„Miałam być żoną Michała, ale przez własną głupotę zostałam kochanką. Gdy jego syn dorośnie, rozwiedzie się dla mnie”

kobieta, która zerwała z narzeczonym, mimo że nadal go kochała fot. Adobe Stock, fizkes
„Dotarło do mnie, że ślub sformalizuje nasz luźny układ. Michał chciał mieć ze mną dzieci. Uciekłam. Stchórzyłam. Gdy zrozumiałam swój błąd, okazało się, że Michał już nie jest singlem, a jego ukochana jest w ciąży...”.
/ 05.08.2021 14:15
kobieta, która zerwała z narzeczonym, mimo że nadal go kochała fot. Adobe Stock, fizkes

Usłyszałam szum spuszczanej wody, po czym Michał wyszedł z łazienki. Chwilę pokręcił się po kuchni, potem zajrzał jeszcze do sypialni, gdzie ja nadal wylegiwałam się w pościeli.

– To pa, kochanie – powiedział, delikatnie całując mnie w nagie ramię.

Była sobota i normalnie spędzilibyśmy ten dzień razem. Normalnie, czyli wtedy, gdybym została jego żoną, a nie kochanką. A przecież byłam tego tak blisko… Poznaliśmy się jeszcze na studiach, w amatorskim teatrze. Pamiętam, że w pierwszej sztuce, w której występowaliśmy razem, graliśmy małżeństwo i reżyser stwierdził, że robimy to tak, jakbyśmy naprawdę mieli za sobą piętnaście lat stażu.

– Kiedyś będziemy mieli – stwierdził Michał żartobliwie i choć puścił do mnie oko, to spojrzenie miał całkiem poważne.

Od tamtego momentu staliśmy się nierozłączni

Przez sześć lat. Nasz związek przeszedł chyba wszystkie klasyczne etapy. Najpierw było tylko trzymanie się za rączkę i mieszkanie z rodzicami, potem wspólnie wynajęta kawalerka, utrzymywanie się z tego, co nam dali rodzice i z dorywczych prac. Było biednie, ale cudnie. Kochaliśmy się jak wariaci, nasz dom zawsze był pełen przyjaciół i nie martwiliśmy się o jutro. Pod koniec studiów ja dostałam pracę w dużej korporacji…

Na początku nie było to ani poważne stanowisko, ani wysoka płaca, ale perspektywy wyglądały oszałamiająco! To amerykańska firma, a Amerykanie do dzisiaj wyznają zasadę „od pucybuta do milionera”. U nich zwyczajna sekretarka może zostać prezesem firmy, jeśli tylko rozwija się i przykłada do pracy.

Ja się przykładałam i pierwszy awans dostałam już po sześciu miesiącach! Pamiętam, jak wróciłam do domu szczęśliwa i podniecona do granic. Chciałam od razu podzielić się swoją radością z Michałem, ale on… nie zareagował zbyt entuzjastycznie. Prawdę mówiąc, miałam wrażenie, że zlekceważył mój awans. Potem tłumaczył, że to nieprawda, że po prostu on ma inne podejście do życia, i pieniądze oraz splendor nie są dla niego tak ważne.

Jednak moim zdaniem właśnie wtedy na idealnym obrazie naszej miłości pojawiła się pierwsza rysa. A kiedy już jest rysa, to nieuchronnie zaczyna się ona pogłębiać i dwoje ludzi się od siebie oddala…

Im bliżej było do ślubu, tym bardziej się bałam

Uwielbiałam swoją pracę! Stała się ważną częścią mojego życia, a studia były tylko środkiem do celu. Lepsze wykształcenie to lepsza płaca i większe perspektywy. Przestałam mieć czas dla naszego amatorskiego teatru. Zwyczajnie nie dawałam rady godzić zajęć na uczelni z pracą i hobby. Jednak dla Michała, chociaż był dwa lata ode mnie starszy i obronił dyplom rok wcześniej, pomimo skończonych studiów nic się nie zmieniło. Nadal był silnie związany z uczelnią i teatrem.

Dostał pół etatu asystenta i choć pieniądze z tego były bardzo marne, to jednak on uwielbiał nauczanie. Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że upiera się tak przy swojej „naukowej karierze”, bo po prostu nie zamierza dorosnąć! Nadal wśród studentów zachowywał się jak student, podczas gdy ja wręcz przeciwnie – mimo że formalnie wciąż byłam studentką, czułam się zupełnie dorosła.

Mijały miesiące. Obroniłam dyplom i znowu awansowałam, co wiązało się ze znaczną podwyżką

Nie miałam wielkich pretensji do Michała, że zarabia dużo gorzej ode mnie, bez oporów opłacałam nasze mieszkanie. Ale bolało mnie, że jemu to wcale nie przeszkadza.

– Dzisiaj ty więcej zarabiasz, a jutro być może ja więcej zarobię – powtarzał.

To „być może” doprowadzało mnie do szału! Był marzycielem bujającym w obłokach, a ja stąpałam mocno po ziemi.

Kiedy mi opowiadał o jakichś badaniach, które robili na uczelni, wydawało mi się to zabawą małych chłopców. Poświęcał czas jakimś mało ważnym „odkryciom”, gdy tymczasem w domu piętrzyły się niezapłacone rachunki.

Kochałam go jednak, więc nadal byliśmy razem. Wkrótce nasze rodziny zaczęły się niecierpliwić i dopytywać o ślub. Wszyscy uważali, że skoro mieszkamy razem, to powinniśmy związek sformalizować.

Kiedy więc Michał mi się oświadczył, nie byłam specjalnie zdziwiona. Może i nie czułam się tym specjalnie podekscytowana, ale w sumie przecież to normalne. Byliśmy ze sobą tyle lat, zdążyłam się już przyzwyczaić do myśli, że pójdziemy razem przez życie. Im jednak bardziej zbliżał się termin ślubu, tym bardziej miejsce radosnego podniecenia zaczynał zajmować w moim sercu zwyczajny strach.

Najpierw nie zrozumiałam, co się dzieje. Myślałam, że chodzi o stres związany z pracą – szykowała mi się kolejna możliwość przejścia na wyższe stanowisko i nie byłam pewna, czy to mnie awansują, czy wybiorą kogoś innego. Dostałam awans, jednak strach pozostał. W końcu zrozumiałam, że ja się po prostu boję małżeństwa! „Dlaczego? Przecież od czterech lat mieszkamy razem” – zachodziłam w głowę.

Wtedy dotarło do mnie, że ślub sformalizuje nasz luźny układ, zamieniając „mogę” w „powinnam”, a nawet „muszę”.

Teraz godziłam się dobrowolnie na płacenie wspólnych rachunków, kiedy Michał pogrążony w swoim świecie nauki nie dbał o zarabianie pieniędzy, lecz kiedy założę obrączkę na palec, stanie się to zwyczajnie moim obowiązkiem.

Czy byłam gotowa wziąć na swoje barki takie brzemię? W dodatku rodzina od razu zaczęła się dopytywać, kiedy planujemy dzieci, a Michał stwierdził, że to świetny pomysł!

– Marzę, aby urodziła się dziewczynka podobna do ciebie – zaczął powtarzać.

Na moje kategoryczne stwierdzenie, że moim zdaniem jeszcze nie pora na dzieci, reagował zdziwieniem.

– Reniu, masz przecież 28 lat, a ja 30 lat. Nie chcę być starym tatą! Czym się martwisz? Przecież moja siostra ma dziecko i zostawiła sobie po urodzeniu Maksa wózek, łóżeczko, ubranka. Na pewno nam to wszystko pożyczy!

Tylko że ja nie chciałam tak żyć! Pożyczać łóżeczko dla mojego dziecka, bo mnie nie będzie stać na kupno nowego.

Mój przyszły mąż nie przywiązuje wagi do zarabiania pieniędzy

Być typową Polką uwiązaną na dwóch etatach! „Praca, dom, dzieci, wszystko na mojej głowie?” – chciałam mu wykrzyczeć. Michał robił się dla mnie nieznośny z tymi swoimi rodzinnymi planami. Czułam narastającą panikę i chęć ucieczki. Kiedy na trzy miesiące przed ślubem z nerwów zaczęłam wymiotować, stwierdziłam, że dosyć tego. Zerwałam zaręczyny i wyprowadziłam się ze wspólnie wynajętego mieszkania.

– Jest opłacone na dwa miesiące z góry, nie musisz się śpieszyć z przeprowadzką – oznajmiłam zszokowanemu Michałowi.

Płakał, padł na kolana, błagał, żebym została. Chciał przesuwać termin ślubu albo w ogóle z niego zrezygnować, bylebym tylko od niego nie odchodziła. Ale ja czułam, że muszę całkowicie zerwać z przeszłością, bo inaczej oszaleję. „Jestem już na innym etapie życia i Michał do mnie nie pasuje! – tłumaczyłam sobie. – Muszę znaleźć innego faceta”. Postawiłam na swoim. Wyprowadziłam się, zerwałam kontakt z Michałem, a nawet z kilkoma osobami ze swojej rodziny, które nie mogły zrozumieć ani nawet zaakceptować mojego wyboru.

Myślałam, że poczuję ulgę, że wreszcie stanę się wolna…

Kiedy się bowiem rozejrzałam wokół siebie, stwierdziłam, że świat jest pełen egoistycznych palantów, którzy w ogóle nie mają pojęcia, co to prawdziwa miłość. A ja nadal kochałam Michała!

