Odkąd nasz synek Michaś skończył 2 latka, kłóciliśmy się z mężem prawie o wszystko. Choć tak naprawdę powód zawsze był ten sam – brak pieniędzy. A przecież nie wpadliśmy w żadną spiralę zadłużenia, w dodatku rodzice, moi i Pawła, pomagali nam, jak mogli.
Nie było biedy z nędzą, kolejek po zapomogi, upokarzających wizyt w urzędzie gminy i podań o wsparcie. Po prostu marzył mi się wyższy standard życia. Zamiast tygodnia na Mazurach, wolałabym dwa tygodnie w Hiszpanii, dziesięcioletniego rzęcha chętnie zamieniłabym na jakieś fajne autko z klimatyzacją. Pensja Pawła na to nie pozwalała, a resztki rozsądku powstrzymywały nas przed kredytami.
– Znowu ufarbowałaś włosy? – zapytał retorycznie Paweł. Przecież widział, że ufarbowałam…
– Siwieję przy tobie – wbiłam mu szpilę. – Przed trzydziestką będę siwa jak gołębica.
– Mogłaś to zrobić sama w domu, a nie chodzić do fryzjera.
– Jasne… Chleb mogłabym też upiec w domu, uszyć nam w domu ubrania – ironizowałam. – Kup krowę i wstaw ją na balkon. Jak ją wydoję, będzie mleko, masło i twaróg. Wszystko w domu.
– Głupia jesteś!
– Chyba tak, skoro za ciebie wyszłam.
I tak w kółko
Całe szczęście, że powstrzymywaliśmy się przy dziecku. Za to kiedy Michaś był u moich rodziców albo u teściów, puszczały nam hamulce.
Wyładowywałam się na Pawle, bo małżeństwo mnie rozczarowało. Zostaliśmy parą, gdy byłam w liceum, a wtedy nie martwiliśmy się niczym. Paweł kończył studia inżynierskie, po ślubie od razu zaszłam w ciążę, urodziłam Michasia i zamiast pójść do pracy, zostałam w domu.
Wynajęte mieszkanie, samochód po teściach, Paweł na etacie referenta w dziale inwestycyjno- budowlanym prywatnej firmy. Rachunki, opłaty, pranie i sprzątanie. Proza życia. A ja chciałam trochę poezji.
– W tym roku na pewno nie dostanę podwyżki – informował mnie mąż.
– Bo o nią nie walczyłeś! – oskarżałam Pawła bez żadnych podstaw. – Boisz się, że jak się postawisz szefom, to cię wyleją z roboty!
– Co ty możesz na ten temat wiedzieć? Nigdy nie pracowałaś. Awans na specjalistę najprędzej za dwa lata. Jak Michaś pójdzie do zerówki, będziesz mogła poszukać pracy.
– Będę mogła?! Będę musiała! Bo mój ukochany mężulek nie zapewni rodzinie utrzymania!
– Trzeba było czekać na księcia z bajki!
Marzyłam o ucieczce
I znowu ciche dni. Do kolejnej awantury. Chyba sprawiało mi to perwersyjną przyjemność. Przecież Paweł uczciwie pracował, brał nadgodziny, a ja mimo wszystko się na nim wyżywałam.
Książę z bajki… O mnie, śliczną licealistkę, walczyło na poważnie dwóch „rycerzy”. Wygrał Paweł, bo tego chciałam, ale po ślubie często łapałam się na tym, że myślę o Rafale.
Chodziliśmy do tej samej klasy, podkochiwał się we mnie prawie dwa lata, ale się obudził i zaczął walczyć, dopiero gdy zobaczył mnie z Pawłem – trzymających się za ręce, zakochanych na zabój, jak mi się wydawało.
Rafał wychowywał się chyba na starych romansach, skoro myślał, że musi na mnie zasłużyć: zabić smoka czy coś w tym guście. Do głowy mu nie przyszło po prostu się ze mną umówić, wolał platonicznie wzdychać. Potem zaczął zaloty, a ja, choć byłam z Pawłem, umawiałam się z Rafałem na niby koleżeńskie spotkania, nie wolne od flirtu.
Bawiło mnie to, Rafałowi dawało nadzieję, a Pawła doprowadzało do wściekłej zazdrości. Raz nawet poprosiłam Rafała o korepetycje z polskiego i historii w mieszkaniu jego rodziców. Stąd znałam adres.
Pokłócona z mężem o kolejną bzdurę, po jego wyjściu do pracy na drugą zmianę, odwiozłam Michasia do rodziców, żeby zaspokoili swoją potrzebę rozpieszczania wnuka, i wróciłam do pustego domu.
Wciąż pamiętałam adres Rafała…
Minęło prawie pięć lat od matury, więcej go nie widziałam. Przecież mógł już tam nie mieszkać. Najwyżej powiem, że pomyliłam drzwi, gdybym go nie zastała…
Odświeżona, umalowana i pięknie uczesana wsiadłam do naszej zdezelowanej skody i z bijącym sercem zajechałam pod szary blok, jeden z wielu w naszym mieście. Serce waliło mi mocno. Oszukiwałam się, że chcę trochę poezji zamiast znienawidzonej prozy życia, ale tak naprawdę miałam ochotę na lawinę komplementów i spojrzenia pełne uwielbienia. Na chwilę szaleństwa, o którym zdążyłam zapomnieć.
