„Byłam matką, żoną i kochanką, a teraz mam już naprawdę dość. Marzę o tym, by wszyscy dali mi święty spokój”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Nie byłam w stanie być wszystkim na raz: idealną matką, idealną żoną, kochanką i jeszcze kobietą sukcesu. I przez kilka lat jakoś to ciągnęłam, chociaż w głębi duszy frustrowało mnie zachowanie męża, zwłaszcza że zachowywał się zupełnie irracjonalnie”.
/ 16.04.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Żaden mężczyzna nie zrozumie presji, której stale poddawane są kobiety. Od dziecka wpaja nam się, że powinnyśmy być dobre praktycznie we wszystkim. Mam wrażenie, że mężczyzna powinien się sprawdzić tylko w dwóch rzeczach: zdobyć dobrą pracę z dobrą pensją i założyć rodzinę. Założyć, ale już niekoniecznie angażować się w jej życie. I nikt nie będzie takiemu delikwentowi tego wyciągał czy zarzucał. A kobieta? To już zupełnie inna historia...

Rodzice bardzo dużo ode mnie wymagali

Od dziecka wpajano mi ambicję. Rodzice powtarzali, że nowoczesna dziewczyna powinna być wykształcona i niezależna, więc już od szkoły podstawowej dbałam o oceny i stale rozwijałam swoją wiedzę. Chciałam pracować w branży związanej z matematyką, która zawsze była moim ulubionym przedmiotem. Gdy trochę podrosłam, zaczęłam jeździć na konkursy i olimpiady, które miały zagwarantować mi miejsce na dobrej uczelni. Tak też się stało. Gdy jednak osiągnęłam ten cel, okazało się, że to nie koniec oczekiwań, które mają wobec mnie rodzice...

– Wszystko świetnie, jesteśmy z ciebie dumni, ale nie zapominaj o rodzinie. Nie będziesz miała wiecznie dwudziestu paru lat – zaczęła przypominać mi matka.

Przez tyle lat powtarzali mi, że na miłostki i chłopaków będę mieć jeszcze czas i że nie są warte poświęcania dla nich nauki czy kariery, a teraz nagle zmiana frontu! To nie tak, że nie chciałam mieć męża czy dziecka, ale zawsze byłam przeświadczona, że to ostatnie, czego rodzice będą ode mnie wymagać.

Na każdym rodzinnym spotkaniu zaczęłam być wypytywana, czy już sobie kogoś znalazłam i czy myślę poważnie o założeniu rodziny. To, że znalazłam świetną pracę i zarabiałam porządne pieniądze, nie było już źródłem dumy. Bez faceta byłam nagle „wybrakowana”.

Na mojej drodze stanął Antoni

Gdy zakochałam się w Antku, dość szybko zyskałam przeświadczenie, że ta relacja może doprowadzić do czegoś więcej. Pewnie, że wcześniej spotykałam się z facetami, ale nie miałam wielkiego szczęścia. Przeważnie to ja się zakochiwałam, a następnie byłam porzucana. Antek był inny: od razu wyczułam, że jest facetem, który mnie nie skrzywdzi. I nie pomyliłam się. On też traktował naszą relację poważnie. Gdy przedstawiłam go rodzicom, widziałam w ich oczach zadowolenie. „Dobrze wybrała, porządny facet, udała nam się ta córka”, słyszałam w myślach ich uznanie.

Układało nam się z Antkiem, więc po roku zdecydowaliśmy się ze sobą zamieszkać. I chyba już wtedy po raz pierwszy odczułam, jak ciężkie jest sprostanie wszystkim oczekiwaniom wobec kobiety. Ciężko pracowałam, bo przecież musiałam być niezależna, a po pracy robiłam wszystko, żeby być idealną partnerką. Sprzątałam i zabierałam się za gotowanie, jeszcze w szpilkach, których nie zdejmowałam nawet po przyjściu z biura.

Zasiadaliśmy do kolacji, po której dopieszczałam jeszcze dom tak, żeby lśnił czystością, a potem, kompletnie wykończona, przekonywałam sama siebie, że wcale nie jestem zbyt śpiąca na oczarowanie Antka jakąś koronkową koszulką i romantycznym wieczorem. Nawet jeśli oznaczało to, że znowu nie wyśpię się do pracy.

– Jesteś niesamowita, nie wiem, jak ty to wszystko robisz – zachwycał się mną ukochany, co było miodem na moje serce.

Te komplementy długo utwierdzały mnie w przekonaniu, że robię wszystko dobrze, że wypełniam wszystkie swoje kobiece powinności w należytym porządku. I długo szczęśliwie w tym trwałam, nawet jeśli tak naprawdę byłam tym wykończona. A potem doszedł kolejny element, którego nie miałam już szansy spiąć bez kompletnego załamania się.

Ciąża mnie ucieszyła

Gdy okazało się, że jestem w ciąży, przyspieszyliśmy z Antkiem ślub, który i tak planowaliśmy już wstępnie od jakiegoś czasu. Byłam naprawdę przeszczęśliwa, gdy dowiedziałam się, że będziemy mieli dziecko. Czułam się kompletna. „Jestem kobietą sukcesu, jestem wykształcona, jestem kochana, a zaraz jeszcze będę matką”, myślałam dumna. Nie chciałam się do tego przyznać, ale gdy żaliły mi się koleżanki, które ledwo goniły w piętkę i nie wyrabiały z pracą, domem i dziećmi, czułam się od nich lepsza. Bo przecież ja wszystko ogarniałam.

