak mama odeszła, zajmowałaś się domem i bratem, jakbyś była dorosła – zaskoczył mnie nagłym wyznaniem. – Wydawało mi się, że tak powinno być, ale od pewnego czasu zdaję sobie sprawę, że zawiodłem, oddając prowadzenie domu w ręce nastoletniej córki. Obowiązki zabrały ci młodość.
– Ktoś je musiał wykonywać – szepnęłam.
– Marta uświadomiła mi, że niekoniecznie musiałaś to być ty.
– Kto to jest Marta? – spytałam, unosząc się na łokciu.
– Dziewczyna Krzyśka, bardzo asertywna osoba – uśmiechnął się ojciec. – Często u nas bywa, nauczyłem się od niej, że nie należy oczekiwać pełnej obsługi. Nauczyła Krzyśka gotować, ja też już umiem zrobić to i owo.
Poczułam ukłucie zazdrości. Co za zdolna osoba, no, no. Zrobiła to, co mnie się nie udało.
– Jesteś dla nas najważniejsza, pamiętaj o tym – tata wyczuł, co się ze mną dzieje. – Teraz coś ci przygotuję, jak zjesz, poczujesz się lepiej.
Poszedł, zanim zdążyłam zaprotestować, po chwili wrócił, niosąc miseczkę, z której wydobywał się ciepły, mdlący zapach.
– Mleko, o rany – jęknęłam i wylądowałam w łazience.
Mdłości dawały mi się we znaki, ale gorsza była obecność przerażonej moim stanem rodziny. Trzech mężczyzn, bo do ojca doszlusowali Bartek i Krzysiek, bezustannie wypytywało mnie, jak się czuję, wpatrywało się we mnie, kłócąc się w przerwach o to, co należy przedsięwziąć. Pod wieczór miałam ich serdecznie dość. Poprosiłam, żeby zostawili mnie samą. Bartek oznajmił, że on jednak zostanie, czym mnie niespodziewanie rozśmieszył do łez.
– Masz wahania nastroju – oznajmił ostrożnie, idąc za mną do kuchni. – Zgłodniałaś? – spytał z niedowierzaniem, patrząc jak wyciągam z lodówki szynkę. – Eee, nie zaszkodzi ci?
– Jest pyszna – odparłam, pakując do ust cały plaster i rozglądając się za musztardą.
Bartek patrzył na mnie ze zgrozą, ale zaraz się rozchmurzył.
– Nie jesteś chora, a te testy były do bani – objął mnie, przeszkadzając jeść. – Trzeba to jeszcze potwierdzić, ale najpierw odwołam alarm, inaczej teść ze szwagrem u nas zamieszkają. Strasznie się przejęli, nie spodziewałem się tego po nich. Do tej pory to oni cię wykorzystywali.
– Tak bym tego nie nazwała – oblizałam palce, zastanawiając się, czy mam ochotę na ser. – Ale tata doszedł do podobnych wniosków, nigdy bym się tego nie spodziewała. Dziwny jest ten świat.
– Wszystko się zmienia, a my zostaniemy rodzicami – Bartek mną zakołysał.
Uwolniłam rękę i otworzyłam lodówkę.
– To się jeszcze zobaczy – powiedziałam, wyciągając ser.
Dwa tygodnie później już wiedzieliśmy, Bartek się cieszył, a tata zaczął się o mnie martwić.
– Odetchnę, jak będę trzymał wnuczkę lub wnuka w ramionach, ani chwili wcześniej – mówił do Krzyśka, kiedy myślał, że nie słyszę.
Obaj często u nas przesiadywali, wystawiając cierpliwość Bartka na próbę.
– Nie umiesz zajmować się niemowlętami – Krzysiek uświadomił tacie wielką prawdę.
– Nauczę się, tym razem nie będę stał z boku, Iwonka może na mnie liczyć – odparł.
Wzruszyłam się, naprawdę tego się po nim nie spodziewałam. Bartek miał rację, wiele się zmieniło…Ciąża nie należała do łatwych, na kilka miesięcy wykluczyła mnie z czynnego życia. Mamy syna, którym zajmują się mama, tata i rywalizujący z teściową dziadek. Bywa naprawdę ciekawie.
Czytaj także:
„Córka wiecznie narzekała, że daję jej za mało pieniędzy. Posłałam ją do pracy i tam dali jej do wiwatu”
„Teściowa przed samą śmiercią wyznała mi, że mąż wiele lat temu mnie okłamał. A ona miała w tym udział...”
„Po rozwodzie unikałam mężczyzn jak diabeł święconej wody. To nadal bolało. Nadal raniło moją dumę, deptało ego”