„Byłam w 5 miesiącu ciąży, gdy mąż miał wypadek i zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie”

Kobieta w ciąży fot. Adobe Stock
„Tomka właśnie operowano. Potem dowiedziałam się, że prawdopodobnie zasnął za kierownicą, zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Obrażenia miał bardzo poważne, na szczęście udało się powstrzymać krwotok wewnętrzny. Lekarze nie dawali mu wielkich szans na przeżycie...”.
/ 04.05.2022 07:50
Kobieta w ciąży fot. Adobe Stock

Jestem całkiem zwyczajną kobietą, w moim życiu wszystko wydawało się biec z góry wytyczonym torem. Poznaliśmy się z Tomkiem w liceum i od pierwszej klasy byliśmy parą. Po maturze skończyłam dwuletnią szkołę dla sekretarek i znalazłam pracę w jednym z naszych urzędów. Tomek zaś zdobył „zawodowe” prawo jazdy, dzięki pomocy rodziców kupił samochód i został taksówkarzem. Gdy zaczęliśmy zarabiać, nic już nie stało na przeszkodzie, żebyśmy się pobrali.

Uroczystość była skromna, zaprosiliśmy tylko najbliższą rodzinę. Ale i tak dla nas był to najpiękniejszy dzień w życiu. Kochaliśmy się i wiedzieliśmy, że chcemy być razem. Marzyliśmy, że będziemy mieli dwoje dzieci, zarobimy na własne mieszkanie, będziemy podróżować. Mieliśmy wrażenie, że świat do nas należy.

Po ślubie zamieszkaliśmy z moimi rodzicami

Moja siostra już dawno wyszła za mąż i się usamodzielniła, więc nie mieli nic przeciwko temu. Zastanawiałam się, jak będzie układało się nasze życie pod wspólnym dachem, ale okazało się, że nie było źle. Mama i tata jeszcze pracują, do domu wracają późnym popołudniem. A Tomek wiele godzin spędzał za kierownicą, zdarzało się nawet, że jeździł nocami. Prosiłam go, żeby trochę wyluzował, ale nie chciał słuchać.

– Kasiu, jestem młody, silny, chcę żebyśmy odłożyli trochę grosza – tłumaczył.

Mój mąż uważał, że jego obowiązkiem jako mężczyzny jest dbanie o nasz byt, tym bardziej, że planowaliśmy powiększenie rodziny. Co z tego, że obydwoje mieliśmy dopiero po 22 lata, lubiliśmy dzieci i nie chcieliśmy zwlekać. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, nasza radość nie miała granic. Tomek dbał o mnie i rozpieszczał na każdym kroku. Razem chodziliśmy do lekarza i cieszyliśmy się, że wszystko przebiega prawidłowo, a nasz maluszek rośnie.

Pewnego wieczoru zjedliśmy razem kolację, obejrzeliśmy film w telewizji, a potem Tomek pocałował mnie na dobranoc i zaczął zbierać się do wyjścia.
– Pojeżdżę dwie, góra trzy godziny – powiedział. – Wieczorami trafiają się najlepiej płatne kursy.
Nie lubiłam, gdy jeździł nocą, ale co mogłam zrobić Tomek był uparty i nie słuchał moich próśb.

W środku nocy obudził mnie telefon.
– Rozmawiam z panią Katarzyną Mazurek? – zapytał kobiecy głos w słuchawce.
– Tak, a o co chodzi?
Dzwonię ze szpitala. Pani mąż miał przy sobie karteczkę z adnotacją, kogo powiadomić w razie wypadku. Dlatego dzwonię. Proszę przyjechać...

W ciągu pół godziny byliśmy z rodzicami w szpitalu

Tomka właśnie operowano. Potem dowiedziałam się, że prawdopodobnie zasnął za kierownicą, zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Obrażenia miał bardzo poważne, na szczęście udało się powstrzymać krwotok wewnętrzny. Lekarze nie dawali mu wielkich szans na przeżycie...

Mój mąż ma jednak silny organizm, walczył, nie poddawał się... Wzięłam urlop i spędzałam przy nim dnie i noce. Tomek oddychał przy pomocy respiratora, do obu rąk miał podłączone kroplówki, ani na chwilę nie odzyskał przytomności. Cierpiałam wraz z nim, płakałam, bez przerwy modliłam się, aby wyzdrowiał. 

– Nastąpiło uszkodzenie mózgu – tłumaczył ordynator. – Pani mąż jest w śpiączce i nie wiemy, kiedy ani czy w ogóle się wybudzi. Trzeba czekać.

Nie wiem, jak przeżyłabym następne miesiące, gdyby nie rodzina – moi rodzice i teściowie. W tych trudnych chwilach otrzymałam od nich ogromne wsparcie.
– Kasiu, musisz myśleć o maleństwie, jesteś w piątym miesiącu ciąży – przytuliła mnie teściowa. – Postanowiliśmy, że wszyscy będziemy czuwać przy Tomku, na zmianę. Nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli sama będziesz cały czas w szpitalu...