– Nie mogę się doczekać, aż pokażemy świat naszej córce – cieszył się Antek, gdy poznaliśmy w końcu płeć dziecka. – Wyrośnie na wspaniałą kobietę, mając taką matkę, jak ty.

Pęczniałam z dumy, gdy tak mówił. A potem nadeszła brutalna rzeczywistość. Po porodzie nie potrafiłam być idealna. Długo doskwierał mi ból, Jagoda stale się budziła i marudziła. Byłam skołowana, wykończona i nie potrafiłam odnaleźć się w nowej roli. Po raz pierwszy czułam, że nie wiedziałam, co robię.

– Hania, wszystko jest okej, nie przejmuj się. Doskonale sobie radzisz – wspierał mnie Antek, ale... nie mogłam liczyć na jego pomoc tak, jak sobie to wyobrażałam.

Szybko zorientowałam się, że przyzwyczaił się do tego, że ze wszystkim sobie radzę i rzadko proszę go o pomoc. Ciężko było mu więc zrozumieć, dlaczego nagle po pracy wszystko jest na jego głowie: obiad nie jest zrobiony, mieszkanie nie jest posprzątane, a ja nadal krzątam się po domu w piżamie. Robił to, co musiał, ale w końcu zaczął dawać mi do zrozumienia, że nie daję sobie rady.

– Znowu dziś w tej samej piżamie? Hania, ja wezmę małą na chwilę, a ty może idź pod prysznic, podmaluj się i przebierz? – proponował, a ja wpadałam w furię.

– Mam się malować do siedzenia w domu z płaczącym dzieckiem? I zakładać wyjściowe ubrania, które i tak zaraz zostaną wybrudzone słoiczkiem albo mlekiem? – kłóciłam się.

W odpowiedzi tylko ciężko wzdychał, ale potem niechętnie zbliżał się do mnie, gdy miałam nastrój na amory. Nawet gdy już natrafiała się okazja na romantyczny wieczór, o co wcale nie było łatwo przy małym dziecku, Antek zaczął wymawiać się bólem głowy czy stresem.

Było mi przykro

Czułam się okropnie. Niekobieco, nieatrakcyjnie. I jak zwykła porażka, która nie daje rady z życiem. Sfrustrowało mnie, że nasze relacje się ochłodziły. Tak jakby Antek nie dawał mi prawa do bycia człowiekiem. Jakby karał mnie za to, że nie jestem już idealna, choć nie miał pojęcia, ile bycie idealną kosztowało mnie nawet przed dzieckiem.

W końcu odpuściłam. Postanowiłam, że moim priorytetem będzie Jagoda. Zaczęłam ignorować fochy i pasywno-agresywne zachowania męża, choć nie oznaczało to, że przestały mnie boleć. Nie byłam w stanie być wszystkim na raz: idealną matką, idealną żoną, kochanką i jeszcze kobietą sukcesu. I przez kilka lat jakoś to ciągnęłam, chociaż w głębi duszy frustrowało mnie zachowanie męża, zwłaszcza że zachowywał się zupełnie irracjonalnie.

– Jagódka, masz tu śniadanie do szkoły: kanapkę, truskawkę i batonik zbożowy – powiedziałam któregoś ranka, gdy szykowałam córeczkę do wyjścia.

– A dla mnie znowu kupna kanapka z supermarketu? Czy to sprawiedliwe? – jęczał mąż.

– Chyba tak, biorąc pod uwagę, że Jagoda ma siedem lat, a ty jesteś dorosłym facetem, który potrafi sobie zrobić śniadanie. Nie przypominam sobie, żebyś ty kiedykolwiek szykował śniadanie dla mnie do pracy – odpowiedziałam twardo.

Antek tylko parsknął i zamilkł. Im starsza robiła się Jagoda, tym bardziej się od siebie oddalaliśmy, mimo że stale robiłam, co tylko mogłam. Nie pomagały mi także wyrzuty matki, których zaczęłam wysłuchiwać.

– Zadbaj trochę o siebie i o męża, bo w końcu cię zostawi dla innej – jęczała, a we mnie aż się gotowało.

– Zostawi mnie? Dla kogo? Gdzie znajdzie drugą tak wykształconą, tak niezależną, z tak dobrą pracą i tak dobrą matkę i gospodynię? – wysyczałam.

– Och, nie mówię, że jesteś złą żoną... Tylko po prostu ostatnio się trochę zaniedbałaś, nie skaczesz już wokół niego tak, jak kiedyś. Mężczyźni to lubią – westchnęła.

Wpadłam w prawdziwy szał. Miałam tego wszystkiego dosyć. Czy ktokolwiek suszył głowę Antkowi, że za mało angażuje się w wychowanie córki? Że za mało pomaga mi w domu? Że dokłada mi problemów, zamiast odejmować? Nie, oczywiście, że nie! Robię tyle, ile jestem w stanie, a to wszystko nadal za mało! Ile jeszcze wytrzymam, żyjąc na pełnych obrotach i nie dostając od życia ani odrobiny wdzięczności? Gdzie się podziała ta piękna, bezinteresowna miłość Antka? Gdzie się podział ten zachwyt w jego oczach?

Czytaj także:
„Nie miałam pojęcia, skąd babcia miała tyle pieniędzy. Prawdę poznałam, gdy dostałam w spadku jej długi”
„Z mojej pracy marzeń nie dało się wyżyć. Teraz ambicje spełniam szorując cudze łazienki i prasując ciuchy bogaczy”
„Odkryłam sekret prababci i spadek warty kupę kasy. Nie była taka grzeczna, jak wszyscy myśleli”

Redakcja poleca

REKLAMA