„Miałam na głowie sprzątanie, zakupy, gotowanie i 3 niemowląt, ale mąż i tak mówił, że >>tylko siedzę w domu<<”

Mąż po prostu przyniósł do domu dziecko, które urodziła mu kochanka fot. Adobe Stock, Africa Studio
„– Mieszkasz tu, tak samo brudzisz talerze i gacie, a to są też twoje dzieci. Więc masz takie same obowiązki jak twoja żona. Chcesz mieć wolne po ośmiu godzinach? To Alina też zacznie liczyć czas swojej pracy i ogłaszać fajrant. A potem każe się obsługiwać, tak jak ty. Pasuje ci taki układ? Nie sądzę – warknęła teściowa, a ja oniemiałam”.
/ 09.12.2022 10:30
Mąż po prostu przyniósł do domu dziecko, które urodziła mu kochanka fot. Adobe Stock, Africa Studio

Głowa mnie bolała, dwuletnie bliźniaki rozrabiały, Janeczka ciągle chciała być przy piersi, a ja właśnie dostałam od męża SMS-a, że wróci później.

„Szlag by trafił” – niemal zawyłam ze złości.

Miałam nadzieję, że jak zje, zabierze dziewczynki na spacer, żebym mogła się choć trochę zdrzemnąć. A tu kicha. I wtedy rozległ się dźwięk domofonu. Podeszłam z dzieckiem wiszącym u cycka. Odebrałam. Teściowa. Szlag do kwadratu! Szkoda, że ból głowy nie zabił mnie trzy sekundy wcześniej...

Nie w tym rzecz, że nie lubiłam mamy Jurka

Lubiłam. Nie wtrącała się w nasze życie, była taktowna i uprzejma, od początku serdecznie mnie traktowała, tylko… Ciągle miałam wrażenie, że nie dorastam jej do pięt. Urodziła czwórkę dzieci, właściwie jedno po drugim, a figurę miała, że pozazdrościć. Poświęciła się wychowaniu potomstwa oraz prowadzeniu domu, i nie narzekała, i robiła to bezbłędnie. Mistrzyni sprzątania oraz organizacji. Świetna kucharka, nawet w czasach, gdy niczego nie było. Wspaniała matka. Idealna żona. Teść był w domu traktowany jak udzielny książę, niczego nie musiał się tykać, wszystko dostawał na tacy. A jego syn, niestety, oczekiwał ode mnie podobnego traktowania. I tu zaczynały się schody…

Jurek nie bardzo garnął się do pomocy, no bo skoro bycie kurą domową to moja praca, powinnam ją ogarniać sama. Ja go przecież nie wyręczałam w jego robocie. Problem w tym, że czułam się beznadziejnie niekompetentna w tej mojej pracy. Nie nadążałam z piętrzącymi się czynnościami. Zawsze coś zostawało na wieczór, na jutro, na weekend. Zmywanie, pranie, prasowanie. Z trudem sobie radziłam przy bliźniaczkach, a kiedy pojawiła się na świecie Janka-niespodzianka, każdego dnia czułam się jak porażka. Zwłaszcza w konfrontacji z teściową. Spojrzała na mnie wymownie, unosząc brwi. No pięknie… I teraz ta kobieta, będąca chodzącym ideałem, wspinała się na nasze trzecie piętro. Pewnie bez cienia zadyszki.

– Jurek jeszcze w pracy? Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale byłam u znajomej i pomyślałam, że wpadnę, sprawdzę, czy jesteście, zobaczę dziewczynki… – mówiła, zdejmując żakiet i myjąc ręce.

Potem wzięła ode mnie Jankę i rozejrzała się wokół.

A co tu taki bałagan?

Choć zaraz zmieniła temat, gula w gardle już się pojawiła.

– Zaraz mamie zrobię kawy. Nie mam niestety dzisiaj ciasta, przepraszam…

Teściowa tylko na mnie spojrzała, unosząc brwi, i wróciła do zabawy z dziećmi. Boże, jaka ze mnie gapa. Pod blokiem jest sklep, mogłam powiedzieć, że wyskoczę i coś kupię… Zresztą i tak miałam iść na zakupy, a przy okazji na spacer z malutką, jak Jurek wróci i przejmie wartę przy bliźniaczkach.

