„Mąż zrobił ze mnie kurę domową i teraz narzeka, że nie pracuję. Oskarża mnie o zdradę, by zatuszować, że to on kogoś ma”

kobieta, która tęskni za mężem fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Marek nie przestaje mnie dręczyć swoją zazdrością. Dzwoni i pisze do mnie o coraz dziwniejszych porach, przepytując z każdej wolnej chwili, jakbym to ja się zmieniła a nie on. Coraz częściej zastanawiam się, jaką grę prowadzi ze mną mój mąż, i czemu ma ona służyć? Bo przecież nie powrotowi do kraju, ani tym bardziej naprawie naszego związku?”.
/ 22.09.2022 08:30
kobieta, która tęskni za mężem fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

– Tak dalej być nie może. Musi pani nawiązać kontakt z synem, wpłynąć na niego! Przecież ten chłopak z roku na rok zachowuje się coraz gorzej, także wobec pani. Czy pani w ogóle to zauważa? – dyrektorka pochyliła się nad biurkiem, niemal zawadzając potężnym biustem o moją filiżankę z niedopitą herbatą. – Czy pani mnie rozumie? – zapytała, jakbym była jednym z jej niesfornych uczniów.

– Tak – odparłam cicho.

Zawsze czułam się źle w obecności ludzi sprawujących władzę. Poza tym trudno mi było się z nią nie zgodzić. Bartek z roku na rok przysparzał coraz więcej problemów. Nie mogłam pojąć, czemu stał się wobec mnie taki opryskliwy. Na moje pytania odpowiadał burknięciem albo trzaskał drzwiami tuż przed moim nosem.

– Daj mi spokój – krzyczał wtedy i natychmiast włączał głośną muzykę albo siadał przed komputerem.

– Bartek! Tak nie można! Jak ty się do mnie odnosisz?! – próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale równie dobrze mogłam gadać do ściany.

Syn mnie nie słuchał, za nic miał moje prośby i groźby. Na wszelkie kary i próby ograniczenia mu wolności reagował śmiechem albo przekleństwami. Coraz częściej też wydawało mi się, że mnie nienawidzi. Chociaż nigdy tego nie powiedział, widziałam z jaką pogardą na mnie patrzy.

„Dlaczego on mnie tak traktuje?” – zastanawiałam się, nie mogąc zrozumieć, co dzieje się w głowie mojego piętnastoletniego syna. Byłam tylko zwykłą gospodynią domową, kiedyś fryzjerką, z czasem bezrobotną sfrustrowaną żoną i matką dwójki dzieci, która nie potrafiła zapanować nad swoimi bliskimi. Nie pierwszy raz myślałam ze strachem o swojej rodzinie. Od jakiegoś czasu nie działo się u nas dobrze, a w zasadzie było coraz gorzej…

To on nie chciał, żebym pracowała

Zaczęło się psuć po wyjeździe Marka do Anglii. Wcześniej mój mąż też nie należał do przesadnie czułych. Swoje oddanie okazywał, dbając finansowo o mnie i nasze dzieci. To on zaproponował, żebym po narodzinach Bartka przedłużyła sobie urlop wychowawczy i została z synkiem w domu. Potem z równą intensywnością przekonywał mnie do drugiego dziecka, bo skoro tak dobrze poradziłam sobie z wychowaniem jednego maluszka, to i opieka nad kolejnym nie powinna nastręczać mi trudności.

Nie powiem, żebym narzekała. Lubiłam dzieci, zawsze marzyłam o własnej gromadce, więc z radością przyjęłam propozycję Marka. Tyle że po wyjeździe do Anglii właśnie mój pobyt w domu stał się powodem częstych scysji między nami.

– Co ty robisz przez całe dnie? – spytał mnie kiedyś przez telefon.

– To, co zwykle – odpowiedziałam spokojnie. – Wysyłam Bartka do szkoły, Malwinkę odprowadzam do przedszkola, później sprzątam, wstawiam pranie, piekę jakieś ciasto, robię obiad, żeby dzieci miały wszystko przygotowane, kiedy wrócą...

– Taaa, wiem… – przerwał mi, ostentacyjnie ziewając. – Jestem taki zmęczony… Wiesz, po ile godzin ludzie tutaj pracują? U nas w sortowni są dziewczyny z Polski. Zostawiły dzieci w kraju i tyrają przy taśmie po 14 godzin na dobę. W świątek, piątek i niedzielę, przy minus dziesięciu stopniach, bo inaczej te wszystkie warzywka by się Anglikom zepsuły.

– Bardzo mi przykro – mruknęłam.

– A powinno, powinno! – prychnął w odpowiedzi. – Jesteś szczęściarą, mając takiego męża! Inny posłałby cię do pracy, żeby było mu lżej.

– Wiesz, że szukałam pracy… – próbowałam się tłumaczyć.

– Jakbyś dobrze poszukała, to z pewnością byś coś znalazła – uciął temat. – A tak muszę brać nadgodziny, żeby was wyżywić. W tym miesiącu również nie przyjadę. Nie mam czasu, odpocznę sobie w weekend, wybiorę się z chłopakami na ryby, ale pieniądze przyślę, nie martw się. Muszę kończyć, pozdrów dzieciaki.

– Kochanie, jestem z ciebie bardzo dumna i bardzo ci wdzięczna. W piątek wyślę busem paczkę z twoimi ulubionymi klopsikami, ciastem i przetworami, tylko wyjdź i je odbierz.

– Dobra, dobra, będę pamiętać.

I tyle. Rozłączył się, nawet nie dziękując, że o nim pamiętam.

W co drugi piątek ustawiałam się wraz z innymi żonami, siostrami i matkami w kolejce do kursującego na Wyspy autokaru, żeby wysłać Markowi paczkę z przyrządzonymi przeze mnie pysznościami i listami od dzieci. Nie było tego wiele, ale chociaż w ten sposób mógł poczuć naszą obecność, bo w rodzinnym domu z biegiem lat stawał się coraz rzadszym gościem. Zazwyczaj wpadał w grudniu, na święta, ale nie wytrzymywał nawet tygodnia i wyjeżdżał z powrotem. Czasem udawało mi się go ściągnąć na urodziny któregoś z dzieci albo naszą rocznicę, ale przyjeżdżał niechętnie i siedział jak na szpilkach, nie odrywając się od telefonu.

– Z kim tak stale piszesz? – pytałam.

W odpowiedzi tylko wzruszał ramionami. Nie byłam godna znać prawdy o jego życiu za granicą. Nigdy nie należał do rozmownych, ale teraz stał się jeszcze bardziej skryty.

Stał się wobec mnie opryskliwy

Czasem rzucał jakieś imię nowego współlokatora lub dziewczyny, którą poznał w pracy, po czym wkurzał się, kiedy tylko próbowałam się czegoś więcej o nich dowiedzieć.

Coś się taka wścibska stała? Weź się lepiej do roboty! Zajmij się czymś, zamiast plotkować! Za dużo masz czasu na głupoty, a może za dużo pieniędzy ode mnie dostajesz, co? – tylko czekał, żeby wszcząć awanturę.

Wolałam milczeć i schodzić mu z drogi, choć było mi przykro, że stał się wobec mnie tak arogancki. Nigdy wcześniej nie odnosił się do mnie w ten sposób. Nie wypominał mi braku pracy. A teraz zachowywał się tak, jakby zapomniał, dlaczego sam musiał wyjechać za chlebem. Nasza okolica upadała. Owszem, budowano nowe drogi, kładziono piękne chodniki, stawiano lampy i rabaty, ale nie myślano o ludziach. Z roku na rok na pięknych chodnikach przybywało bezrobotnych, sfrustrowanych mieszkańców.

Jako trzydziestoparoletnia fryzjerka z niewielkim stażem pracy, mogłam zapomnieć o etacie w salonie. Zwłaszcza że w naszej okolicy były tylko dwa zakłady. Owszem, zdarzało mi się czesać czy podcinać włosy znajomych, ale robiłam to za darmo. Nie miałam sumienia wyciągać kasy od kobiet w podobnej sytuacji materialnej. Za namową koleżanki skończyłam nawet dodatkowe kursy (krawiecki i komputerowy) organizowane przez nasz urząd pracy. Na niewiele jednak to się zdało, bo wkrótce zamknięto jedyną w okolicy szwalnię, a także firmę produkującą bieliznę.

Najbardziej marzyłam o pracy sprzątaczki w szkole, do której chodził Bartek, czy w jednym z urzędów, ale wszystkie miejsca zostały już zajęte przez znajome znajomych. Zdesperowana wymyśliłam więc, by zatrudnić się jako dodatkowa pomoc przy weselach, lecz na to z kolei stanowczo nie zgodził się Marek.

Nie będziesz się włóczyć sama po nocach! Co sobie dzieci o tobie pomyślą?! Tylko patrzeć, jak podchmieleni goście weselni zaczną się do ciebie dostawiać – skrzyczał mnie, gdy tylko wspomniałam o swoim pomyśle.

– To co mam w takim razie zrobić? – westchnęłam zrezygnowana.

– Nie wiem, ale powinnaś się szanować. Jesteś matką moich dzieci! – oznajmił, po czym naszą rozmowę jak zwykle zakończył informacją, że i tym razem nie przyjedzie do Polski, bo jest zbyt przepracowany.

– Dzieci za tobą tęsknią – zaczęłam nieśmiało. – Bartek bardzo cię potrzebuje. Ostatnio stał się nieznośny. Ignoruje mnie, krzyczy na małą…

– Pogadam z nim, dobranoc – uciął, i więcej nie wrócił do tematu.

Zresztą obaj od jakiegoś czasu się unikali. Bartkowi rozmowy z ojcem działały na nerwy, natomiast Marek nie wiedział nawet, o co go pytać. Załamana zwierzyłam się z problemów mojej starszej siostrze, bo tylko jej mogłam powiedzieć prawdę o tym, co się dzieje w naszym domu.

– Już dawno chciałam z tobą porozmawiać – zaczęła, przyglądając się swoim dłoniom, jakby nie śmiała spojrzeć mi w twarz. – Obie z mamą się o ciebie martwimy… Marek bardzo się zmienił. Nie widać, żeby chciał wracać, zachowuje się dziwnie…

Dokąd pójdę? Za co będę żyć?

– Co sugerujesz? – przeraziłam się.

– Czy nie uważasz, że on cię zdradza? Że kogoś tam ma, dlatego przestał się wami interesować?

Zadrżałam. Ani przez chwilę nie pomyślałam o innej kobiecie. Owszem, bywałam zazdrosna, gdy usłyszałam jakieś imię, ale żeby poważnie pomyśleć o romansie? Nie, mój Marek nie był do tego zdolny! 

„A może jednak? Niestety, to by wszystko tłumaczyło” – zastanawiałam się w ciągu kolejnych dni, nie mając odwagi zadzwonić i zapytać męża wprost o inną kobietę.

Nie wiedziałam nawet, co zrobię, jeśli powie „tak”. Odejdę? Musiałabym, przecież dom należy do niego. Dostał go jeszcze przed ślubem od swoich rodziców. I co wtedy? Gdzie zamieszkam? W kawalerce mojej mamy? Jako bezrobotna niczego nie wynajmę ani nie kupię… I co na to dzieci? Zachowanie Bartka z pewnością się od tego nie poprawi. A Malwina? Ona tak kocha ojca. Ja też wciąż go kocham. Zależy mi na Marku i naszej rodzinie.

Któregoś dnia w końcu zdobyłam się na odwagę i podczas lakonicznej rozmowy z mężem poprosiłam, żeby wrócił. Nie chciałam pytać o kochankę ani jak sobie radzi z rozłąką, zamiast tego wymyśliłam, że wymuszę na Marku powrót do domu, a potem wszystko będzie jak dawniej.

– No coś ty?! – zdziwił się.

Tęsknię za tobą. Wszyscy tęsknimy – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– Ja też tęsknię – odpowiedział jakoś bez przekonania. – Ale miłością dzieci nie wyżywisz. Nie opłacisz z niej rachunków. Nie marudź, Bożenko – dodał jakby łagodniej.

– Bo wiesz… Bo ja… Boję się, że ty mnie już nie kochasz. Że kogoś tam masz… – wydukałam wreszcie.

– A może ty kogoś masz, co? Chcesz się rozwieść? – odwrócił kota ogonem, bym to ja musiała się tłumaczyć.

Poczułam, że nie żartuje. Ja wciąż chciałam ratować nasz związek, ale on sprawiał wrażenie, jakby tylko czekał na ten moment.

– Nie chcę! O czym ty mówisz! Przecież cię kocham i tęsknię za tobą – zaprotestowałam przerażona nie tyle jego sugestiami o mojej niewierności, co perspektywą rozstania.

Od tamtej rozmowy jednak Marek nie przestaje mnie dręczyć swoją zazdrością. Dzwoni i pisze do mnie o coraz dziwniejszych porach, przepytując z każdej wolnej chwili, jakbym to ja się zmieniła a nie on. Coraz częściej zastanawiam się, jaką grę prowadzi ze mną mój mąż, i czemu ma ona służyć? Bo przecież nie powrotowi do kraju, o którym nawet nie wspomina, ani tym bardziej naprawie naszego związku?

Dzieci też na tym cierpią. Mąż nie kryje już, że nie interesują go problemy syna czy osiągnięcia córki. W swoich rozmowach skupia się tylko na mnie i moich wymyślonych adoratorach. Choć ta pozorna, według mnie zazdrość, nie spowodowała ani razu, żeby chciał mnie „sprawdzić”. Nie wiem, do czego zmierza nasze małżeństwo. Uważam jednak, że syn bierze zły przykład z ojca i dlatego tak mnie traktuje. Może więc powinnam się rozstać? Tylko co wtedy zrobię? Dokąd pójdę? Za co będę żyć?

Czytaj także:
„Żona mojego szpitalnego sąsiada wydawała mi się aniołem. Całymi dniami siedziała przy mężu, nie to co moja Hanka...”
„Rozpiłam się po tym, jak mój mąż zginął w wypadku. Wpadłam w nałóg i otrzeźwiałam dopiero, gdy zabrali mi dziecko”
„Dniami i nocami haruję przy dziecku, a mąż w niczym nie pomaga. Że niby jest zmęczony i musi odpocząć. A ja nie muszę?”

Redakcja poleca

REKLAMA