„Miałam dość rodzinnych spędów i festiwalu narzekania przy wigilijnym stole. Ciągle słyszałam tylko >>kiedy dzidziuś?<<”

kobieta, która boi się świąt fot. Adobe Stock, JustLife
„Od tamtej Wigilii minęło już 8 lat i on cieszy się na każde spotkanie. Ot, choćby jak na te zbliżające się święta. Już biega po sklepach, szuka dla wszystkich odpowiednich prezentów. A ja? No cóż… Robię się coraz bardziej nerwowa. Bo jak pomyślę, że znowu mam spędzić 3 dni na siedzeniu za stołem, to…”.
/ 13.12.2022 11:15
kobieta, która boi się świąt fot. Adobe Stock, JustLife

Niedługo święta. Mój mąż się cieszy jak dziecko, a ja robię się coraz bardziej nerwowa. Bo jak sobie pomyślę, że znowu mam spędzić trzy dni na siedzeniu za stołem i uśmiechaniu się do tych wszystkich kuzynów, wujków, ciotek i pociotków, to mi się płakać chce.

Pochodzę z dość licznej rodziny. Mama ma dwoje rodzeństwa, ojciec troje. Ja mam dwóch braci. Rodzice zawsze bardzo poważnie traktowali rodzinne spotkania. Przyjmowali zaproszenia na wszystkie uroczystości i sami zapraszali krewnych. Imieniny, urodziny, rocznice ślubu…

Każda okazja była dobra, by się zobaczyć

Podczas świąt Bożego Narodzenia musieliśmy obowiązkowo odwiedzić wszystkie ciocie i wujków. Niezależnie od pogody. Na dworze śnieg i zawieja, a my wsiadaliśmy w samochód (a gdy nie odpalił – w autobus) i przemieszczaliśmy się z jednego domu do drugiego.

Gdy byłam dzieckiem, nawet to lubiłam. Dostawałam mnóstwo prezentów, mogłam do woli objadać się ciastkami i, to podobało mi się najbardziej, nikt nie kazał mi przez cały czas siedzieć za stołem i brać udziału w dyskusji. Zjadałam, co mi podstawiono pod nos, a potem bawiłam się z kuzynami i kuzynkami. Gdy na przykład odwiedzaliśmy akurat wujka Franka, to na podwórku, gdy gościliśmy u ciotki Zosi – w drugim pokoju.

Mijały lata, zaczęłam dorastać i uświadomiłam sobie, że te rodzinne spotkania coraz bardziej mnie denerwują. Wkurzałam się, gdy kolejni krewni komentowali, jaka to ze mnie pannica wyrosła, pytali o szkołę, chłopaka… Jakby się umówili.

Starałam się uśmiechać, grzecznie odpowiadać na pytania, ale w środku aż mnie skręcało. Bo ile razy można mówić o tym samym? Miałam ochotę uciec, jak dawniej, na dwór lub do drugiego pokoju. Niestety nie mogłam. Byłam już prawie dorosła i musiałam siedzieć przy stole ze wszystkimi.

A tam? Te same dyżurne tematy. Wspomnienia, jak to dawniej bywało, narzekania na choroby, zachowanie młodzieży, zbyt szybko pędzący świat. I oczywiście tyrady ciotki Henryki. Od kiedy pamiętam, najstarsza siostra mamy zawsze miała najwięcej do powiedzenia. Wszystkich pouczała, wszystkim doradzała, bo uważała się za najmądrzejszą.

Tymczasem jej wiedza ograniczała się jedynie do tego, co zobaczyła w telewizji. A że oglądała głównie seriale, więc można sobie wyobrazić, co to były za mądrości. Siedziałam więc jak na szpilkach i modliłam się, żebyśmy wreszcie wrócili do domu. Niestety dopóki byłam zależna od rodziców, musiałam się dostosować. Wiedziałam, że jakakolwiek próba buntu zakończy się awanturą.

Jeździłam więc z nimi na te rodzinne spotkania i z niecierpliwością czekałam na dzień, w którym będę mogła sama o sobie decydować. Po ukończeniu studiów wyszłam za Patryka i wyprowadziłam się z domu.

Mąż był jedynakiem, jego rodzice utrzymywali kontakt tylko z dziadkami, więc byłam pewna, że nie lubi tłumnych rodzinnych spędów. Zwłaszcza że nie był do takich przyzwyczajony. Gdy więc zaczęto nas zapraszać na imieniny, urodziny lub inne tego typu imprezy, grzecznie odmawiałam. By uniknąć komentarzy, zwalałam wszystko na Patryka.

