Nie miałam lekkiego życia, głównie ze względu na męża, który cierpiał na chorobę alkoholową i zmarł w wieku czterdziestu lat. Bałam się, żeby Ania nie wpakowała się w podobne problemy, więc zawsze przestrzegałam ją, by trzymała się z dala od tych, którzy lubią zaglądać do kieliszka.
Ania rzadko przyprowadzała do domu znajomych i sama niechętnie wychodziła wieczorami
Była nieśmiałą i zamkniętą w sobie dziewczyną. Mówiła, że woli być w domu niż w głośnych klubach, gdzie bywają jej znajomi, ale ja się trochę martwiłam, że siedząc w domu, nigdy nikogo nie pozna. Mimo wszystko nie naciskałam, bo jestem zdania, że w życiu na wszystko przychodzi czas.
I nie myliłam się. Pewnego dnia Ania powiedziała, że wybiera się w góry z koleżanką. To był jej żywioł – natura i świeże powietrze. Niedługo później spakowała plecak i wyjechała. Przez kilka dni miałam z nią sporadyczny kontakt. Dawała tylko znać, że wszystko u niej dobrze.
Jednak kiedy wróciła, od razu zauważyłam, że coś się zmieniło
Miała jakąś iskierkę w oku, była podekscytowana i wesoła.
– Widzę, że wyjazd się udał?– zagaiłam.
– Nawet bardzo – odparła rozmarzona.
– Czyżbyś poznała jakiegoś chłopaka?
– Oj, mamuś. To już nie można się tak po prostu cieszyć? – odparła wyraźnie rozbawiona, ale nie zaprzeczyła.
Coraz częściej słyszałam, jak gada z kimś przez telefon zamknięta w pokoju. Wieczorami także stroiła się i wychodziła. Nie miałam wątpliwości, że coś jest na rzeczy. Mimo to postanowiłam na nią nie naciskać.
Uznałam, że jeśli będzie chciała, sama mi powie. Kilka tygodni później, podczas śniadania, Ania spojrzała na mnie, wzięła łyk kawy i po chwili zaczęła opowiadać.
– Wiesz, jak byłam wtedy w górach z Gośką, poznałyśmy taką grupkę chłopaków. Też chcieli zdobyć szczyt i postanowiliśmy iść razem. I jeden okazał się naprawdę fajny…
– No, proszę… Czyżbyś to z nim się ostatnio widywała?
– Tak – powiedziała zawstydzona.
– Chciałabym, żebyś go poznała. Nazywa się Mariusz.
– Bardzo chętnie– odparłam zadowolona. Ania zaproponowała, że zaprosi go do nas na kawę i ciastko, żebyśmy mogli swobodnie pogadać.
Byłam podekscytowana i wysprzątałam cały dom, żeby kawaler został miło przyjęty. Ania upiekła czekoladowe ciasto. Obie też starałyśmy się ładnie wyglądać. Przyznam, że byłam trochę przejęta jego wizytą, ale starałam się tego nie okazywać. Kiedy jednak zadzwonił domofon i Ania wpuściła gościa do środka, poczułam, że pocą mi się dłonie.
„Stara a głupia”– pomyślałam rozbawiona własną reakcją.
Po chwili do mieszkania wszedł wysoki, postawny mężczyzna o ciemnych oczach
Miał na sobie obcisłą koszulkę podkreślającą muskulaturę, a na ramionach tatuaże. Nieszczególnie mi się to spodobało. Na jego miejscu na takie spotkanie wybrałabym koszulę z długim rękawem, ale cóż… nie chciałam pozwolić, aby pierwsze wrażenie popsuło nam miłe popołudnie, więc przedstawiłam się z uśmiechem.
Był bardzo sympatyczny i otwarty. Podziwiał nasze mieszkanie, pomógł pokroić ciasto i zachwycał się tym, jak wspaniale Ania piecze. Uznałam, że całkiem fajny z niego chłopak. Poza tym, skoro podobał się Ani, co mogłam mieć przeciwko? A tatuaże? No cóż, młodość rządzi się swoimi prawami.
Kiedy Ania wyszła do toalety, zostałam w pokoju tylko z Mariuszem.
– Słyszałam, że poznaliście się w górach? – zagaiłam, żeby przerwać niezręczną ciszę.
– A tak, urządziliśmy wycieczkę z kumplami z kicia. Czasem się jeszcze widujemy, żeby powspominać niechlubną przeszłość – powiedział, a mnie zatkało.
– Jak to kicia? Co masz na myśli? – zaniepokoiłam się.
– Ania pani nie mówiła? – spojrzał na mnie zawiedziony.
– Nie – odpowiedziałam.
Mariusz westchnął ciężko. Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Ania weszła do pokoju rozpromieniona i zaczęła wesoło szczebiotać.
– Pójdę już, Aniu – powiedział Mariusz, pocałował ją w policzek i ruszył do wyjścia.
– Ale czemu? Coś się stało? Nie wypiłeś nawet herbaty… – zdumiała się córka, jednak Mariusz był nieugięty. Kiedy wyszedł, Ania spojrzała na mnie oburzona.
– Coś ty mu powiedziała?
– Raczej czego ty nie powiedziałaś mnie… Siedział w więzieniu?
Ania zasznurowała usta i usiadła z założonymi rękami
– Czyli to prawda… Chyba oszalałaś! Żeby spotykać się z przestępcą! Przecież jesteś dziewczyną z dobrego domu!
– Której ojciec zapił się na śmierć! Taki to dobry dom? – rzuciła mi w twarz, w jej oczach natychmiast pojawiły się łzy.
– Aniu…– powiedziałam zaskoczona. Nigdy tak do mnie nie mówiła.
– Każdy ma jakąś przeszłość, mamo. Nie zawsze jest się z niej dumnym, ale ważne, jak się potem podnosi po porażce. Owszem, był w więzieniu! Miał burzliwy okres dorastania i napadł z kumplami na sklep. Ale to się więcej nie powtórzy. Odsiedział swoje i żałuje tego, co zrobił. Pracuje jako taksówkarz, ma swoje mieszkanie. To porządny chłopak.
Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Jak ją przekonać, że bardzo ryzykuje, bo skoro ten człowiek kiedyś złamał prawo, jaką miała gwarancję, że nie zrobi tego znowu? Od tego spotkania stosunki między nami uległy ochłodzeniu.
Wiedziałam, że Ania nadal spotyka się z Mariuszem, ale już nic mi nie mówiła
W ogóle mniej ze sobą rozmawiałyśmy. Chciałam to zmienić, tyle że nie wiedziałam jak, bo nie zmieniłam zdania na temat jej wybranka. Byłam zdumiona, że zamiast znaleźć sobie miłego chłopaka, który ma poukładane w głowie, wolała tracić czas z byłym kryminalistą.
Mijały tygodnie, a u nas nic się nie zmieniało. Wiedziałam, że Ani jest przykro, ale nie potrafiłam się przełamać. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama. Powiedziała, że nie czuje się najlepiej, więc postanowiłam ją odwiedzić.
Pojechałam do niej pociągiem. Spędziłam u mamy kilka dni, poszłam z nią do lekarza, wykupiłam leki i się nią zaopiekowałam. Kiedy poczuła się lepiej, wróciłam. Było już późno, gdy wysiadałam z pociągu. Ludzie tłoczyli się w przejściu, z końcem weekendu wracali do domów.
Z ulgą dotarłam do głównego wyjścia, ale i tam czekała mnie niemiła niespodzianka – zaczęło padać. To było urwanie chmury. Chciałam sięgnąć do torebki po telefon, żeby zadzwonić po taksówkę, ale nagle zorientowałam się, że jej nie mam.
Ktoś ukradł mój telefon, a ja zostałam bezradna
Byłam wściekła. Wróciłam na dworzec i rozglądałam się wokół, licząc, że zauważę złodzieja, ale nic z tego. Byłam zdenerwowana, zmęczona i wystraszona. Na dokładkę ten deszcz i coraz bardziej porywisty wiatr nie polepszały sytuacji. Stałam bezradnie przed dworcem, gdy podjechała taksówka i otworzyło się okno.
– Pani Jolu! To pani? Proszę wsiadać. Podwiozę panią – usłyszałam głos z kabiny.
Podeszłam bliżej, zaskoczona, i nagle zorientowałam się, że to był Mariusz.
– A nie, dziękuję. Poradzę sobie – wycedziłam przez zęby, choć wiedziałam, że jestem w tarapatach.
– Proszę wsiąść. Zawiozę panią do domu.
Nie miałam wielkiego wyboru. Poza tym, szczerze mówiąc, z nieba mi spadł. Byłam mu wdzięczna, kiedy usiadłam w suchym, ciepłym aucie.
– Dziękuję. Ktoś ukradł mi torebkę. Nie będę ci miała jak zapłacić, ale jeśli pozwolisz, ureguluję rachunek później.
– Nie ma o czym mówić. Przejazd gratis. Gdzie pani ukradli torebkę? Na dworcu?
– Tak. Był taki ścisk, że ledwie mogłam oddychać. Ktoś wykorzystał moment i mi ją zabrał.
– Dowiem się kto. Proszę się nie martwić – mrugnął do mnie, a ja spojrzałam na niego i zamiast się oburzyć, jak pewnie normalnie bym to zrobiła, to zaczęłam się śmiać.
– Z czego pani się śmieje?
– Rozbroiła mnie ta twoja szczerość.
– Nie jestem dumny z przeszłości, ale też niczego nie ukrywam, pani Jolu. Jestem od lat uczciwym i porządnym obywatelem. Pracuję, płacę podatki i niech mi pani wierzy, nie śpieszno mi do więzienia. Ale chłopaków znam i nie pozwolę, by się pani albo tym bardziej Ani krzywda stała.
Mariusz odwiózł mnie pod samą klatkę, żebym nie musiała moknąć. Weszłam do domu i zastałam Anię pichcącą coś w kuchni.
– O, mamuś jesteś już. Martwiłam się, bo nie odbierałaś.
– Ktoś ukradł mi torebkę z komórką.
– Naprawdę?
– Spokojnie. Twój Mariusz powiedział, że się tym zajmie – mrugnęłam do niej. – Miałaś rację. Miły z niego chłopak. Przywiózł mnie tu taksówką za darmo.
– Niech by spróbował ci policzyć – zaśmiała się. – Dziękuję, mamuś. Naprawdę się cieszę, że go nie skreślasz.
Następnego dnia rano Mariusz zjawił się z moją torebką w nienaruszonym stanie.
– Dziękuję. Twoje kontakty się przydały – zaśmiałam się.
– Akurat nieszczególnie. Była na peronie. Musiała ją pani upuścić w tym tłumie. Nikt nawet do niej nie zaglądał.
– Ale ze mnie gapa – powiedziałam zawstydzona. – Każdemu się może zdarzyć. A dzięki temu miałem szansę trochę pomóc – spojrzał na Anię czule.
Zrozumiałam, że to naprawdę dobry chłopak i wybaczyłam mu tę niechlubną przeszłość. Najważniejsze, że wyciągnął ze swoich błędów lekcję. A to, że mi pomógł, świadczy o nim bardzo dobrze. Poza tym, skoro sprawił, że Ania jest szczęśliwa, to ja także jestem szczęśliwa!
Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"