„Córka nie chce mojej pomocy po porodzie. Zamiast tego woli niańczyć męża i dziecko. Co za naiwna dziewucha”

Dojrzała kobieta odrzucona przez córkę fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Naprawdę, strasznie mi przykro, że Iwona odrzuca pomoc matki dla jakichś nowomodnych głupot, które jeszcze czkawką jej się odbiją. Ja grzecznie proponuję pomoc, a ona, że nie, że nie trzeba, że sami sobie poradzą. Jakbym ja była za stara i za głupia!".
/ 29.07.2021 11:17
Dojrzała kobieta odrzucona przez córkę fot. Adobe Stock, Africa Studio

Życie jednak bywa przewrotne: najpierw drżałam, żeby moja Iwonka nie zaszła w ciążę, zanim zakończy edukację, potem modliłam się, by wreszcie zdecydowała się na dziecko…

Ale też ci młodzi teraz dziwnie żyją, wszystko robią na odwrót! Najpierw zabezpieczają sobie stabilność finansową, potem warunki mieszkaniowe, a gdy się wydaje, że już naprawdę nie ma na co czekać, okazuje się, że oni jeszcze chcą pożyć: zobaczyć kawałek świata, zabawić się, wyszumieć.

W końcu nie wytrzymałam i zapytałam córkę, czy słyszała w ogóle o czymś takim jak zegar biologiczny. Jej Maciek pewnie go nie słyszy, jak to facet, ale ona powinna. Wiadomo, że im dłużej się czeka, tym szansa na zajście w ciążę i urodzenie zdrowego dziecka maleje.

– Przyjęłam do wiadomości – stwierdziła krótko Iwona. – Ale pozwól, mamo, że sami podejmiemy decyzję o potomstwie.

Trochę mi się przykro zrobiło, że tak mnie z góry potraktowała. Ja bym była wdzięczna, gdyby moja matka kiedykolwiek wykazała się troską o kogo innego niż mąż alkoholik. Ale cóż, syty głodnego nie zrozumie.

Iwona, dla której byłam zawsze na każde skinienie, nie wie, co to chłód emocjonalny doświadczany ze strony najbliższych. Może nawet jej się wydaje, że się wtrącam?

Przysięgam, to nie jest prawda: słowa nie powiedziałam, gdy jej Maciek dostał posadę z mieszkaniem na Mazurach, choć to szmat drogi od domu i serce mi mało nie pękło, kiedy się wyprowadzali.

Co stary człowiek może, gdy rodzona córka daje do zrozumienia, że ma pilnować własnego nosa? Tylko przebaczyć i kochać dalej.

Czasem jednak warto schować dumę do kieszeni i przemilczeć urazy – w Wielkanoc, podczas świątecznego śniadania, dowiedziałam się, ze nareszcie zostanę babcią!

– Cudownie, Iwonko! – przytuliłam córkę.

– To sam początek, prawda? Nic nie widać.

– Już koniec szóstego miesiąca – wyjaśniła ze śmiechem, a mnie zmroziło.

Trzymać taką wiadomość w tajemnicy?!

– Wszystko się mogło zdarzyć – wzruszyła ramionami. – Zresztą, co to za różnica?

Chyba zauważyła, że zrobiło mi się przykro, bo dodała zaraz, że chciała mi nowinę przekazać osobiście, a nie przez telefon.

Martwiłam się trochę, bo zauważyłam, że Iwona wciąż je jak ptaszek. Podsuwałam jej szynkę, lepsze kąski wędlin, załatwiłam nawet świeży twaróg od gospodarza, ale ona tylko tego podziobała, tego podziobała… Ciąża to nie czas na odchudzanie, tu trzeba jeść za dwoje! A ten jej Maciek tylko patrzy i nic dziewczynie nie powie. Myśli, że od czułych spojrzeń się maluszek wybuduje?!

Faceci do niczego się nie nadają. Wiem, co mówię

Ale z facetami zawsze tak jest… Pamiętam, jak się mój Janek ucieszył, że córka się urodzi!

Kwiatki mi nosił, czułości prawił – a ledwo wróciłam z małą ze szpitala, od razu uciekł w pracę. Niby że musi zarabiać na rodzinę! Gdy w nocy dziecko zapłakało, zawsze udawał, że śpi. Pieluch nigdy nie przeprał, bo się brzydził i zbierało mu się na wymioty. Jedyne, do czego się przyłożył, to pępkowe z kolegami.

