Pobraliśmy się, bo byłam w ciąży. Typowa historia – wiele z moich koleżanek musiało przyspieszyć z tego powodu termin ślubu albo podjąć szybką decyzję. Ja się nie wahałam – kochałam Jarka i byłam pewna, że on kocha mnie. Zwłaszcza, że na wieść o mojej ciąży ucieszył się i od razu poprosił mnie
o rękę. Zachował się przy tym bardzo dorośle i odpowiedzialnie, chociaż mieliśmy niewiele ponad 20 lat.
– Uszanuję twoją decyzję, jeżeli powiesz, że nie jesteś pewna, że wolisz poczekać – powiedział. – Ale kocham cię, chcę być ojcem i jestem przekonany, że dam radę.
Jedyną osobą, która miała wątpliwości, była moja przyjaciółka, Emilia.
– Jesteś pewna, że chcesz za niego wyjść? – zapytała, gdy siedziałyśmy we dwie przy kawie.
– A nie powinnam? – zapytałam.
Dobrze ją znałam, wiedziałam, że jeżeli jej pozwolę na szczere wyznania, to powie mi prawdę niezależnie od tego, czy jest ona miła czy nie. A ufałam jej, i chciałam poznać powody tych wątpliwości.
– Nie wiem – przyznała. – Po prostu się zastanawiam. Jesteście razem niespełna rok, a przecież z Kaśką był ponad trzy lata. I tak naprawdę, to pokłócili się o jakieś pierdoły i ona później tego żałowała. Przecież wiesz, że próbowała ci go odbić.
– Ale Jarek wybrał mnie – powiedziałam stanowczo.
– A jednak z Kaśką wciąż utrzymuje kontakt – Emilka nie dawała za wygraną. – I dobrze wiesz, że uważa ją za swoją przyjaciółkę.
– Za moją zgodą – zaczynałam się denerwować, chociaż wiedziałam, że Emi robi to wszystko z myślą o mnie. To nie była z jej strony złośliwość, tylko troska. – Powiedział mi wszystko: że Kaśka do niego wydzwania, że żałuje tego, co się stało i że chciałaby utrzymywać z nim kontakt. Jarek wtedy jej powiedział, że jest ze mną, kocha mnie i ona co najwyżej może utrzymywać kontakt z nami, a nie tylko z nim. Zresztą wiesz, że czasami się widujemy we trójkę.
– Ufasz mu? – zapytała poważnie, a mną aż zatrzęsło.
– No wiesz! – oburzyłam się, ale od razu zaczęła mnie uspokajać.
– Nie chcę cię podburzać ani siać wątpliwości – powiedziała spokojnie. – Po prostu się martwię. A patrzę na wszystko z boku, bez emocji.
– I uważasz, że powinnam się zastanowić nad tym ślubem? – starałam się zapanować nad emocjami.
– Nic nie uważam. Po prostu pytam. Bo teraz właściwie nie tyle chcesz, co musisz wziąć ślub. Dlatego uważam, że trzeba się dobrze zastanowić. Zresztą, jak nad każdą poważną, życiową decyzją.
Tę rozmowę zapamiętam do końca życia
Miała rację. Jednak ja się już zastanowiłam i nie miałam najmniejszych wątpliwości, że chcę wyjść za Jarka. Byłam pewna, że dobrze robię, że mogę ufać Jarkowi. Nigdy nie dał mi okazji do jakichkolwiek podejrzeń. Wręcz przeciwnie, zawsze mi mówił, kiedy Kaśka do niego dzwoniła, nie ukrywał, że był na piwie z koleżankami z pracy. A tak się akurat złożyło, że u niego w dziale pracowało tylko dwóch facetów, reszta to kobiety. Stanowili łakomy kąsek, ale i w tej sprawie mu ufałam. Zresztą, pracował tam tylko trzy lata, a potem dostał się do zespołu w stu procentach męskiego.
Ufałam mu i było nam dobrze. Pewnie, że zdarzały się jakieś drobne kłótnie czy nieporozumienia, jak w każdym związku. Ale naprawdę nie miałam na co narzekać. Oboje pracowaliśmy, a w wychowaniu Zuzi, naszej córeczki, pomagali nam moi i Jarka rodzice.
Jedyne, co trochę mi przeszkadzało, to fakt, że Jarek strasznie dużo pracował i wiecznie brakowało nam czasu na bycie razem. W tej nowej pracy był koordynatorem na województwo i często musiał wyjeżdżać w teren.
– Męczy mnie to trochę – wyznał kiedyś po powrocie z kolejnego, kilkudniowego wyjazdu. – Niby mam zaplanowane te delegacje, nie spadają na mnie jak grom z jasnego nieba, ale to i tak strasznie dezorganizuje nam życie.
– No to poszukaj innej pracy – powiedziałam beztrosko.
– To nie takie proste – pokręcił głową. – Ty co prawda zarabiasz i to nie tak mało, ale przecież mamy kredyt do spłacania. Tu mam pewną kasę. A jak będzie gdzie indziej, nie wiem. No i Zuźka za rok idzie do szkoły. Znowu wydatki, koszty…
– No właśnie, a ja bym chciała drugie dziecko – przypomniałam.
Tak naprawdę, to był jedyny poważny temat, na jaki nie mogliśmy się dogadać. Chciałam mieć dwoje dzieci i byłam zła, że Jarek nie chce. Przecież im większa różnica wieku, tym trudniej będzie im się dogadać, a w przyszłości trzymać się razem. A na tym mi zależało – sama mam dwoje rodzeństwa i wiem, jakie to wsparcie. Jarek jest jedynakiem i może dlatego nie rozumiał? Ciągle odwlekał tę decyzję.
Na początku argumentował, że mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, nie wiadomo co będzie, że to głupota narażać niemowlaka na przeprowadzki. Potem, jak już kupiliśmy nowe mieszkanie, to przeszkodą był brak stabilizacji finansowej.
– Poczekaj jeszcze chwilę, odkujemy się, może uda się coś odłożyć? Przecież wiesz, ile kosztuje dziecko.
No a teraz okazało się, że kolejnym argumentem jest szkoła Zuźki. Wkurzyło mnie to.
– No właśnie, Zuzia idzie do szkoły, jest coraz starsza – powiedziałam. – Nawet gdybym teraz zaszła w ciążę, to różnica wieku wynosiłaby prawie osiem lat! A ty jeszcze to odwlekasz.
Ale nie przekonałam go, a odstawić po kryjomu tabletek nie chciałam. To byłoby oszustwo, a jakoś nie wyobrażałam sobie, żeby w naszym związku pojawiły się kłamstwo i tajemnice. Chociaż szczerze mówiąc, podejrzewałam, że te tajemnice i tak już są. Od jakiegoś czasu Jarek trochę się bowiem zmienił.
Pierwszy raz zauważyłam to właśnie wtedy, gdy Zuzia szła do szkoły. Wszystkie ważne uroczystości z jej życia świętowaliśmy zawsze razem. I bez względu na to, gdzie Jarek pracował, to znalazł sposób, żeby zwolnić się i przyjechać, np. na przedstawienie do przedszkola czy na Dzień Matki i czy Dzień Ojca. Ale tym razem nie był na rozpoczęciu roku. Musiał jechać w delegację.
– Naprawdę nie możesz tego przełożyć? – naciskałam. – Przecież to jej pierwszy dzień w szkole, to ważne.
– No nie mogę – powiedział, ale jakoś tak dziwnie się zachowywał, miałam wrażenie, że coś kręci.
Nie wiedziałam, o co chodzi – kochał Zuzię i wiem, że dla niej zrobiłby wszystko.
Może miał jakieś kłopoty w pracy?
Jednak zauważyłam, że mniej więcej od tego czasu zachowanie Jarka było co najmniej dziwne. Coraz częściej wyjeżdżał w delegacje – nawet na weekendy – ale jakoś przestało mu to przeszkadzać. Już nie narzekał, że za mało czasu z nami spędza. Zabolało mnie to i zaniepokoiło. Od czasu ślubu minęło ponad sześć lat...
„Może już mnie nie kocha, może mu się już nie podobam?” – zastanawiałam się. Chciałam z nim na ten temat porozmawiać, ale nie bardzo wiedziałam, jak zacząć. Bo co, miałam go zapytać, czy nadal jestem dla niego atrakcyjna? Udowadnia mi to co jakiś czas. Rzadziej, dużo rzadziej niż kiedyś, ale i ja nie mam już tak często ochoty jak parę lat temu. Praca, dziecko i pewnie wiek sprawiają, że libido spada.
Mimo wszystko zaczęłam patrzeć podejrzliwie na te jego weekendowe wyjazdy i coraz późniejsze powroty z pracy. Tym bardziej, że gdy wracał, nie był tak jak kiedyś zmęczony i głodny. Wręcz przeciwnie – sprawiał wrażenie wypoczętego i zrelaksowanego. Pewnego dnia nie wytrzymałam.
– Jak to, nie chcesz jeść? – zapytałam wściekła, gdy po raz kolejny podziękował za kolację. Akurat przygotowałam jego ulubione spaghetti, kupiłam nawet odpowiednie wino. – To ja się staram, stoję przy garach, gotuję, a ty mi mówisz, że nie jesteś głodny! Mogę wiedzieć, gdzie byłeś i co jadłeś?
– W pracy byłem – odpowiedział, odwracając wzrok. – Wiedziałem, że dłużej posiedzę, więc wyskoczyłem na lunch.
– I nie szkoda ci pieniędzy? – zapytałam z sarkazmem w głosie. – Tłumaczysz mi, że nie możemy mieć drugiego dziecka, bo to są koszty, a potem rozbijasz się po restauracjach?
– Po pierwsze, nie rozbijam się, raz byłem – odparł. – A po drugie, to nie była restauracja, tylko zwykły barek. Tam nie jest drogo.
– No to chociaż mógłbyś mnie uprzedzić, że nie będziesz jeść domu, tobym nie marnowała swojego czasu na gotowanie – prychnęłam, wściekła.
– Dobrze, od tej pory będę cię uprzedzał – powiedział.
No i uprzedzał. Prawie codziennie
A ponieważ przynajmniej dwa weekendy w miesiącu spędzał poza domem, na delegacjach, to na bycie razem mieliśmy coraz mniej czasu. Nie podobało mi się to, a moja cierpliwość była na wyczerpaniu. Zawsze dbałam, żeby przynajmniej jeden posiłek dziennie rodzina jadła razem. Uważam, że to bardzo ważne – dla nas, ale przede wszystkim dla Zuźki, której chciałam przekazać jak najwięcej dobrych wartości.
– Słuchaj, Zuźka zaraz skończy osiem lat i chciałabym, żeby wiedziała, jak wygląda rodzinne życie – przystąpiłam którego dnia do ponownego ataku.– A tymczasem ona na razie się uczy, że ma mamę, a tata jest dochodzący.
– Przecież to nie moja wina, że mam coraz więcej pracy – powiedział, ale widziałam, że mój argument trafił do niego, bo po chwili zastanowienia dodał: – No dobra, spróbuję to jakoś przeorganizować. Faktycznie, spędzam z nią ostatnio coraz mniej czasu.
– No właśnie – przytaknęłam.
– A wiem, że to dla niej ważne.
Widziałam, że Jarek się stara i byłam szczęśliwa, że jednak liczy się z moim zdaniem i z moimi odczuciami. Postanowiłam więc pójść za ciosem i po raz kolejny wróciłam do rozmowy o drugim dziecku.
– Czas leci – uprzedziłam. – A ja naprawdę chciałabym mieć dwójkę. I to jeszcze przed trzydziestką. Wiesz, że z każdym rokiem u kobiety wzrasta ryzyko urodzenia chorego dziecka?
– Ale ty jesteś uparta – westchnął. – Naprawdę ci to potrzebne? Mało masz zajęć? Wiesz, jak taki maluch przeorganizuje nasze życie? Nasze i Zuźki. A w ogóle, to chyba powinniśmy wziąć pod uwagę i jej zdanie. Nie sądzę, żeby chciała mieć siostrę lub brata. Przyzwyczaiła się już do bycia jedynaczką i może nie potrafić i nie chcieć dzielić się mamą i tatą z kimś jeszcze. A poza tym co – będą mieszkać w jednym pokoju?
– Nie – miałam już opracowany plan. – Na razie niemowlę i tak będzie spało w naszej sypialni, a potem przerobimy ją na pokój dziecięcy. A my będziemy spać w dużym pokoju.
– No wiesz – zaprotestował. – Mam spać w salonie?
– Oj, nie przesadzaj – zbagatelizowałam jego zastrzeżenia.
Byłam pewna, że gdy wreszcie go przekonam i na świecie pojawi się dziecko, to zwariuje na jego punkcie tak, jak zwariował na punkcie Zuzi. Ale był strasznie uparty i wcale nie było łatwo go przekonać, żeby zmienił zdanie. Zajęło mi to kolejne pół roku! Wreszcie, któregoś dnia się poddał.
– Wiesz co, niech będzie – powiedział.– Chociaż moim zdaniem, będziesz tego żałowała. Więc pamiętaj – nie miej do mnie pretensji, że nie dajesz rady, że jesteś przemęczona, że masz dość. Ja pracuję i nie będę po nocach wstawał do ryczącego niemowlaka.
– Po nocach to ciebie i tak zazwyczaj nie ma – odparowałam. – Właśnie, może mi wyjaśnisz, dlaczego coraz częściej musisz pracować do drugiej nad ranem? Rozmawiałam z Aśką – wiesz, żoną twojego kumpla, Marka – i ona powiedziała, że jej mąż nie musi tyle przesiadywać w robocie, a w weekendy nigdy nie jeździ w delegacje.
– Szpiegujesz mnie?! – zawołał oburzony. – Wypytujesz o mnie żony kolegów? Nie spodziewałem się tego po tobie!
– Nie wypytuję, po prostu rozmawiałyśmy – stwierdziłam.
W pierwszej chwili chciałam pociągnąć temat i wydusić z niego, co tak naprawdę robi, ale zrezygnowałam. Bałam się, że gdy skupimy się na rozmowie – a raczej na kłótni – na temat jego nieobecności w domu, to temat dziecka zejdzie na drugi plan. A tego nie chciałam.
Wybrałam się na wizytę do lekarza. Uprzedził, że po odstawieniu tabletek mogę zajść w ciążę natychmiast lub przeciwnie, mogę mieć kłopot przez jakiś czas. Na wszelki wypadek od razu kazał brać witaminy i kwas foliowy. Niestety, w moim przypadku zaistniała ta druga możliwość. Po trzech miesiącach zaczęłam się już denerwować.
Jarek przeciwnie, jakby odetchnął z ulgą
– Wiesz, Aga, może to zrządzenie losu – uspokajał mnie. – Widocznie nie jest nam to pisane.
– Może i nie – przyznałam, załamana.
– Ale nie wrócę do pigułek. Jeżeli nie mogę mieć dzieci, to przecież i tak nie ma to znaczenia.
A jednak udało się! Po pół roku wreszcie zaszłam w ciążę. Szalałam ze szczęścia i niemal przesadnie dbałam o swoje zdrowie. Za to Jarek zachowywał się tak, jakby spełnił swój obowiązek i poczuł się zwolniony z jakichkolwiek innych.
W domu bywał coraz rzadziej, a w weekendy, nawet jak nie wyjeżdżał w delegacje, to i tak gdzieś wychodził.
– Muszę się zrelaksować – mówił. – Tobie szaleją hormony, z trudem znoszę te napady złości i radości. Umówiłem się z kumplami.
Wkurzało mnie to, ale postanowiłam się nie denerwować. „Najważniejsze jest dziecko” – powtarzałam sobie. „Z Jarkiem załatwię sprawę po porodzie”.
Jednak czułam się fatalnie. I fizycznie i psychicznie. Byłam przemęczona i wreszcie zdecydowałam się iść na zwolnienie. Miałam nadzieję, że gdy będę w domu, nieobciążona obowiązkami, to poczuję się lepiej. Fizycznie może i tak, ale na psychikę wcale mi to dobrze nie zrobiło. Wręcz przeciwnie, teraz, gdy siedziałam w domu i rzadziej widywałam się z ludźmi, czułam się jeszcze bardziej samotna i mocniej odczuwałam nieobecność Jarka. Przez cały dzień narastała we mnie frustracja i gdy wreszcie mąż wracał do domu, zamiast cieszyć się z jego obecności, robiłam mu awantury. W związku z tym on wracał coraz później, a ja byłam coraz bardziej wściekła i ta spirala się nakręcała.
Wreszcie nadszedł dzień rozwiązania – wcześniej niż się spodziewałam, bo nasz synek pospieszył się o całe dwa tygodnie. Na szczęście Jarek w tym czasie nie wyjeżdżał w delegacje i nawet wziął wolne, żeby zająć się Zuzią. No i potem, przez pierwsze dni po naszym powrocie do domu, mną i małym Igorkiem.