– Alinko, kiedy zmieniałaś Jance pieluchę? Strasznie ciężka… – teściowa stanęła w drzwiach kuchni.

Zaraz to zrobię, mamo, wytrzyma jeszcze dwie minuty…

Znowu to wymowne spojrzenie i uniesienie brwi.

– Ja już to zrobię – teściowa odwróciła się na pięcie i wyszła.

Nie musiała mówić na głos, że jestem złą matką, fatalną gospodynią i do niczego żoną. Widziałam to w wzroku, którym mnie mierzyła, pewnie nie pojmując, jak mogę zmuszać dziecko do noszenia pieluchy jeszcze dwie minuty, zanim zrobię tę cholerną kawę! A zaraz potem uświadomiłam sobie, że w pokoiku Janki, który był jednocześnie naszą sypialnią, leżały dwa stosy prania, wyglądające żelazka od rana. Pobiegłam tam z kubkiem kawy i poprosiłam, żeby mama raczyła przejść do dużego pokoju, gdzie pobawi się z bliźniaczkami czy coś, a ja raz-dwa ogarnę tu sytuację.

No, to raczej nie jest robota na pięć minut… – skomentowała i wyszła.

Wiem, że nie jest, pomyślałam.

Ale co mam zrobić?

Sprawić, żeby góra prania magicznie sama się uprasowała i pofrunęła do szafy? Nie uda się, więc… machnęłam na to ręką. Już i tak się wydało, teściowa już to zobaczyła. Ech… Dopadła mnie kolejna fala bólu głowy. Co ja bym oddała porządne leki… bo te bezpieczne dla karmiących matek, szkoda gadać, działały jak puder na zwichnięcie. Usiadłam na krześle, z Janką przy piersi, i zastanawiałam się, o czym, poza moją nieudolnością w prowadzeniu domu, mam rozmawiać z teściową. Z pewnością zauważyła też kurz na meblach, którego nie starłam od kilku dni, i porozrzucane zabawki bliźniaczek, które przestałam układać na bieżąco, bo wtedy nie robiłabym niczego innego. Może zajęta się zabawą z wnuczkami daruje sobie komentarze? Oby.

Gdy wreszcie zjawił się Jurek, był wyraźnie zaskoczony wizytą swojej matki. Zostawiłam ich samych, prosząc, by podgrzał sobie obiad, bo ja muszę zrobić zakupy na jutro. Wsadziłam Jankę do wózka i pobiegłam do sklepu, chcąc wyrwać się z tego domu, z tej sytuacji, która obnażała mnie jako leniwą żonę i beznadziejną matkę. Spacerowałam wolno między regałami, mając nadzieję, że jak wrócę, nie zastanę już teściowej. Niestety, wciąż była. Nawet została dłużej, by wykąpać dziewczynki, a potem pomogła przy ich uśpieniu, czytając im książeczkę na dobranoc.

– Chcę z wami porozmawiać – oświadczyła z poważną miną, kiedy dzieci już spały.

Ton nie wróżył niczego dobrego. Usiedliśmy przy stole, a ja starałam się trzymać powieki w górze. Byłam zmęczona całym dniem, bólem głowy, stresem, świadomością, że kobieta idealna zobaczyła, jak bardzo ja idealna nie jestem.

– Może mamie jeszcze herbaty zrobić? Mam też ciasto… – poderwałam się od stołu.

Może jeszcze zaczniesz fruwać pod sufitem, co? – rzuciła z ironią. – Siadaj. Dziewczyno, przecież ty musisz odpocząć! Dlaczego ty nie zrobiłeś zakupów, wracając z pracy? – spytała, patrząc surowo na syna. – Alina po całym dniu zajmowania się z dziećmi i domem musi jeszcze biec po chlebuś, żeby pan hrabia mógł rano zjeść śniadanko?

