„Mężczyźni doceniają tylko moją urodę, a ja mam też mózg. Wykorzystałam ten pakiet, by przejąć biznes męża”

wyrachowana kobieta fot. Adobe Stock, IVASHstudio
„– Kim jesteś Mery? – Dobrze zapowiadającą się miłośniczką ekonomii. A na drugie imię mam ambicja. – A ty? – Współudziałowcem w firmie. Na drugie imię mam sukces. To mi wystarczyło. Czułam, że małżeństwo z tym człowiekiem to dobra inwestycja”.
/ 08.12.2023 09:00
wyrachowana kobieta fot. Adobe Stock, IVASHstudio

Z początku nie protestowałam, kiedy jakiś facet nazywał mnie piękną. Czułam jednak, że piękne to są elewacje kamienic lub inne zaklęte w bajkach księżniczki.

Pierwszy raz księżniczką nazwał mnie ojciec.

– Uważaj, bo wychowasz ją na zadufaną w sobie egoistkę – ostrzegała go moja babcia.

– Albo wpoisz dziecku przekonanie, że oprócz urody nie ma nic więcej do zaoferowania – dodawała mama. 

– Spokojnie, dziewczyna musi wiedzieć, że jest ładna – uspokajał je ojciec. 

Wiedziałam, jak wyglądam

Nie, nie wyrosłam na egoistkę, ale nie zapomniałam też o swojej urodzie. Nie dawało mi o niej zapomnieć wielkie lustro w srebrnej ramie, które wisiało u nas w holu. Pokazywało wysoką, smukłą dziewczynę z blond włosami, dużymi oczami i zmysłowo wystającymi kośćmi policzkowymi. Drugim lustrem były spojrzenia ludzi. W podstawówce przeglądałam się radośnie w spojrzeniach kolegów ze szkoły. Jakiś Adam, Czarek czy Mateusz wyznawali mi dziesiąty czy setny raz:

– Zawsze marzyłem o takiej lasce jak ty. 

– Dlaczego taka piękna dziewczyna chodzi sama po korytarzu.
Albo... 

– Hej, piękna! Już wpadłem ci w oko, czy mam przejść się tędy jeszcze raz?

Muszę to przyznać, że to było żenujące.

Chciałam być też mądra

Tymczasem zmieniło się moje podejście do ciała. W okolicach siedemnastu lat nieco się zaokrągliłam. Urosły mi piersi. Koledzy, szczególnie rzucali w moim kierunku podniecone, ukradkowe spojrzenia. Zaczęłam zakładać workowate ciuchy i wtedy pierwszy raz chciałam zniknąć.

Koledzy jednak nadal mnie adorowali, obsypywali prezentami, ale to nie był już mój świat. Moim światem były książki. Najbardziej lubiłam te do psychologii biznesu i marketingu. Chciałam coś osiągnąć. Prowadzić firmę. Ubierać się nie seksownie i elegancko. 

Coraz więcej czasu spędzałam w bibliotece. Czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce o psychologii sprzedaży, zarabianiu pieniędzy, a nawet na deser o oszustwach finansowych. Chciałam znać temat z każdej strony. Siłą rzeczy poszłam też na studia ekonomiczne. 

Kusiły mnie duża kasa i luksus

Wyobrażałam sobie, że kupuję markowe płaszcze, za nawet kilkanaście tysięcy złotych. W nich od razu kobieta wygląda inaczej. Patrzyłam na babkę od analizy ekonomicznej przedsiębiorstw i widziałam, że śpi na forsie. Emanowała pewnością siebie, a niezależność finansowa kobiet była jej konikiem.

– Pierwszy krok, od którego trzeba zacząć, to uruchomić swoją sprawczość finansową. Wiele kobiet nie wierzy w to, że są w stanie zbudować majątek. Szukają mężczyzny, który im w tym pomoże. Kolejny krok to świadome kierowanie swoją karierą lub biznesem. Ktoś wie, o czym mówię? – pytała.

– Chodzi o ty, aby wiedzieć, czego się chce – zgłosiłam się.

– Świetnie. Musicie mieć plan, czego konkretnie chcecie, kiedy i co należy zrobić, aby to osiągnąć– ciągnęła dalej, uśmiechając się  do mnie. 

Marzyłam o byciu taką jak ona, właścicielką dwustumetrowego apartamentu z wielkim salonem i marmurową, wolnostojącą wanną. 

To była dobra partia dla mnie

Na studiach poznałam Karola. Przechadzałam się na przyjęciu, uważnie obserwując otoczenie. Zawiesiłam spojrzenie na wysokim brunecie, który z kolei intensywnie przyglądał się mi. Uśmiechnęłam się. Zaczął iść w moim kierunku. 

– Chciałem podejść wcześniej, ale bałem się, że taka ładna dziewczyna mnie odeśle z kwitkiem – zaczął banalnie.

– Jesteś defetystą? - zapytałam

– Kurczę, ktoś zna to słowo! – pochwalił mnie. – Jak masz na imię?

– Maria. Mów mi Mery.

– Kim jesteś Mery?

– Dobrze zapowiadającą się miłośniczką ekonomii. A na drugie imię mam ambicja. – Cóż, wówczas byłam jeszcze tylko skromną studentką. – A ty?

– Współudziałowcem w firmie. Na drugie imię mam sukces.

To mi wystarczyło. Czułam, że małżeństwo z tym człowiekiem to dobra inwestycja. 

Byłam w swoim żywiole

Zaręczyliśmy się. Jako specjalistka od cyferek i tabelek zajęłam się księgowością w firmie Karola i Dominika, a potem planowaniem budżetu i inwestycji. Dodawanie. Odejmowanie. Mnożenie! Cyferki nie przerażały mnie. Przeciwnie, układały się w bajkowe możliwości. Tutaj uciąć budżet. Tutaj zainwestować w promocję. Tutaj zaoszczędzić.

Miałam nosa do biznesplanów. W pół roku jego dochody podwoiły się. Mój narzeczony, a potem już mąż, był zachwycony. Jakiś czas później powiedział:

– Przenosimy się do Krakowa, przejąłem pieczę nad oddziałem coraz lepiej prosperującym w tym mieście. 

Nagła zmiana planów

Zapowiadało się więc fantastycznie. Z czasem jednak mój mąż uznał za oczywiste, że mu pomagam i w ogóle nie zwracał uwagi na to, co robię. Byle kasa się zgadzała. 

Któregoś dnia zostałam dłużej w firmie. Stałam sobie za framugą. Nagle usłyszałam fragment rozmowy mojego męża z Dominikiem:

– Nie rozumiesz, to nadal jest moja firma.

– Przecież Maryśka ma zostać udziałowcem.

– Tak myśli, ale w dokumentach zapisałem co innego. 

– A gdy będzie chciała się rozwieść?

Nic nie dostanie!

– Stary, to nie jest fair.

Nie docenili mnie

Musiało minąć kilka dobrych chwil, zanim się otrząsnęłam. Nie, nie rozstaliśmy się tego dnia. Na to jestem za sprytna. Nadal udawałam grzeczną, przydatną i uczciwą żonę.

– Kochanie, tu jest aktualne badanie krakowskiego rynku – przyniosłam mężowi dokumenty.

– Jesteś kochana, co ja bym bez ciebie zrobił? – Pogłaskał mnie po głowie.

– Na pewno miałbyś lepiej opracowane badanie rynku – nie, nie powiedziałam mu tego.

Zaczęłam za to wdrażać mój plan. Oddział Karola wkrótce miał upaść, a wraz z nim jego udziały Ja natomiast wzięłam się za podrywanie jego wspólnika, Dominika. 

– Bardziej wyeksponowałabym twarz w tej reklamie – Zaczęłam podpowiadać mu ciekawe pomysły.

– Jesteś nie tylko przepiękna, ale też inteligentna. – Gładził moją szyję, z każdym dniem coraz bardziej...

Potem już szło jak po maśle. Oddział Karola rzeczywiście splajtował. Rzuciłam go. Dominik za to wzmocnił swoją pozycję. 

– Kochanie, dostajesz od razu czterdzieści procent udziałów – usłyszałam wkrótce od niego.

W planach miałam jednak więcej. Przejęłam biznes po Karolu, ale udziały Dominika też mnie interesują. Nic więc dziwnego, że biorę z nim ślub. Je mi z ręki, więc szybko dostanę to, na czym mi zależy. 

Czytaj także: „Babcia przepisała dom na kościół. Ja się kiszę w wynajmowanej kawalerce, a ta emerytka rozdaje innym majątek” „Przyjaciel traktował mnie jak tanią siłę roboczą. Wykorzystał to, że straciłem pracę i płacił mi grosze za moją harówkę"
„Przed ślubem mąż obiecał mi, że się zmieni, ale kłamał. Gdy mnie uderzył, wiedziałam, że muszę od niego uciec”

 

Redakcja poleca

REKLAMA