Wiedziałam, że ma rację. Na szczęście ginekolog zapewniał, że z dzieckiem jest wszystko w porządku. Dał mi zwolnienie i kazał odpoczywać. Nie chciałam stracić naszego maleństwa. Było owocem miłości mojej i Tomka, częścią nas.

Przez kolejne tygodnie stan mojego męża się nie zmieniał. Robiliśmy wszystko, aby mu pomóc. Mama wyczytała w Internecie, że osoby w takim stanie, mimo że nie reagują na bodźce, wiedzą, co dzieje się dookoła. Dlatego też rozmawiałam z Tomkiem, opowiadałam, co zdarzyło się w ciągu dnia, a co najważniejsze, że jego dziecko dobrze się rozwija, że kupiłam wyprawkę, łóżeczko, wózek. Puszczaliśmy mu ulubioną muzykę, masowaliśmy stopy i dłonie... Wszystko na nic...

Pod koniec 7 miesiąca ciąży, w nocy poczułam skurcze i odeszły mi wody płodowe. Nie udało mi się urodzić siłami natury, miałam cesarskie cięcie. Ale najważniejsze, że Paulinka przyszła na świat zdrowa. Kiedy po raz pierwszy przytuliłam ją do siebie, poczułam nagły przypływ wiary i optymizmu. Bo czy to tak może być, żeby ojciec nie mógł zobaczyć własnego dziecka? Gdy córeczka skończyła dwa miesiące uprosiłam ordynatora, aby pozwolił mi pokazać ją Tomkowi. Pochyliłam się z nią nad jego łóżkiem.
– Kochanie, to jest twoje dziecko – wyszeptałam.
Tomek nie reagował. Wróciłam więc z Paulinką do domu.

Wszystkie dni były do siebie podobne

Opieka nad córeczką, wizyty w szpitalu... Powoli zaczynałam już tracić nadzieję, że cokolwiek się zmieni. Lekarze mówili, że skoro pacjent oddycha już bez wspomagania respiratora, to trzeba pomyśleć o jakimś zakładzie opiekuńczym. Nie doceniliśmy jednak naszego Tomka.

– Poruszył powiekami, na chwilę otworzył oczy – zadzwoniła do mnie mama.

Poprosiłam sąsiadkę o przypilnowanie Paulinki i pobiegłam do szpitala. Rzeczywiście, Tomek zaczął reagować na bodźce. Z dnia na dzień następowała poprawa. Poruszył palcami stóp, potem dłoni. Dla wszystkich było jasne, że do nas wraca. Lekarze uprzedzili, że rehabilitacja będzie długotrwała, że Tomek może nigdy nie odzyskać dawnej sprawności. Ja jednak cieszyłam się z każdego jego sukcesu: gdy zacisnął palce na szklance, zaczął wypowiadać sylaby, usiadł na łóżku. Przy pomocy logopedy, rehabilitanta, psychologa robił wyraźne postępy. Po 3 miesiącach został wypisany ze szpitala. Gdy zobaczył Paulinkę, po jego policzkach spłynęły łzy...

Kolejny rok był dla nas trudny, ale nikt z rodziny nie narzekał, że jest mu ciężko. Moja mama przeszła na wcześniejszą emeryturę, wiedziała, jak bardzo potrzebuję jej pomocy – dzięki niej mogłam wrócić do pracy. Nie miałam zresztą wyboru, niewielka renta, którą otrzymywał Tomek z trudem starczała na opłacenie jego rehabilitacji. Po wypadku został mu lekki niedowład lewej części ciała, ciągle jeszcze mówi niewyraźnie. Ma też luki w pamięci, nie może przypomnieć sobie niektórych szczegółów z dzieciństwa, nie pamięta też wypadku.

Jednak to, co było, nie ma już znaczenia, teraz ważna jest dla mnie przyszłość. Wzruszam się, gdy patrzę, jak Tomek i Paulinka szaleją razem na dywanie. Czasami żartujemy, że córeczka jest najlepszym rehabilitantem Tomka. Wierzę, że pewnego dnia mąż odzyska sprawność taką, jaką miał przed wypadkiem. I może nie wszystko będzie tak, jak marzyliśmy na początku małżeństwa, ale inaczej wcale nie oznacza gorzej.

Czytaj także„Mąż zamykał mnie w domu. Znęcał się nade mną i bił dzieci. Jakimś cudem udało mi się uciec”„Urodziłam chorego syna, a mąż odszedł do innej kobiety, żeby zacząć wszystko od nowa”„Ja i moja córka byłyśmy w ciąży w tym samym czasie. Agatka jest młodsza o dwa tygodnie od Oli, ale jest... jej ciocią”

Redakcja poleca

REKLAMA