No ale siedzi w domu…

– Siedzi w domu? Widziałeś? Byłam tu cztery godziny i nie zauważyłam, żeby choć na sekundę usiadła! – syknęła ze złością moja teściowa.

Aż wstrzymałam oddech z wrażenia

– Co chwilę coś robiła przy dzieciach, bo niełatwo mieć pod opieką jednocześnie niemowlę i parkę dwulatków. Wiem coś o tym. Z tym że ja nie miałam bliźniaków, a jak byliście mali, moja mama mieszkała z nami i przy wszystkim mi pomagała. Alina jest całkiem sama.

– Jurek ciężko pracuje… – stanęłam w obronie męża.

– A ty niby się obijasz? Kochanie, gdybym dziś miała decydować o swoim życiu, cała czwórka moich dzieci trafiłaby do żłobka i przedszkola, a ja odpoczywałabym w biurze poczty przez osiem godzin dziennie. Bo taka praca to wręcz odpoczynek w porównaniu z niekończącą się szychtą matki, która „siedzi” w domu, jak to ujął bezczelnie mój syn. Więc zaraz napijesz się herbaty, którą ja ci zrobię, a Jurek ujmie żelazko w dłoń i pokona tę góry ciuchów, która zalega w sypialni.

– Ale…

– Nie dyskutuj ze mną! – uniosła ostrzegawczo palec. – Twój ojciec uważał, że może orać kobietą jak wołem, a ja byłam wychowana w tych samych czasach i zasadach co on, więc nie protestowałam. Teraz jest trochę inaczej. Mieszkasz tu, tak samo brudzisz talerze i gacie, a to są też twoje dzieci. Więc masz takie same obowiązki jak twoja żona. Chcesz mieć wolne po ośmiu godzinach? Świetnie. Ale Alina też zacznie liczyć czas swojej pracy i po ośmiu godzinach ogłaszać fajrant. A potem każe się obsługiwać, tak jak ty. Pasuje ci taki układ? Nie sądzę. Więc do prasowania marsz – wskazała palcem kierunek. – Nie umiesz, to pora się nauczyć albo zrezygnować z wygórowanych wymagań odnośnie koszul i koszulek. Alinko, ja cię przepraszam, że dołożyłam ci dziś roboty, ale cieszę się, że zobaczyłam, jak sprawy stoją. Jeśli tylko potrzebujesz pomocy, to mów, wpadnę, posprzątam, wezmę dzieci na spacer, ty się zdrzemniesz. Nawet codziennie.

– Mamo, nie musisz…

Nie muszę, ale chcę. Wiem, że Zosia też by pomagała, gdyby mieszkała bliżej.

– To prawda, moja mama pewnie nie wychodziłaby od wnuczek, gdyby nie mieszkała ponad trzysta kilometrów dalej.

– Nie chciałam się narzucać, bo wiem, jak to jest, gdy stare baby wtrącają się w życie młodych, ale nie krępuj się i proś o pomoc, gdy jej potrzebujesz.

Byłam w szoku. Nie tylko dlatego, że moja teściowa ujęła się za mną, ustawiając Jurka do pionu, ale też dlatego, że wreszcie ujrzałam inny obrazek rodzinnego domu mojego męża, wcale nie tak idealny, jak do tej pory sądziłam. Czyżby obecność babci wspierającej matkę mu umknęła? Czy był za mały, by to zapamiętać? Oczywiście, że się zgodziłam. Nie zamierzałam unosić się honorem. Odtąd teściowa odwiedzała nas częściej, stając się niemal domownikiem i pomagając mi przy dziewczynkach. Dzięki temu wreszcie mogłam ogarnąć całą resztę, której było już mniej, bo Jurek wreszcie zaangażował się w sprawy domowe. A ja, poza wyręką, zyskałam przyjaciółkę, z którą mogłam napić się kawy, gdy dziewczynki drzemały. Mogłam porozmawiać, pozwierzać się, posłuchać, jak to kiedyś bywało, ale na szczęście już nie musi…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA