„Miałam 19 lat i romans z księdzem. Wykorzystał mnie i zostawił, ale dzięki niemu poznałam miłość życia”

kobieta, która była kochanką księdza fot. Adobe Stock, Rido
„Kiedy wróciłam do Poznania, Krzysztof na mnie nie czekał, miał wyłączony telefon, a z mieszkania zniknęła część jego rzeczy. Odchodziłam od zmysłów, nie wiedziałam, co się dzieje. Postanowiłam zadzwonić do ośrodka, ale powiedzieli mi, że tam też go nie ma”.
/ 09.05.2022 06:05
kobieta, która była kochanką księdza fot. Adobe Stock, Rido

– Pojedziesz ze mną do Poznania? – zapytał mnie Marcin po powrocie z pracy. – Jutro mam tam konferencję…

Oczywiście chciałam pojechać, w końcu to miasto, w którym się poznaliśmy. Choć nie wszystkie związane z nim wspomnienia są miłe…

Miałam 15 lat, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Poznań

Nie była to rodzinna wycieczka, choć przyjechałam z rodzicami. Moi starzy prawie się do siebie nie odzywali, nie rozmawiali też ze mną. Celem ich wizyty była rozprawa w sądzie. Rozwodowa.

Ojciec odszedł od nas 2 lata wcześniej, ja zostałam z mamą, która długo nie mogła się z tym pogodzić. Płakała, narzekała na wszystko, robiła awantury o drobiazgi. Przebywanie w domu stało się koszmarem ponad moje siły. Znalazłam ludzi, którzy potrafili zmienić szarą codzienność w kolorowe święto. Alkohol i inne używki pomagały nam się bawić i zapominać. Wagary, kurator, wyrok za kradzież i w końcu postanowienie sądu o umieszczeniu mnie w ośrodku wychowawczym prowadzonym przez siostry zakonne w Poznaniu.

Nowe miejsce, nowi ludzi i zupełnie nieznane mi zasady. Ciężko było, ale szybko dostosowałam się do panujących reguł. Popołudnia i wieczory spędzałam nad książkami, zamiast kombinować i walczyć z zakonnicami, jak większość wychowanek. Po trzech latach jako przykładna wychowanka i najlepsza uczennica, uczestniczyłam w rozmowach dotyczących zasad panujących w ośrodku, które z nowymi wychowankami prowadził ksiądz Krzysztof. Mogłam już samodzielnie wychodzić poza ośrodek, poznawałam więc Poznań, przygotowywałam się do matury.

Po kolejnym spotkaniu z nowo przyjętą dziewczyną, która z góry odrzucała wszystko, co proponował ośrodek, ksiądz Krzysztof poprosił, żebym została chwilę w rozmównicy. Byłam pewna, że chce mnie poprosić o opiekę nad zbuntowaną nastolatką. Tymczasem on zaczął wychwalać mnie i rzekome porozumienie, które nas łączy. Nie bardzo wiedziałam, o czym mówi, ponieważ traktowałam go zawsze z dużym dystansem. Pomimo niewątpliwego uroku osobistego i bardzo męskiej urody dla mnie był tylko księdzem.

Miesiąc przed egzaminami maturalnymi ksiądz Krzysztof zaproponował, że zabierze na trzy dni kilka najzdolniejszych uczennic do ośrodka oazowego, żeby tam mogły w skupieniu powtórzyć wyuczony materiał oraz nabrać sił do ciężkiego egzaminu. Siostry z entuzjazmem przystały na tę propozycję i ja też zostałam wytypowana do wyjazdu. To były niesamowite 3 dni, które wiele zmieniły w moim życiu.

Zapomniałam na chwilę o dźwięku dzwonka sygnalizującym pobudkę, lekcje, posiłki, o wszechobecnych kobietach w habitach i zdemoralizowanych koleżankach. Dostałam jednoosobowy pokój z widokiem na Babią Górę, w którą wpatrywałam się godzinami, zadając sobie samej pytania, które mnie zawstydzały. Czy to, co się dzieje między mną a księdzem Krzysztofem jest możliwe?

Ksiądz Krzysztof przyszedł do mojego pokoju

Wiedziałam, po co przyszedł, co się zaraz stanie, a jednocześnie było to dla mnie ciągle nierealne. Gdy mnie dotknął, przytuliłam się do niego mocno i pozwoliłam, żeby zabrał mnie w erotyczną podróż. Już nie był dla mnie księdzem, stał się moim ukochanym Krzysztofem.

Po powrocie do ośrodka musiałam skupić się na maturze, tymczasem byłam szaleńczo zakochana. Krzysztof przyjeżdżał codziennie rano do pracy w ośrodku, kończył pracę po południu i wracał do siebie. Widywałam go w czasie nabożeństw, w stołówce, podczas spotkań z grupą. Bałam się, że z mojego spojrzenia wszyscy wyczytają to, co nas łączy.