Dopiero gdy Iwonka miała ze trzy, cztery lata, zaczął być przydatny: czytał jej bajki, zabierał do kina i na spacery. Ale czego spodziewać się po mężczyznach? Im się przecież wcale nie wydziela ta cała oksytocyna czy jak to się tam nazywa, ten hormon macierzyństwa…

Pomyślałam, że czas wrócić do dziergania i przygotować dzieciątku jakąś wyprawkę.

Zadzwoniłam do Iwony, żeby się dowiedzieć, czy już wiadomo, jakiej płci będzie maluszek, a ona mówi, że nie chcą wiedzieć.

To niby mam robić po dwie wersje śpioszków? Niebieskie i różowe?

W każdym razie było dla mnie jasne, że moja córka nie będzie przechodzić z noworodkiem takiej gehenny jak ja. W odróżnieniu od mojej matki, która miała wszystko w nosie, ja stanę na wysokości zadania i pojadę do młodych przynajmniej na pierwszy miesiąc po porodzie. Pomogę w opiece, pokażę, jak kąpać, karmić, w nocy też się zerwę. Nie będzie dziewczyna chodziła jak zombie – macierzyństwo ma być radością, a nie udręką.

Byłam pewna, że Iwona się ucieszy, gdy się dowie o moim planie. Nie każda przyszła babcia jest w stanie zostawić swoje życie na dłuższy czas i jechać na drugi kraniec kraju!

Kiedy jednak oznajmiłam jej przez telefon o mojej decyzji, córka tylko się roześmiała:

– No co ty, mamuś, nikt nie oczekuje od ciebie takich poświęceń! Damy sobie radę.

Tylko się żachnęłam: mówi tak, bo nie ma pojęcia, co ją czeka! Kiedy pojawia się dziecko, cały świat przewraca się człowiekowi do góry nogami i wszystkie wcześniejsze plany biorą w łeb. Bez względu na to, co Iwona sobie wyobraża, sama sobie na pewno nie poradzi.

– Nie będę sama, tylko z Maćkiem, mamo – wyjaśniła. – Cały miesiąc. On już go prawie odpracował, dostanie urlop bez problemu.

Jeszcze się będzie prosić, jeszcze do mnie przyjdzie

Boże, jakie to moje dziecko naiwne! Mało jej jednego niemowlaka do opieki, jeszcze chłopa zamierza niańczyć? I cóż on jej niby pomoże? Dziecko nakarmi, w nocy będzie wstawał, może jeszcze zapaskudzone pampersy będzie zmieniał? Już to widzę!

– Psycholog mówi, że tak jest najlepiej – trajkotała dalej Iwona. – Wtedy oboje rodzice jednocześnie uczą się dziecka, tworzy się między nimi niepowtarzalna więź.

Aha, więź… Jezu, a ten cały psycholog to dzieci ma? Pewnie ledwo to studia skończyło i teraz doradza, jak żyć.

– Nie bajdurz, kochanie – przerwałam, bo żal było słuchać. – Maciek niech idzie do pracy, bo pieniędzy nigdy za dużo. Ja przyjadę na miesiąc, kobieca ręka ci się bardziej przyda niż dwie lewe męskie. A na nawiązanie więzi z dzieckiem twój mąż będzie miał całe życie.

– Mamo, wiem, że nie możesz się już doczekać wnuczka, ale zrozum, ten miesiąc chcemy mieć tylko dla siebie. Potem serdecznie cię zapraszamy.

Poczułam się, jakby mi własna córka w twarz dała

Równie dobrze mogła powiedzieć, że teraz się nie liczę – jest tylko ona, jej mąż i maluszek, który ma przyjść na świat. A stara matka może sobie wpaść w odwiedziny razem z innymi ciotkami czy kolegami z pracy!

– Ja się na siłę wpraszać nie zamierzam tam, gdzie mnie nie chcą – powiedziałam wreszcie. – Przyjadę na komunię z prezentami. Tak chyba będzie najlepiej, co?

I rozłączyłam się. Naprawdę, strasznie mi przykro, że Iwona odrzuca pomoc matki dla jakichś nowomodnych głupot, które jeszcze czkawką jej się odbiją. Dzwoniła potem jeszcze, ale nie odebrałam połączenia. Niech sobie z mężem pogada, skoro on jest ważniejszy. Nie, to nie!

Czytaj także:
„Gdy mój mąż miał drugi zawał, wszyscy mówili że biznes upadnie. A czy kobieta nie umie prowadzić firmy budowlanej?!”
„Przez kilkadziesiąt lat gardziłem Martą, bo zostawiła mojego brata. Gdyby nie to babsko dalej bym go miał...”
„Moja żona zdradzała mnie z szefem. Żyliśmy w trójkącie, do czasu aż jej kochanek... zginął w wypadku"

Redakcja poleca

REKLAMA