Tłumaczyłam, że musi przygotować się do ważnego zebrania w pracy, ma nadgodziny albo jest w delegacji. A sama przecież nie przyjdę, bo będzie mu przykro. Nic mu nie mówiłam o tych kłamstewkach, ale nie miałam wyrzutów sumienia. Były przecież tak niewinne, nic nieznaczące. Poza tym uznałam, że przecież działam w dobrej wierze, bronię go przed denerwującymi spotkaniami.

Zbliżały się nasze pierwsze wspólne święta. Wigilię urządzał wtedy wujek Franek z żoną, Malwiną. Oczywiście nas zaprosił. Tym razem nie mogłam się wymigać. Gdybym znowu wyjechała z delegacją albo ważnym spotkaniem, nikt by mi nie uwierzył. Co jak co, ale Boże Narodzenie to w Polsce świętość i pracują tylko ci, którzy naprawdę muszą. A Patryk nie jest ani lekarzem pogotowia, ani strażakiem czy policjantem, tylko zwyczajnym przedstawicielem handlowym.

Na Wigilii było jak zwykle, tylko komentarze typu: „ale wyrosłaś”, zostały zastąpione pytaniami: „kiedy będzie was troje”. Po godzinie miałam dość. Tymczasem Patryk był zachwycony! W towarzystwie ciotek i wujków czuł się jak ryba w wodzie. Nawet tyrady ciotki Henryki zniósł ze stoickim spokojem.

– Bardzo dziękuję za zaproszenie. Naprawdę świetnie się bawiłem. Szkoda, że święta nie są częściej – powiedział przy pożegnaniu do wujka Franka.

– A to czemu, chłopcze, a to czemu? – zdziwił się.

– Bo moglibyśmy się częściej widywać – odparł.

– Ale my się bardzo często widujemy. Przy różnych okazjach. Ot, choćby dwa tygodnie temu. Byliśmy na urodzinach Tadeusza, mojego brata. Z tego co wiem, zapraszał was, ale Julita odmówiła. Podobno byłeś zajęty w pracy.

– Doprawdy? – Patryk spojrzał na mnie zaskoczony. Rzuciłam mu błagalne spojrzenie. – A tak, przypominam sobie. Ale obiecuję że następnym razem tak wszystko zorganizuję, żeby znaleźć czas na wizytę – uśmiechnął się.

I tak oto mój misterny plan spalił na panewce

W drodze do domu nie odezwał się do mnie nawet słowem. Był obrażony. Dopiero w mieszkaniu wyjaśnił łaskawie, o co mu chodzi.

– Dlaczego skłamałaś i powiedziałaś, że nie możemy przyjść na urodziny Tadeusza? Przecież nawet mnie nie zapytałaś – napadł na mnie.

O rany, nie chciałam ci zawracać głowy. A poza tym, co to za atrakcja. Wiecznie ci sami ludzie, te same tematy. Zwariować można. A ty przecież ciężko pracujesz, potrzebujesz ciszy i spokoju – chciałam go ułagodzić.

– Zwariowałaś? To jest coś, czego nigdy nie miałem a o czym zawsze marzyłem! Wspólne obiady, częste spotkania z bliskimi.  Jak można tego nie kochać? – zapytał zdumiony.

– No właśnie, jak? – westchnęłam zrezygnowana.

Przez skórę czułam, że mój plan unikania rodzinnych spotkań właśnie spalił na panewce. Od tamtej pory Patryk stał się prawdziwym fanem uroczystości rodzinnych. Przyjmuje zaproszenie na każdą imprezę. Początkowo łudziłam się jeszcze, że mu przejdzie. Przecież każdy normalny, młody facet, woli spędzać wolny czas w towarzystwie rówieśników, a nie ciotek i wujków wiecznie gadających o tym samym. Nic z tego.

Od tamtej Wigilii minęło już osiem lat i on cieszy się na każde spotkanie. Ot, choćby jak na te zbliżające się święta. Już biega po sklepach, szuka dla wszystkich odpowiednich prezentów. A ja? No cóż… Robię się coraz bardziej nerwowa. Bo jak pomyślę, że znowu mam spędzić trzy dni na siedzeniu za stołem, to…

Czytaj także:
„W jedną noc przegrałem w kasynie ciułane latami pieniądze na operację córki. Nie wiem, jak teraz spojrzę w oczy żonie...”
„Myślałem, że skoro płacę podatek od działalności, to jestem w porządku wobec państwa. Urzędnicy wyprowadzili mnie z błędu”
„Przymykałam oko na kochanki męża, bo lubiłam życie żony prezesa. Gdy wymienił mnie na młodszy model, znalazłam nowego sponsora”

Redakcja poleca

REKLAMA