Spojrzałam na swój związek z perspektywy i nagle okazało się, że może i nie był idealny, ale na pewno bardziej partnerski, niż mi się wydawało. Przede wszystkim jednak przepełniony uczuciem. Teraz, kiedy nie miał mi kto nalać wody do wanny i zrobić pachnącej piany, kiedy wracałam po pracy do pustego mieszkania i zamiast zapachu ugotowanej zupy witała mnie cisza, zrozumiałam, jaka byłam głupia!

Nie potrafiłam docenić tego, co miałam. Nie widziałam, że Michał naprawdę mnie kochał, że starał się mnie uszczęśliwić i dogodzić tak, jak umiał. Nie minęło pół roku, a ja już zapragnęłam do niego wrócić. Niestety, ilekroć próbowałam się do niego dodzwonić, jego telefon był wyłączony. „Po co ja się tak upierałam przy tym, aby całkowicie zerwać kontakt?” – plułam sobie w brodę, nie wiedząc nawet, co się teraz dzieje z moim ukochanym. Nie śmiałam zadzwonić z tym pytaniem do jego rodziców, dość się przeze mnie nacierpieli.

Czatowałam więc niemal codziennie pod uczelnią, aby go spotkać. Ale nie było go o żadnej porze dnia. W końcu zobaczył mnie jeden z jego kolegów i litościwie wyjaśnił, że Michałowi od dawna proponowano stypendium w Stanach, ale odmawiał ze względu na mnie. Kiedy z nim zerwałam, już nic nie stało na przeszkodzie, aby rzeczywiście zadbał o własną karierę. Wyjechał… Mogłam go już nie szukać.

Wrócił z Ameryki po dwóch latach, wyraźnie odmieniony i z żoną

Tak! Ożenił się tam ze śliczną, młodziutką Polką, która była w Chicago na wymianie au pair. Nie chciał się ze mną spotkać po powrocie, twierdząc, że to dla niego zbyt bolesne. Ale ja nie odpuszczałam, wydzwaniałam niemal codziennie. W końcu przystał na kawę, podczas której mu powiedziałam, jak bardzo żałuję swojej decyzji. Widziałam w jego oczach, że on czuje to samo! Zapaliła się więc we mnie iskierka nadziei, że jednak możemy być razem. Istnieją przecież rozwody.

A wtedy Michał wyznał, że jego żona jest w ciąży, i zrozumiałam, że nie ma dla nas przyszłości. Sama byłam sobie winna! Nie widzieliśmy się przez kilka miesięcy. Płakałam nad swoją głupotą i zmarnowanym życiem. Przedłożyłam ambicje nad miłość i zostałam za to srodze ukarana! Aż pewnego dnia zobaczyłam Michała z rodziną w sklepie. Nie wyglądał na szczęśliwego. Prawdę mówiąc, miałam wrażenie, że oboje z żoną robią zakupy zupełnie osobno, jakby nie łączyła ich żadna więź. Tego samego wieczoru wysłałam mu SMS-a z prośbą o spotkanie.

– Kocham cię – powiedziałam, kiedy tylko stanął w moim przedpokoju.
– Ja ciebie też kocham, Reniu… – powiedział, delikatnie dotykając mojej twarzy. – Ale kocham swojego synka i nie chcę, aby wychowywał się w niepełnej rodzinie – jego głos był nabrzmiały smutkiem. 

Od tamtej chwili godzę się na rolę kochanki. Mam swojego mężczyznę przez kilka godzin tygodniowo i wtedy mogę sobie wyobrazić, jakby to było cudownie, gdyby był tylko dla mnie przez wszystkie dni w tygodniu. Ale potem Michał wraca do rodziny, a mnie zostaje pustka, której nie umiem niczym wypełnić. Nawet praca, chociaż nadal w niej awansuję, nie daje mi już takiej radości jak kiedyś.

Marzę o dniu, kiedy Michał jednak dojdzie do wniosku, że jego syn jest już na tyle duży, iż potrafi znieść rozwód rodziców. I że on, choć jest ojcem, także ma prawo do osobistego szczęścia. Wtedy być może rozstanie się ze swoją żoną, z którą łączy go tak niewiele i z którą ożenił się tylko po to, aby wypełnić pustkę po mnie. Teraz nie musi już niczego wypełniać, bo ja przecież znowu przy nim jestem. I marzę o tym, aby urodzić mu dziecko. 

Czytaj także:
Nawet trudny rozwód nie był takim koszmarem, jak związek mojej córki z moim byłym kochankiem
Uważałam, że kobieta po rozwodzie jest wybrakowana. Wstydziłam się odetchnąć
Anka zostawiała 4-latka samego na całe noce. Serce ściskało się z żalu, gdy płakał

Redakcja poleca

REKLAMA