Oszukiwaliśmy siostry i wychowanki, żeby choć na chwilę zostać tylko we dwoje, żeby się dotknąć, przytulić. Telefony komórkowe stały się naszymi sprzymierzeńcami, czułe słowa, SMS-y, pytania i wyznania mogły fruwać między nami jak niewidzialne motyle szczęścia. Nic nie miało dla mnie znaczenia, poza tym, żeby być z Krzysztofem.

Los nam jednak sprzyjał, skoro nikt nie domyślił się tego, co dzieje się między nami. Było piękne lato, zdałam maturę, miałam Krzysia, wolność i piękne plany. Krzysztof chciał zrezygnować z kapłaństwa i spędzić ze mną resztę życia. Byłam szczęśliwa, chociaż z nikim nie mogłam się podzielić swoją tajemnicą. Postanowiliśmy, że Krzysztof wynajmie w Poznaniu mieszkanie, w którym zamieszkam, a on niebawem do mnie dołączy. Teraz spędzał ze mną każdą wolną chwilę.

Przez pierwsze dni żyłam jak w amoku, poznawałam miłość, uczyłam się jej i syciłam nią. Później powoli do naszego raju wkraczała rzeczywistość, starokawalerskie nawyki Krzysztofa i moja naiwność. Krzysztof, który ciągle był księdzem i nadal ukrywał nasz związek przed światem, zwlekając z wyjawieniem prawdy, zaczął stawiać mi wysokie wymagania dotyczące prowadzenia domu. Znalazł mi pracę w sklepie, twierdząc, że powinnam dołożyć się do kosztów utrzymania wspólnego mieszkania. Ciągle byłam zakochana, więc robiłam wszystko, żeby go zadowolić, żeby przyziemność nie zakłócała naszej miłosnej euforii.

To niby ja go uwiodłam?!

Gdy jego mama przyjechała do Poznania, na czas jej wizyty musiałam się wyprowadzić, zacierając wszelkie ślady swojej obecności w mieszkaniu, bo ona tam nocowała. Wróciłam na kilka dni do swojego rodzinnego domu kilkadziesiąt kilometrów od Poznania. Mama była szczęśliwa, ja nieobecna duchem. Opowiedziałam mamie o swojej miłości, o tym, że nie mieszkam z przyjaciółką, tylko z ukochanym, który jest nadal księdzem. Widziałam, że była zszokowana, ale chyba zrozumiała, że albo zaakceptuje mój wybór, albo straci ze mną kontakt.

Musiałam tak postawić sprawę, Krzyś był dla mnie najważniejszy i pomimo ostatnich zgrzytów nie mogłam się doczekać, aż znowu będziemy sami. Gdy wracałam do Poznania, mama obiecała w najbliższym czasie do nas przyjechać. Nie przyjechała, nie było najbliższego czasu. Krzysztof na mnie nie czekał, miał wyłączony telefon, a z mieszkania zniknęła część jego rzeczy. Odchodziłam od zmysłów, nie wiedziałam, co się dzieje.

Zdobyłam się na odwagę i zadzwoniłam do ośrodka. W trakcie rozmowy z siostrami jakby od niechcenia zapytałam o księdza Krzysztofa. Dowiedziałam się, że tam nie wrócił, że wziął roczny urlop z przyczyn osobistych (tyle wiedziałam sama), i gdzieś wyjechał.

A wieczorem zadzwoniła do mnie jego mama. Bardzo nieprzyjemnym tonem oznajmiła, że Krzysztof wrócił z nią do domu rodzinnego, zgłosił się do kurii, wyznał swój grzech i natychmiast został wysłany na rok do Afryki. Miałam do niego nie dzwonić, nie szukać kontaktu z nim i nikomu nie opowiadać o tym, co zrobiłam… Co zrobiłam?! Ze słów tej kobiety wynikało, że zastawiłam sidła na pobożnego księdza, uwiodłam go i wykorzystałam.

Wkrótce ktoś przyjechał po resztę rzeczy Krzysztofa. To był Marcin, jego kuzyn… Gdy stanął w drzwiach, taki podobny do Krzysztofa, ale bez znienawidzonej koloratki na szyi, taki bliski, a jednocześnie zupełnie obcy – rozkleiłam się. Marcin wprosił się na herbatę, przegadaliśmy kilka godzin, a kiedy wychodził, wiedziałam, że mam w nim przyjaciela.

Teraz mieszkamy razem na południu kraju, przeszłość została daleko za nami. Mimo to chętnie odwiedzę jutro Poznań – przecież właśnie tam poznałam Marcina i tam spędziliśmy razem piękne studenckie lata. Tam też poznałam różnicę między fatalnym zauroczeniem a miłością.

Czytaj także:
„Byłam w 5 miesiącu ciąży, gdy mąż miał wypadek i zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie”
„Chcę mieszkać z facetem bez ślubu, a babcia z mamą protestują. Boją się, że skończę jak one, sama z dzieckiem na rękach”
„Mój były to teraz szycha. Napisałam do niego, bo mąż mnie znudził. Wolę być damą na salonach niż molem książkowym”

Redakcja poleca

REKLAMA