Wydawało mi się, że wszystko wraca do normy, że znowu jest cudownie. Co prawda Jarek po tych kilku dniach spędzonych na łonie rodziny znowu wrócił do dawnych przyzwyczajeń i rzadko bywał w domu, ale teraz jakoś mniej mnie to obchodziło. Cieszyłam się macierzyństwem i wszystkie myśli poświęcałam Zuzi i rosnącemu zdrowo Igorkowi. Byłam szczęśliwa. Do czasu, aż koleżanki nie uznały za stosowne otworzyć mi oczu.
Pewnego dnia zadzwoniła Emilia. Zdecydowanie rzadziej się teraz widywałyśmy, bo ona też wyszła za mąż i przeprowadziła się na drugi koniec miasta. Trudniej nam było teraz znaleźć czas na spotkania i beztroskie plotki. Ucieszyłam się więc, kiedy usłyszałam jej głos w słuchawce.
– Jesteś w domu, więc wpadnę do ciebie po południu – przerywała moje okrzyki radości lakonicznym komunikatem, i rozłączyła się.
Przyszła jakaś taka zdenerwowana. Widziałam, że ma mi coś do powiedzenia, coś trudnego, i nie wiedziała, jak zacząć. Postanowiłam ją ośmielić.
– No, wal, bo cię rozniesie – powiedziałam. – O co chodzi? Co się stało?
– Dzwoniła do mnie Anka – powiedziała. – Wiesz, ta co mieszka koło Kaśki. Co prawda to ona sama powinna ci opowiedzieć, co widziała, ale się boi. No więc przykro mi, ale będziesz musiała uwierzyć mi na słowo, a ja nic nie widziałam, tylko słyszałam.
Poczułam, jak po plecach przebiega mi dreszcz. Domyśliłam się już, co chce mi powiedzieć i niestety, nie myliłam się. Okazało się, że Jarek prawie codziennie jeździ do Kaśki. Spędza tam też weekendy. Anka nieraz widziała jego samochód, nawet późnym wieczorem, jak wyprowadzała psa na spacer albo wracała z imprezy. Podobno wcale się nie ukrywali – widywała ich w sklepie, razem gdzieś wyjeżdżali w sobotę rano.
– Anka mówiła, że to wyglądało tak, jakby wybierali się na wycieczkę – Emilka opowiadała to wszystko, patrząc na mnie współczująco.
– A mnie mówił, że ma delegacje w weekend – wybąkałam, połykając łzy. – Jaka ja jestem naiwna. I długo to tak…
– To właśnie jest najgorsze – Kaśka wstała z fotela i usiadła koło mnie, obejmując mnie ramieniem. – Mówi, że co najmniej trzy, cztery lata. Tak, że Anka na początku myślała, że oni są razem. Dopiero niedawno się dowiedziała, że Jarek jest twoim mężem.
Ryczałam jak bóbr, nie mogąc pojąć, jak mógł mi zrobić takie świństwo. Udawał, że jest ze mną, a tymczasem prowadził drugie życie z Kaśką. Całe szczęście, że przynajmniej dzieci nie mieli! Zadzwoniłam do niego, żeby koniecznie wrócił wcześniej z pracy, a następnie poprosiłam moją mamę, żeby wzięła do siebie Zuzię i Igorka. Nie chciałam, żeby byli świadkami naszej rozmowy. Zresztą, trudno to nazwać rozmową. Powiedziałam mu, że wiem o wszystkim i ma się natychmiast wyprowadzić. Nawet nie próbował się tłumaczyć czy cokolwiek wyjaśniać. Kiedy już wychodził, zapytałam, dlaczego właściwie zrobił mi drugie dziecko, skoro od dawna był z Kaśką.
– Przecież sama chciałaś, nie? – zapytał zdziwiony, odwracając się od drzwi.
Nic nie odpowiedziałam. I jedyne, co mi przychodziło do głowy, gdy ryczałam przez całą noc, to to, że dzięki Bogu, nie muszę już być z takim kretynem „Bo sama chciałam”! No tak, chciałam. Powinnam więc mieć pretensje sama do siebie…
Czytaj także:
„Mąż latami mnie katował. Mści się na mnie, bo odeszłam, chce odebrać mi dziecko. Czy ten koszmar się skończy?”
„Chciała się zemścić, więc oskarżyła mojego męża o molestowanie. Jedno kłamstwo zniszczyło życie nam i naszemu dziecku”
„Mąż traktował mnie jak śmiecia. Uważał, że jestem głupia i nadaję się tylko do garów. Czerpał siłę z poniżania mnie”