Nie wykluczałam pieszczot i seksu. Tak chciałam odreagować kolejną kłótnię z Pawłem i pognębić go. Właściwie za co? Chyba za to, że nie był księciem z bajki.
Rafał wciąż mieszkał pod starym adresem. Sam. W pierwszej chwili wręcz zdębiał na mój widok. Starał się opanować emocje, ale w jego oczach zobaczyłam dawny błysk – pomieszanie młodzieńczego zauroczenia z nutą pożądania.
Zaczęłam opowiadać jakieś bzdury, że moja siostrzenica przygotowuje się do matury z historii, że chciałam dla niej pożyczyć książki historyczne, takie, które według niego są godne uwagi. Paplałam bez ładu i składu na progu, aż Rafał zaprosił mnie do środka.
Co za wstyd! Sama siebie upokorzyłam!
W jego pokoju na podłodze walały się stosy książek i skserowanych artykułów, zbindowanych notatek i zeszytów.
– Piszę pracę magisterską – uśmiechnął się. – Z historii, a jakże…
Podał nawet temat, ale nie słuchałam zbyt uważnie. Coś związanego z drugą wojną światową. Gadaliśmy jak starzy kumple. Żartobliwie wypominał mi, że go nie wybrałam, bo Paweł był przystojniejszy.
– Nie chciałam, żebyś codziennie przytłaczał mnie inteligencją – zaśmiałam się. – Opowiadał o wojnach, generałach, czołgach…
Rafał też się roześmiał, ale nieco wymuszenie. Opowiedziałam mu o sobie, Rafał się zrewanżował. Kończył studia, miał dziewczynę, snuł plany o pracy w szkole, przy odrobinie szczęścia może zdobędzie etat na uczelni. Ale nie mogliśmy niezobowiązująco gawędzić bez końca.
– Ewa… – Rafał zawiesił głos. – Po co przyszłaś? Bo przecież nie po książki…
– Chciałam cię pocałować – wypaliłam wyzywająco.
Zapadła niezręczna cisza.
– A co potem?
– A co się robi po pocałunku? – spytałam kokieteryjnie. – Podobno stara miłość nie rdzewieje…
Drżał z emocji nie mniej niż ja. Mógł mnie mieć. Tutaj i teraz. Nagle, w jednej chwili, jego oczy utraciły ten błysk, za którym tęskniłam.
– Ewa… – szepnął. – Pewnie będę tego żałował do końca życia, ale… Ale nie rzucę się na ciebie, nie zedrę z ciebie ubrania i nie będziemy się kochali na stercie książek. Po prostu moja dziewczyna na to nie zasłużyła, rozumiesz?
Czerwona jak burak skinęłam głową
– Pokażę ci, co można zrobić po pocałunku – powiedział cierpko.
Pocałował mnie w usta i dosłownie wystawił za drzwi.
„Co ja sobie wyobrażałam? Co on sobie o mnie pomyślał? Że szukam lepszego ojca dla mojego Michasia? Że znudzona w małżeństwie chciałam się tylko zabawić? Zrobiłam z siebie idiotkę!”.
Mało nie przejechałam na czerwonym świetle. Zahamowałam z piskiem opon i poczułam smród palonej gumy. „Tego jeszcze brakowało, żebym się zabiła za kierownicą, bo mój dawny adorator mnie zlekceważył. Mnie i moje wdzięki, o których ponoć zawsze marzył. Co za upokorzenie!”.
Gdy opadły emocje, nie czułam złości na Rafała. Raczej wdzięczność. Uratował moje małżeństwo. W duchu podziękowałam też jego dziewczynie. Nawet nie wiedziała, że myśląc o niej, nie uległ pokusie.
Obiecałam sobie też, że się zmienię i spróbuję jak najmniej kłócić z Pawłem. Przecież go kocham. Naprawdę. A że miałam chwilę słabości? Z jednej strony żałuję, z drugiej zrozumiałam, co mogłabym stracić. Udało mi się…
Wieczorem przywitałam Pawła z uśmiechem.
– Coś się stało? – zapytał, zaskoczony.
– Nic. Kocham cię, bałwanie.
Minęło pięć lat. Michaś jest już cudownym dziesięciolatkiem. No i ma rodzeństwo – trzyletnią Agniesię. A ja pracuję na pół etatu w recepcji hotelu.
Tylko czasem budzę się w nocy, zlana potem, że przez impuls, przez wyrzut negatywnych emocji mogłam zaprzepaścić to, co mam teraz. A uratował mnie, jak by nie patrzeć, obcy mężczyzna.
Paweł też się wtedy budzi.
– To tylko zły sen – uspokaja mnie, choć nie wie, o czym mówi.
Może kiedyś mu powiem…
Czytaj także:
„Janusz był mi jak brat, a teraz go nienawidzę. Po śmierci żony znalazł sobie nową, młodszą pannicę. Moją córkę...”
„Narzeczona eks-męża zabierała moją 14-letnią córkę do klubów i stroiła jak lolitę. Ojciec nie widział w tym problemu”
„Córka nie chce mojej pomocy po porodzie. Zamiast tego woli niańczyć męża i dziecko. Co za naiwna dziewucha”